-Żegnaj,
Duff.- szepnęła i odwracając się szybko wskoczyła do autobusu.
Zajęła miejsce na samym końcu i patrzyła za idącym pomału
blondynem. Poczuła ukłucie w sercu, że już nigdy więcej go nie
zobaczy, ale tak musiało być. Na jeden dzień zrobiła coś
głupiego i nie zamierza to tego wracać. To nie jej świat. Jest
Alison Forbs, z idealnej rodziny i właśnie taka zamierza być.
Rodzina na pewno strasznie się o nią teraz martwi i poczuła
wyrzuty sumienia. Nie powinna tego robić, nie powinna w ogóle
tam iść. Po półgodzinie wysiadła na swojej ulicy i biegiem
pokonała odcinek z przystanku do swojego domu. Otworzyła masywną
furtkę i rzuciła w stronę drzwi wpadając jak huragan. Sky zaczął
skakać i szczekać, gdy ją zobaczył, ona tylko pogłaskała go za
uchem i weszła do salonu, w którym siedzieli rodzice z
kamiennymi minami.
-Przepraszam
bardzo, ale była straszna ulewa i postanowiłam zatrzymać się w
hotelu.
-Czy
ty w ogóle wiesz jak się o ciebie martwiliśmy? Myślałam,
że jesteś odpowiedzialnym dzieckiem, Alison.-zaczęła matka, w
których oczach malowało się wielkie rozczarowanie, którego
Alison jeszcze nigdy nie widziała. Nie takim spojrzeniem patrzyli na
swoją małą i zdolną córeczkę.
-Przepraszam...-wydukała
ze łzami w oczach.
-Nie
obchodzi mnie to. Koniec ze wszystkim, dawaliśmy ci za dużo
swobody. Od dzisiaj będziesz chodziła tylko do szkoły, na lekcje
tańca i na tym byłby koniec. Zapomnij o przyjęciu dobroczynnym i
jakichkolwiek warsztatach ze śpiewu.- chciała coś powiedzieć, ale
matka jej przerwała – Koniec tematu, a teraz się szykować. Po
szkole idziesz do kościoła i wyspowiadasz się ze swojej własnej
głupoty. Myślisz, że jak się teraz czuje Bóg?
Pobiegła
do swojego pokoju i czym prędzej wykąpała oraz ubrała. Uczesała
włosy w warkocza i po godzinie siedziała już w autobusie do
szkoły. Wciąż miała przed sobą przyjazne, wesołe oczy Duffa i
zawiedzione spojrzenia matki. Chciało jej się płakać, że
popełniła tak głupi błąd, i że ciągle myślała o blondynie. O
jego głosie, włosach, oczach, ustach, pocałunku, jego dotyku. Na
przerwie na lunch poszła do łazienki i wyciągnęła z torby
kurtkę, którą zapomniała mu oddać. Przyłożyła ją do
nosa i delektowała jej duszącym, lecz przyjemnym zapachem.
Przerwała, gdy koło niej pojawiła się Mary.
-Co
to jest?-spytała wskazując na kurtkę.
-Kupiłam
sobie.
-Kłamiesz,
Alison, a dobrze wiesz, że kłamstwo to coś złego. Powiedz mi
prawdę.
-Pożyczyłam
go od tego chłopaka z kawiarni.
-Spędziłaś
z nim noc?!-prawie, że krzyknęła, ale Alison przyłożyła jej
palec do ust.
-Shhh...
nie wszyscy muszą o tym wiedzieć.
-Alison,
zawiodłam się na tobie. Myślałam, że jesteśmy prawdziwymi
przyjaciółkami. Myślałam, że jesteś dobra.- szepnęła ze
łzami w oczach i opuściła łazienkę, Alison po raz kolejny
dzisiaj poczuła, że zawiodła osobę, na której jej
zależało. Schowała kurtkę na powrót do torby i skierowała
na matematykę. Następną lekcją był śpiew. Zajęła miejsce w
odległą części sali i zobaczyła Mary z grupką koleżanek, który
patrzyły na nią z obrzydzeniem. Jej policzki zapiekły, a w oczach
pojawiły łzy. Oceniały ją, a Mary wszystko im powiedziała. Miała
ochotę do nich podejść i wykrzyczeć im w twarz, że nic o niej
nie wiedzą, że jedyną osobą, która się z nią liczy jest
przypadkowo poznany blondyn. Lecz nie zrobiła tego, musiała im
pokazać, że jest lepsza.
-Alison!
Twoja kolej!-krzyknęła nauczycielka i gestem nakazała stanąć na
środku. Zaczęła śpiewać do granej przez nauczycielkę melodii, w
połowie przerwała i załamała ręce.
-Alison,
skrzeczysz jak jakaś żaba, od początku. - zaczęła śpiewać
jeszcze raz, lecz nauczycielka znowu jej przerwała – Weź się w
garść. Niby ty masz najpiękniejszy głos i masz wziąć główną
rolę w musicalu? - spytała drwiąco – Daję ci ostatnią szansę.
- Alison próbowała dać z siebie wszystko, ale czuła, że ta
piosenka jest sprzeczna z jej odczuciami, że nie chce tutaj być. -
Koniec tego! Mary, zastąpisz ją.- Mary posłała jej drwiący
uśmiech i odpychając na bok zajęła jej miejsce. Alison odwróciła
się ze łzami w oczach i zobaczyła stojącą w drzwiach matkę.
Poszła do niej szybkim krokiem, a kobieta stanęła na korytarzu i
spiorunowała ją spojrzeniem.
-Przynosisz
wstyd mi i mojej rodzinie. Wstydzę się za ciebie, dziecko. Jesteś
jedną, wielką, chodzącą porażką, która w tym momencie
nie zasługuje na swoje nazwisko. Nie wiem jak to zrobisz, ale masz
dostać główną rolę i mieć same szóstki na koniec
roku, bo będziemy inaczej rozmawiać. - syknęła prosto w twarz
córce i zniknęła w drzwiach swojej sali. Alison spojrzała
na zegar, dochodziło 14, a przed nią jeszcze dodatkowe zajęcia z
matematyki, biologii i tańca, który dzisiaj były obowiązkowe
aby pojechać na warsztaty. Wyciągnęła z torby bilet, który
podarował jej Duff. 'Guns N' Roses' widniało na nim. Nie miała
pojęcia kto to jest, ale nie widziała innego wyjścia. Zorientowała
się, że po jej policzkach spływają łzy, odwróciła się w
stronę sali, z której dochodził głos dumnej jak paw Mary.
Narzuciła na siebie kurtkę i biegiem wyleciała ze szkoły. Wsiadła
do taksówki i podała adres, gdzie miał odbyć się koncert.
Był korek, więc na miejsce dotarła dopiero godzinę później.
Wysiadła przed miejscem koncertu i zobaczyła wielkie kolejki, jak
ona ma tutaj niby odnaleźć Duffa? Zaczęła przepychać się między
ludźmi, lecz nigdzie nie wiedziała jego, ani jego kolegów.
Załamana rozejrzała się dookoła. Czuła się tutaj jak jakiś
wyrzutek w swojej spódniczce, białej koszuli, gdzie wszyscy
byli ubrani w podarte ciuchy, jakby założyli pierwsze lepsze co
wpadło im w ręce. Miała na sobie całe szczęście kurtkę
blondyna. Podeszła na sam przód kolejki i go też tam nie
było. Usłyszała gwizd i odruchowo obejrzała się w jego stronę.
Wysoki szatyn kiwnął głową w jej stronę i gestem ręki kazał
podejść, zrobiła to niepewnie.
-Zgubiłaś
się?-spytał mierząc ją z góry na dół.
-Szukam
kolegi.
-Raczej
tutaj go nie znajdziesz, chyba, że ta kurtka należy do niego.
-Należy
do niego.
-No
to raczej powinien tu być, lecz teraz chyba go nie znajdziesz.
Możesz zając miejsce przede mną.-odsunął się lekko do tyłu
robiąc jej miejsce. Rozejrzała się jeszcze raz dookoła, ale w
końcu stanęła w kolejce. Skoro już tutaj dotarła, to pójdzie
na ten koncert. Nigdy nie była w takim miejscu, a kiedyś musi być
ten pierwszy raz, a ponadto liczyła, że uda jej się gdzieś go
znaleźć. Z każdą mijaną minutą coraz bardziej chciała wrócić
do domu, przeprosić za swoje zachowanie i żyć tak jak dalej. Miała
już tak zrobić, kiedy to pojawili się ochroniarze i tłum
entuzjastycznie zareagował.
-Okey...
jeśli chcesz być cała radziłbym biegnąć jak najszybciej w
kierunku sceny, a na koncercie bawić się tak jak inni.-nieznajomy
nachylił jej się do ucha i lekko pchnął do przodu. Podała bilet
ochroniarzowi i według wskazówek pośpiesznie przeszła do
przodu. Jej oczom ukazał się stadion i wielka scena, ludzie za nią
wbiegali i biegli do sceny, przypomniała sobie o radzie i zaczęła
biec. Już po chwili była pod samymi barierkami po prawej stronie.
Pierwszy koncert i takie miejsca. Była tym wszystkim zafascynowana
ale także i przerażona. Nie wiedziała co ma robić, jak się
zachować. Naokoło niej zaczęła przybywać ludzi i robić coraz
bardziej duszno. 'W co ja się wpakowałam?' powtarzała w kółko
w myślach i po raz kolejny przeklinała swoją głupotę. Po jakiejś
godzinie ludzie zaczęli jeszcze bardziej wrzeszczeć i muzycy
zaczęli wchodzić na scenę. Po kolei. Zamurowało ją gdy zobaczyła
trzymającego w ręce gitarę basową Duffa.
-Hello
motherfuckers!- krzyknął do mikrofonu mężczyzna, którego
imienia nie znała, ale kojarzyła, że był wczoraj w pokoju.
Rozległa się muzyka i wszyscy zaczęli skakać. Nawet i ona. Wciął
była zdezorientowana, powinna sobie zdać wczoraj sprawę kim oni
są, ale przez myśl jej nie przeszło, że są oni zespołem, an
którego koncerty przychodzi, aż tyle ludzi. Z otwartą buzią
przyglądała się chłopakom, a zwłaszcza Duff'owi. Poczuła w
sobie energię i siłę. Siłę, że wreszcie robi coś innego. Pod
koniec koncertu ich spojrzenia się spotkały na co lekko się
uśmiechnął, miała nadzieję, że ją rozpoznał, ale pobiegł w
przeciwnym kierunku sceny. Poczuła lekki zawód, ale czego
mogła się spodziewać? Po chwili jednak podszedł do niej
ochroniarz i kazał wyjść za barierek. Chciała dowiedzieć się po
co, ale nie uzyskała odpowiedzi. Poddała się i z jego pomocą się
wydostała, a po chwili zaprowadził ją schodkami w bok sceny i za
kulisy.
-Masz
tutaj czekać!-krzyknął starając się przekrzyczeć muzykę.
Pokiwała w zrozumieniu głową i wychyliła się w bok. Widok stąd
na skaczących ludzi był niesamowity. Wydawali się być jednością
i żyli tylko tym co działo się tu i teraz.
-Do
zobaczenia, motherfuckers!-krzyknął wokalista tak samo jak się
przywitał i zaczęli schodzić ze sceny ją ignorując i między
sobą popychając.
Nagle
naprzeciwko niej wyłonił się skaczący blondyn.
-Przyszłaś!-krzyknął
i do niej podleciał. Cały lepił się od potu, a jego włosy
wyglądały jakby dopiero co je umył. Normalnie skrzywiłaby się na
ten widok, ale u niego wydawało jej się to być jeszcze bardziej
seksowne.
-Tak...
nie miałam co robić.-uśmiechnęła się nieśmiało i wzruszyła
ramionami. Cieszyła się, że znowu go widzi i nie wiedzieć czemu
chciała rzucic mu się na szyje. Sama tego nie rozumiała.
-I
jeszcze zajęłaś miejsca pod sceną! Brawa, Mała. Ale twój
strój...-delikatnie się skrzywił.
-Przepraszam,
ale przyszłam prosto ze szkoły... właściwie zerwałam się z
lekcji.
-Niegrzeczna
dziewczynka.-puścił jej oczko i po chwili na jego plecy rzucił się
rudzielec, który był wokalistą zespołu. Zaczęli się
przekomarzać i uderzać, lecz po chwili Duff go chwycił skutecznie
w pasie i odwrócił w jej stronę.
-Alison
poznaj Axl, Axl a to mała Alison.
-Łuhu!
Witaj na tyłach tego zacnego burdelu!-krzyknął i przybił jej
piątkę, odlatując gdzieś w bok. Zaśmiała się cicho pod nosem i
przeniosła wzrok na blondyna, który cały czas się
uśmiechał.
-No
więc...-zakołysał biodrami do przodu i do tyłu, patrząc na nią.
-No
więc...-przygryzła wargę.
-Duffuś!
Skarbie! Nie ma co trzymać tutaj naszych zgrabniutkich tyłeczków,
bo w hotelu czeka na nas porcja czegoś zajebistego. Pakuj zatem
swoją dupkę i groupie do samochodu! My zaraz znajdziemy kogoś dla
siebie. - koło nich przeleciał jak huragan dopiero co poznany jej
Axl.
-Jedziemy?-uniósł
lekko jedną brew. 'Nie. Muszę wracać' pomyślała, ale kiedy
przypomniała sobie cały dzisiejszy dzień zmieniła zdanie.
-Tak.
Świetne, na prawdę niezłe. Czekam na więcej, hellhouse-bitch.
OdpowiedzUsuńWięcej,bardzo prosim !
OdpowiedzUsuńŚwietne opowiadanie.
dawno tu nie byłam... w ogóle, mam zaległości we wszystkich blogach ;)
OdpowiedzUsuńale co moję napisać? ŚWIEEEEEEETNEEEEEEEE!!!!! hahaha, na prawdę... aj, już widzę miny rodziców Alison :D mogę sobie o Duffie fantazjowaćczytając twój blog... zapuszczam sobie jakąś jego piosenkę i jestem w niebie... ^_^ bardzo lubiętwoje opowiadanie i niecierpliwie czekam na więcej! Miłego dnia i do napisania! Zuza
PS. Dodałam do polecanych na http://my-way-your-way-anything-goes-tonight.blog.pl/
Dlaczego ja jeszcze tutaj nie wpadłam? Obiecuję nadrobić wszystko, bo przeczytałam najnowszą i jestem oczarowana ^^
OdpowiedzUsuńWpadnij do mnie w wolnym czasie: feel-all-the-pressure.blog.onet.pl
Z góry przepraszam za błędy pojebanego onetu ;)
bad_ass
No więc zgodnie z obietnicą nadrobiłam. Czuję niedosyt! :D Jestem cholernie ciekawa metamorfozy Alison. Kiedy oczami wyobraźni patrzę na nią i basistę to chce mi się śmiać :D Bardzo oryginalnie, chyba jeszcze nikt nie wpadł na coś podobnego, gratuluję ;) Z niecierpliwością czekam na kolejne notki. Ty informuj mnie, ja Ciebie :)
OdpowiedzUsuńNowa notka ;) http://feel-all-the-pressure-badass.blogspot.com/
OdpowiedzUsuńNowa notka :) http://feel-all-the-pressure-badass.blogspot.com
OdpowiedzUsuńDlaczego dopiero teraz trafiłam na tego bloga?!
OdpowiedzUsuńKocham!! *.*