czwartek, 10 stycznia 2013

Rozdział XVII

-Ali! Wychodzimy! - krzyknął Slash biorąc pod pachę schlanego w trzy dupy Duffa, który nie był nawet w stanie ruszyć jednym palcem.
-Yhm, yhm...-pokiwała wesoło głową i pochyliła nad stołem, aby wciągnąć ostatnią kreskę koki. Oparła się o fotel i zaczęła w głośno śmiać kreśląc w powietrzu palcem 'Duff'.
-Ali...-mruknął ponownie Slash gestem głowy nakazując jej wstać.
-Ołł.. już idę panie niecierpliwy...-przejechała mu palcem po twarzy i przygryzając wargę oraz zalotnie kręcąc biodrami ruszyła do przodu.
-Axl... facetów na serio pociągają cycki w kobietach? Mógłbyś mi to wytłumaczyć?-przewiesiła się na Rudym, który akurat męczył się z otwarciem butelki. Obdarzył ją zdziwionym spojrzeniem.
-Ekhm...- odchrząknął – może się więcej napij, co?- podstawił jej pod nos butelkę, którą przyłożyła do ust, praktycznie całą wylewając na swoje ciało.
-O kurwa... teraz całe cycki mam w wódzie... Kto zliże?- zaśmiała się perliście i wystawiła ząbki do chłopaków – Duff!- podbiegła do blondyna, prowadzącego przez Slasha i Izzy'ego i rzuciła mu się na szyję, że o mało nie wylądował na ziemi.
-Ali... kurwa... ciebie nie zamierzam jeszcze nieść przyczepionej do niego – burknął Slash, poprawiając zsuwające się z nosa okulary.
-Nie jestem ciężka... - wygięła usta w podkówkę i zakołysała niczym mała dziewczynka – Duff...- przykleiła się ustami do nieprzytomnego blondyna i zaczęła odpinać mu guziki koszuli.
-Izzy... kurwa... ona próbuje go rozebrać.- Slash zrobił wielkie oczy.
-Ali, na serio... nie wygodnie nam się niesie ciebie i jego – odezwał się Izzy i zatrzymali, wtedy przywarła jeszcze mocniej do blondyna, który na moment otworzył oczy. Praktycznie udało jej się pozbyć go z koszuli i zaczęła całować go po torsie.
-Idioci... patrzą się jak nie wiem zamiast ją zabrać – burknął Axl i złapał ją za ramię odciągając do tyłu – Dosyć tego Ali, jesteś najebana jak stodoła i zaraz przelecisz go na środku ulicy.
-Axl... ale ja chcę go przelecieć! No spójrz na niego!- jęknęła, skacząc w miejscu i cały czas chichocząc.
-Okey... przelecisz go w hotelu, ale nie teraz.-powiedział Izzy powstrzymując się od śmiechu – Steven... kurwa... podaj mi butelkę.
-Tutaj! Teraz! Proszę! Zrobię to szybko! - upadła na kolana i złożyła ręce jak do modlitwy.
-Teraz nawet nie masz co się za to brać, bo mu nawet nic nie stanie.- Slash odpalił papierosa i zacmokał w kierunku przechodzących koło nich lasek.
-Slash... jeśli taki widok cię zawstydza to możesz wyjść – zmieniła ton na poważny i położyła się na chodniku.
-Nie zawstydza, ale nie jestem, aż tak najebany, żeby ci dać go pieprzyć na środku ulicy.
-Slash...-zawyła machając nogami w górze – ty praktycznie zawsze jesteś najebany.
-Trafna uwaga.-pokiwał głową Izzy.
-Oj! Dajcie mu go przelecieć i tyle!- zaśmiał się Steven kręcąc w miejscu, który od długiego czasu był dziwnie cichy.
-Jeśli już mądrusiu to jej, a nie mu i kurwa dupa mi zaczyna odmarzać! Dziwki w hotelu mają jakieś czekać, a wy kurwa mi tutaj cyrki urządzacie!
-Slash! Widzisz?! Nawet Axl jest na ciebie wkurwiony! -krzyknęła patrząc z wyrzutem w stronę Mulata.
-Ok... dosyć tego.. wstawaj Ali...-Axl złapał ją za dłoń i podniósł do góry.
-Duff, kochanie!-znowu rzuciła się w stronę blondyna.
-Było ją kurwa zostawić na tej ziemi... teraz znowu zacznie go rozbierać.
-O co wam kurwa chodzi?! Nie mogę już z nim spać?! Kim wy jesteście?!
-Jeśli, któryś jeszcze da jej takie gówno, to przysięgam, że Duff będzie się nią sam zajmował! Niańke pieprzoną by chciał mieć. - burknął Axl i powoli ruszył przed siebie.
-Ali, ok już?-spytał Izzy mierząc dziewczynę wzrokiem.
-Okey, okey...- mruknęła niezbyt zadowolona - W hotelu też nie pozwolicie mi go dotknąć? - ruszyła za Rudym, lekko chwiejnym krokiem.
-A w hotelu rób sobie co chcesz.
-O kurwa... - stanęła jednak w pewnym momencie i zaśmiała – zapomniałam torebki z baru! - puknęła się dłonią w czoło.
-No o kurwa, leć po nią, a my pomału się toczymy w stronę hotelu.-nakazał Mulat, a ona wykonała jego polecenie. Wróciła się do baru i rozejrzała dookoła próbując przypomnieć sobie gdzie ją zostawiła. Podeszła do stolika, przy którym wcześniej siedzieli, lecz był już zajęty przez kogoś innego.
-Mam nadzieję, że nie przeszkadzam, ale została tutaj może moja torebka? - spytała słodko się uśmiechając.
-A została – odpowiedział jej jeden z mężczyzn, podając jej zgubę – może się dosiądziesz? - przesunął się w bok robiąc jej miejsce.
-Czemu nie?-wzruszyła ramionami i usiadła koło niego. Przy stoliku siedziała jeszcze jedna para, ale teraz była zajęta sobą. Przeniosła wzrok na mężczyznę obok siebie. Długie, czarne włosy miał związane w kitkę, a jego prawie, że czarne oczy świdrowały ją na wskroś.
-Więc czego się napijesz?-spytał.
-Whiskey jak najbardziej wystarczy – odpowiedziała puszczając mu oczko i bez pytania chwytając jego szklankę.
-Hmm...-mruknął, a jego kąciki ust lekko się uniosły – Widzę, że nie tracisz czasu.
-Życie jest zbyt kurewsko krótkie.
-Racja. - zalotnie oblizała wargi – Pozwolisz, że teraz jednak ci zamówię drinka – kiwnął w stronę kelnerki, która już po chwili przyniosła zamówienie.
-Nie jesteś stąd, prawda? Chyba, że po prostu tak doskonale mówisz po angielsku.
-Pochodzę z Chicago – wyjaśniła opierając głowę o zagłówek fotela.
-W takim razie co cię sprowadza, aż tutaj?
-Sama nie wiem... - wybuchnęła śmiechem.
-I taka piękna dziewczyna jak ty jest tutaj sama? - delikatnie przysunął się bliżej niej.
-Akurat w tym momencie tak. Wszystkie chamy mnie zostawiły... - udała smutną i znowu przechyliła szklankę.
-Chamy?
-Zbyt wiele do pierdolenia – machnęła ręką i raptownie wyprostowała – A ciebie co tutaj sprowadza?
-Rodzina i przy okazji koncert.
-Koncert?
-Guns N' Roses.
-Tych chujów... - wybuchnęła śmiechem, kręcąc głową przypominając, że przecież miała wejść tutaj tylko na chwilę, ale skoro już i tak się zasiedziała?
-Znasz ich?
-A kto ich nie zna? - zaśmiała się, a on do niej dołączył.
-Racja... Tak w ogóle jestem Carol – wyciągnął przed nią swoją dłoń.
-Alison.


-Długo mam jeszcze czekać? - mruknęła brunetka seksownie zachrypniętym głosem. Nie musiała czekać. Brunet przyparł ją do ściany i zaczął całować po szyi, jego zarost drażnił jej skórę, ale teraz jej to nie przeszkadzało. Jednym ruchem zdarła z niego koszulę, a guziki rozsypały po całej podłodze. Była tak napalona, że cudem udało mu się zaciągnąć ją do łazienki. Zaczął schodzić głową niżej, w stronę jej piersi, ale ona odepchnęła go do tyłu w stronę umywalki. Przywarła do niego całym swoim ciałem i rozpięła zamek spodni, biorąc w dłoń jego członka. Kiedy był już gotowy do działania, zrzuciła z siebie swoje koronkowe figi, a on wziął ją na ręce i zdecydowanym ruchem w nią wszedł, na co głośno jęknęła.
-Zerżnij mnie kurwa! - wrzasnęła, a on zaczął się w niej szybko poruszać – Zerżnij! - krzyknęła jeszcze głośniej i przygryzła wargi. Każdy jego ruch sprawiał jej ból, ale i nieopisaną przyjemność, której chciała jeszcze więcej i więcej. - Mocniej! - wykonał jej polecenia, a ona wgryzła się w jego ramię. Jej ciało przeszedł silny orgazm, a brunet odsunął się od niej. Jedną dłonią starła pot z czoła i posłała swojemu towarzyszowi brudny uśmieszek.
-Jeśli myślisz, że to koniec, to się mylisz.- uniosła do góry brwi i złapała go za rękę, wbijając zachłannie w jego usta. Wepchnęła go do kabiny i posadziła na toalecie. Stanęła przed nim w lekkim rozkroku, a on swoimi palcami zawędrował pod jej spódniczkę. Szybkimi ruchami zaczął pieścić jej krocze, a ona odchyliła głowę do tyłu i próbowała złapać oddech, gdy przeszedł ją dreszcz nie czekała, tylko od razu złapał w dłoń jego członka i usiadła na nim rozkrokiem. Na jej twarzy malowało się coraz to rosnące podniecenie. Zachowywała się jakby coś w nią wstąpiło. Nie panowała nad swoimi ruchami, chciała zaspokoić podniecenie, więc je zaspokajała. Po kolejnej fali rozkoszy, która przeszła jej ciało opadła na jego ramiona i próbowała uspokoić oddech. Po chwili zakręciło się jej w głowie i poczuła mdłości.
-Odejdź...-mruknęła schodząc z bruneta.
-Lalka... jeszcze twoja kolej...- chwycił jej włosy, próbując zmusić ją do uklęknięcia.
-Odejdź! - wrzasnęła odpychając go od siebie na co dostała silny cios w policzek, aż upadła na podłogę, uderzając głową w ścianę.
-Będziesz robiła, to co ci karzę!-ryknął, uderzając ją czubkiem buta w brzuch. Żołądek podszedł jej do gardła i podniosła głowę nachylając się nad toaletą. Zaczęła wymiotować z trudem podtrzymując się na rękach.
-Pieprzona dziwka!- brunet uderzył ją pięścią w tył głowy, na co zachłysnęła się wymiocinami. Z jej oczu zaczęły płynąć łzy, nad którymi nie mogła zapanować, a ciałem wstrząsać silne dreszcze. Kiedy była już pewna, że nic więcej nie zostało w jej żołądku osunęła się na ścianę, a głowa bezradnie opadła o ramię.
-I co? Kazałbym ci go wziąć do buzi szmato, ale jebie od ciebie na kilometr.- znowu poczuła silne uderzenie na swoim policzku. Nie miała siły nawet na to by się bronić. Usłyszała trzaśnięcie drzwiami i odetchnęła z ulgą. Chciała się podnieść, lecz zamiast tego upadła na podłogę, a jej ciałem wciąż targały dreszcze, nad którymi nie mogła zapanować. Drzwi znowu się otworzyły i zobaczyła przed sobą czyjeś buty.
-Zostaw mnie... proszę... zostaw mnie...- jęknęła, zakrywając dłońmi głowę, a jej gardo się zacisnęło, przez co nie mogła złapać powietrza.
-Alison kurwa! - usłyszała znajomy głos i z trudem otworzyła powieki. W jednej chwili znalazła się w ramionach mężczyzny.
-Oddychaj, już spokojnie. Wdech, wydech... Alison, kurwa! Oddychaj! - potrząsnął nią, gdy nie reagowała. - Wdech. Spokojnie... wdech, wydech! - jego głos się trząsł, ale próbował mówić do niej w miarę spokojnie. Posadził ją na umywalce i odkręcił wodę polewając jej twarz – Już... oddychaj, oddychaj... - patrzyła w jego zielone oczy i próbowała zastosować do jego poleceń. Gdy mogła już w miarę normalnie oddychać nachylił jej twarz na umywalką i jeszcze raz przemył wodą.
-Napij się...-rozkazał, a ona z jego pomocą nabrała do ust wody. Oparła się plecami o lustro i próbowała uspokoić już tylko drżące dłonie. Z tylnej kieszeni wyciągnął chusteczkę i podłożył jej pod nos, z którego ciurkiem leciała krew, a drugą do jej wargi, która została rozcięta i dopiero teraz zaczynała czuć ból. - Nachyl się...-delikatnie chwycił jej głowę, na co syknęła – Przepraszam... - wsadziła głowę między kolana, a on zatkał jej nos. Gdy krew przestała jej lecieć, złapał ją pod ramie i postawił na ziemi. Powolnym krokiem ruszyli w stronę wyjścia. Złapał taksówkę i zapakował ją do samochodu. Gdy usiadł koło niej i niepewnie przygarnął do swojego ramienia dopiero wtedy zorientowała się, że cały czas płacze.
-Dziękuje Axl...-szepnęła wtulając głowę w jego klatkę.
-Nie przemęczaj się. - Nie odezwała się już więcej. Narkotyki i alkohol przestawały działać, a ona zdała sobie sprawę co zrobiła. Wszystko ją bolało, ale najbardziej bolała ją myśl, że zdradziła Duffa. Gdy zajechali pod hotel zaprowadził ją do swojego pokoju i położył w łóżku. W mgnieniu oka zasnęła, a rano obudziło ją trzaśnięcie drzwi. Podniosła się do góry i ujrzała przed sobą Rudego. Objechał ją spojrzeniem i poszedł w drugi kąt pokoju, szukając czegoś w walizce. Wygrzebała się delikatnie z pościeli i przysiadła na brzegu łóżka obserwując poczynania wokalisty. Chciała przerwać tą dręczącą ciszę, ale nie wiedziała jak.
-Dziękuje i przepraszam za wczoraj...-szepnęła niepewnie, a on tylko delikatnie pokiwał głową – Nie wiem co by się stało gdyby cię przy mnie nie było... Jak mogę ci się odwdzięczyć? - Cisza... głucha cisza, która zaczynała doprowadzać ją do szału – Axl? - wstała i do niego podeszła, podniósł na nią wzrok – Powiesz coś?
-Jesteś ważna dla Duffa, więc zrobiłem to dla niego. - 'Ważna dla Duffa' te słowa rozbrzmiewały w jej głowie i czuła ból, który jednak nie był spowodowany rozciętą wargą, czy uderzeniem w głowę. Poczuła łzy wzbierające się pod powiekami
-Gdzie on jest?
-U siebie. - nie czekając dłużej opuściła pokój. Stanęła przed drzwiami 273 i po kilku głębokich wdechach nacisnęła klamkę. Przestąpiła próg i od razu usłyszała Jego głos.
-Mała – uśmiechnął się w jej kierunku, ale uśmiech zaraz zszedł z jego twarzy i podbiegł do niej – Co ci się stało? Matko kochana... kto ci to zrobił? Choć tutaj...- mocno ją do siebie przytulił i pocałował w czubek głowy. Był w samych bokserkach, a po jej twarzy zaczęła spływać woda z jego włosów. Zaczęła płakać, a on przytulił ją jeszcze mocniej – Shh... jesteś ze mną... nic ci już nie grozi... jak do tego doszło? Kurwa! Jak zwykle musiałem wszystko zjebać i się zalać... nic nie pamiętam... Następnym razem kiedy dopadnę się jak świnia do alkoholu, to jebnij mnie w łeb... Jak ty wyglądasz... Wszystko moja wina.
-Duff...-szepnęła nie mogąc już znieść jego tonu głosu. Brał winę na siebie, a to ona sama była sobie winna. To ona wszystko spieprzyła.
-Jestem przy tobie.
-Duff, muszę ci coś powiedzieć... - odchylił głowę do tyłu i niepewnie na nią spojrzał.
-Jasne... chodź...-posadził ją na łóżku i objął ramieniem. Spuściła głowę na dół i wpatrywała w swoje dłonie. Czuła się jak ostatnia szmata, a nie pomagało jej jeszcze czułe spojrzenie blondyna. Czekał, a ona zastanawiała się jak skleić słowa... Wiedziała, że wypowiedzenie ich może spowodować, że straci go raz na zawsze, a teraz po prostu nie wyobrażała sobie życia bez niego. Była w nim bezgranicznie zakochana i był jedyną osobą na ziemi, która się teraz dla niej liczyła. Właśnie dlatego musiała być z nim szczera.
-Zdradziłam cię. - z trudem przeszło jej to przez gardło. Czekała na wrzask, wybuch złości z jego strony, zamiast tego poczuła silne ramiona ją oplatające. Podniosła głowę do góry i na niego spojrzała. Oparł głowę o jej ramię i delikatnie je pocałował.- Duff, słyszałeś? Zdradziłam cię.
-Słyszałem.
-I co? Nie wrzaśniesz na mnie, nie rzucisz mnie?
-Kocham cię.
-Ale przespałam się z jakimś obcym facetem!
-No właśnie. Obcym, to nie był Steven, czy Axl.
-Ale, ale...- zaczęła się jąkać.
-Mała... nie musisz mi się tłumaczyć.
-Ale ja... ja nie panowałam nad tym... przepraszam. Wiem, że przepraszam nic tu nie da. Zachowałam się jak skończona dziwka i szmata...
-Hej...powiedziałem, że nie musisz mi się tłumaczyć... Powiedz mi lepiej dlaczego jesteś cała zakrwawiona. - spojrzała w dół na swoją koszulkę i dopiero wtedy zobaczyła, że jest cała we krwi. Zatrzęsły jej się ręce, gdy przypomniała sobie tą część wieczoru, ból przy uderzeniu, gdy nie mogła oddychać.
-Przesadziłam z alkoholem i ogólnie narkotykami...
-Kto ci to zrobił?
-To- to... po tym... - czuła rosnącą w gardle kluchę – należało mi się. Dostałam odpowiednią nauczkę za to co zrobiłam.
-Alison! Oszalałaś? Nauczka? To kurwa moja wina! Gdybyśmy wtedy nie wzięli tego szajsu, a ja nie zalał jak dzika świnia nic by ci się nie stało! A tak jesteś cała poobijana... Obiecałem sobie, że cię nie skrzywdzę, a przeze mnie mogłaś nawet stracić życie! - w jego oczach pojawiły się łzy i mocno ją do siebie przyciągnął – Przepraszam... tak bardzo cię przepraszam... - szepnął jej we włosy.
-Nie przepraszaj... przez to czuję się jeszcze gorzej, bo to moja wina.- mocniej zacisnęła swoją dłoń na jego ręce.
-Przestań tak mówić, nawet masz tak nie myśleć.
-Ale kiedy to moja wina! Nie możesz brać odpowiedzialności za moje czyny.
-Czuję się za ciebie odpowiedzialny, ok? Miałem się tobą zająć, zaufałaś mi i przeze mnie tu jesteś. Jestem najbardziej kurewsko szczęśliwym człowiekiem przez to na całej zasyfionej ziemi, ale to przez to mogło ci się coś stać... Stało się... Gdyby stało ci się coś poważniejszego... jak ty w ogóle tutaj dotarłaś?
-Axl... Axl mnie uratował... nie wiem co by się stało gdyby nie on...
-Właśnie... widzisz? Gdyby nie Axl mogłoby cię tu nie być... a to sprowadza się do mojej pierdolonej głupoty. Mała... tak kurewsko jesteś dla mnie ważna... - pocałował ją w policzek, a gdy chciała coś powiedzieć położył jej palec na ustach – Shh... nic nie mów. Zapomnijmy...
-Ale... - nie dokończyła, bo zatkał jej usta pocałunkiem. Przywarła do niego z całej siły i nie mogła uwierzyć, że jak to określał Duff 'jest najbardziej kurewsko szczęśliwym człowiekiem' i ma przy sobie kogoś takiego. Nie miał do niej pretensji i wszystko jej wybaczył... Poczuła ulgę, ale i tak czuła się okropnie. Mimo wszystko miała go przy sobie, mimo swojej głupoty. Teraz... Mogła cieszyć się nim i nie ma wyjścia - musi zapomnieć. 

Witam ;) Kolejny rozdział... Pod koniec coś przestawiło mi się w dokumencie stąd te przerwy, których ni cholery nie mogłam zlikwidować ;/ Mam nadzieję, że mimo tego da się to czytać.   

wtorek, 1 stycznia 2013

Rozdział XVI

-Ej... Słoneczko... przetransportuj swój tyłeczek na chwilę z moich nóg.-mruknął Slash i klepnął ponętną blondynkę w jej udo, na co wybuchnęła perlistym śmiechem, który doprowadzał już Alison do szału. Jakby nie mógł sobie jakiejś lepszej dziwki wypatrzeć... Złapała swojego drinka i opróżniła do końca, a Saul nachylił nad stolikiem wciągając biały proszek. Szatyn podniósł głowę do góry, a Axl zaśmiał.
-Masz biały ryjek...-Izzy wyciągnął w jego stronę dłoń.
-Ja myślałam, że jesteś murzynem, ale jak nie to dobrze.- dziwka Slasha znowu wybuchnęła śmiechem na co zostało obdarzona wściekłymi spojrzeniami wszystkich przy stoliku.
-Wypierdalaj.-mruknął Axl.
-Co?-spytała poprzez śmiech.
-Głupia kurwo jesteś?! Powiedziałem wypierdalaj!-wrzasnął wskazując jej palcem wyjście. Otworzyła szeroko oczy i popatrzyła na Slasha – No kurwa! Nie dość, że głupia to jeszcze i głucha! Wy-pier-da-laj! Mam literkę po literce powiedzieć, czy napisać? Może załatwić jakiś kabel, który pomalutku dostarczy informacje do twojego mózgu?
-Prostacy – syknęła, podnosząc się na równe nogi.
-Odezwała się gwiazda.- Axl pokazał w jej stronę fucka i złapał wódkę – Slash, zacznij kiedyś kurwa mądrze wybierać.
-Zacznie mądrze wybierać kiedy zmądrzeje. Teraz jedynie jego kutas działa.-odezwał się Duff wypuszczając dym z płuc.
-Dobrze, że u ciebie wszystko działa – odgryzł się Slash.
-Ano działa.
-To się kurwa ciesz póki możesz.
-Cieszę się. Korzystam ile się da i z jednego, i z drugiego.-wyszczerzył się w szerokim uśmiechu i puścił oczko do Alison. Przygryzła zalotnie dolną wargę, a on jak na zawołanie się do niej przysunął. Złapał ją w pasie i wbił w jej usta, usłyszeli jeszcze tylko jak Slash głośno wypuszcza powietrze z płuc i obydwoje daliby sobie teraz uciąć ręce, że kręci głową.
-Znajdź sobie jakąś dziwkę, a nie nam się przyglądasz...-mruknął Duff, na chwilę odrywając się od brunetki i spoglądając w stronę przyjaciela jednym okiem.
-Zaraz wracam...- Ali oderwała się od blondyna i odeszła od stolika kierując się w stronę łazienek. Poprawiła makijaż, i gdy wróciła przy stoliku siedziały nowe dziewczyny i było jeszcze głośniej. Izzy ze Steven'em leżeli ze śmiechu na podłodze, a Duff stał na krześle wymachując butelką wódki w górze. Podeszła bliżej i usłyszała końcówkę jego przemowy.
-Duff bez basa, to jak Duff bez kutasa!-krzyknął robiąc gwałtowny wymach nogą do przodu, a krzesło się zachwiało i blondyn wylądował na ziemi zahaczając głową o róg stołu. Podeszła szybko do niego i nachyliła.
-Nic ci nie jest?- w jej głosie wyczuwalne było przerażenie. Delikatnie uniosła jego głowę, a ten tylko się skrzywił, z jego skroni pomału zaczęła lecieć krew.
-Kurwa... co z moją wódką?- wysyczał.
-Pojebany jesteś...-kciukiem starła mu krew i podała to o co tak się dopytywał.
-Dziękuje...-wygiął w jej stronę usta w dzióbek, przelotnie go cmoknęła i pomogła wstać na nogi. Był już nieźle pijany, więc trochę jej to zajęło.
-Jak napierdalaaaa!-zawył łapiąc się za głowę i lecąc do tyłu. Reszta była tak pijana, że wywołało, to u nich albo dawkę śmiechu, albo w ogóle nie zareagowali.
-Siadaj tutaj, debilu. Pójdę po jakieś waciki.-usadziła go na krześle i ruszyła w stronę baru. Próbowała przepchać się w stronę lady, napotykając na nieprzyjemne komentarze i protesty.
-Hej! Niuńka...-krzyknął jeden z mężczyzn i bezceremonialnie złapał za pośladek, a drugą dłonią za rękę uniemożliwiając pójście dalej.
-Puszczaj mnie do jasnej kurwy!-syknęła mu w twarz wściekła takim zachowaniem. Zbliżył swoją twarz do jej i zanim zdążyła wycelować w jego stronę dłoń, został odciągnięty do tyłu. Nim zorientowała się przez kogo już leżał na podłodze powalony ciosem, jak się okazało Duffa.
-Jeszcze raz ją kurwa dotknij to ci jaja urwę!-wrzasnął.
-Koleś kurwa... pojebało cię?- mężczyzna trzymając się za nos wstał i ręką wskazał na Alison – Jesteś tak pojebany, żeby o jakąś dziwkę się bić? - splunął pod nogi brunetki, a Duff jednym ruchem przycisnął go do ściany.
-Jedno słowo z twojej gęby na jej temat! Jebany skurwysyn! Cofaj to co wyszło z twojej parszywej gęby!
-Chuj ci w dupę!-prychnął tamten, a Duff wycelował kolejny cios w jego twarz, który tamten odwzajemnił i po chwili szamotali się na podłodze, okładając na oślep.
-Duff! Do kurwy nędzy! Wstawaj!- Alison próbowała ich rozdzielić jednak na marne. Blondyn był już tak pijany, że nie miał tak znacznej przewagi.
-Blondnaś! Kurwa!- Slash wskoczył między szamotającą się dwójkę i po chwili udział w bójce brała już większość. Zaczęły latać butelki, krzesła i inne bliżej nieokreślone przedmioty. Brunetka złapała blondyna, przy którym chwilowo nikogo nie było i szybko pociągnęła w stronę wyjścia. Pod lokal zajechała policja i wparowała do środka w czasie, w którym oni go opuścili. Opadł na ziemię i zaczął kaszleć krwią, cudem utrzymując się na dłoniach.
-Pojebało cię?! Wstawaj kurwa!-złapała go za rękę i próbowała podnieść. Ludzie z lokalu zostali wyprowadzani i zobaczyła na chwilę pozostałą czwórkę.
-Pierdolę taką imprezę!-wrzasnął Axl – Chuj wam w dupy, skurwysyny! Jak tak się bawi Londyn, to się szmaty udławcie własnymi kutasami! Naszych kurwa nie zobaczycie!
-Axl!-krzyknęła w jego stronę, jednak szybki krokiem ruszyli w przeciwną.
-Duff, wstawaj...
-Kurwa... nie mogę... ja pierdole... rozjebie go.. przysięgam... zawołaj go do mnie!-zaczął bąkać pod nosem.
-Ty się lepiej podnoś i idziemy do hotelu.
-Muszę... muszę mu przyjebać...
-Już mu dosyć przyjebałeś, rycerzu.
-Nie przyjebałaem... muszę mu mocniej przyjebać... tak, że nic nie zobaczy...
-Duff... wstawaj...-jęknęła i próbowała go podnieść.
-Co tam laseczki? Podnoście tyłeczki i idziemyyy się bawić!-podskoczył do nich Slash kręcąc biodrami.
-Saul! Bierz go, bo cholera tyle waży, że zaraz umrę go podnosząc.
-Hej! Żyrafa! Szyja do góry i zawijamy swoje tyłeczki gdzie indziej. Ja pierdolę... tacy jebnięci chuje... jaki pedał tak w ogóle rozpętał tą jebaną zadymę?
-Tak się składa, że ten pedał właśnie przed tobą leży i nie che podnieść.
-Duff?-wybałuszył oczy na wierzch i czubkiem buta szturchnął przyjaciela, na co tamten syknął.
-Wypierdalaj Slash.
-Coś ty taki waleczny ostatnio? Duffuś... złoteńko... nie bij się tak, bo kto kurwa będzie nam na basie grał?
-Kto jak to, ale ty mu lepiej takich rad nie dawaj. Podnoś go i idziemy do hotelu.
-Do hotelu?!-jęknęli oboje.
-Nieee! Jeszcze się poszlajajcie! Slash, nie widzisz w jakim on stanie? Cały poobijany, idziemy!-krzyknęła na niego pomału tracąc kontrolę. Spuścił głowę i podszedł do blondyna.
-Dobrze, już dobrze...-przewiesił go sobie przez ramię i powoli ruszyli do przodu.
-Skurwysyńsko... znowu przepadło jakieś bzykanko...
-Jak raz odpuścisz nic się nie stanie.
-Odezwała się! Cały czas masz tego debila jebanego... Duff, żyjesz?- blondyn jednak nie odpowiedział. Kompletnie nie kontaktował już ze światem. - Weeeźźź go nieś... ile ta jego dupa waży? Większy już urosnąć nie mógł. Co ty w nim w ogóle widzisz?
-To czego nie widzę w tobie..-spojrzała na niego spod byka i poklepała po plecach.
-Czyyylii?-wyszczerzył swoje ząbki.
-Co cię nagle wzięło?
-Tak się pytam... kurwa... nie mogę już wiedzieć? Myślałem, że to będzie jakiś tydzień czy coś... a to już dwa miesiące... jebańce z was.
-Nie mam pojęcia co jebańce oznaczają w twoim słowniku.
-Żeście kurwy... chociaż w sumie najbardziej bym się czegoś takiego po Duffie spodziewał. Słodkie z was mordy w sumie są.
-Bardzo dziękuje... a ty?
-Co ja?
-Nie masz nikogo... no wiesz... tak na oku?
-No mam... mam wiele pięknych ciałek na oku....-oblizał wargi.
-Oj wiesz o co mi chodzi...-lekko go szturchnęła.
-Wiem... nie... to nie dla mnie...
-Sikać mi się chce...- powiedział Duff, który się ocknął. Slash odstawił go na ziemię i tamten już zaryłby głową w beton, ale w porę został złapany.
-No! Trzymamy się w poziomie!
-W pionie chyba...-wybąłkał Duff – siiku kurwa, Slash.
-Mi też chce się lać.
-No to was zostawiam...- odeszła kawałek do tyłu, jednak zawróciła, gdy zobaczyła, że zmierzają w kierunku fontanny.
-Chłopaki! Nie tam!-krzyknęła jednak było już za późno... Stali tam co chwilę wybuchając śmiechem, a ona jak głupia czekała.
-Długo jeszcze?!- wrzasnęła – Trochę mi zimno! Ileż można sikać? Tak trudno wyciągnąć to co tam macie!?
-Aliison! Chodź tutaj...-krzyknął Duff i niepewnie wykonała jego polecenie – Co wy odpierdalacie?
-Slash twierdzi, że sikanie w blasku księżyca jest romantyczne.
-Teraz przydałaby się jakaś laska, bo nie chcę go chować...-Slash wygiął się to tyłu i lekko zakołysał, a Alison skrzywiła.
-Jeny... jesteście romantyczni jak cholera.
-Masz coś do naszej romantyczności?-spytał Duff.
-Najpierw musielibyście ją mieć.
-Slash! Słyszałeś! Ona twierdzi, że my niby jakoś kurewsko nieromantyczni.
-Słyszałem! Coś trzeba z tym zrobić!
-Wy lepiej sikajcie...-usiadła tyłem do nich i spojrzała w rozgwieżdżone niebo. Zaczęła bawić się bransoletką, którą miała na nadgarstku i nagle poczuła, że leci do tyłu, a po chwili była już cała mokra i leżała w fontannie, a nad nią w najlepsze zaśmiewała się dwójka debilów. Podniosła się do góry z otworzoną buzią i posałała im wściekłe spojrzenie.
-Ejj! Duff! Przecież my tam kurwa przed chwilą laliśmy!-krzyknął Slash i upadł na kolana.
-Śmieszne... tak się uśmiałam jak wy normalnie...
-Coś taka?-Duff wygiął usta w podkówkę i zrobił słodkie oczka, choć teraz wyszło z tego zupełnie co innego.
-Ciekawe czy byś się śmiał lądując w fontannie, gdy jest zimno i leci ci krew!
-Krwawisz?-zawył Slash.
-Dla twojej wiadomości tak!-zamachnęła się i polała niczego niespodziewająca się dwójkę. Wzięła dość porządny zamach, więc trochę mokrzy byli. Zamaszystym krokiem wyszła z fontanny i ruszyła przed siebie nie zwracając na krzyki chłopaków. Złapali ją dopiero przy wejściu do hotelu i zaczęli przepraszać. Recepcjonistka posłała im pełne oburzenia spojrzenie, jednak za chwilę wysiliła się uśmiech i podała im kluczyki od pokoi. Alison przejęła swój i weszła do windy, Duff i Slash zdążyli jednak za nią wlecieć.
-Wypierdalać z mojej windy.-syknęła.
-Księżniczko, nie fochaj się. Prysznic ci był po prostu potrzebny...
-To może ty go tak sobie weź Slash?
-Te wasze pieprzone humorki podczas tego całego no... krwotoku... roku... dajcie spokój.
-Miesiączki jeśli już...-poprawiła go wznosząc oczy do góry.
-Mniejsza... gorzej niż Axl, a to wyczyn.
-Mała... nie będziesz się gniewać?-Duff położył jej głowę na ramieniu i przeszywał spojrzeniem robiąc przy tym śmieszne miny.
-Nie.-pocałowała go w policzek, a on objął w pasie.
-Ciesze się.- wyszli z windy i skierowali do pokoju. Slash stanął smutny na środku i podrapał po głowie.
-No dobra... to ten... idę spać.
-Nie pierdol, tylko choć do nas.-Alison wepchnęła go do środka, a ten od razu się rozpromienił.
-Proponujesz coś?! Trójkącik?!-podskoczył jak małe dziecko i zaraz został zdzielony po głowie.
-Żartuje! Poczekaj chwilę z tym biciem... kiedy nie usłyszysz żartuje przez pięć minut możesz walić.
-Nie zamierzam na nic czekać.-zabrała z łóżka czyste ciuchy i ruszyła do łazienki. Gdy weszła do pokoju po szybkim prysznicu Duff i Slash zdążyli załatwić już się dwoma butelkami whiskey i przysypiać na kanapie. Pokręciła głową w niedowierzaniu i przykryła ich kocem. Sama zajęła wielkie łóżko i w mgnieniu oka zasnęła.


Siedziała pośrodku hotelowego pokoju i przeglądała trzymaną w ręku gazetę. Na jednej ze stron widniał artykuł o Gunsach i ich wielkie zdjęcie. Uśmiechnęła się pod nosem. Cieszyła się, że chłopaki robią to lubią i stają się coraz lepiej rozpoznawalni. Po miesiącu trasy zaczęło się o nich robić jeszcze bardziej głośno. Byli właśnie w Budapeszcie, chłopaki mieli jakieś wywiady, na które ona nie poszła, bo nie czuła się najlepiej po wczorajszej imprezie. Złapała ze stolika paczkę papierosów i jednego odpaliła. Zakończyła przeglądać gazetę i nie wiedziała co ma ze sobą zrobić. Podniosła się na równe nogi i podeszła do okna. Spoglądała na spacerujących w deszczu ludzi oraz na plac zabaw naprzeciwko, który akurat świecił pustkami. Przypomniała sobie dzieciństwo, gdy codziennie po szkole szła tam z mamą i Mary, a w niedzielę razem z innymi przyjaciółmi robili tam grilla. W jej głowie pojawił się wesoły wówczas krzyk mamy, aby Alison nie kręciła się tak mocno z przyjaciółką na karuzeli, bo coś może im się stać. Przypomniała sobie także, jak wraz z tatą wspólnie zrobili huśtawkę i powiesili ją na wielkim drzewie obok domu. W wolnych chwilach zawsze męczyła ojca, żeby ją bujał, a on z uśmiechem na twarzy zgadzał się i brał swoją małą dziewczynkę na ręce kręcąc dookoła. Po jej policzkach zaczęły spływać pojedyncze łzy, które starła wierzchem dłoni. Zazwyczaj nie miała czasu, aby myśleć o rodzicach i wracać myślami do wspomnień, lecz wreszcie ją to dopadło. Tęskniła za nimi i zaczęła coraz bardziej to odczuwać. Chciałaby czytać na dobranoc bajkę swojej młodszej siostrzyce, wyjść z rodzicami do teatru, zobaczyć ich uśmiechy, gdy wygrała konkurs taneczny, który był jedną z największych jej pasji, które porzuciła na rzecz takiego życia, które teraz ją otacza. Zgniotła papierosa o parapet i wyrzuciła niedopałek przez okno. Niewiele myśląc podeszła do telefonu i drżącymi dłońmi chwyciła słuchawkę. Przyłożyła ją do ucha i wybrała numer. Wsłuchiwała się w dźwięk połączenia, a jej serce zaczęło coraz mocniej bić ze strachu. Zamarła, gdy po drugiej stronie usłyszała głos matki.
-Halo? Halo? Ktoś sobie robi jakieś żarty?-powtarzała jej matka. Otworzyła usta chcąc coś powiedzieć, jednak po chwili je zamknęła. Nie była w stanie wykrztusić z siebie żadnego słowa. Bała się. Co ma powiedzieć? 'Cześć mamo? Co u was? A u mnie w porządku... jestem z chłopakiem, który ma własny zespół w trasie. Ćpamy, uprawiamy seks, piję i palę, ale nie przejmujcie się'. Odłożyła szybko słuchawkę na widełki i opadła na łóżko nie panując już nad łzami. Leżała tak z jakieś piętnaście minut, aż wreszcie podniosła się i chwyciła butelkę wódki. Przyłożyła ją do ust i pociągnęła łyka.
Ciepło rozniosło się po jej ciele, jednak nie dało żadnej ulgi. Usłyszała otwierane drzwi i odwróciła w ich stronę. Blondyn, który stanął w progu, gdy ją ujrzał wypuścił trzymaną w ręku reklamówkę.
-Co się stało?-zapytał podchodząc bliżej i zamykając za sobą drzwi.
-Nic takiego...-mruknęła, zanosząc się szlochem i biorąc kolejnego łyka wódki. Zabrał jej z ręki butelkę i odstawił na stół bacznie przyglądając.
-Stało się coś z Duffem?
-Nie, nie... nic z nim.
-W takim razie o co chodzi?
-O nic Steven...
-Uważaj, bo uwierzę, że sobie płaczesz, żeby oczyścić oczy.- złapał ją za ramiona i posadził na łóżku, oczekując odpowiedzi.
-Zadzwoniłam do domu...-wydusiła z siebie wreszcie.
-I co?
-Nic... nic nie powiedziałam... odłożyłam słuchawkę.
-Tęsknisz?
-Nie... tak... sama nie wiem... nie wiem co czuję.
-To oczywiste, że tęsknisz... to w końcu twoi rodzice... Chciałabyś tam wrócić?-spytał niepewnie. Spojrzała w jego niebieskie oczy i zastanowiła nad odpowiedzią.
-Nie...- pokręciła przecząco głową – tęsknie za nimi, ale kocham Duffa.-po jej policzkach znowu popłynęły łzy i poczuła ramiona blondyna oplatające się wkoło niej.
-Nie płacz... albo płacz... jeśli dzięki temu ma być ci lepiej...
-Nienawidzę płakać...
-Nikt nie lubi, Słońce... Zadzwoń do nich... powiedz, że tęsknisz... porozmawiaj z nimi.
-Nie... nie chcą ze mną rozmawiać... na pewno nie.
-Skąd możesz to wiedzieć?
-Znam ich...
-No cóż... jeśli tak uważasz... decyzja należy do ciebie.
-Nie mów nic Duffowi, dobrze?
-Ode mnie się nie dowie... ale uważam, że powinnaś mu powiedzieć. I nie płacz już...-wzmocnił uścisk i starł jej łzy z policzka, pocieszająco uśmiechając.
-Dziękuje Steven...
-Nie masz za co dziękować... Mówiłem już, że zawsze możesz do mnie przyjść, nie?
-Tak, dziękuje.
-Już się wystraszyłem, że może jesteś w ciąży.
-Głupi jesteś...-puknęła go lekko w ramię i zaśmiała. Rozczochrał jej włosy, na co odwdzięczyła się tym samym. Siedzieli jeszcze w takiej pozycji przez 15 minut, dopóki Alison całkowicie się nie uspokoiła.
-Tak właściwie to nie powinieneś być na wywiadzie?
-Powinienem.-uśmiechnął się ukazując rząd równych zębów.
-Więc co tutaj robisz?
-Siedzę z tobą i ogólnie to przyszedłem po portfel Slasha, bo go zapomniał, a rzekomo ma tan numer jakiejś świetnej laski i na gwałt mu potrzebny.
-No to go bierz i spadaj, bo cię zabiją.
-Zabiją Slasha, nie mnie.- po całym pokoju rozszedł się jego wesoły śmiech – Ogarnij się i idziemy.
-Co?-spojrzała na niego niepewnie spod opuchniętych od płaczu oczu.
-Nie zostawię cię tutaj z takim wisielczym humorem.
-Już dobrze...
-Nie pierdol. Siedzenie w samotności nikomu nie służy, znam coś co poprawi ci humor, tylko musisz się ogarnąć, bo inaczej ludzie spierdolą na twój widok.
-Dziękuje Steven, teraz jeszcze mi lepiej.
-Zawsze do usług. No już! Do łazienki!-ponaglił ją kopem w tyłek i wykonała jego polecenie. Gdy zobaczyła swoje odbicie w lustrze naprawdę się przeraziła. Zrobiła szybki makijaż, spięła w kitkę rozczochrane na każdą stronę włosy i opuściła pomieszczenie.
-No, teraz możemy iść.-delikatnie popchnął ją do przodu i opuścili pokój. Zostawił ją jeszcze na chwilę przy wyjściu, sam idąc do recepcji i uprzejmie uśmiechając się do recepcjonistki, która coś mu zaczęła tłumaczyć. Powrócił do niej i wyszli na skąpaną w deszczu ulicę. Biegiem pokonali odcinek do taksówek. Wyglądała przez okno podziwiając wszystko do czasu, aż zatrzymali się na jednej z ulic. Weszli do małego budynku, jak się później okazało do kawiarenki.
-Tutaj macie wywiad?-spytała zdziwiona.
-Nieee... - posłała mu pytające spojrzenie ten jednak odsunął jej krzesło nakazując usiąść. Usiadł naprzeciwko niej i szeroko uśmiechnął.
-Więc co tutaj robimy?
-Poprawiamy ci humor. Słyszałem, że kobietą nic nie pomaga tak jak wielka porcja loodów...-zatopił głowę w menu, a ona wyjrzała przez okno. Widok rozchodził się na parlament i był piękny pomimo deszczu. Zawsze chciała zwiedzać i teraz jej się to udaje.
-Więc co bierzesz?- z rozmyślanie wyrwał ją głos blondyna. Podniosła wzrok i zorientowała się, że stoi przy nich kelnerka i delikatnie uśmiecha oczekując od niej odpowiedzi.
-Eee.... owocowy mix...-powiedziała pierwszą nazwę, która wpadła jej w oko.
-Z podwójną ilością śmietany i gorącą czekoladę!-dodał Steven.
-Steven...-zaczęła, gdy tamta już odeszła.
-Alison...-udał jej ton głosu i od razu się zaśmiała.
-Zabiją nas.
-Mnie zabiją, a to różnica.
-Przeze mnie.
-Jak przez ciebie, to Duffuś mnie obroni.
-Niech ci będzie.-kelnerka wróciła z ich zamówinienm i speszona spojrzała na Stevena.
-Ja- ja przepraszam...-wydukała, a on posłał jej rozbrajający uśmiech, wprowadzając ją w jeszcze większe zagubienie – czy pan nie gra przypadkiem w Guns n' roses?
-Najlepszy perkusista na całej planecie właśnie przed panią stoi.-wypiął dumnie pierś do przodu.
-Czy-czy mogłabym prosić o autograf?-podsunęła mu pod nos kartkę.
-Jasne, dlaa...
-Meg.
-Dla Meg...-złożył szybki podpis i podał go kobiecie – proszę bardzo.
-Dziękuje...-odeszła od stolika, a oni zaczęli śmiać. Czas upłynął im w miłej atmosferze i po porannym humorze Alison nie było ani śladu. Kto jak to, ale Steven umie człowieka pocieszyć. Spacerkiem doszli budynku, gdzie chłopaki mieli wywiady. Wjechali na górę i gdy z windy wyłonił się Steven, od razu doszedł ich głos Axla.
-Bałwanie! Gdzie się szlajasz?! Ominęły cię dwa wywiady!-wrzasnął na niego.
-Masz mój portfel?-podleciał do niego Slash z wielką nadzieją, a Axl zdzielił go po głowie.
-Mam w dupie twój portfel. Gdzieś ty był?!
-Po portfel tego pacana! A później były korki...-puścił oczko w stronę brunetki, a oni dopiero wtedy na nią spojrzeli.
-O hej Ali – machnął Slash – masz mój portfel?
-Jasne, że mam...-prychnął blondyn i zaczął przeszukiwać kieszenie – kurwaaa! Zapomniałem!- uderzył się w czoło, a Axl powtórzył uderzenie.
-Leciał po niego, żeby wreszcie nie wziąć! Brawo Steven! A teraz na wywiad!-kopnął go w nogę i popchnął do przodu. Za ściany wyszedł Duff i od razu podbiegł do Ali ignorując paplającego Axla.
-Co tutaj robisz? Już dobrze się czujesz?-spytał z troską.
-Tak... wszystko ok.-uśmiechnęła się i przytuliła do niego.
-Na pewno?
-Na pewno...-stanęła na palcach i musnęła wargami jego szyję, schylił się delikatnie i cmoknął jej usta – Małaaa...-mruknął.
-Zniż się – nakazała, przygryzając delikatnie jego wargę, złapał ją za biodra, a ona zarzuciła ręce na jego szyję. Złączyli się w czułym pocałunku, który przerwał Izzy, uderzając blondyna w tył głowy.
-Oh Romeo! Mój Romeo! - zaczął wymachiwać rękoma w każdą stronę – Wywiad czeka.-dodał spokojnie patrząc na niego spod byka i idąc w przeciwnym kierunku.
-Kiedyś ich zabiję.
-Ale to później...-zaśmiała się i ruszyła za szatynem.



Szczęśliwego Nowego Roku ;)