wtorek, 5 czerwca 2012

Rozdział V


-Jedziemy?-uniósł lekko jedną brew. 'Nie. Muszę wracać' pomyślała, ale kiedy przypomniała sobie cały dzisiejszy dzień zmieniła zdanie.
-Tak.-lekko pchnął ją do przodu. Usiedli do czarnego busa, a on zaczął jej opowiadać o ludziach na koncertach, whiskey i milionie innych rzeczy, o których nie miała pojęcia i w ogóle jej nie obchodziły, ale z jego ust chłonęła każde słowo co chwilę wybuchając śmiechem. Zignorowała nawet pozostałe osoby sadowiące się koło nich, ciągle palące i pijące. Dojechali do hotelu i poszli do pokoi, panował tam taki zgiełk i harmider, do którego Alison nie była przyzwyczajona. Przyjaciele Duffa jak i on sam litrami pochłaniali alkohol w mgnieniu oka, cały czas palili, a teraz nawet jeden z nich usadowił się w kącie pokoju i zaczął wciągać jakiś biały, nieznany jej proszek. Nigdy wcześniej nie widziała narkotyków, a tym bardziej nie była przy kimś kto właśnie je zażywał, więc wpatrywała się w to z lekkim obrzydzeniem i nie rozumiała ich. Po chwili do pokoju wszedł mężczyzna, na którego mówili chyba Slash w towarzystwie kilku, skąpo i znacznie różniących się od Alison kobiet. Na ustach chłopaków od razu pojawiły się brudne uśmieszki i zareagowali gromkim 'wow'. Poczuła, że tutaj zupełnie nie pasuje i tylko im przeszkadza, a zwłaszcza wtedy gdy bez zbędnych ceregieli jedna z dziewczyn usiadła na Stevenie i zaczęła pozbawiać koszulki, cały czas całując. Zawstydziła się i odwróciła wzrok, a wtedy pojawił się koło niej Duff.
-Idziemy stąd?-spytał, a ona pokiwała przytakująco głową. Wyszli z hotelu i szli w milczeniu ulicą. On w dwóch rękach trzymał butelki whiskey, a w buzi papierosa i wesoło nucił jakąś piosenkę, a ona stąpała delikatnie, uważając na każdy swój ruch. W końcu doszli do jakiegoś starego budynku, który wydawał się być opuszczonym magazynem. Przysiedli na jednym z murków.
-Chcesz?-Duff wyciągnął przed nią butelkę z alkoholem.
-Nie, dziękuje.- nigdy nie piła i szczerze mówiąc teraz, przy nim czuła się z tego powodu zażenowana.
-Nie masz za co dziękować, skoro nic nie wzięłaś.-puścił jej oczko i wziął kolejnego łyka.
-Zawsze robicie taką rozróbę?-spytała obserwując każdy jego ruch, odwrócił się w jej stronę i przygryzł wargę.
-Szczerze? Jest jeszcze gorzej, to... to jest najnormalniejszym z dni.
-I można tak żyć?-spytała bardziej sama siebie niż jego, naprawdę tego nie rozumiejąc.
-Jak widać żyję, jeszcze.
-Jeszcze?
-Mała, zapewne w tym twoim idealnym świecie wpajali ci, że narkotyki, alkohol, fajki i seks to najgorsze gówno jakie może być i żebyście nigdy nie robili żadnej z tych rzeczy. Jak widać my robimy każdą z nich, a nawet i więcej i wciąż żyjemy.
-Nie... nie... nie boisz się? Nie boisz się, że któregoś razu któryś z was przesadzi i to źle się skończy?- Co ją to obchodziło? Po co zadawała mu takie pytania? Ale po prostu zainteresował ją. Chciała go poznać, jego świat i tok rozumowania.
-Po co mam się martwić? Zobacz – wskazał ręką na siebie – w trakcie koncertu coś wciągnąłem, przed, teraz jeszcze nie zdążyłem, ale cały czas w mojej ręce widzisz jakiś alkohol, nawet nie wiem ile dzisiaj spaliłem fajek. Ale wciąż tu jestem. Siedzę z tobą i mam nadzieję, że w miarę normalnie gadam. Może skończyć się to tym, że padnę zarzygany gdzie popadnie, nie pamiętając jakie głupoty odpierdoliłem i wstanę z kacem, a leczyć go będę piwem. Może się skończyć, że wyląduje w szpitalu, bo przedawkuje i cudem uda się mnie odratować, ale chłopaki po mnie przyjdą, zagramy kolejny koncert i będzie działo się to samo, a któregoś dnia mogę się po prostu zaćpać na śmierć... Ale wiesz... chodzi o to, że wolę żyć tak jak żyję, korzystać z życia, popełniać błędy, ale genialnie się bawić ze swoimi przyjaciółmi, tworzyć muzykę, dawać koncerty. Każdy ma swoje i przeżywa je na swój sposób, to jest mój. Żyje z dnia na dzień. Kiedy umrę będę przynajmniej wiedział, że wyciskałem z życia ile się da i nic mnie nie ominęło. - Zakończył swoją wypowiedź, a ona cały czas miała jego słowa w swojej głowie. Podziwiała go, podziwiała go za odwagę i to z jaką łatwością wszystko mu przychodzi. Ona nie mogła sobie pozwolić nawet na chwilę odpoczynku, bo cały czas czegoś od niej wymagano, a on po prostu żył. Dopiero zaczęła sobie zdawać z tego sprawę, dzięki chłopakowi, którego przypadkowo poznała.
-Ale dosyć o mnie. Mów lepiej co się stało. Nie uwierzę, że przyszłaś tak po prostu na koncert, bo miałaś wolny wieczór.- Usiadł do niej bokiem i podkurczył kolana, opierając na nich głowę.
-Dowiedziałam się, że jestem porażką... że się za mnie wstydzą, że nie poznają mnie i znacznie za mało ode mnie wymagają... Odebrali mi rolę w musicalu i mam ją zdobyć i koniec. Mama...-zacięła się, przez cały czas miała w gardle kluchę i pod jej powiekami zbierały się łzy – powiedziała, że się mnie wstydzi... jej spojrzenie... jakbym była jakimś śmieciem... zawiodłam ją.- Po jej policzku popłynęła łza, jednak szybko została starta kciukiem blondyna, a jego silne ramiona objęły ją i przyciągnęły do siebie.
-Nie jesteś żadną porażką. Nikogo nie zawiodłaś i nikt nie ma prawa ci mówić, że jesteś nikim. Jesteś małą Alison, która może więcej niż jej się wydaje, która nawet nie wie do czego jest zdolna, ile może osiągnąć, czy jak bardzo spieprzyć sobie życie. Ale nigdy, przenigdy – tutaj wzmocnił swój uścisk – nie pozwól aby ktokolwiek powiedział, że jesteś śmieciem, czy porażką. - Oparła głowę o jego klatkę piersiową i w tym momencie dziękowała Bogu, że go spotkała. Jego słowa rozbrzmiewały w jej głowie i poczuła jakby mogła wszystko, ale mimo to i tak była tylko Alison, która boi się w jakikolwiek sposób zaryzykować i zrobić coś czego nikt by się po niej nie spodziewał.
-A tak w ogóle to twój szampon do włosów bardzo ładnie pachnie.- Poczuła na skórze głowy jego ciepły oddech, i zatrzęsła od jego śmiechu.
-Będę mogła ci go pożyczyć.
-Przyda mi się.- Siedzieli tak jeszcze chwilę w milczeniu, gdy usłyszeli jakiś trzask i poderwali zobaczyć co to. Rozejrzeli się dookoła jednak nic nie zobaczyli. Kolejny raz złapał butelkę whiskey i pociągnął łyka, pytająco wyciągnął w jej stronę trunek i go wzięła. Tak, Alison Forbes, idealna dziewczyna, właśnie wzięła od prawie, że nie znanego chłopaka whiskey. Niepewnie przyłożyła butelkę do ust i wzięła małego łyka. Jej gardło zaczęło palić, oczy zaszły łzami i zaczęła się krztusić, a on śmiać.
-Takie śmieszne?-zdołała z siebie wydusić pomiędzy kaszlem.
-Czy ja wiem... raczej niewinne i słodkie. Ja krztuszę się alkoholem jedynie kiedy jednocześnie próbuje gadać i połykać jego litry.
-Co to za cholerstwo?
-Nie mów nawet tego w obecności Slasha. Poczciwy Jack Daniels. Za kolejnym razem już tak nie pali.- Puścił jej oczko, a ona postanowiła zaufać mu na słowo biorąc kolejnego, malutkiego łyka, tym razem już się nie dusiła, ale wciąż nie wiedziała co w tym takiego niesamowitego. Ponownie usiadł tak, że teraz jedną nogę miał podpartą i zamyślonym spojrzeniem wpatrywał się w przestrzeń, a ona w niego. Co chwilę zapalał kolejnego papierosa, Alison zatraciła się w podziwianiu jego osoby, że nie zorientowała się, że on też jej się przygląda. Zarumieniła się i odwróciła wzrok.
-Chcesz papierosa?-wyciągnął przed nią swoją dłoń i na papierosa też się skusiła i skończyło się tak samo jak z alkoholem- kaszlem i łzami w oczach.
-Spokojnie, zaciągnij się mocno, jakbyś wciągała powietrze do płuc...- poinstruował ją pomału wykonała jego polecenie- Mama idzie!-krzyknął, a ona mocno ze strachu zaciągnęła i wypuściła papierosa na ziemię, na co Duff spadł z murku, na którym siedzieli.
-Co ty robisz?!-prawie, że na niego krzyknęła.
-No i widzisz?! Zaciągnęłaś się porządnie. Mnie też tak kiedyś uczono.
-Zabawne, bardzo.-prychnęła i złapała whiskey, odwracając się do niego tyłem.
-Mała... - usłyszała jego skruszony głos – mogłabyś pomóc mi się podnieść?
-Sam się podnieś.
-Pogadamy jak sama wypijesz tyle co ja.- spojrzała się na niego spod byka, a on wyciągnął dłonie w jej stronę. - No błagam cię... - Poddała się widząc jego nieudolne próby wstania. Podała mu ręce i pociągnęła do siebie. Stojąc już na dwóch nogach lekko się zachwiał i przycisnął ją do murku. Przez chwilę mierzyli się spojrzeniami, a jej serce wyczyniało niesamowite rzeczy. Delikatnie odgarnął kosmyki brązowych włosów z jej twarzy i nachylając się musnął jej wargi. Przymknęła powieki i trwali chwile z opartymi o siebie czołami. W końcu złapał jej za dłoń.
-Idziemy.-szepnął i pociągnął ją za sobą. Musiała przyznać, że poczuła lekki zawód. Liczyła na coś więcej z jego strony, ten jednak przerwał ten krótki pocałunek i teraz jak niby nigdy nic szedł podziwiając czubki swoich czarnych glanów. Weszli do hotelu, a on puścił ją i sam przeskoczył ladę w recepcji. Zgarnął plik kluczy i skinął głową, żeby za nim szła. Wykonała polecenie i doszli do jednego z pokoi. Otworzył jej drzwi i sam wszedł jako pierwszy.
-No cóż... może być.-uśmiechnął się pod nosem, a ona weszła do środka.
-Nie prościej było zawołać właściciela?
-Musiałbym czekać, a tego nie lubię.-posłał jej jeden z tych swoich uśmiechów, na które się roztapiała.
-No więc... rozgość się, a ja skołuje jakiś prowiant i ubrania.-wyszedł z pokoju zostawiając ją samą. Podeszła do wiszącego na ścianie lustra i przyjrzała się sobie. Z jej warkocza nic nie zostało i teraz, długie brązowe fale swobodnie opadały na ramiona, turkusowe oczy świeciły nieznanym jej blaskiem, a na śniadej cerze malowały delikatne rumieńce. Przygryzła swoje pełne usta i odgarnęła grzywkę do tyłu. 'Co ja robię? Co ja tutaj robię?!' powtarzała w myślach i spojrzała na drżące dłonie po chwili otworzyły się drzwi i do środka wparował znany jej jako Slash mężczyzna.
-Tutaj jesteście! A już się zaczynałem martwić o mojego Duffika. Biedny blondasek czasem jak zniknie, to godzinami go szukamy, ale jak widzę zaszył się tylko tutaj z tobą. Dobrze, dobrze... Jak będzie bardzo niegrzeczny, to nie bój pociągnąć się go za te włoski... Dobry jest, no nie? To znaczy wiesz... jak nie wiem i nie zamierzam próbować, ale z tego co słyszałem, to każda była zadowolona... więc wiesz... tak w ogóle to zapomniałem twojego imienia.-jedną ręką podtrzymał się stołu i wymierzył palec w stronę dziewczyny, która próbowała skupić się na jego słowach, bo strasznie bełkotał.
-Alison... jestem Alison.
-Slash albo jak tam sobie chcesz.-machnął ręką i lekko zachwiał – wracając do Duffa, to gdzie on jest? Duffuś!-krzyknął.
-Poszedł na chwilę do was.
-Do nas? No i patrz... nie zastanie mnie tam... Trudno... chyba nie będzie się gniewał, on rzadko kiedy się gniewa, ale jeśli już, to... to nie ma zmiłuj...
-Saul...- do pokoju wszedł Duff – mam nadzieję, że nie wygadujesz żadnych głupot.
-Ja? W życiu! Zachwalam jaki to nie jesteś dobry! Sam wiesz w czym...- Slash podszedł do blondyna i przytulił.
-Yhm... Jasne, że wiem, a teraz spadówa, bo Axl już się o ciebie dopytuje.
-Dopytuje się?
-Tak. Zdążył się stęsknić, psiaku.
-Mówiłem, że masz tak do mnie nie mówić!
-Jasne, psiaku. Do zobaczenia.-wypchnął przyjaciela do drzwi i spojrzał na brunetkę. - Wszystko ok?
-Jasne.-pokiwała twierdząco głową.
-Przyniosłem dla ciebie jakieś koszulki... Ta spódniczka nie musi być za wygodna. Jakieś żarcie i do picia co nieco.
-Yhm... nie musiałeś.
-Wiem, przecież nie prosiłaś, ale chciałem.- zaczął rozpakowywać przy stole przyniesione przekąski, a ona stała i czuła, jak jej ciało płonie i całe lepi od potu.
-Ja... wezmę prysznic.-mruknęła.
-Jasne, ręczniki powinny tam być, a tutaj masz moją koszulkę na przebranie.-rzucił w nią czymś. Złapała to i udała do łazienki. Zsunęła z siebie ciuchy, wcześniej składając w kostkę i weszła pod prysznic. Odkręciła gorącą wodę i próbowała uspokoić. Wiedziała, że Duff jest za ścianą tuż obok, na co jej ciało przechodził nieznany jej dotąd dreszcz, a serce mocniej biło, dając znać co chwilę o swoim istnieniu. Starannie umyła każdy centymetr swojego ciała i włosy leżącym na wannie szamponem. Odetchnęła z ulgą wyczuwając wanilię, jeden ze swoich ulubionych zapachów. Wyszła z wanny i owinęła ręcznikiem. Spojrzała jeszcze raz w lustro i głośno nabrała powietrza. 'Wszystko będzie okey...' powtórzyła po raz setny w głowie i nałożyła bieliznę, następnie zakładając czarną koszulkę z napisem 'Ramones'. Ledwo co sięgała jej do połowy ud i przed wyjściem z łazienki z milion razy próbowała ją bardziej naciągnąć. Położyła dłoń na klamce, odliczyła do 10 i otworzyła drzwi. Duff leżał na łóżku w butach, a naokoło niego unosił się kłęb dymu, gdy tylko usłyszał drzwi od razu przeniósł na nią wzrok patrząc z góry na dół, na co jeszcze bardziej się zestresowała.
-Fajna koszulka.-uśmiechnął się pod nosem, odkrywając kołdrę koło siebie i robiąc jej miejsce. Na palcach przeszła do łóżka i wsunęła się delikatnie w kołdrę, przykrywając do pasa.
-Ja też idę się wykąpać, bo cały capie, aż sam nie mogę ze sobą wytrzymać. Zjedz coś i zaraz wracam.-skierował się do łazienki i już po chwili usłyszała szum wody. Korzystając z okazji, że go nie ma i nie musi martwić się swoją 'pidżamą' wyskoczyła z łóżka i podeszła do stolika. Otworzyła puszkę pepsi i wzięła łyka. Próbowała przełknąć przyniesioną przez niego pizzę, ale wszystko stawało jej w gardle. Powróciła do łóżka i wpatrywała się w wystrój pokoju. Wielkie okno, wyjście na taras, ciemnobeżowe ściany, bordowy dywan, wielkie łóżko, stół, szafa, telewizor... Wszystko co potrzebne by przeżyć, żadne luksusy, ale idzie wytrzymać. Drzwi od łazienki się otworzyły i stanął w nich Duff w samych wąskich, czarnych rurkach. Bez koszulki... Teraz mogła idealnie zobaczyć jego klatkę piersiową, plecy, ręce, tatuaże, nie chciała jednak dać się na tym przyłapać i zaraz odwróciła głowę, choć co chwilę ukradkowo zerkała w jego stronę, gdy podszedł się napić.
-Podać ci coś?-zwrócił się do niej.
-Nie, dzięki.
-Ale kurewsko fajny szampon tutaj mają. Będę musiał sobie taki kupić.-stanął na środku pokoju i zaczął machać głową na każdą stronę.
-Wanilia. Jak będziesz kupował kup też dla mnie.
-Spokojna głowa. Kupię na pewno.-puścił jej oczko i wskoczył na łóżko tak, że ją podrzuciło do góry. Przypadkowo jego dłoń znalazła się na jej i jednocześnie spojrzeli sobie w oczy. Zmrużyła delikatnie swoje i przygryzła wargę, a on przybliżył się do niej. Zrobiła to samo i po chwili ich głowy się stykały. Czuli wzajemnie swoje oddechy i ciepło od nich bijące. Przekrzywił lekko głowę w lewo i delikatnie pocałował. Po chwili złapał ją w okolicy biodra i mocniej przysunął do siebie. Niepewnie położyła rękę na jego ramieniu, bojąc się jakiegokolwiek ruchu, ale po chwili cały niepokój odszedł. Wbiła się w niego mocniej i nim się obejrzała siedziała na nim okrakiem, a on błądził swoimi rękoma po jej plecach i włosach. W pewnym momencie jego ręce powędrowały w okolice jej pośladków i obrócił ją tak, że teraz on był nad nią. Na chwilę się od niej oderwał i spojrzał w jej świecące z podniecenia oczy. Jego kąciki ust uniosły się w lekkim uśmiechu i znowu ją pocałował. Tym razem jeszcze bardziej namiętnie, jego usta musnęły jej szyję, dekolt. Miała ochotę zerwać z niego przeszkadzające spodnie i namiętnie kochać, tu i teraz. Pieprząc wcześniejsze zasady wpajane jej przez lata, że seks dopiero po ślubie. Sięgnął jedną ręką do tylnej kieszeni spodni i wyciągnął coś co spowodowało te kilka słów.
-Duff, nie mogę...-szepnęła, poprawiając koszulkę. Pokiwał głową i powrócił na swoją połówkę łóżka.
-Dobranoc, Mała.- powiedział odwracając się do niej bokiem i gasząc małą lampkę.
-Dobranoc.- szepnęła ledwo słyszalnie i delikatnie obróciła się w przeciwną do niego stronę. Przykryła się kołdrą i uspakajała swój oddech, i próbowała nie myśleć o tym co mogło by się stać, gdyby nie wypowiedziała tych kilku słów. Czy tego chciała? W pewnym sensie tak, ale nie rozumiała teraz uczuć, które się w niej głębiły. Pragnęła go i wciąż czuła jego ręce na swoim ciele, chciała z niego zedrzeć spodnie, chciała aby teraz nie leżał do niej tyłem, tylko trzymał ją w swoich silnych ramionach, tak aby mogła czuć jego oddech na swojej szyi. Nigdy nie czuła czegoś podobnego i to wszystko mąciło jej w głowie. Miała jednak trochę zdrowego rozsądku i w porę zdążyła się opamiętać, lecz teraz nie była pewna, czy tego żałuje. Wtuliła mocniej głowę w poduszkę i po chwili już zasnęła. Była zmęczona po całym dniu pełnym emocji.


Hej! Trochę długo nie było nowego rozdziału, ale tak jak pisałam na swoim innym blogu miałam awarię komputera. Co to rozdziału, to trochę dłuższy niż poprzedni. Wiem, że na razie może być nudno, ale z czasem się to zmieni... bynajmniej będę się starała ;)

9 komentarzy:

  1. naaaajs, jestem pełna podziwu dla twojej kreatywności ;) czekam na więcej, niedługo nowa notka na hellhouse-bitch. pozdrawiam, Isis.

    OdpowiedzUsuń
  2. Czytam, zapiera mi dech w piersiach, czytam dalej, a tu ona mówi, że nie jest gotowa. No kurczę, wyobraź sobie moją minę.
    Lubię Alis. Chyba jest jedną z nielicznych bohaterek, do których nic nie mam i mnie nie irytują. Naprawdę słodka z niej dziewczyna i myślę, że mimo wszystko pasuje do Duffa. Nie wiem dlaczego, ale widzę go właśnie z taką niewinną dziewczyną (która tylko dla niego potrafi w pewnych sytuacjach [wiemy jakich :D] zmienić się w niegrzeczną).
    Dlaczego tak długo nie pisałaś? Wierz mi, że codziennie zaglądałam, czy aby na pewno nie dodałaś nowego rozdziału! Oficjalnie zostaję wierną czytelniczką. Złożę Ci jakąś przysięgę, czy coś... Ale nie teraz :D
    Pozdrawiam, Karolina. :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cieszę się, że postać Alison przypadła do gustu ;D Ja sama bardzo ją lubię, choć z czasem troszkę ulegnie ona zmianie, ale nie aż tak wielkiej... no cóż... to wszystko w kolejnych rozdziałach ;P
      Nie pisałam długo, ponieważ miałam awarię komputera i formatowanie -.- Odpukać rozdziały odzyskałam.
      Oj... bardzo się cieszę, że mam wierną czytelniczkę ;D Co do tej przysięgi, to jakąś się wymyśli... krew i te sprawy ;D

      Usuń
  3. Ciekawie piszesz. I zgadzam się z komentarzem powyżej - Alison jest na prawdę dobrą bohaterką, która wzbudza sympatię czytelników.
    Pozdrawiam C:

    OdpowiedzUsuń
  4. Cóż, nudziło mi się, więc macie kolejny rozdział. Mam nadzieję, że się spodoba!
    http://feel-all-the-pressure-badass.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  5. Boże... W takim momencie! Czytanie tego rozdziału słuchając jednocześnie Prince'a (Get Off) to strasznie niebezpieczne połączenie. Ale bardzo mi się podoba i czekam na więcej! Pozdrawiam i do napisania ;)

    OdpowiedzUsuń
  6. zapraszam do mnie, na 18.
    http://out-of-the-game.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  7. Boże jaram się tym! Ja zawsze tak strasznie przeżywam opowiadania... poczułam jakbym to ja była tą Alison. Kocham to! Duff *.*

    OdpowiedzUsuń