sobota, 2 listopada 2013

Rozdział XIX

Przewróciła się na drugi bok i poczuła coś dziwnego na swojej twarzy. Delikatnie otworzyła oczy i jedyne co zobaczyła to czerwień. Mruknęła coś niezrozumiałego pod nosem i wtedy bukiet czerwonych róż zniknął jej z oczy i pojawiła się para, przeszywających ją brązowych ślipi. Twarz blondyna znajdowała się znacznie za blisko niej.
-Mała...-wymruczał słodko się uśmiechając. Niewiele myśląc odepchnęła jego śliczną buźkę i gwałtownie odwróciła na drugi bok.
-Ej!! za co to? - usłyszała w jego lekko uniesionym głosie zdziwienie.
-Domyśl się.- bąknęła niechętnie.
-Mała. - poczuła jego dłonie wsuwające się pod kołdrę, jednak je odepchnęła.
-Trzymaj je lepiej przy sobie.
-Księżniczko, przepraszam.
-A wiesz gdzie ja mam te twoje przeprosiny?
-Taa, wiem, wiem. W dupie, i powinnaś, bo postąpiłem jak idiota jebany. Ale byłem kurewsko pijany.
-Widocznie nie aż tak, bo pamiętasz. - jej ton głosu nie wróżył nic dobrego.
-Slash mi wszystko dzisiaj rano powiedział.
-A to szuja...- mruknęła cicho, tak, że nawet blondyn nie usłyszał.
-Kiedy się dowiedziałem od razu poleciałem do najbliższej kwiaciarni.
-Niepotrzebnie się fatygowałeś.
-Nie lubisz czerwonych róż? Możemy iść i kupić co ci się podoba... - próbował znowu ją dotknąć, jednak z takim skutkiem, jak wcześniej.
-Jeśli myślisz, że róże coś tu załatwią to się mylisz. Idź i daj je lepiej Nirvanie, czy tam innej z dziwek, które są w tym domu. Może one na to polecą, ale nie ja.
-Mała, co mam zrobić?
-Po pierwsze nie mów na mnie 'Mała'
-Co ty z tym masz, że gdy jesteś zła, to nie pozwalasz mi tak mówić? - jęknął, a w jego głosie słyszalna była skrucha.
-W takim razie wiesz już jak poznać, gdy jestem zła, ale nie zmieniaj mi nawet tematu. Po prostu się zamknij.
-Wiem, wiem... jestem debilem jakich mało i cię za to przepraszam. Mam tak skurwysyńsko mały mózg, który po alkoholu wyparowuje całkowicie. Nie powinienem pić.
-No co ty nie powiesz. - bąknęła pod nosem.
-Nic nie usprawiedliwi mojego chujowego zachowania, a najgorsze jest to, że osobą, która wtedy widziała, że się źle czujesz jest Slash, a nie znowu ja. Znowu mnie nie było i znowu spierdoliłem. Zawsze wszystko pierdole. Chyba jedyna rzecz, która zawsze będzie mi wychodzić. Chciałaś tylko ze mną pogadać, a ja widziałem mnóstwo innych, nic kurwa nie wartych rzeczy. Nie chciałem zrobić żadnej z tych, ale zrobiłem. Czuję się jak chory skurwysyn. Ranię ludzi, na których najbardziej mi zależy. Nie chcę cię krzywdzić... zbyt wiele dla mnie znaczysz. Jesteś tutaj z mojego powodu.
-Oj już nie miej tak wysokiego mniemania o sobie – przerwała mu ostro, choć po kilku jego słowach wybaczyła mu całkowicie. Powinie jednak trochę się pomęczyć.
-No może źle to powiedziałem, ale kurwa... nie chcę, żebyś przeze mnie cierpiała. Nie obiecam, że to się nie powtórzy, ale będę robił wszystko by tego uniknąć. Co mam zrobić byś mi wybaczyła? Powiedz co chcesz robić, gdzie chcesz być, co mogę ci kupić, a to zrobię.
-Serio? - odwróciła się do niego przodem – No dobra, sam tego chciałeś. Chcę dom z basenem w Beverly Hills, to czerwone auto co ostatnio ci o nim wspominałam, ale w dwóch kolorach – czerwony i czarny. Mieszkanko w Paryżu, a jutro chcę lecieć do Chin. Zawsze marzyłam o podróży tam, a dodatkowo moja szafa jest pusta i nie mam biżuterii. - widziała w jego oczach zagubienie, ale przysłuchiwał się jej z uwagą – na razie to chyba tyle.
-Dobrze! Postaram się to wszystko zrobić! Nie obiecuję, że szybko, ale po wydaniu płyty, za miesiąc na pewno!
-Popierdoliło cię... - delikatnie uderzyła go w policzek – Na serio myślisz, że tego chcę? Wiesz czego chcę? Ciebie. - przysunęła się do niego i złożyła pocałunek na ustach. Rozchyliła mu wargi językiem i delikatnie przygryzła, posyłając zalotne spojrzenie. Usiadła na nim rozkrokiem i powędrowała dłońmi pod jego koszulkę z logo Ramones. Oparła swoje czoło o jego, zakrywając ich twarze burzą brązowych włosów. Wpatrywała się w jego świecące z podniecenia oczy i wsłuchiwała w miarowy oddech.
-Kocham cię – szepnął łapiąc ją za tyłek i przerywając na plecy, na co wydała z siebie krótki pisk. Zaczął zachłannie całować ją po całym ciele, dłonią jeżdżąc po wewnętrznej stronie uda. Oddawała się tej przyjemności całkowicie, ale wreszcie złapała go mocno za włosy i wbiła mocno w jego usta. Jednym ruchem pozbył się przeszkadzającego materiału z jej ciała i zdecydowanym ruchem w nią szedł na co wydała krótki pomruk zadowolenia. Oblizała jego górną wargę i mocno oplotła nogami. Nie próżnowali i zachowywali jakby nie kochali ze sobą co najmniej miesiąc. Nie przejmowali się, że ktoś może ich usłyszeć, a nawet wejść. Wbiła paznokcie w jego ramiona, a po chwili wygięła w łuk, opadając ciężko na łóżko, a on obok niej. Przyciągnął jej twarz do swojej i lekko przygryzł ucho.
-Przepraszam.
-Takie przeprosiny mogę mieć zawsze – zaśmiała się perliście i wplątała swoje palce w jego, głowę kładąc na jego unoszącej się szybko klatce piersiowej.
-Tak swoją drogą to nieźle poharatałaś mi ramiona – lekko uniosła się pod wpływem jego śmiechu.
-Naprawdę? - podskoczyła i zrobiła smutną minkę – Przepraszam, przepraszam, przepraszam – zaczęła słodko mówić i składać pocałunki na jego ramionach.
-Zaraz zacałujesz mnie na śmierć. - podniosła na niego wzrok i przymrużyła lekko jedno oko.
-Mogę przestać jeśli chcesz.
-Taka śmierć to dla mnie istny orgazm dla duszy, tygrysico.
-Istny orgazm dla duszy? Hmm...
-I w sumie mam ochotę na jeszcze jeden...- posłał jej jeden ze swoich brudnych uśmieszków.
-No to sobie będzie musiał pan poczekać, bo zawaliłeś sprawę ze śniadaniem – przejechała palcem wzdłuż jego torsu i podskoczyła na równe nogi, pokazując mu w całej okazałości swoje nagie ciało. Chwyciła swoją koszulkę, a on jęknął odrzucając głowę do tyłu.
-Nie ubieraj się, Mała.
-No chyba, że chcesz, żeby twoi przyjaciele patrzyli na mnie nagą – przytrzymała bluzkę w powietrzu czekając na jego reakcję.
-No kurwa... niech nawet się nie ważą – zacisnął mocno usta – Jak wrócisz, to teraz ja cię wykorzystam.
-A więc traktujesz to jako wykorzystywanie? Dobrze... zapamiętam sobie. - naciągnęła koronkowe figi i posyłając mu całusa opuściła pokój. Wszędzie walały się butelki, a na dole dochodziły prezerwatywy, strzykawki, i mnóstwo innego gówna. Rozwalony na całej długości schodów przysypiał Joe, a Steven leżał koło schodów z głową w doniczce, która teraz służyła mu na wymioty. Skrzywiła się i weszła do kuchni, gdzie przy szafce stał Tyler.
-Łoo złotko! Coś za zajebistą koszulkę masz! - krzyknął klaszcząc w dłonie – Najcudowniejszy zespół, kurwa wyjebana muzyka i jakże przystojny wokalista! - spojrzała na swoje ubranie i zaśmiała. No tak... koszulka z logo Aerosmith.
-Odezwał się chyba pierwszy i jedyny fan tego zespołu.
-Łohoho! - żachnął się – Myślisz, że gdyby tak kurwa było, to teraz bym tu był?
-W tym burdelu? Całkiem możliwe. Chłopaki korzystaliby z twoich usług, dodam, że za darmo.
-Jakąś to Duff sobie znalazł panienkę. Podobasz mi się – wycelował w nią kabanosem, który trzymał w ręce i wyszedł z pomieszczania. Zajrzała do lodówki i zaklęła – świeciła pustkami nie włączając jednego serka waniliowego. Podążyła spojrzeniem za Stevenem, który oddalał się z pełnym talerzem żarcia.
-Steven kurwa, wracaj! - krzyknęła, ale pomachał jej i zniknął na tarasie.
-Darmozjady kurwa jebane. - trzasnęła lodówką i przeszukała inne szafki, gdzie gówno znalazła. Zrezygnowana złapała serek, łyżeczkę i wróciła na górę, gdzie Duff zapatrzony w sufit podgwizdywał pod nosem.
-Gdzie masz śniadanie?
-Ja jestem twoim śniadaniem – wskoczyła mu na kolana, a on objął ją w pasie – A tak na poważnie, to te chore darmozjady wszystko zjadły.
-Wystarczysz mi ty. - pocałował ją w policzek.
-Ale ja kurwa jestem głodna!
-To cię nakarmię. - przejął od niej 'śniadanie' i usadził jak małe dziecko.
-Za Duffusia! - krzyknął i zaczął udawać samolot, gdy otworzyła buzię krzyknął uradowany -Grzeczna dziewczynka! A teraz zaa... basa i jego kutasa. - zrobił dziwną minę, że wypluła wprost na jego twarz wszystko co miała w buzi.
-Marnujesz jedzenie! - krzyknął na nią przerażonym tonem, na co zaczęła śmiać się jeszcze bardziej. - Alison, w tymże momencie się opanuj, bo inaczej nie będzie nagrody! Ładnie jeść mi śniadanie! - klepnął ją w pośladek i pociągnął za rękę, żeby usiadła. Po chwili wykonała jego polecenie.
-Dobrze. Teraz za poranny seks... - zaczął wymachiwać dłonią, że zawartość łyżeczki wylądowała na jego udzie.
-Mmm... - mruknęła seksownie i nachyliła się, żeby to zlizać. Lekko drgnął, a ona z satysfakcją uśmiechnęła się pod nosem. Przejechała językiem trochę wyżej, a on przeniósł dłoń na jej szyję. Zaczęła składać delikatne pocałunki na jego męskości, a po chwili wzięła go do buzi. Gdy skończyła zalotnie odrzuciła włosy do tyłu i oblizała wargi, a on popchnął ją do tyłu kładąc się nad nią.
-Teraz ja... - nie dokończył, bo drzwi się otworzyły i wszedł do nich Steven w podartej koszulce i to jeszcze damskiej z nieprzytomnym spojrzeniem. Rzucił się na łóżko i ciężko jęknął.
-Umieram kurwa. Przypomnijcie mi kurwa, że nigdy mam nie brać tego co przyprowadza ze sobą ta jebana żaba. Chciał mnie kurwa zabić! Specjalnie to robi! Nie chce żebyście mieli dobrego perkusistę! On to wszystko uknuł! Takie jest jego plan! Duff, trzeba to powstrzymać! On chce zniszczyć Guns N' Roses! - krzyczał z przerażaniem w oczach, a nawet i łzami.
-Stevenson ty coś na serio kurwa wziąłeś.
-Nie Duff! Tym razem to nie są gadki naćpanego człowieka! Mówię ci poważnie!
-Idź pod zimną wodę kurwa, może wtedy ci mózg ostygnie, o ile go masz.
-Duff! - uklęknął – Ja nie żartuje! Jeśli ty mi nie pomożesz, to nie wiem kto!
-Stevensonie, jesteś jeszcze naćpany, więc połóż się i przestań pierdolić głupoty.
-Duff! Nie wmawiaj mi, że jestem naćpany kiedy kurwa nie jestem, ok?! - krzyknął – On chce mnie zabić! - na jego poliku pojawiła się łza, a Alison powstrzymywała się przed wybuchnięciem śmiechem. Adler wpadł w ramiona Duffa i zaczął płakać.
-Stevenson... - mruknął tamten z rezygnacją i poklepał przyjaciela po plecach – Wierzę ci... I nie pozwolę, aby cię zabił.
-Obiecujesz? - perkusista pociągnął nosem i spojrzał na niego z nadzieją.
-Obiecuję. Przecież kurwa wiesz, że nie pozwolimy cię skrzywdzić, nie?
-Kocham cię Duff. Ciebie też kocham, Ali... - oderwał się od przyjaciela i przytulił brunetkę.
-Też cię kochamy. - zaśmiała się i starła mu z polika łzy. Wyglądał teraz jak mały zagubiony chłopiec ze strachem w oczach i łzami na policzku.
-Mogę z wami poleżeć? - spytał się i niepewnie uśmiechnął, niczym siedmioletnie dziecko.
-Ja pierdole... już doczekaliśmy się dziecka – Duff pokręcił głową, ale uśmiechnął w stronę przyjaciela – Jasne, tylko łapy z dala od Alison.
-Łuhu! - blondyn wlazł pod kołdrę i przykrył się pod sam nos – Na co czekacie?! Śpimyyy! - zaczęli się śmiać, ale położyli koło niego. Alison oparła głowę o ramię Duffa i przypatrywała się Stevenowi.
-Duff, opowiesz mi jakąś bajkę?
-Kurwa... Steven popierdoliło cię jak kurwa nie wiem co. Jesteś tak jebnięty, że jak następnym razem zobaczę cię z jakimś gównem, to od razu wyląduje to w śmieciach.
-O co ci chodzi? Chcę tylko bajkę... - wygiął usta w podkówkę.
-Ile ty masz człowieku lat?! - podniósł głos, ale uciszył się, gdy Alison wbiła mu łokieć w żebra.
-Co się kurwa tutaj dzieje?! - do pokoju wparował Slash i zrobił kilka kroków do tyłu widząc ich leżących – Kurwa.... trójkącik?! I nikt mnie nie raczył zaprosić?! Chamy z was wyjebane! Kurwa! Co to?! Gra wstępna? Takiej kurwa nie widziałem, czego kurwa szukacie w swoich oczach? Czas wam pokazać, jak to się robi, bo z was blondyny cioty jakich mało! - wskoczył na łóżko i prawie zepchnął Duffa na podłogę.
-Kurwa! Rozpychasz się jak jakaś diva jebana. Spierdalaj stąd. Więcej was matka nie miała?! Wypierdalać z naszego pokoju! Drzwi są tam!
-Duffuś, kotuś... nie bądź nerwowy. Mówiłem ci i już nie musisz dłużej udawać przed Ali, że na mnie lecisz! Możemy razem stworzyć zajebisty związek oparty tylko i wyłącznie na seksie.
-Faktycznie związek – powiedział Duff, a Slash zawył.
-No patrzcie! Co też mój Kotek mówi?! Jakiś się mądry stał. Uważaj, bo od tyłu ktoś cię może wyruchać.
-Slash, wypierdalaj z tymi swoimi gadkami gdzie indziej. Idź do Rudego, bo on zapewne płacze.
-Kto ma iść do mnie? - w pokoju pojawił się Axl z Izzym.
-Co się tutaj wyprawia? Duff nauczył się wreszcie używać swojego sprzętu, że takie zbiorowisko? - spytał Izzy.
-Wyostrzył ci się żarcik. - żachnął się basista.
-No ale co innego mogło się stać? W każdym bądź razie gratuluję.
-Chodźcie do nas! Idziemy spać! - odezwał się radośnie Steven, który miał szeroko poszerzone źrenice.
-Co ten znowu kurwa wziął? - Axl rzucił się na Slasha i zaczął ciągnąć go za kudły.
-Mnie się kurwa pytasz? Jak jakiś upośledzony się zachowuje.
-Też mi nowość z księżyca, Duff.
-O czym wy wszyscy mówicie? - dopytywał się Adler.
-Żeś głupi jak kurwa nikt! - wrzasnął mu wprost do ucha Rudzielec.
-Izzy! Misiuuu! Chodź do mnie! - krzyknął Slash i złapał za rękę stojącego obok gitarzystę. Wylądował na łóżku, na którym już nikogo nie brakowało.
-Nie mów do mnie, jak do Axla! Nie jestem jebanym chujem!
-Masz coś do mnie?!
-Zamknąć się kurwa, teraz! - Duff próbował przekrzyczeć Slasha opowiadającego jakąś zajebistą historię Stevenowi, oraz kłócącą się dwójkę. - Dziwki kurwa idą! - krzyknął i nastała cisza jak makiem zasiał – WYPIERDALAĆ! Macie swoje pokoje?! Więc was kurwa nie chcę widzieć tutaj! Nawet się po bzykać przez was nie mogę!
-Bo ja kurwa nie widziałem jak się bzykasz. - prychnął Slash i przytulił Stevena.
-Może ja nie chcę patrzeć na ciebie kiedy się bzykam?!
-Nie musisz. Przecież ci nie karzę.
-Duffi, agresja ci szkodzi. Nie chcę znowu wysyłać cię do lekarza. Slasho ma rację jak chcesz się bzykać, to sami swoi.- Axl pociągnął łyka whiskey zabranej Izzy'emu, którą miał już praktycznie w buzi. Otworzył usta i zamulony przypatrywał się pijącemu wokaliście, gdy się ocknął trzepnął go w łeb.
-Oddawaj mi to kurwa! - wyrwał mu butelkę i odetchnął z ulgą.
-Jakiś iście radosny widok! Patrzcie tylko! - usłyszeli wesoły głos Tylera, który wraz z kolegami z zespołu stanął w drzwiach – Gdybym kurwa miał aparat jebnął bym wam zdjęcie, ale go kurwa nie posiadam, więc nie zrobię. Róbcie to co robicie, a my się zmywamy! Do następnego, pedały! - krzyknął i machnęli na pożegnanie. Wszyscy popatrzyli po sobie i wybuchnęli śmiechem.