wtorek, 12 czerwca 2012

Rozdział VI


Usłyszała szelest i delikatnie podniosła głowę. Blondyn stał przy stole i wykładał coś na talerz, cicho podśpiewując jakąś piosenkę i tupiąc nogą. Z jego ust jak zwykle wystawał papieros. Odwrócił się do tyłu i na nią spojrzał.
-O hej. Już wstałaś? Mam nadzieję, że cię nie obudziłem.
-Nie, nie...-pokręciła przecząco głową i przetarła zaspane oczy. - Która godzina?
-Dochodzi 13.
-Cholera...-jęknęła i odrzuciła głowę do tyłu. Znowu zaspała do szkoły. Usiadł przy stole i delikatnie uśmiechnął.
-Siadaj i jedz, bo strasznie blado wyglądasz. Naleśniki z syropem, mam nadzieję, że lubisz.- Odrzuciła kołdrę na bok i wsadziła stopy w leżące koło łóżka baleriny. Podeszła do stołu i zajęła miejsce naprzeciw niego, a on podsunął jej talerz i kubek z parującą kawą.
-Dziękuje.- delikatnie się uśmiechnęła i zabrała za jedzenia. Delektowała się smakiem swoich ulubionych naleśników, a on siedział z założonym nogami i pijąc swoją kawę cały czas jej się przyglądał, przez co czuła skrępowanie.
-A ty nie jesz?-wskazała na jego pusty talerz.
-Zjadłem w drodze.- zaśmiał się – ale widzę, że powinienem zostawić dla ciebie jeszcze jedną porcję, bo taka chudziutka jesteś.
-Odezwał się grubiutki.
-Mnie przynajmniej widać, a ciebie bez problemu każdy by zdeptał.
-Ty nie zdeptałeś.
-Bo patrzę pod nogi.- powiedział to takim tonem, że nie była w stanie powiedzieć nic więcej, więc wzięła do buzi wielkiego kęsa.
-Kupiłem szczoteczkę do zębów i przyniosłem ci ciuchy Stevensa, bo w moje spodnie wlazłabyś cała razem z głową. Położyłem ci w szafce w łazience.
-Yhm... dzięki, ale naprawdę nie musiałeś sobie robić kłopotu.
-Kłopoty weszły mi w krew.
-Dziękuje.-odstawiła talerz i wstała od stołu – Pójdę do łazienki. - Zamknęła za sobą drzwi i przyjrzała przyszykowanym przez niego rzeczą. Postarał się i był miły, ale nie wiedziała jak ma do końca to odbierać. Być może wczoraj na coś liczył, ale nie nalegał. Powiedziała dosyć i się zgodził. Takie zachowanie raczej jej do niego nie pasowało i jeszcze bardziej ją to nurtowało. Był jedną wielką tajemnicą. Nie można było nic wyczytać z jego ruchów, wszystko idealnie maskował, a z kolei on potrafił wyczytać z niej każdą emocje, całe jej życie w pięć minut. Odkręciła wodę i wzięła do ręki szczoteczkę do zębów, nałożyła na nią niewielką ilość pasty i dokładnie wyszczotkowała. Wilgotną dłonią przeczesała grzywkę do tyłu i odrzuciła włosy na plecy. Niepewnie złapała przygotowane ciuchy i je na siebie założyła. Spodnie były trochę za duże, ale dało się przeżyć. Biała, podarta bluzka luźno na niej wisiała, założyła jeszcze leżącą na oparciu krzesła jeansową kamizelkę i spojrzała w lustro. Nie wyglądała jak ona każdego dnia, zmiana o 180 stopni, ale musiała przyznać, że podoba jej się to jak teraz wygląda. Wyszła z łazienki i nigdzie go nie dostrzegła, ale zobaczyła otwarte drzwi od balkonu, więc tam poszła. Stał oparty o balustradę, a twarz miał wyciągniętą w stronę słońca. Jego blond włosy powiewały na wietrze a w ręce trzymał pepsi. Gdy ją usłyszał delikatnie otworzył jedno oko i uśmiechnął.
-Powiem Stevensowi, że już może się pożegnać z tymi ciuchami, bo wyglądasz w nich zarypiście.
-Na pewno ich nie odzyska i dziękuje.- plecami oparła się o poręcz i wpatrywała w popękane ściany budynku. Usłyszeli huk i krzyk.
-Duff! Chory pedale! Gdzie jesteś?!
-Tutaj!-odkrzyknął i koło nas pojawił się uradowany drugi z blondynów, czyli Steven.
-Ooo hej Alison! Fajnie ciuchy masz! Ej, czekaj, czekaj... czy to przypadkiem nie moje?-podszedł do niej i chwycił delikatnie za rękaw koszulki, spojrzał się pytająco na Duffa, a ten wzruszył ramionami.
-Masz najmniejszy tyłek.
-Axl też ma mały!
-Ale ty jeszcze mniejszy.
-To sobie skróć nogi i też będziesz mały.
-Nie dziękuje.
-Jak chcesz, to ja mogę oddać...-zaczęła skrępowana sytuacją.
-No co ty! Zajebiście wyglądasz, ale ja tu nie po to! Duffuś! Kochanie, normalnie nie uwierzysz co udało mi się teraz załatwić! Najlepszy towar w mieście! Myślałem, że już kurwa mi się nie uda, ale odpaliłem wszystkie dojścia i mamy. Pamiętasz co ci kiedyś o tym wspominałem, nie? Ten co tak rzadko się pojawia i inne sratata, ale mam! Chłopaki już dostali po swojej działce i to twoja. - Wyciągnął jakiś woreczek i rzucił w nim w Duffa.
-Nie puść przypadkiem tylko pary temu debilowi Benowi, bo gotów wszystko zabrać. Uwziął się na to studio i teraz pierdoli. Rano wleciał do pokoju, że kurwa porządek ma być. Pojebany człowiek, mówię ci Alison. Jak tylko możesz unikaj go.
-A kim on jest?-spytała.
-Manager, od siedmiu boleści. Mieliśmy swojego, ale tym kurwą z wytwórni nie pasowało i dali nam swojego. I tak oto zeszliśmy na drogę piekła. No ale szmaciarz lubi się dziwczyć czasami, więc mamy w sumie luz. Problem w tym, że jak wpadł do laseczki nam uciekły i teraz tak jakby trzeba szukać kogoś innego do południa.
-Już po 13.-odezwał się Duff.
-No to... do... kurwa. Nie wiem – machnął ręką – do czasu wywiadu czy czego tam co dzisiaj mamy. I w ogóle to masz tak jakby przejebane za ten pokój czy co to tam.
-A kto wie?
-No w sumie wiesz... nic by nie było, ale właściciel się wkurwił, bo Axl znalazł gdzieś kija od bejsbola i tak zaczęliśmy grać, że jakby telewizor trochę ucierpiał i jak zwykle pierdolą, że wszystkie koszty pokryć. Jakby bez telewizora nie mogli żyć...-westchnął ciężko i zaczął grzebać w kieszeni spodni – Duffi, uratuj mi dupkę i daj jakiegoś mocniejszego skręta, bo nawet zwykłych marlboro nie mam.-wygiął usta w podkówkę i prosząco spojrzał na Duffa.
-Steven, zacznij w końcu swoich pilnować, bo mi się kurwa też kończą.-jęknął, ale podał przyjacielowi to o co prosił.
-Załatwiłem ci towar, tak czy nie? Więc nie pierdol, bo nie zaszkodzi jak o jednego mniej będziesz miał.
-A tylko dzisiaj do mnie po więcej przyjdź, to ci jaja urwę.
-Spokojnie, w godzinę ogarnę coś nowego, a moich jaj nawet nie dotykaj.-zagroził mu palcem przed nosem – To jak.. próbujesz tego nowego gówna, od którego podobno młodo się umiera?-puścił oczko do Alison, która próbowała skupić się na jego słowach.
-Zaraz... spokojnie.
-Dawaj! Mówię ci podobno zajebiste! Wezmę z tobą.
-Yhm... uważaj, bo uwierzę, że nie zdążyłeś zatopić w tym swego noska.
-Oj dobra! Mało, tak tylko na spróbowanie, tyci, tyci... Ale super! Bierz i nie pierdol, że nie chcesz!
-Stevenson, idź sprawdź czy nie ma cię w drugim pokoju.-pokręcił głową.
-Jestem! Jestem tu i tam! Tu i tam!- Steven zaczął skakać z pomieszczenia do pomieszczenia i nie szło się z niego nie śmiać.
-A tak poważnie...- po chwili zatrzymał się przed nimi – weź to teraz.
-Zaraz wezmę.
-Bierz!-krzyknął tak, że ludzi na ulicy aż spojrzeli się na górę.
-Cicho bądź!-Duff położył mu rękę na buzi – nie wrzeszcz, bo wpadnie tutaj Ben i wtedy jak to powiedziałeś gówno będziesz miał.
-Nie chcesz to nie. Przecież cię do niczego kurwa nie zmuszam.
-A czy ja coś mówię?-spojrzał na niego spod byka i popchnął w stronę pokoju. Alison weszła za nimi, a oni usiedli przy stole i Duff wyciągnął to co otrzymał od Stevena. Wysypał to na stół, uformował dwie kreseczki i się nad nimi pochylił. To samo poczynił Steven. Po chwili Duff podniósł się do góry pociągając nosem i oparł o fotel, a drugi z blondynów zaśmiewał się pod nosem. Alison stała i przypatrywała się temu... teraz sama nie wiedziała z czym. Z jednej strony czuła obrzydzenie i odrzucało ją od tego, ale z drugiej to był ich własny wybór i ich życie.
-Chodź tutaj, pojebańcu...-szepnął Duff i nachylił nad Stevenem otrzepując mu nos z pozostałości tego co wciągali. Przeniósł nieobecne spojrzenie na Alison i przepraszająco uśmiechnął. Rozległo się pukanie i po chwili stanął w nich jeden z nieznanych jeszcze jej mężczyzn.
-Tutaj się skurwiele chowacie! I komu obrywa się po dupie? Axl'owi i Slashowi, bo ja też spierdoliłem!-zaśmiał się i podszedł do dziewczyny.
-Izzy- wyciągnął swoją dłoń, którą niepewnie chwyciła.
-Alison.
-A nasze poszły się jebać... szkoda tylko, że nie z nami...-powiedział bardziej do siebie, cmoknął ustami i chwycił leżącą na komodzie butelkę piwa.
-Izzy, może ty mi powiesz co dzisiaj robimy, bo ten człowiek jak zwykle nie chce udzielić mi żadnych informacji.
-Steven, nie pierdol...-westchnął Duff.
-A kogo obchodzi co robimy? Z tego co wiem, to żadnego koncertu nie ma, więc nie musimy nic robić.-rozwalił się wygodnie na łóżku.
-Duff...-zaczęła niepewnie – ja się będę już zbierać.
-Już?- odwrócił głowę w jej stronę, śmiesznie przekrzywiając na bok.
-I tak się zasiedziałam.
-Zapieprzyłaś...-mruknął pod nosem Steven cały czas chichocząc. Duff posłał mu karcące spojrzenie i wstał z miejsca.
-No to cię odprowadzę.
-Nie musisz.
-Ciągle tylko nie, nie i nie. Powiedz raz tak.-złapał leżącą na łóżku kurtkę i na siebie założył. Zmarszczyła brwi nie rozumiejąc jak ma odebrać jego słowa.
Otworzył drzwi i czekał, aż wyjdzie.
-Do zobaczenia! Jak będziesz chciała pożyczyć jakieś ciuchy albo jak będę miał ci coś załatwić to wpadaj do mnie!-krzyknął za nią Steven. - Albo jak skończysz z usług Duffa, to ja jestem wolny!
-Hej chłopaki.- machnęła im na pożegnanie ręką, ignorując ostatnie zdanie blondyna i ruszyła za Duffem, który szedł bez słowa odpalając papierosa. Wyszli na ulicę i uderzyło ich ciepłe powietrze. Był wreszcie maj i taka pogoda była wskazana. Patrzyła na swoje stopy zastanawiając się co tak nagle zmieniło zachowanie Duffa, kiedy nagle złapał ją w pasie i przyciągnął do siebie.
-Co taka smutna? Przepraszam za nich, a zwłaszcza Stevena. Nie wiedzą, że nie jesteś żadną groupie.
-Nie jestem?-lekko prychnęła pod nosem i zaraz zreflektowała jaki błąd popełniła. Zaśmiał się pod nosem i zaczesał włosy do tyłu.
-Jeśli mam być szczery, to to zadań groupie należą trochę inne rzeczy, ale nigdy mi nie przyszło do głowy, że ty mogłabyś traktowana jak one.
-Powinnam podziękować?
-I to jest właśnie Mała Alison.- przygryzł wargę – wiedziałem, że coś w tobie drzemie i zaczyna budzić, a wracając do pytania... Nie, nie powinnaś dziękować.
-W takim razie dziękuje.- złapał ją za żebra i lekko ukuł na co pisnęła i próbowała uderzyć jego, ten jednak był zbyt silny i złapał jej dłonie.
-Mała Alison...-szepnął mrużąc oczy.
-Duży Duff...-wystawiła język i ruszyli dalej do przodu.
-Dokąd zmierzamy moja słodka dziecino?
-Do domu... do szkoły nie opłaca mi się iść.
-I mówisz to z takim spokojem?- uniósł do góry jedną brew.
-Teraz jeszcze tak, ale później będę miała kłopoty.
-I wreszcie zaczynasz żyć. Co to za życie bez kłopotów?-doszli do przystanku i akurat nadjeżdżał jej autobus.
-Dziękuje jeszcze raz za pomoc.
-Hejj... wyganiasz mnie?- spytał z udawanym wyrzutem – Powiedziałem, że cię odprowadzę, to zrobię to porządnie.-popchnął ją do autobusu zanim zdążyła cokolwiek powiedzieć. Usiadł przy oknie i promiennie do niej uśmiechnął, ukazując rząd równiutkich zębów. Droga do jej przystanku trwała ponad pół godziny i przez ten czas rozmawiali o głupotach typu jaki jest ich ulubiony kolor, ulubiona potrawa i co chwilę wybuchali śmiechem, gdy ktoś lub oni sami zrobili coś dziwnego. Nim się obejrzała stali już przed jej domem.
-Ładnie mieszkasz... dom...-mruknął zamyślony pod nosem, spojrzała w jego tęczówki i delikatnie uśmiechnęła
-Dom...- powtórzyła – może wejdziesz? Jeszcze nikogo nie ma.-zaproponowała.
-Nie dzięki. Muszę lecieć na wywiad, pa. - miał już odejść jednak w ostatniej chwili się odwrócił – Słuchaj... jesteśmy w Chicago przez jeszcze dwa tygodnie, więc wiesz gdzie nas szukać. Wpadaj kiedy chcesz.
-Dziękuje... choć nie sądzę, żebym znalazła czas po szkole. Miło... miło... cieszę się, że cię poznałam Duff, ale obydwoje wiemy, że ta znajomość nie ma żadnego sensu. Zaraz wyruszacie w świat, a ja zostanę tutaj i nie chcę robić sobie wrogów. Dziękuje i naprawdę doceniam, że uzyskałam od ciebie tyle zrozumienia i pomocy. Nigdy nie zapomnę, że poznałam kogoś takiego jak ty, ale czas powrócić do swojego życia, a to właśnie jest moje.- wskazała dłonią na dom z tyłu, z równym trawnikiem, przystrzyżonymi krzaczkami i pięknymi kwiatami. Ciężko przechodziły jej te słowa przez gardło, ale wiedziała, że taka jest prawda i nie ma co się... i nie ma co bardziej zagłębiać się w to co czuje, gdy go widzi. Starała się jak mogła, żeby wypaść jak najbardziej przekonująco i żeby nie zauważył jak bardzo nie chce tego mówić.- Żegnaj Duff...- posłała mu delikatny uśmiech.
-Żegnaj, Mała.-roztrzepał jej włosy i oby dwoje ruszyli w swoim kierunku. Gdy weszła do domu i zamknęła drzwi po jej policzkach popłynęły łzy. Starła je wierzchem dłoni, a one leciały jeszcze bardziej. Miała przed sobą jego uśmiech, wesołe oczy, a w głowie rozbrzmiewał jego głos.
-Alison! Rodzice umierają ze strachu o ciebie! Gdzie byłaś, dziecko?-podleciała do niej gosposia o imieniu Clara, Brazylijka po pięćdziesiątce.
-Już jestem.
-Jak możesz im robić takie rzeczy?!
-Z całym szacunkiem, ale to już nie twoja sprawa.-rzuciła oschle i pobiegła na górę do swojego pokoju. Przekręciła zamek na klucz i rzuciła się na łóżko, zalewając łzami. Po dwóch godzinach udało jej się podnieść i pójść do łazienki, żeby wziąć prysznic. Ciuchy, które 'dostała' od Stevena i kurtkę Duffa wrzuciła na tył szafy, aby nikt ich nie znalazł i wzięła gorącą kąpiel. Doszła do wniosku, że popełniła błąd i czas z tym skończyć. Dwu dniowa znajomość dobiegła końca i pora być prawdziwą Alison. Stanęła przed lustrem i założyła na siebie delikatną spódniczkę w kwiatki, białą koszulkę polo i niebieski sweterek. Na nogi założyła białe zakolanówki i balerinki w kolorze sweterka. Włosy związała w delikatnego koczka, wciąż miała podpuchnięte oczy, ale to zignorowała. Zeszła na dół i w salonie ujrzała matę czytającą jakąś gazetę. Nawet nie podniosła na nią wzroku.
-Mamo, przepraszam. Obiecuję, że nigdy się to nie powtórzy.-stanęła przed nią i oczekiwała reakcji.
-Zawiodłaś mnie, Alison i nie sądzę, abyś prędko odbudowała to co zniszczyłaś.
-Postaram się jak tylko będę mogła, obiecuję.
-Twoje słowa i obietnice mało co mnie obchodzą. Czy naprawdę wymagam tak wiele chcąc jedynie, aby moje dziecko mnie szanowało i nie przynosiło wstydu? Poświęciłam dla ciebie wszystko, a ty mnie zawodzisz.
-To się nie powtórzy, nigdy więcej. Nie zaznasz wstydu z mojego powodu.- Nachyliła się nad matką chcąc ją przytulić, lecz ta wstała i z obojętnością ją wyminęła, nawet nie obdarzając spojrzeniem. Zabolało. 'Nigdy więcej nie pozwolisz, aby tak na ciebie spojrzała' powtórzyła sobie w myślach i poszła do małej salki, którą miała w domu, aby ćwiczyć taniec. Założyła baletki i zaczęła tańczyć.

Witajcie ;D VI rozdział już za nami... jak wrażenia? Ja szczerze mówiąc jestem z niego zadowolona, co dość nieczęsto się zdarza. Mam do Was pytania, bo w Gunsowych opowiadaniach siedzę od niedawna i mianowicie: jakie byście mi polecali? Jakie są Wasze ulubione i według Was warte przeczytania? Pozdrawiam ;) 

wtorek, 5 czerwca 2012

Rozdział V


-Jedziemy?-uniósł lekko jedną brew. 'Nie. Muszę wracać' pomyślała, ale kiedy przypomniała sobie cały dzisiejszy dzień zmieniła zdanie.
-Tak.-lekko pchnął ją do przodu. Usiedli do czarnego busa, a on zaczął jej opowiadać o ludziach na koncertach, whiskey i milionie innych rzeczy, o których nie miała pojęcia i w ogóle jej nie obchodziły, ale z jego ust chłonęła każde słowo co chwilę wybuchając śmiechem. Zignorowała nawet pozostałe osoby sadowiące się koło nich, ciągle palące i pijące. Dojechali do hotelu i poszli do pokoi, panował tam taki zgiełk i harmider, do którego Alison nie była przyzwyczajona. Przyjaciele Duffa jak i on sam litrami pochłaniali alkohol w mgnieniu oka, cały czas palili, a teraz nawet jeden z nich usadowił się w kącie pokoju i zaczął wciągać jakiś biały, nieznany jej proszek. Nigdy wcześniej nie widziała narkotyków, a tym bardziej nie była przy kimś kto właśnie je zażywał, więc wpatrywała się w to z lekkim obrzydzeniem i nie rozumiała ich. Po chwili do pokoju wszedł mężczyzna, na którego mówili chyba Slash w towarzystwie kilku, skąpo i znacznie różniących się od Alison kobiet. Na ustach chłopaków od razu pojawiły się brudne uśmieszki i zareagowali gromkim 'wow'. Poczuła, że tutaj zupełnie nie pasuje i tylko im przeszkadza, a zwłaszcza wtedy gdy bez zbędnych ceregieli jedna z dziewczyn usiadła na Stevenie i zaczęła pozbawiać koszulki, cały czas całując. Zawstydziła się i odwróciła wzrok, a wtedy pojawił się koło niej Duff.
-Idziemy stąd?-spytał, a ona pokiwała przytakująco głową. Wyszli z hotelu i szli w milczeniu ulicą. On w dwóch rękach trzymał butelki whiskey, a w buzi papierosa i wesoło nucił jakąś piosenkę, a ona stąpała delikatnie, uważając na każdy swój ruch. W końcu doszli do jakiegoś starego budynku, który wydawał się być opuszczonym magazynem. Przysiedli na jednym z murków.
-Chcesz?-Duff wyciągnął przed nią butelkę z alkoholem.
-Nie, dziękuje.- nigdy nie piła i szczerze mówiąc teraz, przy nim czuła się z tego powodu zażenowana.
-Nie masz za co dziękować, skoro nic nie wzięłaś.-puścił jej oczko i wziął kolejnego łyka.
-Zawsze robicie taką rozróbę?-spytała obserwując każdy jego ruch, odwrócił się w jej stronę i przygryzł wargę.
-Szczerze? Jest jeszcze gorzej, to... to jest najnormalniejszym z dni.
-I można tak żyć?-spytała bardziej sama siebie niż jego, naprawdę tego nie rozumiejąc.
-Jak widać żyję, jeszcze.
-Jeszcze?
-Mała, zapewne w tym twoim idealnym świecie wpajali ci, że narkotyki, alkohol, fajki i seks to najgorsze gówno jakie może być i żebyście nigdy nie robili żadnej z tych rzeczy. Jak widać my robimy każdą z nich, a nawet i więcej i wciąż żyjemy.
-Nie... nie... nie boisz się? Nie boisz się, że któregoś razu któryś z was przesadzi i to źle się skończy?- Co ją to obchodziło? Po co zadawała mu takie pytania? Ale po prostu zainteresował ją. Chciała go poznać, jego świat i tok rozumowania.
-Po co mam się martwić? Zobacz – wskazał ręką na siebie – w trakcie koncertu coś wciągnąłem, przed, teraz jeszcze nie zdążyłem, ale cały czas w mojej ręce widzisz jakiś alkohol, nawet nie wiem ile dzisiaj spaliłem fajek. Ale wciąż tu jestem. Siedzę z tobą i mam nadzieję, że w miarę normalnie gadam. Może skończyć się to tym, że padnę zarzygany gdzie popadnie, nie pamiętając jakie głupoty odpierdoliłem i wstanę z kacem, a leczyć go będę piwem. Może się skończyć, że wyląduje w szpitalu, bo przedawkuje i cudem uda się mnie odratować, ale chłopaki po mnie przyjdą, zagramy kolejny koncert i będzie działo się to samo, a któregoś dnia mogę się po prostu zaćpać na śmierć... Ale wiesz... chodzi o to, że wolę żyć tak jak żyję, korzystać z życia, popełniać błędy, ale genialnie się bawić ze swoimi przyjaciółmi, tworzyć muzykę, dawać koncerty. Każdy ma swoje i przeżywa je na swój sposób, to jest mój. Żyje z dnia na dzień. Kiedy umrę będę przynajmniej wiedział, że wyciskałem z życia ile się da i nic mnie nie ominęło. - Zakończył swoją wypowiedź, a ona cały czas miała jego słowa w swojej głowie. Podziwiała go, podziwiała go za odwagę i to z jaką łatwością wszystko mu przychodzi. Ona nie mogła sobie pozwolić nawet na chwilę odpoczynku, bo cały czas czegoś od niej wymagano, a on po prostu żył. Dopiero zaczęła sobie zdawać z tego sprawę, dzięki chłopakowi, którego przypadkowo poznała.
-Ale dosyć o mnie. Mów lepiej co się stało. Nie uwierzę, że przyszłaś tak po prostu na koncert, bo miałaś wolny wieczór.- Usiadł do niej bokiem i podkurczył kolana, opierając na nich głowę.
-Dowiedziałam się, że jestem porażką... że się za mnie wstydzą, że nie poznają mnie i znacznie za mało ode mnie wymagają... Odebrali mi rolę w musicalu i mam ją zdobyć i koniec. Mama...-zacięła się, przez cały czas miała w gardle kluchę i pod jej powiekami zbierały się łzy – powiedziała, że się mnie wstydzi... jej spojrzenie... jakbym była jakimś śmieciem... zawiodłam ją.- Po jej policzku popłynęła łza, jednak szybko została starta kciukiem blondyna, a jego silne ramiona objęły ją i przyciągnęły do siebie.
-Nie jesteś żadną porażką. Nikogo nie zawiodłaś i nikt nie ma prawa ci mówić, że jesteś nikim. Jesteś małą Alison, która może więcej niż jej się wydaje, która nawet nie wie do czego jest zdolna, ile może osiągnąć, czy jak bardzo spieprzyć sobie życie. Ale nigdy, przenigdy – tutaj wzmocnił swój uścisk – nie pozwól aby ktokolwiek powiedział, że jesteś śmieciem, czy porażką. - Oparła głowę o jego klatkę piersiową i w tym momencie dziękowała Bogu, że go spotkała. Jego słowa rozbrzmiewały w jej głowie i poczuła jakby mogła wszystko, ale mimo to i tak była tylko Alison, która boi się w jakikolwiek sposób zaryzykować i zrobić coś czego nikt by się po niej nie spodziewał.
-A tak w ogóle to twój szampon do włosów bardzo ładnie pachnie.- Poczuła na skórze głowy jego ciepły oddech, i zatrzęsła od jego śmiechu.
-Będę mogła ci go pożyczyć.
-Przyda mi się.- Siedzieli tak jeszcze chwilę w milczeniu, gdy usłyszeli jakiś trzask i poderwali zobaczyć co to. Rozejrzeli się dookoła jednak nic nie zobaczyli. Kolejny raz złapał butelkę whiskey i pociągnął łyka, pytająco wyciągnął w jej stronę trunek i go wzięła. Tak, Alison Forbes, idealna dziewczyna, właśnie wzięła od prawie, że nie znanego chłopaka whiskey. Niepewnie przyłożyła butelkę do ust i wzięła małego łyka. Jej gardło zaczęło palić, oczy zaszły łzami i zaczęła się krztusić, a on śmiać.
-Takie śmieszne?-zdołała z siebie wydusić pomiędzy kaszlem.
-Czy ja wiem... raczej niewinne i słodkie. Ja krztuszę się alkoholem jedynie kiedy jednocześnie próbuje gadać i połykać jego litry.
-Co to za cholerstwo?
-Nie mów nawet tego w obecności Slasha. Poczciwy Jack Daniels. Za kolejnym razem już tak nie pali.- Puścił jej oczko, a ona postanowiła zaufać mu na słowo biorąc kolejnego, malutkiego łyka, tym razem już się nie dusiła, ale wciąż nie wiedziała co w tym takiego niesamowitego. Ponownie usiadł tak, że teraz jedną nogę miał podpartą i zamyślonym spojrzeniem wpatrywał się w przestrzeń, a ona w niego. Co chwilę zapalał kolejnego papierosa, Alison zatraciła się w podziwianiu jego osoby, że nie zorientowała się, że on też jej się przygląda. Zarumieniła się i odwróciła wzrok.
-Chcesz papierosa?-wyciągnął przed nią swoją dłoń i na papierosa też się skusiła i skończyło się tak samo jak z alkoholem- kaszlem i łzami w oczach.
-Spokojnie, zaciągnij się mocno, jakbyś wciągała powietrze do płuc...- poinstruował ją pomału wykonała jego polecenie- Mama idzie!-krzyknął, a ona mocno ze strachu zaciągnęła i wypuściła papierosa na ziemię, na co Duff spadł z murku, na którym siedzieli.
-Co ty robisz?!-prawie, że na niego krzyknęła.
-No i widzisz?! Zaciągnęłaś się porządnie. Mnie też tak kiedyś uczono.
-Zabawne, bardzo.-prychnęła i złapała whiskey, odwracając się do niego tyłem.
-Mała... - usłyszała jego skruszony głos – mogłabyś pomóc mi się podnieść?
-Sam się podnieś.
-Pogadamy jak sama wypijesz tyle co ja.- spojrzała się na niego spod byka, a on wyciągnął dłonie w jej stronę. - No błagam cię... - Poddała się widząc jego nieudolne próby wstania. Podała mu ręce i pociągnęła do siebie. Stojąc już na dwóch nogach lekko się zachwiał i przycisnął ją do murku. Przez chwilę mierzyli się spojrzeniami, a jej serce wyczyniało niesamowite rzeczy. Delikatnie odgarnął kosmyki brązowych włosów z jej twarzy i nachylając się musnął jej wargi. Przymknęła powieki i trwali chwile z opartymi o siebie czołami. W końcu złapał jej za dłoń.
-Idziemy.-szepnął i pociągnął ją za sobą. Musiała przyznać, że poczuła lekki zawód. Liczyła na coś więcej z jego strony, ten jednak przerwał ten krótki pocałunek i teraz jak niby nigdy nic szedł podziwiając czubki swoich czarnych glanów. Weszli do hotelu, a on puścił ją i sam przeskoczył ladę w recepcji. Zgarnął plik kluczy i skinął głową, żeby za nim szła. Wykonała polecenie i doszli do jednego z pokoi. Otworzył jej drzwi i sam wszedł jako pierwszy.
-No cóż... może być.-uśmiechnął się pod nosem, a ona weszła do środka.
-Nie prościej było zawołać właściciela?
-Musiałbym czekać, a tego nie lubię.-posłał jej jeden z tych swoich uśmiechów, na które się roztapiała.
-No więc... rozgość się, a ja skołuje jakiś prowiant i ubrania.-wyszedł z pokoju zostawiając ją samą. Podeszła do wiszącego na ścianie lustra i przyjrzała się sobie. Z jej warkocza nic nie zostało i teraz, długie brązowe fale swobodnie opadały na ramiona, turkusowe oczy świeciły nieznanym jej blaskiem, a na śniadej cerze malowały delikatne rumieńce. Przygryzła swoje pełne usta i odgarnęła grzywkę do tyłu. 'Co ja robię? Co ja tutaj robię?!' powtarzała w myślach i spojrzała na drżące dłonie po chwili otworzyły się drzwi i do środka wparował znany jej jako Slash mężczyzna.
-Tutaj jesteście! A już się zaczynałem martwić o mojego Duffika. Biedny blondasek czasem jak zniknie, to godzinami go szukamy, ale jak widzę zaszył się tylko tutaj z tobą. Dobrze, dobrze... Jak będzie bardzo niegrzeczny, to nie bój pociągnąć się go za te włoski... Dobry jest, no nie? To znaczy wiesz... jak nie wiem i nie zamierzam próbować, ale z tego co słyszałem, to każda była zadowolona... więc wiesz... tak w ogóle to zapomniałem twojego imienia.-jedną ręką podtrzymał się stołu i wymierzył palec w stronę dziewczyny, która próbowała skupić się na jego słowach, bo strasznie bełkotał.
-Alison... jestem Alison.
-Slash albo jak tam sobie chcesz.-machnął ręką i lekko zachwiał – wracając do Duffa, to gdzie on jest? Duffuś!-krzyknął.
-Poszedł na chwilę do was.
-Do nas? No i patrz... nie zastanie mnie tam... Trudno... chyba nie będzie się gniewał, on rzadko kiedy się gniewa, ale jeśli już, to... to nie ma zmiłuj...
-Saul...- do pokoju wszedł Duff – mam nadzieję, że nie wygadujesz żadnych głupot.
-Ja? W życiu! Zachwalam jaki to nie jesteś dobry! Sam wiesz w czym...- Slash podszedł do blondyna i przytulił.
-Yhm... Jasne, że wiem, a teraz spadówa, bo Axl już się o ciebie dopytuje.
-Dopytuje się?
-Tak. Zdążył się stęsknić, psiaku.
-Mówiłem, że masz tak do mnie nie mówić!
-Jasne, psiaku. Do zobaczenia.-wypchnął przyjaciela do drzwi i spojrzał na brunetkę. - Wszystko ok?
-Jasne.-pokiwała twierdząco głową.
-Przyniosłem dla ciebie jakieś koszulki... Ta spódniczka nie musi być za wygodna. Jakieś żarcie i do picia co nieco.
-Yhm... nie musiałeś.
-Wiem, przecież nie prosiłaś, ale chciałem.- zaczął rozpakowywać przy stole przyniesione przekąski, a ona stała i czuła, jak jej ciało płonie i całe lepi od potu.
-Ja... wezmę prysznic.-mruknęła.
-Jasne, ręczniki powinny tam być, a tutaj masz moją koszulkę na przebranie.-rzucił w nią czymś. Złapała to i udała do łazienki. Zsunęła z siebie ciuchy, wcześniej składając w kostkę i weszła pod prysznic. Odkręciła gorącą wodę i próbowała uspokoić. Wiedziała, że Duff jest za ścianą tuż obok, na co jej ciało przechodził nieznany jej dotąd dreszcz, a serce mocniej biło, dając znać co chwilę o swoim istnieniu. Starannie umyła każdy centymetr swojego ciała i włosy leżącym na wannie szamponem. Odetchnęła z ulgą wyczuwając wanilię, jeden ze swoich ulubionych zapachów. Wyszła z wanny i owinęła ręcznikiem. Spojrzała jeszcze raz w lustro i głośno nabrała powietrza. 'Wszystko będzie okey...' powtórzyła po raz setny w głowie i nałożyła bieliznę, następnie zakładając czarną koszulkę z napisem 'Ramones'. Ledwo co sięgała jej do połowy ud i przed wyjściem z łazienki z milion razy próbowała ją bardziej naciągnąć. Położyła dłoń na klamce, odliczyła do 10 i otworzyła drzwi. Duff leżał na łóżku w butach, a naokoło niego unosił się kłęb dymu, gdy tylko usłyszał drzwi od razu przeniósł na nią wzrok patrząc z góry na dół, na co jeszcze bardziej się zestresowała.
-Fajna koszulka.-uśmiechnął się pod nosem, odkrywając kołdrę koło siebie i robiąc jej miejsce. Na palcach przeszła do łóżka i wsunęła się delikatnie w kołdrę, przykrywając do pasa.
-Ja też idę się wykąpać, bo cały capie, aż sam nie mogę ze sobą wytrzymać. Zjedz coś i zaraz wracam.-skierował się do łazienki i już po chwili usłyszała szum wody. Korzystając z okazji, że go nie ma i nie musi martwić się swoją 'pidżamą' wyskoczyła z łóżka i podeszła do stolika. Otworzyła puszkę pepsi i wzięła łyka. Próbowała przełknąć przyniesioną przez niego pizzę, ale wszystko stawało jej w gardle. Powróciła do łóżka i wpatrywała się w wystrój pokoju. Wielkie okno, wyjście na taras, ciemnobeżowe ściany, bordowy dywan, wielkie łóżko, stół, szafa, telewizor... Wszystko co potrzebne by przeżyć, żadne luksusy, ale idzie wytrzymać. Drzwi od łazienki się otworzyły i stanął w nich Duff w samych wąskich, czarnych rurkach. Bez koszulki... Teraz mogła idealnie zobaczyć jego klatkę piersiową, plecy, ręce, tatuaże, nie chciała jednak dać się na tym przyłapać i zaraz odwróciła głowę, choć co chwilę ukradkowo zerkała w jego stronę, gdy podszedł się napić.
-Podać ci coś?-zwrócił się do niej.
-Nie, dzięki.
-Ale kurewsko fajny szampon tutaj mają. Będę musiał sobie taki kupić.-stanął na środku pokoju i zaczął machać głową na każdą stronę.
-Wanilia. Jak będziesz kupował kup też dla mnie.
-Spokojna głowa. Kupię na pewno.-puścił jej oczko i wskoczył na łóżko tak, że ją podrzuciło do góry. Przypadkowo jego dłoń znalazła się na jej i jednocześnie spojrzeli sobie w oczy. Zmrużyła delikatnie swoje i przygryzła wargę, a on przybliżył się do niej. Zrobiła to samo i po chwili ich głowy się stykały. Czuli wzajemnie swoje oddechy i ciepło od nich bijące. Przekrzywił lekko głowę w lewo i delikatnie pocałował. Po chwili złapał ją w okolicy biodra i mocniej przysunął do siebie. Niepewnie położyła rękę na jego ramieniu, bojąc się jakiegokolwiek ruchu, ale po chwili cały niepokój odszedł. Wbiła się w niego mocniej i nim się obejrzała siedziała na nim okrakiem, a on błądził swoimi rękoma po jej plecach i włosach. W pewnym momencie jego ręce powędrowały w okolice jej pośladków i obrócił ją tak, że teraz on był nad nią. Na chwilę się od niej oderwał i spojrzał w jej świecące z podniecenia oczy. Jego kąciki ust uniosły się w lekkim uśmiechu i znowu ją pocałował. Tym razem jeszcze bardziej namiętnie, jego usta musnęły jej szyję, dekolt. Miała ochotę zerwać z niego przeszkadzające spodnie i namiętnie kochać, tu i teraz. Pieprząc wcześniejsze zasady wpajane jej przez lata, że seks dopiero po ślubie. Sięgnął jedną ręką do tylnej kieszeni spodni i wyciągnął coś co spowodowało te kilka słów.
-Duff, nie mogę...-szepnęła, poprawiając koszulkę. Pokiwał głową i powrócił na swoją połówkę łóżka.
-Dobranoc, Mała.- powiedział odwracając się do niej bokiem i gasząc małą lampkę.
-Dobranoc.- szepnęła ledwo słyszalnie i delikatnie obróciła się w przeciwną do niego stronę. Przykryła się kołdrą i uspakajała swój oddech, i próbowała nie myśleć o tym co mogło by się stać, gdyby nie wypowiedziała tych kilku słów. Czy tego chciała? W pewnym sensie tak, ale nie rozumiała teraz uczuć, które się w niej głębiły. Pragnęła go i wciąż czuła jego ręce na swoim ciele, chciała z niego zedrzeć spodnie, chciała aby teraz nie leżał do niej tyłem, tylko trzymał ją w swoich silnych ramionach, tak aby mogła czuć jego oddech na swojej szyi. Nigdy nie czuła czegoś podobnego i to wszystko mąciło jej w głowie. Miała jednak trochę zdrowego rozsądku i w porę zdążyła się opamiętać, lecz teraz nie była pewna, czy tego żałuje. Wtuliła mocniej głowę w poduszkę i po chwili już zasnęła. Była zmęczona po całym dniu pełnym emocji.


Hej! Trochę długo nie było nowego rozdziału, ale tak jak pisałam na swoim innym blogu miałam awarię komputera. Co to rozdziału, to trochę dłuższy niż poprzedni. Wiem, że na razie może być nudno, ale z czasem się to zmieni... bynajmniej będę się starała ;)