czwartek, 17 maja 2012

Rozdział IV


-Żegnaj, Duff.- szepnęła i odwracając się szybko wskoczyła do autobusu. Zajęła miejsce na samym końcu i patrzyła za idącym pomału blondynem. Poczuła ukłucie w sercu, że już nigdy więcej go nie zobaczy, ale tak musiało być. Na jeden dzień zrobiła coś głupiego i nie zamierza to tego wracać. To nie jej świat. Jest Alison Forbs, z idealnej rodziny i właśnie taka zamierza być. Rodzina na pewno strasznie się o nią teraz martwi i poczuła wyrzuty sumienia. Nie powinna tego robić, nie powinna w ogóle tam iść. Po półgodzinie wysiadła na swojej ulicy i biegiem pokonała odcinek z przystanku do swojego domu. Otworzyła masywną furtkę i rzuciła w stronę drzwi wpadając jak huragan. Sky zaczął skakać i szczekać, gdy ją zobaczył, ona tylko pogłaskała go za uchem i weszła do salonu, w którym siedzieli rodzice z kamiennymi minami.
-Przepraszam bardzo, ale była straszna ulewa i postanowiłam zatrzymać się w hotelu.
-Czy ty w ogóle wiesz jak się o ciebie martwiliśmy? Myślałam, że jesteś odpowiedzialnym dzieckiem, Alison.-zaczęła matka, w których oczach malowało się wielkie rozczarowanie, którego Alison jeszcze nigdy nie widziała. Nie takim spojrzeniem patrzyli na swoją małą i zdolną córeczkę.
-Przepraszam...-wydukała ze łzami w oczach.
-Nie obchodzi mnie to. Koniec ze wszystkim, dawaliśmy ci za dużo swobody. Od dzisiaj będziesz chodziła tylko do szkoły, na lekcje tańca i na tym byłby koniec. Zapomnij o przyjęciu dobroczynnym i jakichkolwiek warsztatach ze śpiewu.- chciała coś powiedzieć, ale matka jej przerwała – Koniec tematu, a teraz się szykować. Po szkole idziesz do kościoła i wyspowiadasz się ze swojej własnej głupoty. Myślisz, że jak się teraz czuje Bóg?
Pobiegła do swojego pokoju i czym prędzej wykąpała oraz ubrała. Uczesała włosy w warkocza i po godzinie siedziała już w autobusie do szkoły. Wciąż miała przed sobą przyjazne, wesołe oczy Duffa i zawiedzione spojrzenia matki. Chciało jej się płakać, że popełniła tak głupi błąd, i że ciągle myślała o blondynie. O jego głosie, włosach, oczach, ustach, pocałunku, jego dotyku. Na przerwie na lunch poszła do łazienki i wyciągnęła z torby kurtkę, którą zapomniała mu oddać. Przyłożyła ją do nosa i delektowała jej duszącym, lecz przyjemnym zapachem. Przerwała, gdy koło niej pojawiła się Mary.
-Co to jest?-spytała wskazując na kurtkę.
-Kupiłam sobie.
-Kłamiesz, Alison, a dobrze wiesz, że kłamstwo to coś złego. Powiedz mi prawdę.
-Pożyczyłam go od tego chłopaka z kawiarni.
-Spędziłaś z nim noc?!-prawie, że krzyknęła, ale Alison przyłożyła jej palec do ust.
-Shhh... nie wszyscy muszą o tym wiedzieć.
-Alison, zawiodłam się na tobie. Myślałam, że jesteśmy prawdziwymi przyjaciółkami. Myślałam, że jesteś dobra.- szepnęła ze łzami w oczach i opuściła łazienkę, Alison po raz kolejny dzisiaj poczuła, że zawiodła osobę, na której jej zależało. Schowała kurtkę na powrót do torby i skierowała na matematykę. Następną lekcją był śpiew. Zajęła miejsce w odległą części sali i zobaczyła Mary z grupką koleżanek, który patrzyły na nią z obrzydzeniem. Jej policzki zapiekły, a w oczach pojawiły łzy. Oceniały ją, a Mary wszystko im powiedziała. Miała ochotę do nich podejść i wykrzyczeć im w twarz, że nic o niej nie wiedzą, że jedyną osobą, która się z nią liczy jest przypadkowo poznany blondyn. Lecz nie zrobiła tego, musiała im pokazać, że jest lepsza.
-Alison! Twoja kolej!-krzyknęła nauczycielka i gestem nakazała stanąć na środku. Zaczęła śpiewać do granej przez nauczycielkę melodii, w połowie przerwała i załamała ręce.
-Alison, skrzeczysz jak jakaś żaba, od początku. - zaczęła śpiewać jeszcze raz, lecz nauczycielka znowu jej przerwała – Weź się w garść. Niby ty masz najpiękniejszy głos i masz wziąć główną rolę w musicalu? - spytała drwiąco – Daję ci ostatnią szansę. - Alison próbowała dać z siebie wszystko, ale czuła, że ta piosenka jest sprzeczna z jej odczuciami, że nie chce tutaj być. - Koniec tego! Mary, zastąpisz ją.- Mary posłała jej drwiący uśmiech i odpychając na bok zajęła jej miejsce. Alison odwróciła się ze łzami w oczach i zobaczyła stojącą w drzwiach matkę. Poszła do niej szybkim krokiem, a kobieta stanęła na korytarzu i spiorunowała ją spojrzeniem.
-Przynosisz wstyd mi i mojej rodzinie. Wstydzę się za ciebie, dziecko. Jesteś jedną, wielką, chodzącą porażką, która w tym momencie nie zasługuje na swoje nazwisko. Nie wiem jak to zrobisz, ale masz dostać główną rolę i mieć same szóstki na koniec roku, bo będziemy inaczej rozmawiać. - syknęła prosto w twarz córce i zniknęła w drzwiach swojej sali. Alison spojrzała na zegar, dochodziło 14, a przed nią jeszcze dodatkowe zajęcia z matematyki, biologii i tańca, który dzisiaj były obowiązkowe aby pojechać na warsztaty. Wyciągnęła z torby bilet, który podarował jej Duff. 'Guns N' Roses' widniało na nim. Nie miała pojęcia kto to jest, ale nie widziała innego wyjścia. Zorientowała się, że po jej policzkach spływają łzy, odwróciła się w stronę sali, z której dochodził głos dumnej jak paw Mary. Narzuciła na siebie kurtkę i biegiem wyleciała ze szkoły. Wsiadła do taksówki i podała adres, gdzie miał odbyć się koncert. Był korek, więc na miejsce dotarła dopiero godzinę później. Wysiadła przed miejscem koncertu i zobaczyła wielkie kolejki, jak ona ma tutaj niby odnaleźć Duffa? Zaczęła przepychać się między ludźmi, lecz nigdzie nie wiedziała jego, ani jego kolegów. Załamana rozejrzała się dookoła. Czuła się tutaj jak jakiś wyrzutek w swojej spódniczce, białej koszuli, gdzie wszyscy byli ubrani w podarte ciuchy, jakby założyli pierwsze lepsze co wpadło im w ręce. Miała na sobie całe szczęście kurtkę blondyna. Podeszła na sam przód kolejki i go też tam nie było. Usłyszała gwizd i odruchowo obejrzała się w jego stronę. Wysoki szatyn kiwnął głową w jej stronę i gestem ręki kazał podejść, zrobiła to niepewnie.
-Zgubiłaś się?-spytał mierząc ją z góry na dół.
-Szukam kolegi.
-Raczej tutaj go nie znajdziesz, chyba, że ta kurtka należy do niego.
-Należy do niego.
-No to raczej powinien tu być, lecz teraz chyba go nie znajdziesz. Możesz zając miejsce przede mną.-odsunął się lekko do tyłu robiąc jej miejsce. Rozejrzała się jeszcze raz dookoła, ale w końcu stanęła w kolejce. Skoro już tutaj dotarła, to pójdzie na ten koncert. Nigdy nie była w takim miejscu, a kiedyś musi być ten pierwszy raz, a ponadto liczyła, że uda jej się gdzieś go znaleźć. Z każdą mijaną minutą coraz bardziej chciała wrócić do domu, przeprosić za swoje zachowanie i żyć tak jak dalej. Miała już tak zrobić, kiedy to pojawili się ochroniarze i tłum entuzjastycznie zareagował.
-Okey... jeśli chcesz być cała radziłbym biegnąć jak najszybciej w kierunku sceny, a na koncercie bawić się tak jak inni.-nieznajomy nachylił jej się do ucha i lekko pchnął do przodu. Podała bilet ochroniarzowi i według wskazówek pośpiesznie przeszła do przodu. Jej oczom ukazał się stadion i wielka scena, ludzie za nią wbiegali i biegli do sceny, przypomniała sobie o radzie i zaczęła biec. Już po chwili była pod samymi barierkami po prawej stronie. Pierwszy koncert i takie miejsca. Była tym wszystkim zafascynowana ale także i przerażona. Nie wiedziała co ma robić, jak się zachować. Naokoło niej zaczęła przybywać ludzi i robić coraz bardziej duszno. 'W co ja się wpakowałam?' powtarzała w kółko w myślach i po raz kolejny przeklinała swoją głupotę. Po jakiejś godzinie ludzie zaczęli jeszcze bardziej wrzeszczeć i muzycy zaczęli wchodzić na scenę. Po kolei. Zamurowało ją gdy zobaczyła trzymającego w ręce gitarę basową Duffa.
-Hello motherfuckers!- krzyknął do mikrofonu mężczyzna, którego imienia nie znała, ale kojarzyła, że był wczoraj w pokoju. Rozległa się muzyka i wszyscy zaczęli skakać. Nawet i ona. Wciął była zdezorientowana, powinna sobie zdać wczoraj sprawę kim oni są, ale przez myśl jej nie przeszło, że są oni zespołem, an którego koncerty przychodzi, aż tyle ludzi. Z otwartą buzią przyglądała się chłopakom, a zwłaszcza Duff'owi. Poczuła w sobie energię i siłę. Siłę, że wreszcie robi coś innego. Pod koniec koncertu ich spojrzenia się spotkały na co lekko się uśmiechnął, miała nadzieję, że ją rozpoznał, ale pobiegł w przeciwnym kierunku sceny. Poczuła lekki zawód, ale czego mogła się spodziewać? Po chwili jednak podszedł do niej ochroniarz i kazał wyjść za barierek. Chciała dowiedzieć się po co, ale nie uzyskała odpowiedzi. Poddała się i z jego pomocą się wydostała, a po chwili zaprowadził ją schodkami w bok sceny i za kulisy.
-Masz tutaj czekać!-krzyknął starając się przekrzyczeć muzykę. Pokiwała w zrozumieniu głową i wychyliła się w bok. Widok stąd na skaczących ludzi był niesamowity. Wydawali się być jednością i żyli tylko tym co działo się tu i teraz.
-Do zobaczenia, motherfuckers!-krzyknął wokalista tak samo jak się przywitał i zaczęli schodzić ze sceny ją ignorując i między sobą popychając.
Nagle naprzeciwko niej wyłonił się skaczący blondyn.
-Przyszłaś!-krzyknął i do niej podleciał. Cały lepił się od potu, a jego włosy wyglądały jakby dopiero co je umył. Normalnie skrzywiłaby się na ten widok, ale u niego wydawało jej się to być jeszcze bardziej seksowne.
-Tak... nie miałam co robić.-uśmiechnęła się nieśmiało i wzruszyła ramionami. Cieszyła się, że znowu go widzi i nie wiedzieć czemu chciała rzucic mu się na szyje. Sama tego nie rozumiała.
-I jeszcze zajęłaś miejsca pod sceną! Brawa, Mała. Ale twój strój...-delikatnie się skrzywił.
-Przepraszam, ale przyszłam prosto ze szkoły... właściwie zerwałam się z lekcji.
-Niegrzeczna dziewczynka.-puścił jej oczko i po chwili na jego plecy rzucił się rudzielec, który był wokalistą zespołu. Zaczęli się przekomarzać i uderzać, lecz po chwili Duff go chwycił skutecznie w pasie i odwrócił w jej stronę.
-Alison poznaj Axl, Axl a to mała Alison.
-Łuhu! Witaj na tyłach tego zacnego burdelu!-krzyknął i przybił jej piątkę, odlatując gdzieś w bok. Zaśmiała się cicho pod nosem i przeniosła wzrok na blondyna, który cały czas się uśmiechał.
-No więc...-zakołysał biodrami do przodu i do tyłu, patrząc na nią.
-No więc...-przygryzła wargę.
-Duffuś! Skarbie! Nie ma co trzymać tutaj naszych zgrabniutkich tyłeczków, bo w hotelu czeka na nas porcja czegoś zajebistego. Pakuj zatem swoją dupkę i groupie do samochodu! My zaraz znajdziemy kogoś dla siebie. - koło nich przeleciał jak huragan dopiero co poznany jej Axl.
-Jedziemy?-uniósł lekko jedną brew. 'Nie. Muszę wracać' pomyślała, ale kiedy przypomniała sobie cały dzisiejszy dzień zmieniła zdanie.
-Tak.

wtorek, 8 maja 2012

Rozdział III


Usłyszała huk i pośpiesznie otworzyła oczy. Zobaczyła przed sobą burzę czarnych loków i para ciemnych oczu spojrzała w jej stronę.
-Sorry, nie chciałem cię obudzić.- W jej oczach widoczne było przerażenie, pomału zaczęła sobie składać wszystko w jedną całość i miała ochotę krzyczeć - Duff, twoja panna się obudziła. - Blondyn podszedł do niej z uśmiechem i troską na twarzy, kiedy znowu go zobaczyła trochę bardziej się uspokoiła.
-Co ja tutaj robię?-spytała zaspanym głosem.
-Zemdlałaś, a później zasnęłaś.
-Która godzina?
-Dochodzi północ.
-Co?!-wrzasnęła i podskoczyła na równe nogi, wtedy wszystkie spojrzenia obecnych w tym pokoju powędrowały w jej stronę. Było tutaj jeszcze więcej mężczyzn, których w ogóle nie kojarzyła. Serce podeszło jej do gardła i miała ochotę się rozpłakać. Do głowy przyszły jej wszystkie najczarniejsze scenariusze. Zaczęła szybko oddychać i cała się trzęsła.
-Shh... hej, spokojnie, bo znowu nam wywiniesz jakiś numer. Siadaj.
-Muszę do domu...
-O tej godzinie? Na dworze ulewa, a w tej okolicy autobusu już nie jeżdżą.
-Muszę do domu...-powtórzyła jak w jakimś amoku.
-Jak chcesz.- blondyn podszedł do drzwi i je otworzył- Masz do wyboru zostać tutaj z nami lub wyjść na wichurę. Wnioskuję, że w zupełnie obcej tobie okolicy, droga wolna.- kiwnął głową w stronę wyjścia, a ona jeszcze raz rozejrzała po pokoju. Wszyscy powrócili do swoich zajęć i zupełnie nie zwracali na nich uwagi. Przygryzła wargi i ostatecznie powróciła na łóżko. Duff uśmiechnął się triumfalnie i usiadł koło niej. Bawiła się swoimi dłońmi i cały czas czuła jego spojrzenie na sobie.
-Często ci się to zdarza?
-Co?
-Omdlenia.
-Czasami....
-Jesteś chora?
-Nie...
-No więc?-przygryzła wargi. Wiedziała co jest powodem jej omdleń i sama sobie była winna, ale nie chciała o tym mówić, spojrzała w jego oczy i wszystko odeszło – Mało jem. Muszę schudnąć, żeby dobrze tańczyć i zarywam noce.
-Schudnąć? Z kości na ości? Jadłaś coś dzisiaj?
-Nie...-złapał ją za dłoń i pociągnął w kierunku wyjścia. Zlecieli po schodach w dół i stanęli przed recepcją.
-Jest późno, ale zobaczymy co da się zrobić.- nacisnął dzwonek, jednak nie przyniosło to żadnego rezultatu. Wskoczył na ladę i po chwili był już na drugiej stronie.
-Co ty robisz? Tutaj nie można wchodzić!-syknęła, nerwowo rozglądając się po bokach.
-Nie można?-spojrzał na nią mrużąc oczy i zawadiacko uśmiechając.
-Nie, jest nawet tabliczka.
-Ups... najwidoczniej nie umiemy czytać.- Wzruszył ramionami i wyciągnął w jej stronę dłoń. Popatrzyła niepewnie na nią i rozważało jakie ma opcje do wyboru – wyjść i wrócić do domu wydawała się najodpowiedniejszą. Chwyciła jego dłoń i z pomocą wskoczyła na wysoką ladę. Złapał ją za biodra i okręcając postawił na ziemi. Uklęknął przed jedną z szuflad i jednym ruchem pociągnął ją do siebie, aż coś zatrzeszczało. Przypatrywała się jego zwinnym ruchom, ramionom, plecach, ocknęła się kiedy z cwanym uśmieszkiem na ustach pomachał jej przed nosem kluczami. Znowu złapał ją za dłoń i otwierając drzwi, na których widniał wyraźny napis 'ZAKAZ WSTĘPU', przepuścił ją do przodu. 'Będę się za to smażyć w piekle' pomyślała i zrobiła krok do przodu. Wleciał za nią i podskakując z nogi na nogę popędził do przodu. Szła niepewnie za nim cały czas zastanawiając się jakim cudem się tutaj znalazła, i że rodzice na pewno umierają ze strachu.
-Orientuj się!-usłyszała i została trafiona frytką w twarz. Posłała mu pytające spojrzenie, a ten wybuchnął śmiechem.
-Musiałabyś widzieć swoją minę. Zaraz podam kolacje, siadaj.-puścił jej oczko, a ona oparła się o szafkę i modliła, żeby nikt ich nie przyłapał. Postawił talerz z frytkami na szafce i na nią usiadł, poklepując miejsce koło siebie.
-Niezbyt romantyczne, ale idzie przeżyć.- powiedział i wskoczyła na mebel, a on podsunął przed nią talerz zachęcająco kiwając głową. Złapała w palec jedną frytkę i delikatnie ugryzła, a on przez ten czas zdążył pochłonąć z 10 takich. Nie była przyzwyczajona do jedzenia w takich warunkach, posiłek zawsze był jakąś ucztą, do której zasiadali całą rodziną. Po jednym kęsie poczuła jak strasznie jest głodna i zaczęła szybko opróżniać talerz, gdy skończyli poleciał gdzieś i po chwili powrócił z pudełkiem czekoladowych lodów i dwoma łyżkami.
-No więc... może powiesz mi coś o sobie?-zagadnął próbując przykleić sobie łyżkę do nosa.
-Nie lubię o sobie opowiadać.
-Ale chyba często musisz. Widać, że nie przywykłaś do takich warunków, spokojnie. Możesz być pewna, że jedzenie lodów z pudełka nie grozi śmiercią, bo w takim razie ja już dawno bym nie żył.- Podetknął jej pod nos swoją łyżkę i zachęcająco uśmiechnął. Otworzyła delikatnie buzie, a on bez ceregieli wepchnął jej ją do buzi tak, że pół twarzy miała w lodach. Była w szoku jego zachowaniem, ale cały czas coś ciągnęło ją w jego kierunku.
-Przepraszam.-zaśmiał się i sięgnął ręką po chusteczki. Stanął naprzeciw niej zaczął wycierać. Spojrzała w jego oczy i na chwilę zapomniała jak się nazywa. Był cholernie wysoki przez co lekko się schylił. Słyszała tylko ich ciche oddechy i miała nadzieję, że on nie słyszy bicia jej serca, które zaraz chyba wyfrunie daleko od niej.
-No więc... czym się zajmujesz? Pozwolisz mi zgadnąć?- pokiwała twierdząco głową, a on położył ręce po obu stronach jej bioder, na szafce i odchylił głowę do tyłu – No więc... pochodzisz z idealnie ułożonej rodziny, dobrze się uczysz, nigdy nie sprawiasz rodzicom zawodu.... Chodzisz na dodatkowe zajęcia, mnóstwo dodatkowych zajęć... taniec, śpiew... hmm... fortepian?-chwycił jej dłoń, a po chwili znowu opuścił – Nigdy tak naprawdę nie zaszalałaś. Nie przywykłaś do warunków w jakich ja żyję i cię to odrzuca. Gardzisz takimi ludźmi i masz wpojone, że trzeba nas tępić i unikać. Twój tata.... pracuje w banku, a mama... jest prawnikiem. Masz starszą siostrę, od której zawsze musisz być lepsza, być może to ta, z którą byłaś w kawiarni. I ogólnie nigdy nie możesz się mylić. Zawsze musisz być na pierwszym miejscu, aby nikogo nie zawieść. Z czym się pomyliłem?
-Nie mam starszej siostry lecz młodszą, mama nie jest prawnikiem, tylko uczy w szkole śpiewu i wcale nie muszę być najlepsza, żeby nikogo nie zawieść.-powiedziała pewnym siebie głosem, aż sama się zdziwiła.
-Doprawdy? W takim razie zostań ze mną dwa dni, nie dawaj znaku życia.
-Mam szkołę.
-No właśnie. Dla kogo zarywasz noce, żeby się uczyć i być ponad wszystkimi ? Dla samej siebie, czy po prostu kochasz kiedy twoi rodzice chwalą się tobą przed innymi?
-Robię to dla siebie, bo wiem, że to ode mnie zależy jakie będzie moje życie kiedyś.
-A masz jakiś wybór? Ktoś się ciebie spytał co chcesz robić, czy zostało to z góry założone?
-Chcę, chcę...-za jąkała się – Chcę coś w życiu osiągnąć dla samej siebie.
-A co ty w życiu takiego przeżyłaś prócz ciągłego harowania? - Co osiągnęła? 'Dobre stopnie, wiele dyplomów tanecznych, za śpiew, szacunek' pomyślała – Co wiesz o życiu? - spojrzała mu w oczy, a on zrobił to samo.
-A co ty możesz wiedzieć? Tylko ćpasz. -syknęła pomału wyprowadzona z równowagi. Była wściekła na niego, że tyle o niej wie. Zna ją od kilku godzin, a wie więcej niż ona sama i jeszcze w taki sposób o tym mówi.
-Wiem, że wykorzystuje każdy dzień na zabawę, że mogę zrobić co tylko mi się podoba. Dzisiaj być tu, a jutro tam. Mogę zrobić to – niebezpiecznie zbliżył swoją twarz do jej tak, że teraz czuła jego oddech na swoich policzkach i idealnie widziała jego oczy. Pięć centymetrów. Dwa. Delikatnie musnął swoimi wargami jej i chwycił z tyłu głowy. Przymknęła oczy i niepewnie rozchyliła usta. Jeszcze jeden raz ją musnął i odsunął się z delikatnym uśmiechem. - Widzę w twoich oczach bunt. Nawet nie wiesz do czego jesteś zdolna, Alison. - odszedł od niej pomału i poszedł za jeden z regałów. Zostawiając ją z jednym, wielkim mętlikiem w głowie. Pocałował ją. Nie mogła uspokoić swojego oddechu.
-Idziesz?-usłyszała z oddali jego głos. Zeskoczyła z szafki i za nim poszła. Wrócili do pokoju gdzie był tylko wcześniej poznany jej blondyn, a pozostali poszli do innego pokoju.
-Mała, to jest Steven i Slash.-przedstawił ich sobie. Chłopaki kiwnęli głowami i powrócili do oglądania czegoś w telewizji. Usiedli na łóżku, a on zaczął opowiadać jej różne kawały, z których mimowolnie się śmiała. Nie mogła przestać patrzeć się w jego oczy i czuła się przy nim... inaczej... czuła się wolną sobą, która nie musi uważać na każdy swój ruch. Po godzinie zasnęła i czuła, że chciałaby tu zostać... choć jeden dzień dłużej, lecz wiedziała, że nie może. Gdy się przebudziła i otworzyła oczy zobaczyła przed sobą cicho pochrapującego Duffa, którego blond włosy z czarnymi odrostami, były jeszcze bardziej nastroszone niż zwykle. Uśmiechnęła się pod nosem, ale zaraz przypomniała o rodzicach. Po cichu zerwała się z miejsca i zaczęła zakładać na siebie buty, przysiadając na skraju łóżka, poczuła czyjeś dłonie na ramionach i przestraszona odskoczyła.
-Spokojnie, to tylko ja - szepnął Duff, przecierając zaspane oczy – Już wstałaś?
-Muszę zdążyć do szkoły. Przepraszam, że cię obudziłam.
-Nic nie szkodzi. Odprowadzę cię.
-Nie musisz.
-Ale chcę.- Wstał chwiejnym krokiem z miejsca i pierwszym co zrobił było chwycenie stojącego na szafce piwa. Narzucił na siebie jakąś bluzkę, skórzaną kurtkę i opuścili pokój. Wyszli na ulicę, która cała była zaśmiecona po wczorajszej wichurze i trzeba było uważać jak się idzie, żeby nie wdepnąć w niezbyt ciekawie wyglądające rzeczy. Powietrze było chłodne i Alison zadrżała na co Duff ściągnął swoją skórę i założył jej na ramiona.
-Dziękuje.-szepnęła cicho.
-Nie ma za co, poczekaj.-chwycił ją za ramię i wleciał do jednego ze sklepów, po chwili wracając z kawą i dwoma pączkami. Zjedli je w milczeniu i po chwili doszli do przystanku autobusowego.
-Słuchaj... tutaj masz bilety na dzisiejszy koncert, jeśli chcesz możesz przyjść.- Z tylnej kieszeni spodni wyciągnął bilet i podał go dziewczynie.
-Nie bywam w takich miejscach.
-Ale możesz zacząć.
-Raczej nie skorzystam, ale dziękuje.-schowała go do swojej torby i zobaczyła nadjeżdżający autobus.
-Bardzo dziękuje za pomoc i przechowanie.
-Nie masz za co.- Miała już odejść, ale złapał ją za dłoń i przyciągnął do siebie – Alison, pamiętaj, że możesz robić co tylko chcesz, możesz być kim chcesz i nie musisz przejmować się ludźmi. Zacznij żyć.- powiedział dobitnie i pocałował w czubek głowy.- Jeśli chcesz przyjdź.
-Żegnaj, Duff.

wtorek, 1 maja 2012

Rozdział II


Postawiła nogi na chodniku i chłodne, wieczorne powietrze od razu ją uderzyło. Okryła się mocniej sweterkiem i rozejrzała po okolicy. Na jej plecach pojawiły się ciarki, ale ruszyła przed siebie. Z obrzydzeniem patrzyła na niezadbane domy, pałętających się ludzi, muzykę dochodzą praktycznie z każdego okna, samochodu, czy lokalu. Muzykę, a raczej jakieś dzikie dudnienie, od którego rodzice zawsze trzymali ją z daleka, i której nikt z jej przyjaciół nie słuchał. Gdyby teraz zobaczyła ją Mary, śmiertelnie by się na nią obraziła i dała wykład na temat życia i tego jak trzeba je szanować. Modlić się codziennie, co niedzielę chodzić do kościoła, pomagać rodzicom w pracach domowych, dobrze się uczyć, chodzić na lekcje tańca, śpiewu i wszystkiego co powinna robić dziewczyna z idealnego domu. Nie sprawiać żadnych kłopotów wychowawczych i zachowywać jak młoda dama. Tak, właśnie taka była Alison – idealna. Pod każdym względem – grzeczna, ułożona, pięknie tańczyła, śpiewała i grała na fortepianie, nigdy nie sprzeciwiła się rodzicom i zawsze robiła to czego oczekiwali od niej ludzie. Jednak w turkusowych oczach dziewczyny zawsze dało się gdzieś zobaczyć nutkę buntu i indywidualności. Właśnie to sprawiło, że teraz stała pod jakimś niepokojąco wyglądającym hotelem. Wzięła głęboki oddech i pchnęła ciężki drzwi. Od razu uderzył ją zapach stęchlizny, lecz mimo wszystko było lepiej niż się spodziewała. Podeszła do lady i nacisnęła stojący na niej dzwoneczek. Po chwili pojawił się przy niej mężczyzna w podeszłym wieku.
-Ja chciałabym się dowiedzieć, czy zastałam kogoś w pokoju numer 12.
-Masz szczęście, bo niedawno wrócili. Do końca korytarza, schodami na górę i po lewo.- Pokiwała w zrozumieniu głową i niepewnie ruszyła przed siebie. Serce coraz bardziej jej łomotało, a gdy stanęła przed drzwiami numerem 12 myślała, że rozerwie jej klatkę piersiową. Chciała już położyć znalezisko na wycieraczce i odejść kiedy drzwi się otworzyły. Odskoczyła szybko, zachłystując się powietrzem, a blondyn lekko się uśmiechnął.
-Tak?-uniósł lekko brew do góry i zjechał ją spojrzeniem z góry na dół.
-Ja-ja... mam coś co chyba należy do was.
-No to wskakuj, bo ja wychodzę. Kumpel się tobą zajmie.- Otworzył przed nią na roścież drzwi i opuścił pokój. Chciała coś za nim krzyknąć, ale nie była w stanie wydusić z siebie słowa. Jeden krok, drugi, trzeci i była już w środku. Serce jej zamarło i skrzywia się na widok, który zastała. Wszędzie walały się ciuchy, butelki, niedopałki papierosów, a w powietrzu unosił dym i śmierdziało alkoholem. Drzwi za nią się zatrzasnęły i aż podskoczyła.
-Nie uwierzę, że tak szybko zjadłeś!-doszedł ją głos z łazienki i za chwilę wyłonił się z niej wyższy z blondynów, bez koszulki. Zrobił delikatny krok do tyłu, gdy ją dostrzegł, jednak zaraz opanował.
-Przepraszam.- wydukała odwracając się w drugą stronę.
-Spoko, nie jestem przecież nago.- zaśmiał się i do niej poszedł – Duff -wyciągnął przed nią swoją dłoń, którą niepewnie chwyciła.
-Alison.
-Co cię do mnie sprowadza?
-Chyba mam coś twojego...-sięgnęła dłonią do torby i podała mu jego zgubę.
-O cholerka. Wielkie dzięki. Umarłbym bez niego.-przejął go od niej i odłożył na stolik.
-Nie ma za co...-powiedziała nieśmiało i zrobiła krok w stronę drzwi.
-Usiądź, taki kawał jechałaś, żeby oddać moją zgubę, więc się czegoś napijesz.
-Nie ma takiej potrzeby.
-Ale ja nie pytałem cię o zdanie.- Puścił jej oczko i się zaśmiał. Podszedł do krzesła i zrzucił leżące na nim rzeczy, wskazując jej dłonią, że ma tam usiąść. Zajęła wskazane miejsce i jeszcze raz rozejrzała po wnętrzu. 'Kiedy mama dowie się, że byłam sama w takim miejscu i to jeszcze z facetem, to mnie zabije'. Blondyn uklęknął przed jedną z walizek i zaczął z niej wszystko wyrzucać jak leci.
-Jest! Znalezione nie kradzione.- uśmiechnął się triumfalnie i zamachał butelką piwa. Otworzył je zębami, na co lekko się wzdrygnęła. Wyciągnął przed nią dłoń, ale pokręciła przecząco głową.- Zaraz wróci kolega z butelką czegoś innego.- Zajął miejsce naprzeciw niej i delikatnie uśmiechnął. Powędrowała wzrokiem na jego klatkę piersiową i poczuła jak jej policzki robią się szkarłatne. Szybko odwróciła wzrok, a on praktycznie niesłyszalnie zachichotał pod nosem.
-Tak w ogóle to gdzie go znalazłaś?
-W kawiarni na stoliku, wyleciałam za wami, ale było już za późno. Przepraszam, ale musiałam otworzyć, żeby dowiedzieć się gdzie go zwrócić.
-Spoko, jeśli nie zabrałaś koki z ostatniej strony, to nikogo nie zabiję z twojej rodziny.- delikatnie się uśmiechnęła, choć wcale nie było jej do śmiechu. Drzwi otworzyły się z wielkim hukiem i do pokoju wleciał mężczyzna, który wcześniej ją tutaj wpuścił.
-Jaka pierdolona wichura się zerwała!-krzyknął i zaczął machać głową w każdą stronę, chlapiąc przy tym wodą.
-Wichura?!-Alison podskoczyła z miejsca i podleciała do okna – miał rację, ulicy praktycznie nie było już widać, nie dość, że się ściemniło to jeszcze tak lało. Jęknęła pod nosem i poczuła jak traci grunt pod nogami.

-Kurwa! Daj więcej zimnej wody!-usłyszała nieznajomy głos i czuła, że czyjeś ramiona oplatają ją w pasie.
-No przecież dałem! Do wanny jej nie wrzucę!-odpowiedziała druga osoba. Leniwie otworzyła oczy i zobaczyła nad sobą twarz blondyna. Nie mogła sobie teraz przypomnieć jak się nazywa i co ona robi w jakiejś cholernej łazience. Poczuła, że kładzi coś zimnego spływa po jej ciele i chciała się ruszyć, choć jej kończyny odmówiły współpracy. Złapał jej twarz w obie ręce i spojrzał w oczy.
-Hej, hej! Słyszysz mnie?!-mrugnęła kilka razy powiekami i próbowała odnaleźć swój język, który teraz zupełnie nie chciał z nią współpracować.
-Ja pierdole, może coś wzięła?
-Co? Co miała wziąć? Zobacz jak ona wygląda, takie jak ona nawet nie wiedzą, że coś takiego istnieje.- blondyn cały czas ją obserwował – Mała, lepiej się odezwij, słyszysz mnie?
-Słyszę...-wycedziła słabym głosem. Chciała powiedzieć, żeby ją puścił, ale nie miała siły. Podstawił jej pod nos jakąś szklankę i przytrzymując głowę pomógł napić. Wyczuła smak wody i się uspokoiła.
-Dobra, pomału do nas wraca. - odetchnął z ulgą i odstawił szklankę na zlew - Stevenson, zrób jej miejsce na łóżku.- próbowała odnaleźć sens w słowach blondyna i poczuła jak unosi się do góry, a po chwili jej głowa znajduje się na jego klatce piersiowej. Za chwilę wyczuła pod sobą coś miękkiego i zorientowała się, że położył ją w łóżku i przykrył kołdrą. Próbowała ją z siebie zedrzeć, ale złapał ją za nadgarstki.
-Spokojnie, na razie leż, bo znowu nam zemdlejesz.- coś w jego spojrzeniu ją uspokoiło i się poddała ciężko wzdychając. Wciąż czuła, że cały pokój jej wiruje. Wzięła kilka głębszych wdechów i wszystko wróciło do normy.
-Mała – głos blondyna kazał jej odwrócić głowę w jego stronę – brałaś coś?
-Nie.
-Napij się jeszcze.- z jego pomocą oparła się na łokciach i delikatnie usiadła. Podał jej wody, którą wypiła prawie całą. Szklanka by jej wypadła, ale on od razu się przy niej znalazł i w porę opanował sytuacje. Położył delikatnie jej głowę na poduszce i przykrył po sam nos kołdrą. Wtuliła się w nią, choć pachniała dymem papierosowym, alkoholem i jakimiś męskimi perfumami. Nie przeszkadzało jej to teraz. Powieki robiły się coraz cięższe i cięższe, aż wreszcie zasnęła.