czwartek, 17 maja 2012

Rozdział IV


-Żegnaj, Duff.- szepnęła i odwracając się szybko wskoczyła do autobusu. Zajęła miejsce na samym końcu i patrzyła za idącym pomału blondynem. Poczuła ukłucie w sercu, że już nigdy więcej go nie zobaczy, ale tak musiało być. Na jeden dzień zrobiła coś głupiego i nie zamierza to tego wracać. To nie jej świat. Jest Alison Forbs, z idealnej rodziny i właśnie taka zamierza być. Rodzina na pewno strasznie się o nią teraz martwi i poczuła wyrzuty sumienia. Nie powinna tego robić, nie powinna w ogóle tam iść. Po półgodzinie wysiadła na swojej ulicy i biegiem pokonała odcinek z przystanku do swojego domu. Otworzyła masywną furtkę i rzuciła w stronę drzwi wpadając jak huragan. Sky zaczął skakać i szczekać, gdy ją zobaczył, ona tylko pogłaskała go za uchem i weszła do salonu, w którym siedzieli rodzice z kamiennymi minami.
-Przepraszam bardzo, ale była straszna ulewa i postanowiłam zatrzymać się w hotelu.
-Czy ty w ogóle wiesz jak się o ciebie martwiliśmy? Myślałam, że jesteś odpowiedzialnym dzieckiem, Alison.-zaczęła matka, w których oczach malowało się wielkie rozczarowanie, którego Alison jeszcze nigdy nie widziała. Nie takim spojrzeniem patrzyli na swoją małą i zdolną córeczkę.
-Przepraszam...-wydukała ze łzami w oczach.
-Nie obchodzi mnie to. Koniec ze wszystkim, dawaliśmy ci za dużo swobody. Od dzisiaj będziesz chodziła tylko do szkoły, na lekcje tańca i na tym byłby koniec. Zapomnij o przyjęciu dobroczynnym i jakichkolwiek warsztatach ze śpiewu.- chciała coś powiedzieć, ale matka jej przerwała – Koniec tematu, a teraz się szykować. Po szkole idziesz do kościoła i wyspowiadasz się ze swojej własnej głupoty. Myślisz, że jak się teraz czuje Bóg?
Pobiegła do swojego pokoju i czym prędzej wykąpała oraz ubrała. Uczesała włosy w warkocza i po godzinie siedziała już w autobusie do szkoły. Wciąż miała przed sobą przyjazne, wesołe oczy Duffa i zawiedzione spojrzenia matki. Chciało jej się płakać, że popełniła tak głupi błąd, i że ciągle myślała o blondynie. O jego głosie, włosach, oczach, ustach, pocałunku, jego dotyku. Na przerwie na lunch poszła do łazienki i wyciągnęła z torby kurtkę, którą zapomniała mu oddać. Przyłożyła ją do nosa i delektowała jej duszącym, lecz przyjemnym zapachem. Przerwała, gdy koło niej pojawiła się Mary.
-Co to jest?-spytała wskazując na kurtkę.
-Kupiłam sobie.
-Kłamiesz, Alison, a dobrze wiesz, że kłamstwo to coś złego. Powiedz mi prawdę.
-Pożyczyłam go od tego chłopaka z kawiarni.
-Spędziłaś z nim noc?!-prawie, że krzyknęła, ale Alison przyłożyła jej palec do ust.
-Shhh... nie wszyscy muszą o tym wiedzieć.
-Alison, zawiodłam się na tobie. Myślałam, że jesteśmy prawdziwymi przyjaciółkami. Myślałam, że jesteś dobra.- szepnęła ze łzami w oczach i opuściła łazienkę, Alison po raz kolejny dzisiaj poczuła, że zawiodła osobę, na której jej zależało. Schowała kurtkę na powrót do torby i skierowała na matematykę. Następną lekcją był śpiew. Zajęła miejsce w odległą części sali i zobaczyła Mary z grupką koleżanek, który patrzyły na nią z obrzydzeniem. Jej policzki zapiekły, a w oczach pojawiły łzy. Oceniały ją, a Mary wszystko im powiedziała. Miała ochotę do nich podejść i wykrzyczeć im w twarz, że nic o niej nie wiedzą, że jedyną osobą, która się z nią liczy jest przypadkowo poznany blondyn. Lecz nie zrobiła tego, musiała im pokazać, że jest lepsza.
-Alison! Twoja kolej!-krzyknęła nauczycielka i gestem nakazała stanąć na środku. Zaczęła śpiewać do granej przez nauczycielkę melodii, w połowie przerwała i załamała ręce.
-Alison, skrzeczysz jak jakaś żaba, od początku. - zaczęła śpiewać jeszcze raz, lecz nauczycielka znowu jej przerwała – Weź się w garść. Niby ty masz najpiękniejszy głos i masz wziąć główną rolę w musicalu? - spytała drwiąco – Daję ci ostatnią szansę. - Alison próbowała dać z siebie wszystko, ale czuła, że ta piosenka jest sprzeczna z jej odczuciami, że nie chce tutaj być. - Koniec tego! Mary, zastąpisz ją.- Mary posłała jej drwiący uśmiech i odpychając na bok zajęła jej miejsce. Alison odwróciła się ze łzami w oczach i zobaczyła stojącą w drzwiach matkę. Poszła do niej szybkim krokiem, a kobieta stanęła na korytarzu i spiorunowała ją spojrzeniem.
-Przynosisz wstyd mi i mojej rodzinie. Wstydzę się za ciebie, dziecko. Jesteś jedną, wielką, chodzącą porażką, która w tym momencie nie zasługuje na swoje nazwisko. Nie wiem jak to zrobisz, ale masz dostać główną rolę i mieć same szóstki na koniec roku, bo będziemy inaczej rozmawiać. - syknęła prosto w twarz córce i zniknęła w drzwiach swojej sali. Alison spojrzała na zegar, dochodziło 14, a przed nią jeszcze dodatkowe zajęcia z matematyki, biologii i tańca, który dzisiaj były obowiązkowe aby pojechać na warsztaty. Wyciągnęła z torby bilet, który podarował jej Duff. 'Guns N' Roses' widniało na nim. Nie miała pojęcia kto to jest, ale nie widziała innego wyjścia. Zorientowała się, że po jej policzkach spływają łzy, odwróciła się w stronę sali, z której dochodził głos dumnej jak paw Mary. Narzuciła na siebie kurtkę i biegiem wyleciała ze szkoły. Wsiadła do taksówki i podała adres, gdzie miał odbyć się koncert. Był korek, więc na miejsce dotarła dopiero godzinę później. Wysiadła przed miejscem koncertu i zobaczyła wielkie kolejki, jak ona ma tutaj niby odnaleźć Duffa? Zaczęła przepychać się między ludźmi, lecz nigdzie nie wiedziała jego, ani jego kolegów. Załamana rozejrzała się dookoła. Czuła się tutaj jak jakiś wyrzutek w swojej spódniczce, białej koszuli, gdzie wszyscy byli ubrani w podarte ciuchy, jakby założyli pierwsze lepsze co wpadło im w ręce. Miała na sobie całe szczęście kurtkę blondyna. Podeszła na sam przód kolejki i go też tam nie było. Usłyszała gwizd i odruchowo obejrzała się w jego stronę. Wysoki szatyn kiwnął głową w jej stronę i gestem ręki kazał podejść, zrobiła to niepewnie.
-Zgubiłaś się?-spytał mierząc ją z góry na dół.
-Szukam kolegi.
-Raczej tutaj go nie znajdziesz, chyba, że ta kurtka należy do niego.
-Należy do niego.
-No to raczej powinien tu być, lecz teraz chyba go nie znajdziesz. Możesz zając miejsce przede mną.-odsunął się lekko do tyłu robiąc jej miejsce. Rozejrzała się jeszcze raz dookoła, ale w końcu stanęła w kolejce. Skoro już tutaj dotarła, to pójdzie na ten koncert. Nigdy nie była w takim miejscu, a kiedyś musi być ten pierwszy raz, a ponadto liczyła, że uda jej się gdzieś go znaleźć. Z każdą mijaną minutą coraz bardziej chciała wrócić do domu, przeprosić za swoje zachowanie i żyć tak jak dalej. Miała już tak zrobić, kiedy to pojawili się ochroniarze i tłum entuzjastycznie zareagował.
-Okey... jeśli chcesz być cała radziłbym biegnąć jak najszybciej w kierunku sceny, a na koncercie bawić się tak jak inni.-nieznajomy nachylił jej się do ucha i lekko pchnął do przodu. Podała bilet ochroniarzowi i według wskazówek pośpiesznie przeszła do przodu. Jej oczom ukazał się stadion i wielka scena, ludzie za nią wbiegali i biegli do sceny, przypomniała sobie o radzie i zaczęła biec. Już po chwili była pod samymi barierkami po prawej stronie. Pierwszy koncert i takie miejsca. Była tym wszystkim zafascynowana ale także i przerażona. Nie wiedziała co ma robić, jak się zachować. Naokoło niej zaczęła przybywać ludzi i robić coraz bardziej duszno. 'W co ja się wpakowałam?' powtarzała w kółko w myślach i po raz kolejny przeklinała swoją głupotę. Po jakiejś godzinie ludzie zaczęli jeszcze bardziej wrzeszczeć i muzycy zaczęli wchodzić na scenę. Po kolei. Zamurowało ją gdy zobaczyła trzymającego w ręce gitarę basową Duffa.
-Hello motherfuckers!- krzyknął do mikrofonu mężczyzna, którego imienia nie znała, ale kojarzyła, że był wczoraj w pokoju. Rozległa się muzyka i wszyscy zaczęli skakać. Nawet i ona. Wciął była zdezorientowana, powinna sobie zdać wczoraj sprawę kim oni są, ale przez myśl jej nie przeszło, że są oni zespołem, an którego koncerty przychodzi, aż tyle ludzi. Z otwartą buzią przyglądała się chłopakom, a zwłaszcza Duff'owi. Poczuła w sobie energię i siłę. Siłę, że wreszcie robi coś innego. Pod koniec koncertu ich spojrzenia się spotkały na co lekko się uśmiechnął, miała nadzieję, że ją rozpoznał, ale pobiegł w przeciwnym kierunku sceny. Poczuła lekki zawód, ale czego mogła się spodziewać? Po chwili jednak podszedł do niej ochroniarz i kazał wyjść za barierek. Chciała dowiedzieć się po co, ale nie uzyskała odpowiedzi. Poddała się i z jego pomocą się wydostała, a po chwili zaprowadził ją schodkami w bok sceny i za kulisy.
-Masz tutaj czekać!-krzyknął starając się przekrzyczeć muzykę. Pokiwała w zrozumieniu głową i wychyliła się w bok. Widok stąd na skaczących ludzi był niesamowity. Wydawali się być jednością i żyli tylko tym co działo się tu i teraz.
-Do zobaczenia, motherfuckers!-krzyknął wokalista tak samo jak się przywitał i zaczęli schodzić ze sceny ją ignorując i między sobą popychając.
Nagle naprzeciwko niej wyłonił się skaczący blondyn.
-Przyszłaś!-krzyknął i do niej podleciał. Cały lepił się od potu, a jego włosy wyglądały jakby dopiero co je umył. Normalnie skrzywiłaby się na ten widok, ale u niego wydawało jej się to być jeszcze bardziej seksowne.
-Tak... nie miałam co robić.-uśmiechnęła się nieśmiało i wzruszyła ramionami. Cieszyła się, że znowu go widzi i nie wiedzieć czemu chciała rzucic mu się na szyje. Sama tego nie rozumiała.
-I jeszcze zajęłaś miejsca pod sceną! Brawa, Mała. Ale twój strój...-delikatnie się skrzywił.
-Przepraszam, ale przyszłam prosto ze szkoły... właściwie zerwałam się z lekcji.
-Niegrzeczna dziewczynka.-puścił jej oczko i po chwili na jego plecy rzucił się rudzielec, który był wokalistą zespołu. Zaczęli się przekomarzać i uderzać, lecz po chwili Duff go chwycił skutecznie w pasie i odwrócił w jej stronę.
-Alison poznaj Axl, Axl a to mała Alison.
-Łuhu! Witaj na tyłach tego zacnego burdelu!-krzyknął i przybił jej piątkę, odlatując gdzieś w bok. Zaśmiała się cicho pod nosem i przeniosła wzrok na blondyna, który cały czas się uśmiechał.
-No więc...-zakołysał biodrami do przodu i do tyłu, patrząc na nią.
-No więc...-przygryzła wargę.
-Duffuś! Skarbie! Nie ma co trzymać tutaj naszych zgrabniutkich tyłeczków, bo w hotelu czeka na nas porcja czegoś zajebistego. Pakuj zatem swoją dupkę i groupie do samochodu! My zaraz znajdziemy kogoś dla siebie. - koło nich przeleciał jak huragan dopiero co poznany jej Axl.
-Jedziemy?-uniósł lekko jedną brew. 'Nie. Muszę wracać' pomyślała, ale kiedy przypomniała sobie cały dzisiejszy dzień zmieniła zdanie.
-Tak.

8 komentarzy:

  1. Świetne, na prawdę niezłe. Czekam na więcej, hellhouse-bitch.

    OdpowiedzUsuń
  2. Więcej,bardzo prosim !
    Świetne opowiadanie.

    OdpowiedzUsuń
  3. dawno tu nie byłam... w ogóle, mam zaległości we wszystkich blogach ;)
    ale co moję napisać? ŚWIEEEEEEETNEEEEEEEE!!!!! hahaha, na prawdę... aj, już widzę miny rodziców Alison :D mogę sobie o Duffie fantazjowaćczytając twój blog... zapuszczam sobie jakąś jego piosenkę i jestem w niebie... ^_^ bardzo lubiętwoje opowiadanie i niecierpliwie czekam na więcej! Miłego dnia i do napisania! Zuza
    PS. Dodałam do polecanych na http://my-way-your-way-anything-goes-tonight.blog.pl/

    OdpowiedzUsuń
  4. Dlaczego ja jeszcze tutaj nie wpadłam? Obiecuję nadrobić wszystko, bo przeczytałam najnowszą i jestem oczarowana ^^
    Wpadnij do mnie w wolnym czasie: feel-all-the-pressure.blog.onet.pl
    Z góry przepraszam za błędy pojebanego onetu ;)
    bad_ass

    OdpowiedzUsuń
  5. No więc zgodnie z obietnicą nadrobiłam. Czuję niedosyt! :D Jestem cholernie ciekawa metamorfozy Alison. Kiedy oczami wyobraźni patrzę na nią i basistę to chce mi się śmiać :D Bardzo oryginalnie, chyba jeszcze nikt nie wpadł na coś podobnego, gratuluję ;) Z niecierpliwością czekam na kolejne notki. Ty informuj mnie, ja Ciebie :)

    OdpowiedzUsuń
  6. Nowa notka ;) http://feel-all-the-pressure-badass.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  7. Nowa notka :) http://feel-all-the-pressure-badass.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  8. Dlaczego dopiero teraz trafiłam na tego bloga?!
    Kocham!! *.*

    OdpowiedzUsuń