sobota, 2 listopada 2013

Rozdział XIX

Przewróciła się na drugi bok i poczuła coś dziwnego na swojej twarzy. Delikatnie otworzyła oczy i jedyne co zobaczyła to czerwień. Mruknęła coś niezrozumiałego pod nosem i wtedy bukiet czerwonych róż zniknął jej z oczy i pojawiła się para, przeszywających ją brązowych ślipi. Twarz blondyna znajdowała się znacznie za blisko niej.
-Mała...-wymruczał słodko się uśmiechając. Niewiele myśląc odepchnęła jego śliczną buźkę i gwałtownie odwróciła na drugi bok.
-Ej!! za co to? - usłyszała w jego lekko uniesionym głosie zdziwienie.
-Domyśl się.- bąknęła niechętnie.
-Mała. - poczuła jego dłonie wsuwające się pod kołdrę, jednak je odepchnęła.
-Trzymaj je lepiej przy sobie.
-Księżniczko, przepraszam.
-A wiesz gdzie ja mam te twoje przeprosiny?
-Taa, wiem, wiem. W dupie, i powinnaś, bo postąpiłem jak idiota jebany. Ale byłem kurewsko pijany.
-Widocznie nie aż tak, bo pamiętasz. - jej ton głosu nie wróżył nic dobrego.
-Slash mi wszystko dzisiaj rano powiedział.
-A to szuja...- mruknęła cicho, tak, że nawet blondyn nie usłyszał.
-Kiedy się dowiedziałem od razu poleciałem do najbliższej kwiaciarni.
-Niepotrzebnie się fatygowałeś.
-Nie lubisz czerwonych róż? Możemy iść i kupić co ci się podoba... - próbował znowu ją dotknąć, jednak z takim skutkiem, jak wcześniej.
-Jeśli myślisz, że róże coś tu załatwią to się mylisz. Idź i daj je lepiej Nirvanie, czy tam innej z dziwek, które są w tym domu. Może one na to polecą, ale nie ja.
-Mała, co mam zrobić?
-Po pierwsze nie mów na mnie 'Mała'
-Co ty z tym masz, że gdy jesteś zła, to nie pozwalasz mi tak mówić? - jęknął, a w jego głosie słyszalna była skrucha.
-W takim razie wiesz już jak poznać, gdy jestem zła, ale nie zmieniaj mi nawet tematu. Po prostu się zamknij.
-Wiem, wiem... jestem debilem jakich mało i cię za to przepraszam. Mam tak skurwysyńsko mały mózg, który po alkoholu wyparowuje całkowicie. Nie powinienem pić.
-No co ty nie powiesz. - bąknęła pod nosem.
-Nic nie usprawiedliwi mojego chujowego zachowania, a najgorsze jest to, że osobą, która wtedy widziała, że się źle czujesz jest Slash, a nie znowu ja. Znowu mnie nie było i znowu spierdoliłem. Zawsze wszystko pierdole. Chyba jedyna rzecz, która zawsze będzie mi wychodzić. Chciałaś tylko ze mną pogadać, a ja widziałem mnóstwo innych, nic kurwa nie wartych rzeczy. Nie chciałem zrobić żadnej z tych, ale zrobiłem. Czuję się jak chory skurwysyn. Ranię ludzi, na których najbardziej mi zależy. Nie chcę cię krzywdzić... zbyt wiele dla mnie znaczysz. Jesteś tutaj z mojego powodu.
-Oj już nie miej tak wysokiego mniemania o sobie – przerwała mu ostro, choć po kilku jego słowach wybaczyła mu całkowicie. Powinie jednak trochę się pomęczyć.
-No może źle to powiedziałem, ale kurwa... nie chcę, żebyś przeze mnie cierpiała. Nie obiecam, że to się nie powtórzy, ale będę robił wszystko by tego uniknąć. Co mam zrobić byś mi wybaczyła? Powiedz co chcesz robić, gdzie chcesz być, co mogę ci kupić, a to zrobię.
-Serio? - odwróciła się do niego przodem – No dobra, sam tego chciałeś. Chcę dom z basenem w Beverly Hills, to czerwone auto co ostatnio ci o nim wspominałam, ale w dwóch kolorach – czerwony i czarny. Mieszkanko w Paryżu, a jutro chcę lecieć do Chin. Zawsze marzyłam o podróży tam, a dodatkowo moja szafa jest pusta i nie mam biżuterii. - widziała w jego oczach zagubienie, ale przysłuchiwał się jej z uwagą – na razie to chyba tyle.
-Dobrze! Postaram się to wszystko zrobić! Nie obiecuję, że szybko, ale po wydaniu płyty, za miesiąc na pewno!
-Popierdoliło cię... - delikatnie uderzyła go w policzek – Na serio myślisz, że tego chcę? Wiesz czego chcę? Ciebie. - przysunęła się do niego i złożyła pocałunek na ustach. Rozchyliła mu wargi językiem i delikatnie przygryzła, posyłając zalotne spojrzenie. Usiadła na nim rozkrokiem i powędrowała dłońmi pod jego koszulkę z logo Ramones. Oparła swoje czoło o jego, zakrywając ich twarze burzą brązowych włosów. Wpatrywała się w jego świecące z podniecenia oczy i wsłuchiwała w miarowy oddech.
-Kocham cię – szepnął łapiąc ją za tyłek i przerywając na plecy, na co wydała z siebie krótki pisk. Zaczął zachłannie całować ją po całym ciele, dłonią jeżdżąc po wewnętrznej stronie uda. Oddawała się tej przyjemności całkowicie, ale wreszcie złapała go mocno za włosy i wbiła mocno w jego usta. Jednym ruchem pozbył się przeszkadzającego materiału z jej ciała i zdecydowanym ruchem w nią szedł na co wydała krótki pomruk zadowolenia. Oblizała jego górną wargę i mocno oplotła nogami. Nie próżnowali i zachowywali jakby nie kochali ze sobą co najmniej miesiąc. Nie przejmowali się, że ktoś może ich usłyszeć, a nawet wejść. Wbiła paznokcie w jego ramiona, a po chwili wygięła w łuk, opadając ciężko na łóżko, a on obok niej. Przyciągnął jej twarz do swojej i lekko przygryzł ucho.
-Przepraszam.
-Takie przeprosiny mogę mieć zawsze – zaśmiała się perliście i wplątała swoje palce w jego, głowę kładąc na jego unoszącej się szybko klatce piersiowej.
-Tak swoją drogą to nieźle poharatałaś mi ramiona – lekko uniosła się pod wpływem jego śmiechu.
-Naprawdę? - podskoczyła i zrobiła smutną minkę – Przepraszam, przepraszam, przepraszam – zaczęła słodko mówić i składać pocałunki na jego ramionach.
-Zaraz zacałujesz mnie na śmierć. - podniosła na niego wzrok i przymrużyła lekko jedno oko.
-Mogę przestać jeśli chcesz.
-Taka śmierć to dla mnie istny orgazm dla duszy, tygrysico.
-Istny orgazm dla duszy? Hmm...
-I w sumie mam ochotę na jeszcze jeden...- posłał jej jeden ze swoich brudnych uśmieszków.
-No to sobie będzie musiał pan poczekać, bo zawaliłeś sprawę ze śniadaniem – przejechała palcem wzdłuż jego torsu i podskoczyła na równe nogi, pokazując mu w całej okazałości swoje nagie ciało. Chwyciła swoją koszulkę, a on jęknął odrzucając głowę do tyłu.
-Nie ubieraj się, Mała.
-No chyba, że chcesz, żeby twoi przyjaciele patrzyli na mnie nagą – przytrzymała bluzkę w powietrzu czekając na jego reakcję.
-No kurwa... niech nawet się nie ważą – zacisnął mocno usta – Jak wrócisz, to teraz ja cię wykorzystam.
-A więc traktujesz to jako wykorzystywanie? Dobrze... zapamiętam sobie. - naciągnęła koronkowe figi i posyłając mu całusa opuściła pokój. Wszędzie walały się butelki, a na dole dochodziły prezerwatywy, strzykawki, i mnóstwo innego gówna. Rozwalony na całej długości schodów przysypiał Joe, a Steven leżał koło schodów z głową w doniczce, która teraz służyła mu na wymioty. Skrzywiła się i weszła do kuchni, gdzie przy szafce stał Tyler.
-Łoo złotko! Coś za zajebistą koszulkę masz! - krzyknął klaszcząc w dłonie – Najcudowniejszy zespół, kurwa wyjebana muzyka i jakże przystojny wokalista! - spojrzała na swoje ubranie i zaśmiała. No tak... koszulka z logo Aerosmith.
-Odezwał się chyba pierwszy i jedyny fan tego zespołu.
-Łohoho! - żachnął się – Myślisz, że gdyby tak kurwa było, to teraz bym tu był?
-W tym burdelu? Całkiem możliwe. Chłopaki korzystaliby z twoich usług, dodam, że za darmo.
-Jakąś to Duff sobie znalazł panienkę. Podobasz mi się – wycelował w nią kabanosem, który trzymał w ręce i wyszedł z pomieszczania. Zajrzała do lodówki i zaklęła – świeciła pustkami nie włączając jednego serka waniliowego. Podążyła spojrzeniem za Stevenem, który oddalał się z pełnym talerzem żarcia.
-Steven kurwa, wracaj! - krzyknęła, ale pomachał jej i zniknął na tarasie.
-Darmozjady kurwa jebane. - trzasnęła lodówką i przeszukała inne szafki, gdzie gówno znalazła. Zrezygnowana złapała serek, łyżeczkę i wróciła na górę, gdzie Duff zapatrzony w sufit podgwizdywał pod nosem.
-Gdzie masz śniadanie?
-Ja jestem twoim śniadaniem – wskoczyła mu na kolana, a on objął ją w pasie – A tak na poważnie, to te chore darmozjady wszystko zjadły.
-Wystarczysz mi ty. - pocałował ją w policzek.
-Ale ja kurwa jestem głodna!
-To cię nakarmię. - przejął od niej 'śniadanie' i usadził jak małe dziecko.
-Za Duffusia! - krzyknął i zaczął udawać samolot, gdy otworzyła buzię krzyknął uradowany -Grzeczna dziewczynka! A teraz zaa... basa i jego kutasa. - zrobił dziwną minę, że wypluła wprost na jego twarz wszystko co miała w buzi.
-Marnujesz jedzenie! - krzyknął na nią przerażonym tonem, na co zaczęła śmiać się jeszcze bardziej. - Alison, w tymże momencie się opanuj, bo inaczej nie będzie nagrody! Ładnie jeść mi śniadanie! - klepnął ją w pośladek i pociągnął za rękę, żeby usiadła. Po chwili wykonała jego polecenie.
-Dobrze. Teraz za poranny seks... - zaczął wymachiwać dłonią, że zawartość łyżeczki wylądowała na jego udzie.
-Mmm... - mruknęła seksownie i nachyliła się, żeby to zlizać. Lekko drgnął, a ona z satysfakcją uśmiechnęła się pod nosem. Przejechała językiem trochę wyżej, a on przeniósł dłoń na jej szyję. Zaczęła składać delikatne pocałunki na jego męskości, a po chwili wzięła go do buzi. Gdy skończyła zalotnie odrzuciła włosy do tyłu i oblizała wargi, a on popchnął ją do tyłu kładąc się nad nią.
-Teraz ja... - nie dokończył, bo drzwi się otworzyły i wszedł do nich Steven w podartej koszulce i to jeszcze damskiej z nieprzytomnym spojrzeniem. Rzucił się na łóżko i ciężko jęknął.
-Umieram kurwa. Przypomnijcie mi kurwa, że nigdy mam nie brać tego co przyprowadza ze sobą ta jebana żaba. Chciał mnie kurwa zabić! Specjalnie to robi! Nie chce żebyście mieli dobrego perkusistę! On to wszystko uknuł! Takie jest jego plan! Duff, trzeba to powstrzymać! On chce zniszczyć Guns N' Roses! - krzyczał z przerażaniem w oczach, a nawet i łzami.
-Stevenson ty coś na serio kurwa wziąłeś.
-Nie Duff! Tym razem to nie są gadki naćpanego człowieka! Mówię ci poważnie!
-Idź pod zimną wodę kurwa, może wtedy ci mózg ostygnie, o ile go masz.
-Duff! - uklęknął – Ja nie żartuje! Jeśli ty mi nie pomożesz, to nie wiem kto!
-Stevensonie, jesteś jeszcze naćpany, więc połóż się i przestań pierdolić głupoty.
-Duff! Nie wmawiaj mi, że jestem naćpany kiedy kurwa nie jestem, ok?! - krzyknął – On chce mnie zabić! - na jego poliku pojawiła się łza, a Alison powstrzymywała się przed wybuchnięciem śmiechem. Adler wpadł w ramiona Duffa i zaczął płakać.
-Stevenson... - mruknął tamten z rezygnacją i poklepał przyjaciela po plecach – Wierzę ci... I nie pozwolę, aby cię zabił.
-Obiecujesz? - perkusista pociągnął nosem i spojrzał na niego z nadzieją.
-Obiecuję. Przecież kurwa wiesz, że nie pozwolimy cię skrzywdzić, nie?
-Kocham cię Duff. Ciebie też kocham, Ali... - oderwał się od przyjaciela i przytulił brunetkę.
-Też cię kochamy. - zaśmiała się i starła mu z polika łzy. Wyglądał teraz jak mały zagubiony chłopiec ze strachem w oczach i łzami na policzku.
-Mogę z wami poleżeć? - spytał się i niepewnie uśmiechnął, niczym siedmioletnie dziecko.
-Ja pierdole... już doczekaliśmy się dziecka – Duff pokręcił głową, ale uśmiechnął w stronę przyjaciela – Jasne, tylko łapy z dala od Alison.
-Łuhu! - blondyn wlazł pod kołdrę i przykrył się pod sam nos – Na co czekacie?! Śpimyyy! - zaczęli się śmiać, ale położyli koło niego. Alison oparła głowę o ramię Duffa i przypatrywała się Stevenowi.
-Duff, opowiesz mi jakąś bajkę?
-Kurwa... Steven popierdoliło cię jak kurwa nie wiem co. Jesteś tak jebnięty, że jak następnym razem zobaczę cię z jakimś gównem, to od razu wyląduje to w śmieciach.
-O co ci chodzi? Chcę tylko bajkę... - wygiął usta w podkówkę.
-Ile ty masz człowieku lat?! - podniósł głos, ale uciszył się, gdy Alison wbiła mu łokieć w żebra.
-Co się kurwa tutaj dzieje?! - do pokoju wparował Slash i zrobił kilka kroków do tyłu widząc ich leżących – Kurwa.... trójkącik?! I nikt mnie nie raczył zaprosić?! Chamy z was wyjebane! Kurwa! Co to?! Gra wstępna? Takiej kurwa nie widziałem, czego kurwa szukacie w swoich oczach? Czas wam pokazać, jak to się robi, bo z was blondyny cioty jakich mało! - wskoczył na łóżko i prawie zepchnął Duffa na podłogę.
-Kurwa! Rozpychasz się jak jakaś diva jebana. Spierdalaj stąd. Więcej was matka nie miała?! Wypierdalać z naszego pokoju! Drzwi są tam!
-Duffuś, kotuś... nie bądź nerwowy. Mówiłem ci i już nie musisz dłużej udawać przed Ali, że na mnie lecisz! Możemy razem stworzyć zajebisty związek oparty tylko i wyłącznie na seksie.
-Faktycznie związek – powiedział Duff, a Slash zawył.
-No patrzcie! Co też mój Kotek mówi?! Jakiś się mądry stał. Uważaj, bo od tyłu ktoś cię może wyruchać.
-Slash, wypierdalaj z tymi swoimi gadkami gdzie indziej. Idź do Rudego, bo on zapewne płacze.
-Kto ma iść do mnie? - w pokoju pojawił się Axl z Izzym.
-Co się tutaj wyprawia? Duff nauczył się wreszcie używać swojego sprzętu, że takie zbiorowisko? - spytał Izzy.
-Wyostrzył ci się żarcik. - żachnął się basista.
-No ale co innego mogło się stać? W każdym bądź razie gratuluję.
-Chodźcie do nas! Idziemy spać! - odezwał się radośnie Steven, który miał szeroko poszerzone źrenice.
-Co ten znowu kurwa wziął? - Axl rzucił się na Slasha i zaczął ciągnąć go za kudły.
-Mnie się kurwa pytasz? Jak jakiś upośledzony się zachowuje.
-Też mi nowość z księżyca, Duff.
-O czym wy wszyscy mówicie? - dopytywał się Adler.
-Żeś głupi jak kurwa nikt! - wrzasnął mu wprost do ucha Rudzielec.
-Izzy! Misiuuu! Chodź do mnie! - krzyknął Slash i złapał za rękę stojącego obok gitarzystę. Wylądował na łóżku, na którym już nikogo nie brakowało.
-Nie mów do mnie, jak do Axla! Nie jestem jebanym chujem!
-Masz coś do mnie?!
-Zamknąć się kurwa, teraz! - Duff próbował przekrzyczeć Slasha opowiadającego jakąś zajebistą historię Stevenowi, oraz kłócącą się dwójkę. - Dziwki kurwa idą! - krzyknął i nastała cisza jak makiem zasiał – WYPIERDALAĆ! Macie swoje pokoje?! Więc was kurwa nie chcę widzieć tutaj! Nawet się po bzykać przez was nie mogę!
-Bo ja kurwa nie widziałem jak się bzykasz. - prychnął Slash i przytulił Stevena.
-Może ja nie chcę patrzeć na ciebie kiedy się bzykam?!
-Nie musisz. Przecież ci nie karzę.
-Duffi, agresja ci szkodzi. Nie chcę znowu wysyłać cię do lekarza. Slasho ma rację jak chcesz się bzykać, to sami swoi.- Axl pociągnął łyka whiskey zabranej Izzy'emu, którą miał już praktycznie w buzi. Otworzył usta i zamulony przypatrywał się pijącemu wokaliście, gdy się ocknął trzepnął go w łeb.
-Oddawaj mi to kurwa! - wyrwał mu butelkę i odetchnął z ulgą.
-Jakiś iście radosny widok! Patrzcie tylko! - usłyszeli wesoły głos Tylera, który wraz z kolegami z zespołu stanął w drzwiach – Gdybym kurwa miał aparat jebnął bym wam zdjęcie, ale go kurwa nie posiadam, więc nie zrobię. Róbcie to co robicie, a my się zmywamy! Do następnego, pedały! - krzyknął i machnęli na pożegnanie. Wszyscy popatrzyli po sobie i wybuchnęli śmiechem.


piątek, 19 kwietnia 2013

Rozdział XVIII

-Kto wpierdolił moją czekoladę?! - po całym domu rozniósł się ryk Slasha, który zaczął wyrzucać wszystko jak leci z szafek w kuchni.
-Pierdolony pacanie, nie rób takiego syfu, bo kurwa ja nie zamierzam ruszać tego palcem. - powiedział spokojnie Axl, który przemierzał salon w fioletowym ręczniku z papierosem w ręce, a drugiej szklanką brandy.
-Bo ktoś kurwa musiał zapchać czymś dupę i wpierdalać co nie jego!
-Sam wpierdoliłeś, a raczej rozdeptałeś. Latałeś z tą czekoladą jak jakiś opętany, aż wylądowałeś na niej swoim kopytem. - Axl rozsiadł się na fotelu i założył nogę na nogę.
-Pierdolisz? - Slash złapał się pod biodra i stanął na podwyższeniu kuchennym. Włosy miał roztrzepane w każdą stronę, a nogawkę krótkich spodenek całkowicie podwiniętą do góry, tak że było mu widać tyłek.
-Pierdolę, ale nie w tym momencie.
-Chuj, chuj, chuj... Słodkiego mi się chce! Dajcie mi coś kurwa.
-Steven! - zawył Axl i zaraz koło niego pojawił się pół nagi Adler.
-Czego kurwa Rudy Ośle drzesz ryja?
-Wyrażaj się pedale jebany do mnie, bo ci upierdolę jęzor i kurwa nie będziesz mógł go zatapiać w jamach ustnych pięknych kobiet. Otóż nasz Slash chce czegoś słodkiego, więc jesteś cały jego.
-Chuju... myślałem, że już się coś kurwa pali, a ty mi dupę zawracasz.
-Ejj... to nie zły pomysł! - Slash zatarł ręce i rzucił się w stronę blondyna, który zaczął uciekać po całym salonie, nie patrząc na co skacze.
-Chodź tu cukiereczkuuu różowiutkiii! Przyprawię cię w jakieś piórka i będziesz nasłodziachniejszą dupą na całym świecie! - krzyczał za nim Slash, a Adler zaczął piszczeć jak jakaś baba.
-Wyprowadzam się kurwa! Każdej nocy bój się, czy któryś nie zaparkuje w twoim tyłku! Pedały jebane!
-Jebany dom wariatów...-mruknął Duff kręcąc głową i składając pocałunek na policzku brunetki.
-Żadna nowość. - zaśmiała się wesoło, obserwując popychającą się na ziemi dwójkę.
-Róbcie co macie robić, tylko szybko, bo przypominam, że kurwa ktoś musi być w studio.
-Slash, zostaw już tego słodziachnego blondaska. Idę do sklepu i kupię ci coś. - Alison zeszła z Duffa, odstawiając butelkę whiskey. Uszczypnął ją delikatnie w udo i posłał wściekłe spojrzenie.
-Myślałem, że to ja jestem najsłodszym blondaskiem...- mruknął z wyrzutem.
-Ty co najwyżej możesz być kurwa farbowaną kuną. - odezwał się Rudy na co został trafiony poduszką.
-Jebana konusowata wiewióro się nawet nie odzywaj!
-Konus to ty jesteś i bardzo dobrze wiesz, w którym miejscu!
-Słowo, a ty kurwa dostaniesz po ryju!
-Alison, jak już lecisz na miasto to skocz do Johna po towar... - mruknął Slash, który zszedł wreszcie ze Stevena.
-Przecież niedawno kupowałeś.
-No ale impreza była, tak?! - rozłożył bezradnie ręce i zacmokał ustami.
-Ty imprezy masz cały czas. Daj kasę... - ciężko westchnęła i wyciągnęła przed siebie dłoń. Nie lubiła załatwiać takich interesów, ale kilka razy się zdarzyło, że musiała, bo żadnemu nie chciało się podnosić dupy. Wcisnął jej w dłoń dwie studolarówki. Schowała je do kieszeni skórzanych rurek i naciągnęła na nogi czerwone trampki. Pożegnała ich środkowym palcem i opuściła ich posiadłość. Z trasy wrócili ponad miesiąc temu i chłopaki od razu zabrali się na kontynuowanie płyty. Większość czasu spędzali w studio, a gdy wracali upijali się, pieprzyli i tak w kółko. Ona oczywiście razem z nimi i z tego względu, że im się nie chciało załatwiała czasem interesy na mieście. Kilka razy do domu wpadła policja, bo jakieś jebane kutasy z tej samej branży kablowały, ale całe szczęście nie mieli dowodów, więc raczej odpuszczali. Dochodziła już na Sunset, gdzie powoli kręcili się ludzie głodni imprez. Była dopiero 17, więc nie było jakiś wielkich tłumów, jak to bywało tutaj wieczorami. W pierwszej kolejności chciała odwiedzić Johna, który mieszkał nad jednym z clubów o dość jasno mówiącej nazwie 'Only sex'. Weszła po metalowych schodach, który wydawały nieprzyjemne dźwięki i zapukała do drzwi mieszkania. Dochodziła z nich głośna muzyka i wkurwiona waleniem otworzyła je kopem.
-Johny! - wrzasnęła na cały dom i podeszła do wielkiej wieży, ściszając ją. Niski brunet wyłonił się z drzwi sypialnianych, zapinając spodnie.
-Czego kurwa?! Aa.. to ty Alison. - uśmiechnął się widząc brunetkę – Co cię sprowadza w moje skromne progi?
-Przyszłam na kawę, bo się za tobą stęskniłam. - powiedziała teatralnym tonem, a on pokręcił głową.
-To co zawsze? - kiwnął w jej stronę głową podchodząc do szafki.
-Yep.
-Przecież niedawno byłaś. - podał jej papierową torbę, a ona wcisnęła mu banknoty.
-Zapotrzebowanie rośnie...- wzruszyła ramionami.
-Alison kurwa... Lubie was. Steven to mój przyjaciel, zarabiam na tym, ale to cholerne gówno jest.
-Wiem, wiem...
-Eee... słuchaj... tutaj są dwie stówki...-skrzywił się.
-Tyle co zawsze.
-No wiesz... wszystko drożeje.
-Jaja sobie ze mnie robisz?
-No nie...
-Lubie was, tak? - prychnęła i wyciągnęła jeszcze jedną stówę z kieszeni spodni, wciskając ją brunetowi i wychodząc bez słowa.
-Sorry Ali! - krzyknął za nią.
-Sorry...- burknęła pod nosem i biegiem pokonała schody. Na dole o mało co nie wywaliła się stając na jakimś pierdolonym kamyczku. Kopnęła go i schowała do torby towar. 'Slash mi kurwa za to zapłaci!', pomyślała wściekła. Nie dość, że musi latać tutaj za nich, to jeszcze dokładać ze swojej kasy. No tak teoretycznie to ich kasy, ale to wiele nie zmienia. Pomachała barmanowi z Whiskey, który szedł po drugiej stronie ulicy.
-Wpadacie dzisiaj?!- krzyknął w jej stronę.
-Nie mam pojęcia! Jak tak to przytrzymaj jakieś dziwki dla tego napaleńca. - zaśmiał się i zniknął w drzwiach baru. Skierowała się na początek Sunset i weszła do największego w okolicy hipermarketu. Złapała wielki wózek i powolnym krokiem chodziła między regałami. Musiała kupić coś do żarcia, bo oczywiście ci debile musieli wszystko wyjeść w dzień, a później jechać na samych prochach. Nuciła pod nosem 'Dream on' Aerosmith, których zdążyła ostatnio poznać na kilku imprezach. Swoją drogą całkiem spoko z nich kolesie. Wrzuciła do koszyka paczkę groszków czekoladowych i miodowe dla Izzy'ego, który je uwielbiał. Zapakowała jeszcze kilka rzeczy i obładowana wyszła ze sklepu. Próbowała schować portfel do torby, gdy w coś, a raczej kogoś uderzyła i wszystko wypadło jej z rąk.
-Ja pierdole... - przeklęła pod nosem i zabrała za podnoszenie zakupów.
-Alison... Alison Forbes? - usłyszała znajomy głos i w szoku podniosła wzrok. Zamarła widząc przed sobą dawną przyjaciółkę Mary, która była cała zapłakana.
-Kurwa... Co ty tutaj robisz? - wydusiła z siebie po chwili milczenia. Blondynka lustrowała ją spojrzeniem z góry na dół.
-Z-zgdubiłam się.
-No ja kurwa myślę. Jakim cudem znalazłaś się w LA i dolazłaś, aż na Sunset?
-Znajomi... powiedzieli, że tutaj mam pojechać, a teraz mnie okradli i nie mam na taksówkę i nie wiem w którą stronę iść.
-Zajebiści znajomi.- Ali delikatnie zaśmiała się pod nosem, ale zaraz uspokoiła. Objechała 'przyjaciółkę' wzrokiem i pokręciła w niedowierzaniu głową do swoich myśli. Musiało ją całkiem pojebać.
-Nie mam kasy, bo wszystko straciłam, więc teraz ci nie dam, ale mam w domu, chodź. - mruknęła niezbyt chętnie i ruszyła do przodu. Odwróciła się, gdy blondynka wpatrywała się w nią w osłupieniu.
-Idziesz, czy czekasz, aż cię ktoś wyrucha przy pierwszej okazji? - blondynka biegiem do niej dobiegła i chwyciła jedną z toreb. Ali delikatnie prychnęła na ten gest i przyśpieszyła kroku.
-Ja- jakim cudem znalazłaś się w LA? - spytała niepewnie Mary po jakiś 15 minutach, Alison spojrzała na nią i zaśmiała bardziej do siebie.
-Miałam kurewskie szczęście i spotkałam na swojej drodze księcia na białym koniu. - Weszły już na ulicę, na której znajdowała się ich willa, a Mary otworzyła ze zdziwienie buzię.
-Pracujesz tutaj? - spytała, gdy weszły już na podwórko.
-Nie, ja tu mieszkam. - powiedziała Alison i otworzyła przed nią drzwi, przepuszczając do środka.
-Przyszło moje wybawieniee!!!!-usłyszała ryk i wylądował przed nią Slash – Masz? Wszystko kupiłaś?
-Skarbie!!! Mam nadzieję, że byłaś u Johna!!!- doszedł ją wesoły krzyk Stevena, który zaraz do nich dołączył. - Ooo... mamy gościa? Któż to zawitał w nasze skromne progi? Jak cię zwą niewiasto?- teatralnie się przed nią ukłonił i udał, że ściąga niewidzialny kapelusz.
-Steven, przestań pierdolić i bierz zakupy, a ty chuju – zagroziła Slashowi – Następnym razem sobie sam lataj. Ceny skoczyły.
-Jak ty się do króla odnosisz?! Dawno ci chyba nikt w dupę nie dał! Duff, to kurwa nawet się za to nie bierze!
-Co za jebany szum tutaj robicie? - burknął wyłaniający się ze schodów Duff, który wyglądał jakby dopiero co się obudził.
-Wstała jebana księżniczka – Duff pokazał fucka Steven'owi i poszedł do Alison delikatnie ją przytulając.
-Co tam, Mała?
-Dobrze się czujesz? - spytała z troską, a on pokiwał głową i pocałował ją delikatnie w usta. Nagle drzwi otworzyły i wparował do nich najpierw Steven Tyler, a za nim pozostali koledzy z zespołu w towarzystwie kilku pań.
-Czas rozruszać tą stypę! - zawył Joe, który był już nieźle piany... jak zresztą pozostali panowie. Przybili sobie piątkę z każdym ze znajdujących się w korytarzu Gunsów i ruszyli do salonu od razu włączając wieżę, z której poleciało akurat Crazy ich wykonania.
-Łooo kurwa! Cóż to za genialny song?! - zawył Steven i zaśmiewał trzymając za brzuch.
-Kto zaprosił tutaj tą żabę? - koło nich pojawił się Izzy, który chyba pierwszy raz dzisiaj wyłonił się z pokoju, a za nim jakaś ruda dziwka, poprawiająca bluzkę i wkładająca pieniądze za majtki.
-Mnie się pytasz? - Steven prawie, że podskakiwał do sufitu – Impreza, kurwa! - zawył i już go nie było.
-Istna patologia. Tylko kurwa patrzeć, aż się zaczną jebać na stole... - Slash zaczął grzebać w torebce Alison i ucieszył się znajdując swój towar. - Pięknie, pięknie...
-Kogo moje oczy widzą?! - krzyknął Axl, który pojawił się w tylnych drzwiach z panienką za nim.
-Więc chyba ich kurwa nikt nie zaprosił. - skwitował Izzy.
-Skarbeńku... jakiś noł lajf jesteś ostatnio...- Slash zarzucił na jego rękę i pocałował w policzek – Nawet dziwki porządnie nie umiesz wybrać – kiwnął głową w stronę wychodzącej towarzyszki szatyna.
-Ja przynajmniej pakuję się w tyłki dziwek, nie to co ty.
-Chuju! Do mnie mówisz?! - uniósł się Mulat.
-Nie kurwa. Do Duffa, ale czy Alison wygląda jak jakiś pieprzony transwestyta z chujem między nogami?
-Jeśli pacanie wyglądający jak zapchlony york nie wiesz, to transwestyci zazwyczaj mają chuja między nogami, ale jeśli mówimy już o Alison, to nie wiem, bo nie widziałem i sądze, że dość długo nie zauważę chyba, że Duff pozwoli.- puścił oczko przyjacielowi, który złapał go za szyję i zaczął udawać, że dusi.
-Nie w tym życiu, mój kurewski przyjacielu. Zostań przy swoich transwestytach.
-Co wy kurwa?! Raz, jeden jedyny raz mi się to zdarzyło! Kiedy byłem najebany w trzy dupy, a wy sami go do mnie przyprowadziliście! Dobrze chuje jebane wiecie, że do niczego nie doszło! Nie jestem Stevenem Taylerem, żeby...
-Ktoś kurwa wymówił moje zacne imię i nazwisko? - podleciał do nich wokalista Aerosmith'ów i przytulił Izzy'ego, który niezauważalnie się skrzywił.
-Hęę? Ktoś coś mówił? Duff, co pieprzyłeś? - Slash zaczął palić głupa co wyglądało przekomicznie.
-Komentowałem tylko to co powiedziałeś na temat Stevena.
-Co ten pudelek komentował na mój temat?
-Strasznie podobają mu się twoje nowe spodnie, a zwłaszcza twój tyłek w nich i chciałby odbyć rozmowę gdzie może je dostać, ale wstydził się zapytać - blondyn wyszczerzył się w stronę przyjaciela.
-Oh Slashu... wystarczyło do mnie tylko podejść przecież wiesz, że zawsze jestem do twojej dyspozycji, a teraz lecę, bo Joey zaczyna dobierać się do mojej dziweczki! Podobno świetna! Dzisiaj ją sprawdzę i jak coś wam polecę! I dzięki, że uważasz, że mój tyłeczek wygląda dobrze! Taki miał być efekt!
-Widzisz? Jest do twojej dyspozycji. Nie musisz dziękować. - Duff chciał się schować za Alison, jednak i tak dosięgnęły go ręce Saula.
-Chuju... oderwę ci twoje jaja jeśli się nie zmienisz. Jebana tleniona blondyna.
-Spierdalaj pudlu ode mnie! Nie jestem zainteresowany! Mam dziewczynę!
-Ale ta dziewczyna najwidoczniej nie jest zainteresowana tobą – Slash migiem podleciał do Alison i przerzucił ją sobie przez plecy. Od dłuższego czasu stała i ze śmiechem przyglądała się przyjaciołom.
-Dawaj ją jebany cwelu! - Duff zaczął za nimi gonić, a gdy chwycił ich oboje wgryzł się w tyłek brunetki, która zapiszczała na cały dom.
-Jeszcze ją wścieklizną zarazi i tyle będzie z Ali...- mruknął Izzy popijając whiskey.
-Dajcie kurwa spokój... gryzą cię w tym domu i nie wiadomo co...- Slash powrócił do Izzy'ego – Duff! Wiesz co chuju? Sądze, że powinieneś wziąć coś na wyluzowanie. - wyciągnął z torebki jedną strzykawkę i z uśmiechem pomachał nią przed przyjacielem.
-Ohoho... mądrze gadasz... Izzy idź po pół litra dla niego.
-Czasami mi się udaje... - Slash wygiął dumnie pierś do przodu.
-Czasami ci się udaje trafić w dziurkę – blondyn pokazał mu język, a Ali zaczęła śmiać ze smutnej miny Mulata.
-Chcesz? - Izzy wyciągnął w stronę Mary woreczek z koką i wtedy Alison przypomniała sobie o jej obecności. Blondynka stała z zszokowaną miną i wyglądała jakby zaraz miała się rozpłakać. Alison wzniosła oczy ku górze i pokręciła głową.
-Kurwyy! Gdzieście wy się jebać chcą?! Napierdalać na salony! - doszedł ich piskliwy krzyk Axla.
-Idźcie – nakazała im i kiwnęła głową w stronę blondynki – Chodź. - skierowała się w stronę schodów, a ona niepewnie za nią. Odpychała nogą zalegająca gdzie nie gdzie butelki i ciuchy oraz inne rzeczy, których lepiej nie dotykać. Otworzyła drzwi od jej i Duffa sypialni, w której teraz roiło się od różnych płyt, plakatów i ciuchów gdzie popadnie. Podeszła do wielkiej komody i odnalazła w niej pudełko swoich ulubionych czekoladowych fajek. Odpaliła jedną i wyciągnęła paczkę w stronę Mary, która przecząco pokręciła głową. Brunetka wzruszyła ramionami i wypuszczając dym z płuc rozwaliła się na łóżku.-Siadaj...- mruknęła pod nosem, a Mary niepewnie przysiadła na skraju łóżka. Nagle Alison podskoczyła i podleciała do wielkiego odtwarzacza umieszczając w nim płytę Led Zeppelin. Wydobyły się pierwsze dźwięki All my love i z uśmiechem na ustach zajęła poprzednie miejsce, cicho śpiewając pod nosem.
-Więc po co przyjechałaś do LA? - spytała po kilku minutach milczenia, gdy piosenka dobiegała końca.
-Eee... na warsztaty i na casting...
-W LA? No proszę... myślałam, że startujesz na Paryż.
-Byłam w Paryżu w wakacje. - Alison zacmokała ustami z uznaniem i dosięgnęła butelkę brandy ze stolika – Chcesz łyka?
-Nie piję.
-Skąd ja to znam...- brunetka zaśmiała się pod nosem i pokręciła w niedowierzaniu głową. Pomyśleć, że kilka miesięcy temu wyglądała tak samo, a teraz?
-A ty?
-Co ja? - podniosła wzrok z papierosa na blondynkę, która wciąż siedziała jak na szczudłach.
-Gdzie tańczysz, gdzie zamierzasz się dostać?
-Tańczę.... tańczę... - powiedziała jak w amoku delikatnie uśmiechając się pod nosem – przed Duffem...
-Ten blondyn?
-Tak.
-A zawodowo?
-Nie no, kasę jeszcze mam. Kiedy mi jej zabraknie, może wtedy.- chciała obrócić sytuację w żart i zaśmiać, lecz wyszedł jej raczej z tego nerwowy chichot.
-Nigdy nie tańczyłaś dla kasy.
-I nie zamierzam.- szybko zgasiła papierosa w zapalniczce i poszła zmienić płytę. Tym razem w odtwarzaczu wylądowała Paranoid Black Sabbath. Dojrzała na parapecie całą puszkę pepsi i podała ją Mary, która niechętnie ją chwyciła.
-Spokojnie, nie zatruta. - rozsiadła się na środku pokoju i złapała jeansową kamizelkę, którą zaczęła ozdabiać ćwiekami. Czuła cały czas napięcie i spojrzenie Mary na sobie.
-Coś nowego w Chicago? - spytała po pewnej chwili, pomału doprowadzającej do szału ciszy.
-Wszystko po staremu... niewiele się zmieniło od twojego...hm... od twojej ucieczki.
-Niewiele?
-Niezbyt... James załamał się, gdy wyjechałaś – prychnęła pod nosem.
-On? Ktoś coś jeszcze mówił?
-Chodzi ci o twoich rodziców? - pokiwała twierdząco głową – Wszystko u nich w porządku. Susan ostatnio zajęła pierwsze miejsce w konkursie recytowania i twoi rodzice są wniebowzięci. W wakacje odwiedzili Rzym, a w święta planuję jechać jak co roku na narty.
-To wszystko? - zmarszczyła nieco brwi.
-Chodzi ci o to, czy przejęli się twoją ucieczką? Przykro mi, ale sama sobie na to zasłużyłaś. - 'Nie' rozbrzmiało w głowie Alison. Spodziewała się czegoś takiego, ale i tak zabolało. Nie co dzień dowiadujesz się, że twoi rodzice mają cię w dupie. Odgoniła od siebie wszystkie dręczące myśli i chwyciła butelkę, wymuszając na uśmiech.
-Zdolna bestia z Susan.- mruknęła.
-Bardzo, twoi rodzice są dumni z takiej córki. Z ciebie też mogliby być... - odłożyła zbyt gwałtownie kurtkę na ziemię, a raczej nią rzuciła - Czemu wyjechałaś? - chciała już odpowiedzieć, ale wtedy w drzwiach pojawił się uśmiechnięty blondyn.
-Co jest? Imprezka się rozkręca. Totalny pojeb z tego Stevena. I z jednego i drugiego. Axl wpadł na zajebisty pomysł wypróbowania każdej z dziwek. - podszedł do niej i delikatnie objął w pasie, wkładając jej do ust papierosa.
-Zaraz dołączę.
-No to nie przeszkadzam. – cmoknął ją w policzek i wyszedł. Gdy zamknęły się za nim drzwi spojrzała na blondynkę z uśmiechem.
-Dlatego.
-Przecież ledwo co go znałaś.
-Jak widać się nie myliłam i bardzo dobrze zrobiłam. Mam przyjaciół, jestem kochana i wreszcie mogę robić co mi się tylko podoba.
-Warto poświęcić to wszystko co miałaś dla tego? Biedne dziewczyny, które są wykorzystywane, narkotyki, alkohol, to jest to czego chcesz?
-Życie. Chcę życia i je dostałam.
-Marnujesz życie, zabijasz się z każdym łykiem tego czegoś – wskazała na butelkę brandy.
-Tego czegoś? Kurewsko dobre to jest, jesteś pewna, że nie chcesz łyka? - zaśmiała się i podała jej butelkę.
-Nie, nie chcę. Ty też nie powinnaś. Możesz zacząć gdzie indziej.
-Zaczęłam. Tutaj.
-Alison to nie jest dla...
-Co?! To nie jest dla mnie? Gówno możesz wiedzieć. Gówno wiesz. Teraz wiem, że żyje, jestem szczęśliwa i uśmiecham się każdego pieprzonego dnia. I wiesz co? Cieszę się, że nie jestem tak pieprzoną hipokrytką, jak ty, czy moi rodzice!
-Jak chcesz... - Mary odwróciła głowę w drugą stronę.
-Co? Nie doczekam się wykładu? Szczerze mówiąc już bardzo dawno od nikogo go nie dostałam, więc bardzo proszę, jeśli chcesz to sobie pogadaj.
-Nie mam nic więcej do powiedzenia. Mogę zadzwonić po taksówkę?
-Nie chcesz zostać?
-Z samego rana mam zajęcia, a to nie jest towarzystwo dla mnie.
-Jasne... - Alison chwyciła słuchawkę telefonu, który stał na komodzie i wybrała odpowiedni numer. - Będzie za pięć minut. - powiedziała. Mary pokiwała w zrozumieniu głową. Brunetka chwyciła jeszcze jednego papierosa i go odpaliła. Podeszła do komody i wyciągnęła z niej pieniądze, które podała dziewczynie.
-Oddam ci.
-Nie ma takiej potrzeby. Chodźmy. - nakazała i wyszły z pokoju. Od razu doszły ich głośne krzyki, śmiechy i muzyka, a pod schodami zastały Slasha pieprzącego się z jakąś dziwką. Alison tylko pokiwała ze śmiechem głową, a Mary skrzywiła i jak najszybciej wyszła z domu. Stanęły na podjeździe i czekały. Po chwili zajechał samochód, Mary ruszyła w jego kierunku, ale się zatrzymała.
-Alison, byłaś moją najlepszą przyjaciółką, dlatego muszę ci coś powiedzieć...
-Nie, Mary – przerwała jej brunetka – Byłam twoją przyjaciółką, bo byłam taka jaką chciałaś, żebym była. Nie mogłam mieć własnego zdania, a dzięki mnie miałaś korzyści. Kiedy coś zaczynało się pieprzyć przestawałam się dla ciebie liczyć. Dopiero teraz to widzę i żałuje, że tak długo dawałam się traktować jak pieprzoną marionetkę, nie chcę słyszeć nic więcej... Wiem jakie masz zdanie na mój temat, ale to moje życie. Mimo wszystko cieszę się, że się spotkałyśmy, ale zbyt wiele się zmieniło i zbyt wiele nas różni by móc nawet gadać. Zamknęłam pewien rozdział, w którym byłaś ty. Żegnaj Mary. - blondynka zacisnęła usta i otworzyła buzię, lecz zaraz ją zamknęła.
-Żegnaj. - zamknęła za sobą drzwi i samochód ruszył. Alison stała i patrzyła do czasu, aż zniknął jej z oczu i jeszcze dłużej, nawet, gdy zaczął padać delikatnie deszcz. Teraz była pewna, że tamten rozdział życia został ostatecznie zamknięty. Rodzice, Mary... to wszystko zostało głęboko zakopane i nie zamierza już nigdy tego odkopać. Teraz to jest jej życie. Pieprzone życie, w którym jest naprawdę szczęśliwa. Mimo wszytsko nie była w nastroju do imprezowania, więc weszła do domu i odnalazła wzrokiem blondyna ignorując krzyki innych. Stał koło Axla, który pokładał się na nim ze śmiechu.
-Duff... - zaczęła cicho.
-Czekaj, czekaj... - powstrzymał ją dłonią, a ona stanęła z boku i nerwowo postukiwała nogą.
-Duff... - powtórzyła, gdy wciąż był zajęty rozmową z Axlem i Stevenem Taylerem.
-Sekundka.
-Chuj, nie sekundka.- burknęła i skierowała w stronę schodów po drodze wpadając na Joe'ego.
-Ołł hej... jesteś... chcesz się napić? - pomachał jej butelką pod nosem, którą chwyciła i biegiem poleciała do pokoju. Rzuciła się na łóżko miała ochotę stać się niewidzialna, o ile już się taka nie stała. Leżała na łóżku i wpatrywała się w sufit próbując ignorować hałas dochodzący z dołu. Nagle drzwi otworzyły się z hukiem i do środka wleciał Duff.
-Tutaj jesteś! Sama?
-Jak widać. - usiadł na łóżku i mocno przyciągnął ją do siebie.
-Chodź z namiiii...-mruknął jej do ucha i delikatnie je przygryzł.
-Z nami? - dopiero teraz zauważyła stojącą w drzwiach dziewczynę, która wyglądała, jak wyglądała. Kto ją w końcu przyprowadził? Napalone gwiazdy rocka.
-Poznaj Nirvane, opowiadała mi bardzo ciekawą historię jak dostała się do LA, tobie też może ją opowiedzieć.
-Z całym szacunkiem, ale nie mam ochoty słuchać czyiś historii, a zwłaszcza o tym jak dostali się tutaj.
-Co pierdolisz? - spojrzał na nią jak głupek i zaśmiał – Chodź lepiej do nas. Dawaj...- wstał na nogi i pociągnął ją za ręce.
-Nie, Duff. Nie mam ochoty. Muszę wszystko przemyśleć nie co dzień dowiadujesz się, że rodzina ma cię w dupie.
-Rodzina? W dupie? Żadna nowość. Nirvana właśnie z podwodu rodziny znalazła się tutaj.
-Co ty kurwa nie powiesz?
-No ja nie, ona ci powie. Chodź Skarbie, stęskniłem się za tobą. - powędrował rękoma w stronę jej piersi, które odepchnęła.
-Nie, Duff. Naprawdę nie mam ochoty. Muszę z kimś pogadać. - spojrzała na niego z nadzieją, a ten zacmokał ustami.
-Daj spokój. Chcesz być taka dziunia jak ta, którą tu przyprowadziłaś?
-Potrzebuję po prostu pogadać.
-No to chodź na dół.- jęknął – Chłopaki przyprowadzili dziewczyny, to z nimi pogadasz.- wygiął usta w dzióbek i nachylił nad nią.
-Mam kurwa gadać z dziwkami?! - wrzasnęła podrywając się na nogi.
-A co w tym złego? Są bardzo miłe.
-To niech kurwa będą miłe dla ciebie! Idź! Idź się z nimi pieprz skoro to jest dla ciebie ważniejsze!
-Jeny. Mała... po co od razu się unosisz? Powinnaś się wyluzować. Chyba potrzebujesz czegoś.
-Tak! Potrzebuje! Spokoju, więc łaskawie niech ona stąd idzie!
-Zostawisz ją samą? Tak nie wypada.
-No to idź z nią. Droga wolna, skoro tak się przejmujesz tym co ona czuje.
-Najwidoczniej się przejmuje. Siedź sobie sama, mam to w dupie.
-Miej to w dupie! Nie widzę różnicy! - wrzasnęła i napięcie odwróciła.
-Opanuj się do jasnej cholery! Świat nie kręci się wkoło ciebie! Nie jesteś jedyną dziewczyną na tym świecie, której trzeba poświęcać uwagę. - Na trzaśnięcie drzwi przymknęła oczy i delikatnie skuliła. Dosłownie wszystko się w niej teraz gotowało, a blondyn dolał oliwy do ognia. Jakieś pieprzone dziwki ważniejsze od niej i oczywiście nie mógł zauważyć, że potrzebuje kogoś kto z nią pogada i przytuli. Chciała tylko jego obecności, a on miał to w dupie. Jego ostatnie słowa zabolały. Nigdy nie usłyszała z jego ust czegoś takiego. Niewiele myśląc podleciała do jego szafki i zaczęła wyrzucać ciuchy, jak leci, aż wreszcie znalazła to czego szukała. Wyciągnęła strzykawkę wypełnioną tym czego akurat w tym momencie potrzebowała. Obejrzała znalezisko z każdej strony i poczuła jak mocniej wali jej serce. Jeszcze nigdy nie zażyła heroiny, bo chłopacy skutecznie ją przed nią chowali, a ona nawet nie odczuwała potrzeby zażycia jej. Skierowała się do łazienki gdzie było lepsze światło i przysiadła na toalecie. Podwinęła rękaw koszulki i założyła pasek uciskowy na ramię. Odgarnęła włosy do tyłu i odnalazła żyłę. Piękna... wręcz idealna. Delikatnie kciukiem rozmasowała miejsce gdzie zamierzała się wkuć i wzięła kilka głębszych wdechów.
-Okey... jedziesz Alison... - powiedziała sama do siebie i zbliżyła igłę do swojej skóry, ręka lekko jej drgała, ale próbowała to ignorować. Centymetr.
-Kurwa! - strzykawka wyleciała jej z ręki i podniosła wzrok do góry – Co ty odpierdalasz?
-To co widzisz.-burknęła i podniosła to co wypadło jej z ręki chcąc kontynuować to co zaczęła, jednak Mulat od razu jej to zabrał.
-Duff wie?
-Gówno mnie to obchodzi.
-Jego chyba jednak tak.
-Pff, na pewno, aż za bardzo. - strzepnęła z kolan niewidzialny kurz.
-Z tego co wiem to masz tego nie dotykać.
-Tak!? Bo co kurwa?! Kto powiedział, że nie mogę?! Ja?! Czy ci to kurwa powiedziałam?! - zaczęła wrzeszczeć wstając na równe nogi, a on przypatrywał jej się z szeroko otwartymi oczami.
-Ty może nie, ale na chuj ci to?
-Bo może kurwa chcę?! Dawaj! - podleciała do niego, ale wyciągnął ręce wysoko w górę, zaczęła podskakiwać jednak na nic to się zdało, bo był za wysoki.
-Dawaj mi to kurwa!
-Pojebało cię, że ci to dam. Chcesz skończyć na dnie jak jakiś skończony wrak? Zostawić Duffa samego, aby obwiniał się o to, że coś ci się stało? Jak chcesz spieprzyć sobie życie i wylądować na ulicy gdzie każdy będzie cię pieprzył, a ty gówno będziesz wiedzieć, to proszę bardzo. Bierz to kurwa, ale później obwiniaj tylko siebie.
-A kogo to kurwa obchodzi?! - usiadła na wannie i schowała twarz w dłonie.
-Tego popierdolonego debila, który siedzi na dole najebany w trzy dupy i pieprzy jakieś głupoty.
-Zwłaszcza jego.
-Co się znowu kurwa stało? Popierdoliliście się?
-Zależy o co ci chodzi.
-Tym razem nie o seks.
-Więc tak.
-I ty się kurwa przejmujesz? Faktycznie sobie to jebnij – wyciągnął przed nią strzykawkę – Przecie on najebany jak chuj, którym zresztą jest. Najeb się i też będziesz pierdolić.
-Co ty gadasz? - zmarszczyła brwi.
-Mądre rady wujka Slasha.
-Jak chuj.
-Zależy czyj. - kolejny jego z brudnych uśmiechów, który wywołał u niej śmiech.
-Jak mniemam na pewno twój.
-Lepszego nie znajdziesz.
-Na pewno.
-Ali, Księżniczko, nie bierz tego gówna, jasne? Nie mogę ci zabronić, ale nie bierz tego. Zaufaj mi.
-A wy co? Możecie?
-Nie. Nikt kurwa nie powinien brać tego szajsu. Trochę się na tym znamy i mamy kontrolę, ale dla ciebie to będzie za dużo. Po co ryzykować? Duffem się nie przejmuj. Każdy po pijaku robi głupoty – spojrzał na nią wymownie i rozczochrał włosy – Pogadacie jutro kiedy każde z was będzie w normalnym stanie. Psychologiem dobrym nie jestem i raczej ci nie pomogę, Steven skacze po całym domu jak popierdolona sarenka, która znalazła jelonka, więc on raczej też odpada. Ale jak coś to mów. - usiadła na toalecie i świdrował ją swoimi brązowymi oczami, które ledwo co było widać spod burzy loków. Uśmiechnęła się delikatnie, a on szturchnął ją w kolano, zrobiła to samo, zaczęli się popychać, aż wylądowała w wannie, a on podleciał szybko i odkręcił zimną wodę.
-Slash! Pojebało cię!!!- zaczęła krzyczeć próbując podnieść się na nogi, złapała słuchawkę i wycelowała strumieniem w śmiejącego się w najlepsze Saula. Zrzedła mu mina i podleciał do niej wyrywając wąż. Po chwili szamotania byli cali mokrzy i zmęczeni. Alison opadła do wanny, a Mulat obok niej.
-Wyglądasz jak jakiś niewypał.- mruknął po chwili.
-Odezwał się mokry pies.
-Zboczony pies?
-CO? - podniosła głos wychylając się i patrząc w jego stronę.
-Czemu powiedziałaś zboczony pies?
-Powiedziałam mokry pies, zboczeńcu!
-Usłyszałem zboczony.
-Jak mokry można pomylić ze zboczonym? Takie coś to tylko ty. - pokręciła w niedowierzaniu głową i ostrożnie opuściła wannę.
-Pić mi się chce.
-Jebać? - mruknęła ściągając z głowy ręcznik, którym wycierała włosy.
-Jebać? - zmarszczył brwi – Pić powiedziałem! I kto tu jest zboczony?!
-No nie ja.
-Jebać w sumie też mi się chcę.- powiedział w zamyśleniu, pocierając brodę.
-Żadna nowość.
-No w sumie. Dobra, idę się przebrać w coś suchego.
-I idź się jebać.
-Do mnie mówisz, dziewico?! - teatralnie się uniósł – A tak poważnie to mogę? - spojrzał na nią z miną słodkiego psiaczka.
-Od kiedy to potrzebujesz mojego pozwolenia?
-Zostawić cię samą mogę?
-No kurwa nie... - załamała ręce – Spokojnie, mogę zostać sama.
-No to idę! Laseczki czekają! - krzyknął i przelotnie pocałował ją w policzek. Zaśmiała się i pozbyła mokrych ciuchów. Ubrała suchą koszulkę z logo Aerosmith i położyła się do łóżka. Nie miała już siły na nic – ani na myślenie, ani na zabawę. Przykryła się pod sam nos kołdrą i zasnęła.