niedziela, 25 listopada 2012

Rozdział XV

-Ja się do nich nie przyznaję.-mruknął Izzy biorąc walizkę z taśmociągu. Alison chwyciła swoją i powędrowała za wzrokiem szatyna w stronę Slasha i Stevena. Ten drugi siedział na wózku do walizek, a pierwszy woził go po całym lotnisku, robiąc nie małe zamieszanie. Przed chwilą wjechaliby w kobietę z małym dzieckiem, i teraz wszyscy dziwnie na nich patrzyli i odchodzili jak najdalej.
-Ja ich nie znam...-pokiwał głową Duff i szalona dwójka przejechała koło nich wykrzykując ich imiona i zapraszając do zabawy.
-Dobra...- Izzy się wyprostował i chwycił Alison pod rękę – nie rozumiem kochanie takich ludzi. - posłała mu pytające spojrzenie.
-Ja też tego nie rozumiem... jak można się tak zachowywać? To nie dopuszczalne!- Duff chwycił ją z drugiej strony i pociągnęli w przeciwnym kierunku. Usiedli na krzesełkach, bo musieli czekać na pozostałych, a na lotnisku panował niezły ruch, więc trudem udało im się wepchnąć ich trzy tyłeczki na coś do siedzenia.
-Trzymajmy się z dala od tych małp!-powiedziała zakładając nogę na nogę, naśladując głos swojej matki, który już prawie zapomniała.
-To zwierzęta, a nie ludzie.-powiedziała kobieta siedząca koło nich z degustowaną miną.
-A wie pani co jest najgorsze? Że takich ludzi jest coraz więcej... ja naprawdę nie wiem co ci młodzi chcą osiągnąć.-Izzy zacmokał ustami i pokręcił głową.
-Ohh... ale widzę, że wy choć trochę macie więcej oleju w głowach.-uśmiechnęła się do nich delikatnie, a kobieta za nią z uznaniem pokiwała głową.
-Dziękujemy pani za te słowa. My po prostu wiemy co jest w życiu ważne. Dla takich jak dla tej dwójki jest jedno miejsce...-Duff był cholernie poważny, przez co Alison musiała powstrzymywać się od śmiechu.
-Chłopcze, ja od zawsze powtarzam, że białe ściany i tylko, żeby do kościoła byli wypuszczani.
-Ma pani 100% racji.-potwierdził Izzy.
-Sweeeeeeeeeeet child o' mineeeeeeeeeeee!-usłyszeli krzyk Stevena, który z rozstawionymi rękoma i bananem na twarzy jechał w ich stronę.- Smuuutasyyy! Co wy tacy?!-krzyczał machając w każdą stronę głową.
-Niech oni nawet się tutaj nie zbliżają...-prychnęła kobieta.
-Że też ochroniarze nie zareagują!-Duff wydał z siebie okrzyk oburzenia. wózek zatrzymał się przed ich nogami, a Steven w jednej sekundzie zeskoczył z niego i porwał Alison na ręce.
-Ochrona! Niech on zostawi tą biedną dziewczynę w spokoju!-kobieta wstała na równe nogi, a za nią Izzy.
-Proszę! Proszę odstawić moją towarzyszkę na ziemię, bo będę zmuszony wezwać policję!-krzyknął szatyn, a oczy większości skierowały się w ich stronę.
-Czegoś ty się naćpał?- burknął Steven, odstawiając blondynkę i szeroko otwierając oczy – zdążyłeś już coś kupić?! Gdziee?! - doskoczył do nich i uśmiechnął.
-Powiedziałem! Nie przypominam sobie abyśmy byli na 'ty'!-Izzy wciąż odstawiał komedię, a Duff ledwo co stał na nogach, widząc miny ludzi.
-Tyś na serio już coś wziął.- pokiwał Slash, zakładając na głowę bejsbolówkę.
-Cóż za wychowanie! Do zoo, a nie między ludzi!-dołączył obruszony Duff.
-You know where you are?! You're in the jungle baby!- krzyknął wyłaniający się z tłumu Axl i idący tanecznym krokiem.
-You're gonna dieeeeeeeeeeeeeee!!!-krzyknęli wszyscy jednocześnie i wybuchnęli śmiechem. Steven znowu złapał Alison i posadził na wózku, to samo zrobił Slash z Duffem. Ludzie obserwowali wszystko z zaciekawieniem, a kobieta, która wcześniej z nimi rozmawiała była cała czerwona.
-Jungleeee!!!-krzyknął Saul i zaczął ich pchać. Zaśmiewali się w najlepsze, jeżdżąc do czasu, aż zahaczyli o jakiś inny wózek i wylądowali twarzami na podłodze. Od razu podbiegli do nich ochroniarze.
-Zakłócają państwo porządek na lotnisku i prosilibyśmy o spokojnie oczekiwanie na swój samolot.-odezwał się jeden z nich.
-Nasz samolot dawno kurwa wylądował.- powiedział Axl, podając dłoń Slashowi.
-W takim razie co panowie tutaj robią?
-Czekamy, aż wasza pieprzona załoga da nam nasze instrumenty, a wszystko idzie tak jak idzie – chujowo.- wzruszył ramionami, niezbyt przejęty i zjechał wzrokiem Stevena wiszącego na Izzym.
-Czy w takim razie mogliby panowie poczekać tak jak pozostali?
-Przecież czekamy, nigdzie się nie wybieramy.
-W takim razie proszę gdzieś usiąść.
-Pytanie tylko kurwa gdzie? Wszystko działa tak zajebiście szybko, że nie ma gdzie dupy posadzić.
-Chłopaki!- z tłumu wyszedł Alan – Wszystko załatwione, jedziecie do hotelu. Samochód czeka pod lotniskiem. Czekać tam na mnie dopóki nie przyjadę!-zagroził im palcem, a oni biorąc swoje walizki ruszyli do samochodu. Wyszli na ulicę i uderzyło ich chłodnawe, wilgotne, nocne powietrze Londynu. Alison nigdy wcześniej nie była za granicą, a tym bardziej w Europie i z zaciekawieniem się temu wszystkiemu przyglądała. Zameldowali się w pokoju i każdy z nich udał się do swojego. Duff zamknął za nimi drzwi,a brunetka zmęczona po wielogodzinnej podróży opadła na łóżko.
-Umieram...-mruknęła.
-Nie umieraj, Mała...-blondyn wylądował koło niej. Leżeli koło siebie, wpatrując się w sufit i było słychać tylko ich miarowe oddechy.
-Idę zobaczyć do tych skurwysyńskich pojebów.-powiedział i podniósł z miejsca. Alison wygrzebała z walizki kosmetyki i ruszyła do łazienki. Pokój hotelowy był wielki i znacznie lepszy od tego, w którym była z chłopakami w Chicago. Wzięła szybki prysznic i owinięta w wielki ręcznik wyszła do pokoju. Blondyna jeszcze nie było. Zaczęła szukać w walizce jakiś odpowiednich ciuchów, spojrzała na zegarek, który wskazywał 23. Nie sądziła, aby jeszcze dzisiaj gdzieś mieli wychodzić, a nawet jeśli, to była zbyt zmęczona. Wyciągnęła luźną koszulkę Duffa z logo Led Zeppelin i na siebie założyła, a prócz tego koronkowe figi. Złapała pilota i włączyła telewizor, zaczęła latać po kanałach, nie znalazła jednak nic odpowiedniego. Zostawiła na jakiś muzycznym kanale i przewróciła na bok. Jej powieki, stawały się coraz cięższe i cięższe i usłyszała otwierane drzwi.
-Skurwysyńsko zajebiście! Londyn! Czujesz to?
-Yhm... czuje...-wymruczała na pół przytomna, a on chodził po pokoju, wesoło wymachując butelką wódki. Nachylił się nad nią i pocałował w policzek i już dało się wyczuć od niego sporą dawkę alkoholu. - Śpisz? - seksownie mruknął do jej ucha.
-Ymm...
-No to śpij, ja zaraz wrócę. Idę do Axla po piwo!-krzyknął i słyszała jak trzaska drzwiami. Zamknęła oczy i wpadła w objęcia morfeusza. Przebudziła się po trzeciej, a w pokoju wciąż grał telewizor i włączone było światło, a po blondynie ani śladu. Chwiejnym krokiem doszła do drzwi i delikatnie je uchyliła. Z oddali dochodziły ją głośne krzyki i śmiechy, czyli zapewne tam urzędowali. Wyszła kawałek dalej i wrzasnęła, gdy ktoś dotknął jej ramienia.
-Spokojnie! To tylko Slashoo!-usłyszała wesoły głos Mulata i odwróciła w jego stronę.
-Kurwa! Zawału bym przez ciebie dostała...-złapała się za serce i oparła o ścianę.
-Ej no! Aż taki straszny to chyba nie jestem, co? Czy aż tak podupadłem na ryj?
-Nie jest źle.
-Z tobą też nie jest źle...-zjechał ją wzrokiem z góry na dół i zdała sobie sprawę, że koszulka ledwo co przysłania jej tyłek, a teraz jeszcze się podwinęła. Zamachnęła się ręką w jego stronę, jednak zapewne z powodu miotły na swojej głowie nawet nic nie poczuł. Wybuchnął tylko śmiechem.
-No co?- wyciągnął ręce w obronnym geście – Już nawet tego nie mogę powiedzieć? Kiedy tylko mówię szczerą prawdę, kurwa.
-To sobie mów ją do kogoś innego.
-Duff by się gniewał?- przymrużył oczy i posłał jej łobuzerki uśmieszek.
-Slash! Chyba dawno po ryju nie dostałeś!
-Mogę dostać, od ciebie. Jeśli tylko lubisz ostrzejszą zabawę, nie mam nic przeciwko.- zmarszczyła brwi i go wyminęła.
-Ej! Księżniczko, tylko się z tobą droczę!-krzyknął za nią wesoło, ale pokazała mu fucka.- Jakieście wy wszystkie wrażliwce! Normalnie gorzej niż Axl ze swoją sraczką. Duffa szukasz? Siedzi w pokoju i pierdoli jakieś głupoty, bo dostał swoich pijackich mądrości.
-Ty jak widzę podobnie.-spojrzała na niego spod byka, a ten tylko machnął ręką.
-Jebać to. Jebać coś... sam nie wiem... chcesz?-posłał jej jeszcze jeden ze swoich uśmiechów, ale od razu, wyciągnął ręce widząc jej minę – Żartuję! Pókiś Duffa, mój kutas od ciebie będzie się trzymał z daleka, ale jak coś...
-Slash, pogrążasz się...
-Kurwa! Przecież żartuję, Księżniczko!-wybuchnął śmiechem – Póki mam co bzykać, wszyscy jesteście bezpieczni. No z wyjątkiem lasek, które bzykam, ale za to nie odpowiadam...
-Faktycznie, nie odpowiadasz – wzniosła oczy ku niebu.
-Jak coś zostaje mi Izzy... wiesz... z nim żadnej wpadki nie będzie, a wpakować też się mam w co... z Axl'em do kurwa lepiej nie zaczynać, bo to to stworzenie jakieś niewyżyte i w te jego zabawy nie zamierzam się bawić. Steven... ołł... ma blondynek tyłeczek, Duff... kurwa... nie pożyczysz, nie?
-Slash... idź, idź już...
-Zawołać twego księcia, Księżniczko?
-Nie, dobranoc!-pomachała mu na pożegnanie i zamknęła drzwi. Zgasiła światło i znowu rzuciła się na łóżko. Była wymęczona i kolejny raz zasnęła w mgnieniu oka.

-Gdzie oni do jasnej kurwy nędzy są?!-krzyknął Alan wlatując do garderoby, wymachując zegarkiem, który jakieś 15 minut temu ściągnął ze ścinany.
-Mówili, że wychodzą po papierosy, zaraz będę.-Alison odłożyła przeglądaną gazetę na stół.
-Po papierosy?! W 5 osób?! To już jeden nie może iść?! Kurwa! Oni już powinni wchodzić na tą jebaną scenę!-krzyczał wymachując rękoma. Z reguły był spokojnym człowiekiem, ale trzeba mu przyznać rację, że musiał nieźle trzymać dupę w pionie, aby to wszystko opanować i nie miał łatwego zadania.
-Spokojnie, to nic nie da, że ty wrzeszczysz.
-Pogadamy, gdy ty będziesz musiała opanować to gówno! Jebane gwiazdy rocka się kurwa znalazły! Sprzedali jedną płytę i myślą, że wszystkie rozumy pozjadali!
-Kto pozjadał wszystkie rozumy?-spytał uśmiechnięty od ucha do ucha Axl, który właśnie raczył pojawić się w garderobie.
-Ty jebańcu skończony! Gdzie wy się kurwa podziewacie?!
-Dżizas... Alan, spokojnie. Byliśmy tylko po fajki.-Duff klepnął go w ramię na co został uderzony trzymanym przez managera zegarkiem po głowie.
-Za co to?!-skrzywił się blondyn, masując głowę.
-Za gówno! A koncert kto zagra?!
-No przecież my!-zaśmiał się Steven, rzucając na kanapę obok Ali
-No wielką Amerykę mi kurwa odkryłeś!
-W moim Londynie.-mruknął Slash, także uśmiechnięty.
-Gdzie wy się kładziecie?! Na scenę wyłazić!
-Za 30 minut...-burknął Axl z niedowierzaniem kręcąc głową.
-Co?! Jeszcze karzesz im 30 minut na siebie czekać?!
-A ile?! Przed czasem mamy wyjść?-Izzy zmarszczył brwi i zajął miejsce koło Stevena.
-Kurwaaa! Macie 15 minut spóźnienia!
-Co?!-krzyknęli jednocześnie podrywając się na równe nogi.
-Slash! Przecież pierdoliłeś, że mamy jeszcze 30 minut!-krzyknął Duff w stronę Mulata.
-Bo mamy...-powiedział zakłopotany tamten, zerkając na zegarek.
-Za 30 minut, to ja was kurwa rozkurwie!
-Saul! Pojebańcu! Mówiłem ci, żebyś wywalił tego jebanego złoma!-krzyknął Axl.
-No przecież dobrze chodził!
-Kurwa pięć razy, debilu! Teraz znowu będą pierdolić!
-Dłużej sobie tutaj stójcie!-warknął Alan.
-Dobra... chłopaki... łapiemy sprzęty i lecimy tak jak ustaliliśmy.-zarządził Duff i jak z procy wystrzelili przed siebie. Alison powolnym krokiem skierowała się za nimi i stanęła za wzmacniaczami. Kiedy tylko chłopaki wyszli na scenę tłum zaczął głośno krzyczeć, a oni grać piosenkę. Był to już jej czwarty koncert i za każdym razem podziwiała energię zarówno i fanów, jak i ich samych. Po dwóch godzinach zeszli ze sceny totalnie mokrzy, ale i niesamowicie naładowani energią.
-Łooo kurwaaa! Dajcie mi whiskey!-wrzasnął Saul zrzucając z siebie przemoczoną koszulkę, a Steven skoczył mu na plecy.
-Bo kurwa nic nie piłeś podczas koncertu...-mruknął Alan, któremu wciąż nie dopisywał humor.
-Alanikuu! Złociachny! Wszyscy są zadowoleni więc i ty bądź!- Axl objął go za szyję i cmoknął w czoło.
-Axl! Ja ci mówiłem, że ode mnie się trzymaj z daleka!-zagroził mu palcem przed nosem.
-Oj dobra, dobra... i tak cię wkurwiający do potęgi chuju kocham.
-Ciesze się, ale nie mogę powiedzieć tego samego. Wybacz.
-No to na zatopienie swoich smutków idziemy do baru, bo mnie kurewsko w gardle suszy!-krzyknął Duff, a wszyscy oczywiście przystali na jego propozycję. Po pół godzinnym spacerze dotarli do jednego z barów i od razu zaczęło się wielkie chlanie w stylu Gunsów.

czwartek, 8 listopada 2012

Rozdział XIV

-No więc... pięć Jacków,dwie czyste, martini...-złożył stałe zamówienie Axl, gdy siedzieli w Whiskey Go Go. Skąpo ubrana kelnerka odeszła posyłając im jeszcze seksowne spojrzenie i ponętnie kręcąc biodrami. Saul wymruczał coś tylko pod nosem i ślina dosłownie kapała mu na spodnie.
-Nigdzie nie znajdziesz takich kelnerek...-mruknął.
-Pierdolisz. Wystarczy, że pójdziesz do Rainbow i złapiesz tą malowaną lalę...-Steven przygryzł wargi i wybuchnął śmiechem.
-Ja się zastanawiam czy ty kiedykolwiek przestaniesz gadać o słodkich laleczkach – Izzy kiwnął głową w stronę Mulata – a ty – wycelował palcem w Stevena – wybuchać niepohamowanym rechotem, jak jakaś pierdolona owca.
-Pierdolony to on jest na pewno.- pokiwał w zamyśleniu głową Axl.
-O czym tak kocie myślisz?-spytał Duff Rudego. Przeniósł na niego wzrok i przymrużył oczy.
-O tym co by tu popieprzyć...- Duff przeniósł dłoń, na udo brunetki i namiętnie wbił w jej usta, zapominając o kolegach z boku. Przerwał im jedynie jęk Izzy'ego.
-Błagam... tylko nie ta...- szatyn zakrył twarz dłonią, a oni podążyli wzrokiem w stronę baru. W ich kierunku zmierzała Kate... w humorze bliżej nie do określenia. Duff zaczął przeklinać w myślach i mocniej zacisnął dłoń na udzie Ali.
-Hej chłopaki! Wreszcie was złapałam.
-Faktycznie...- prychnął Axl – kurewsko trudno jest nas złapać, w którymkolwiek z tych barów... nigdy tu nie bywamy...- sarkazm z jego ust skierowany do blondynki, był niczym miód.
-Ostatnio trochę rzadziej... niestety...- przeniosła wzrok na Duffa i gdy zobaczyła jego dłoń na nodze brunetki, jej wyraz twarzy stał się jeszcze bardziej ździrowaty niż zwykle. - Widzę, że szybko znajdujesz nowe kąski...
-Mówiłem milion razy i powtórzę kolejny – nic ci do mojego życia... Tak samo jak mnie gówno obchodzi twoje.-mruknął znudzony już blondyn.
-Nawet nie wiesz jak bardzo może ci być wreszcie bardzo do mojego życia...
-Yhm... chyba, aż za...-prychnął i przeniósł wzrok na Stevena.
-Tak, chyba, aż za dwie osoby – nie zrozumiał jej słów i posłał pytające spojrzenie. Spuściła delikatnie głowę w dół – chciałam ci powiedzieć inaczej, ale oczywiście mnie unikałeś.
-Co?
-Jak to co, Duff? Jesteś aż takim idiotom? Jestem z tobą w ciąży. - powiedziała i spojrzała mu w oczy. Przy stoliku zapanowała cisza i wszyscy zaczęli po sobie spoglądać.
-Kłamiesz...
-Kłamię?! Myślisz, że nie mam nic innego do roboty, tylko latać za taki tobą?- cała krew odpłynęła z twarzy Duffa i nie mógł wykonać żadnego ruchu. Nie wierzył w to co usłyszał. Wszystko potoczyło się w mgnieniu oka. Alison ze łzami w oczach wyczekiwała na reakcję z jego strony, on jednak nie wiedział co robić.
-Alison, tak? Przykro mi, że tak to się potoczyło wszystko... może ty faktycznie go kochasz, ale w takiej sytuacji rozumiesz...-Kate rozłożyła bezradnie ręce, a Ali poderwała z krzesła i nie zwracając uwagi na krzyki Stevena, wybiegła z lokalu. W tym czasie z miejsca poderwał się Slash i złapał blondynkę za ramiona.
-Co ty jebana dziwko pierdolisz?! Odszczekaj to co powiedziałaś!-syknął nią potrząsając.
-Saul, co mam odszczekać? Wszyscy wiemy, że takich rzeczy nie da się odszczekać. Puść mnie.
-Bo ty się kurwa z jednym szmato pieprzyłaś! Dam sobie kutasa uciąć, że to może być nawet dziecko twojego ojca!-wrzeszczał Mulat, który pomału zaczynał tracić nad sobą panowanie.
-Saul... to boli...-jęknęła blondynka ze łzami w oczach.
-I kurwa ma boleć! Dziwne, że cię nie boli twoja dupa, jak każdy się w nią pakuje!- wrzeszczał, a nawet muzyka w barze ucichła i oczy wszystkich były skierowane w stronę ich stolika.
-Slash, daj spokój... - Izzy położył dłoń na ramieniu przyjaciela i delikatnie odciągnął do tyłu.
-Odszczekaj to jebana szmato!-wciąż wrzeszczał tamten.
-Slash... wychodzimy...- do Izzy'ego dołączył Axl.
-Szmaciarz!-krzyknął ktoś zupełnie obcy, przechodząc obok. Mulat nie potrzebował więcej – z pięściami rzucił się w jego stronę i zaczął szamotać. Do bójki dołączyli kolejni. Wreszcie z miejsca wstał Duff, chcąc wyjść, lecz wtedy dostał od kogoś w twarz tak, że wylądował na stoliku, a z jego nosa poleciała krew.
-Kurwa! Wyłazić mi stąd!-wrzasnął Izzy widząc nieciekawie zapowiadająca się sytuację, Steven złapał blondyna za ramiona, widząc, że chce już zacząć się bić i za skrawek koszulki złapał jeszcze Axla, który sam nie wiedział na kogo ma się rzucić. Wyprowadził ich z lokalu i popchnął na chodnik tak, że prawie się wywrócili, za chwilę dołączył do nich Izzy ze Slashem.
-Popierdoliło was?!-wrzasnął patrząc na nich ze złością.
-Szmata jebana! Słyszeliście co powiedziała?!-Slash zaczął chodzić w tę i z powrotem.
-Nie kurwa! Pół lokalu słyszało tylko nie my!-krzyknął Steven z sarkazmem.
-Duff! - odwrócił się w stronę blondyna, który próbował zatamować krwawienie z nosa – wierzysz tej szmacie?!
-Skąd mam kurwa wiedzieć?!
-Jak to skąd?! Zamierzasz to tak zostawić!?
-A co mogę zrobić?!
-Kurwaa! Trzymajcie mnie, bo zaraz mu przypierdolę! Dziwka na pewno sama nie wie z iloma dzisiaj spała!
-Na pewno i ja kurwa nie wiem!
-Jebnę go!-Slash skoczył w stronę Duffa, jednak pomiędzy nich zdążył stanąć Izzy.
-Spokój!-wrzasnął – Uspokoić się i przemyśleć na spokojnie!- złapał przyjaciół za ramiona i wepchnął w jedną z ślepych uliczek. Całe szczęście żaden z nich nie był jeszcze nie wiadomo jak najebany. Duff opadł na kartony i schował twarz w dłoniach.
-Okey... kiedy ostatni raz się z nią dziwczyłeś?
-A kogo to kurwa obchodzi?
-Mnie! Tak się składa, że bardzo mnie to interesuje.
-Bo ja wiem... przed trasą... przed Chicago... będzie...
-Nie może być z tobą w ciąży.
-Ginekolog jebany się znalazł...-prychnął Axl.
-Taki mądry jesteś?
-W tobie się nagle mądrość obudziła!
-Dobra... cisza...-zainterweniował Steven – wszystko się jeszcze wyjaśni... Prawda jest taka, że Slash może mieć rację, bo to dziwka i tyle. Teraz lepiej myśl idioto gdzie poleciała Alison.
-Alison!- Duff uświadomił sobie, że brunetka wyleciała z baru z płaczem i teraz na pewno nie wiadomo co myśli, a że jeszcze on zachował się jak totalny dupek i w ogóle nie zareagował, a wszystko przez jebaną Kate. Nie dopuszczał do siebie myśli, że ta szmata może być z nim w ciąży. Czuł obrzydzenie do siebie samego.
-Obudził się! Gratuluje Duff.
-Na pewno poszła do domu...-powiedział jak w amoku i szybko poderwał z miejsca. Chłopaki ruszyli za nim, a gdy dotarli na miejsce nigdzie jej nie było.
Poszli jeszcze do okolicznych barów, a ślad po niej zaginął. Po trzech godzinach szukania opadli zmęczeni ta trawę w parku.
-Nie mam pojęcia gdzie ona jest!- jęknął, chowając twarz między kolanami. Kiedy tylko pomyślał w jakie kłopoty, albo na kogo mogła trafić Alison, sama chodząc ulicami LA, jego ciało automatycznie przechodził zimny dreszcz. Axl miał zostać w domu i na nią czekać, Izzy i Slash poszli w stronę wybrzeża, a on ze Stevenem przeczesywali okolice, i nigdzie śladu brunetki.
-Spokojnie... znajdzie się...
-Steven! Ona kurwa nie jest przyzwyczajona do tego! Może i się taka wydaje, ale naprawdę gówno wie! Sam wiesz jak tutaj jest!
-Wiem kurwa! I też się martwię!- Duff musiał przyznać, że przez ten czas między Alison, a Stevenem narodziła się przyjaźń. Spędzali ze sobą najwięcej czasu i świetnie dogadywali.
-Idziemy.-podskoczył i udali na ulicę, na której bardzo rzadko bywali. Weszli do jedynego na niej clubu i rozejrzeli po wnętrzu. Nie mieli tutaj nawet to zaoferowania jakiegoś porządnego alkoholu.
-Pojawiła się tutaj może niewysoko brunetka, niebieskie oczy?-spytał Duff barmana.
-O nią chodzi?-kiwnął głową w stronę stolika na końcu sali. Na jednym z krzeseł leżała Alison. Blondyni do niej podbiegli, a Duff mocno do siebie przytulił. Miała rozmazany makijaż, a gdy lekko nią potrząsnął otworzyła oczy i nieobecnym spojrzeniem w niego wpatrywała.
-Mała... jesteś...-pocałował ją w czubek głowy i głęboko odetchnął. Gdyby coś jej się stało w życiu by sobie nie wybaczył swojej pieprzonej głupoty.
-Duff... Duff...-wybełkotała z wielkim trudem.
-Shh... jestem przy tobie. Cichutko...-wziął ją na ręce, na których wisiała jak szmaciana lalka. Zakrztusiła się śliną, a po chwili zwymiotowała.
-Co ona kurwa wzięła?-spytał Steven podając jej butelkę wody, pilnując by się nie zakrztusiła.
-Nie mam pojęcia... i to jeszcze tutaj...-zaczesał jej włosy do tyłu i ruszyli w stronę domu. Brunetka budziła się co chwilę, gadając jakieś głupoty, a później znowu zasypiała. Na miejsce dotarli ponad godzinę później, Duff wycieńczony, bo pomimo tego, że była leciutka mieli kawałek do przejścia. Steven kilka razy chciał go wyręczyć, ale kategorycznie odmawiał. Obwiniał się za to i na nim spoczywała odpowiedzialność. Wykąpał ją, a następnie położył do łóżka, szczelnie przykrywając.
-Duff... nie chcę cię znać...-bąknęła i na powrót zasnęła.

Obudziła się z wielkim bólem głowy, jeszcze większym niż zwykle. W gardle czuła nieprzyjemną suchość i nie mogła ruszyć swoją szyją. Z wielkim trudem otworzyła oczy i zobaczyła przed sobą znajome wnętrze oraz to, że jest chyba w innych ciuchach niż wczoraj i leży w łóżku. Pamiętała tylko część wczorajszego dnia. Usłyszała te słowa z ust blondynki, a Duff nie zareagował. Czekała pod barem, aż za nią wyjdzie, jednak nic takiego nie nastąpiło. Nie było go stać na ani jedno słowo... zabolało. Poszła przed siebie i spotkała jakiś kolesi na ulicy... wydawali się być mili, więc z nimi poszła, piła, coś jej dali i więcej nie pamiętała. Znowu poczuła ból w okolicy serca. Sama nie wiedziała o co chodzi. Bolała ją myśl, że tamta szmata jest w ciąży z Duffem, a także ta, że wiedziała co musi teraz zrobić. Zostawić go w spokoju. Poczuła łzy napływające do oczu i mocniej zacisnęła powieki. Usłyszała otwierane drzwi i ciche kroki, spojrzała w ich kierunku i ujrzała blondyna z tacą w dłoniach.
-Pomyślałem, że umierasz z głodu...-powiedział cicho, delikatnie stawiając kroki i oczekując reakcji brunetki.
-Niepotrzebnie...-mruknęła, odchrząkając. Wstała szybko z łóżka i przeszła do łazienki, zamykając drzwi zanim blondyn zdążył w jakikolwiek sposób ją zatrzymać. Oparła się o umywalkę, a z jej policzków popłynęły łzy, których już nie mogła kontrolować. 'Tak trzeba.... nie możesz stać mu na drodze' powtarzała sobie w głowie. Odkręciła kurek i nabrała w dłonie wody, aby się napić, a następnie umyć twarz. Starała się jak najdłużej przeciągnąć pobyt w łazience, ale wreszcie musiała wyjść, spakować się i pożegnać. Podjęła decyzję. Z trudem nacisnęła klamkę i zobaczyła Duffa siedzącego na skraju łóżka, gdy wyszła jego oczy od razu skierowały się w jej stronę. Nie przedłużając podeszła do komody i zaczęła z niej wyciągać swoje rzeczy.
-Co ty robisz?-spytał przerywając milczenie. Nie odpowiedziała. Spod szafki wyciągnęła torbę i zaczęła wrzucać najbardziej potrzebne ciuchy i kosmetyki. Poczuła jego dłonie na swoich i wstrzymała oddech.
-Oszalałaś?- w jego głosie słyszalne było zmieszanie. Odwrócił ją do siebie przodem, a ona unikała jego spojrzenia. - Odpowiesz mi wreszcie?
-Wyprowadzam się.
-Ciekawe dokąd. Ja nie wiem nic o żadnej przeprowadzce.
-JA się wyprowadzam.-z trudem te słowa przeszły jej przez obolałe gardło.
-A to niby dlaczego?
-Nie zamierzam stać na drodze do twojego szczęścia.
-Pogrzało cię! Czy ty się w ogóle słyszysz? Na jakiej drodze?! Do jakiego szczęścia?!-blondyn zaczął wyrzucać z siebie słowa w niezłym zdziwieniu.
-Dobrze wiesz o co mi chodzi. Na twojej drodze, Kate i waszego dziecka.
-Gówno wiesz. Po pierwsze uważasz, że moim szczęściem byłoby... jeny...-skrzywił się – życie z tą dziwką?- zacisnęła dłonie w pięści słysząc jego słowa.
-Dziwką? Matkę swojego dziecka nazywasz dziwką?
-A kim ona jest?
-A w takim razie kim jesteś ty?!- wrzasnęła, nie wytrzymując. Sama nie wiedziała co się z nią dzieje – Pieprzy wszystko co się rusza, a później nie ponosi za to odpowiedzialności! Może i jest dziwką, ale teraz dziwką noszącą twoje dziecko! Które nie jest niczemu winne, że jego ojcem jest pieprzony ćpun, wszystko bzykającym, a matka dziwką! - wywrzeszczała mu w twarz, nie panując nad wypowiadanymi słowami. Blondyn odsunął się lekko do tyłu, zdziwiony wybuchem brunetki, tego się nie spodziewał.
-Mała...-złapał jej dłoń, którą strzepnęła.
-Nie mów tak do mnie! Pieprzony egoista! Myślisz, że wszystko ci wolno?! Mylisz się!
-Shh... uspokój się i pogadamy.
-Nie zamierzam być spokojna! I nie będziesz mi kurwa rozkazywał! Kim ty do jasnej cholery jesteś?!
-Mała... wysłuchasz mnie?
-Powiedziałam! Masz tak do mnie nie mówić! Nie, nie wysłucham cię!- tak wściekła to chyba ona jeszcze nigdy nie była. Nie panowała nad sobą i ignorowała każde słowo z ust blondyna, wyrzucała pierwsze co przyszło jej do głowy i krzyczała tak głośno, że chłopaki na pewno ją słyszeli. Próbowała zapiąć zamek torby, jednak nie mogła. Bezradna i wściekła opadła na podłogę, a po jej policzkach zaczęły płynąć łzy, kolejne pieprzone łzy. Duff usiadł koło niej i objął swoimi ramionami, delikatnie kołysząc.
-Dasz mi wreszcie dojść do słowa?-spytał po chwili. Pokiwała głową, wierzchem dłoni wycierając mokry policzek.
-No więc... nigdy, przenigdy nie byłbym szczęśliwy z Kate i nie chodzi już tutaj o dziecko czy o coś... naskoczyłaś na mnie kiedy nie zdążyłem wejść nawet dobrze na ten temat. Więc... nie masz czemu stawać na drodze, bo nikt nie jest w ciąży.
-Jak to?-wychlipała.
-Nie mam pojęcia co chciała tym osiągnąć. Steven kiedy zobaczył w jakim wczoraj byłaś stanie, odprowadził nas do domu, a później sam do niej poleciał i przyznała się, że kłamała.
-Nie jest w ciąży?
-Nie, nie jest.
-Ja...-zaczęła, ale się zacięła.
-Swoją drogą... jestem, aż tak pieprzonym egoistą i ćpunem?
-Duff... przepraszam...-schowała twarz w dłoniach. Poczuła się jak jakaś ostatnia idiotka. Niepotrzebnie na niego naskoczyła i nagadała takich głupot.- Nie miałam tego tak ogólnie na myśli, tylko... że z nią... dziecko...-zaczęła się plątać, chcąc jakoś wyjść z sytuacji.
-Nie musisz się tłumaczyć, zasłużyłem.
-Jestem idiotką...
-Trochę bym się nad tym głębiej zastanowił, ale... są ważniejsze sprawy, na przykład takie, że musisz się rozpakować i co najważniejsze zjeść śniadanie.-pocałował jej policzek i pomógł wstać na nogi. Spojrzała mu w oczy z wyrzutami sumienia, a on się zaśmiał i ją pocałował.
-Jedz, Mała.
-Nie musisz być dla mnie taki...
-Czy ty się słyszysz?- cicho się zaśmiał – I już mogę mówić na ciebie 'Mała?' Jaki jestem, to nie wiem... ale powiem ci jedno... Cholernie cię kocham...-pocałował ją w czubek nosa i raptownie wziął na ręce, kręcąc wkoło własnej osi. Położył ją na łóżku, sam kładąc się nad nią i zaczął muskać ustami jej delikatne ciało.
-Jedz.-powrócił do pozycji siedzącej i podał jej przygotowany przez siebie posiłek. Wtedy dopiero zdała sobie sprawę jak bardzo jest głodna i chce jej się pić. W mgnieniu oka wszystko zjadła, a on przypatrywał jej się z uśmiechem.
-Nie rób mi więcej takich numerów, ok?
-Co?-wybełkotała przełykając ostatni kęs.
-Nie uciekaj mi i nie pałętaj się nigdzie sama. Umierałem ze strachu.
-Jak w ogóle tutaj przyszłam?- spytała przypominając sobie, że nawet nie wie jakim cudem znalazła się w domu.
-Nie byłabyś raczej w stanie sama przyjść. Wszędzie cię szukaliśmy i znaleźliśmy hmm... w dość nieciekawym barze.
-Jeny... przepraszam. Nie musieliście mnie szukać...
-Jasne... pfff... Masz rację, mogliśmy cię zostawić w jakieś melinie i niech się dzieje co chce.
-Duff...
-Oj przestań już gadać.-zaśmiał się i zatkał usta pocałunkiem.


Witajcie i to nie po tak długiej przerwie ;p Nudząc się w internacie w czasie, w którym powinnam się uczyć, postanowiłam zrobić coś pożytecznego i wykorzystać 'kopiuj', 'wklej'. Dziękuje za komentarze, u Was nadrobię zaległości NA PEWNO, ale raczej prędko to nie nastąpi, bo przez większość czasu jestem poza domem, szkoła, itp. 

sobota, 3 listopada 2012

Rozdział XIII

-Wstawać kurwa! Czas zacząć nowy dzień!- Alison otworzyła leniwie oczy i zobaczyła stojącego koło łóżka Axla, machającego rękoma na każdą stronę, aż któraś wreszcie uderzyła blondyna w twarz. - Duffuś! Nie ma obijania! Dzisiaj musimy zacząć te próby! Za 10 minut widzę cię na dole i nie ma zmiłuj!-krzyknął i wyleciał z pokoju. Doszły ich jeszcze krzyki i sprzeciwy Slasha, do którego teraz poleciał. Brunetka przekręciła się na bok i spotkała ze spojrzeniem Duffa.
-Hej Mała.- posłał jej jeden z tych swoich uśmiechów, który dla niej wyrażał więcej niż tysiąc słów.
-Hej Duży.-cmoknął ją w policzek i czule objął ramieniem, a drugą ręką sięgnął po paczkę papierosów. Odpalił jednego i podał brunetce, która mocno się zaciągnęła.
-Idealny poranek...-mruknęła wypuszczając dym i podając papierosa blondynowi.
-Gdyby nie taka jedna skrzecząca mewa, która wlatuje ci do pokoju. - Co ci się śniło? - zmienił temat wędrując ręką pod jej bluzkę.
-Nie pamiętam.
-A ja miałem piękny sen... śniło mi się, że się obudziłem, a ty leżałaś obok mnie naga iii... dotknąłem twojego idealnego ciała...-zajechał jej ręką nieco niżej, a ona przygryzła wargę wsłuchując w jego słowa. - znalazłaś się nade mną...
-Romeo! Kończ te swoje poezje i przenieś je lepiej tam gdzie za chwilę chcę cię widzieć!-wszystko przerwał wlatujący do pokoju Axl, a za nim Steven, którego włosy sterczały na każdą stronę.
-Wypierdalać mi stąd!-Duff złapał poduszkę i rzucił w ich stronę.
-To ty mi stąd wypierdalaj! Patrzcie jaki romantyk nam się trafił w zespole! Kto by pomyślał, że nasz Duffuś taki kochany...-wygiął usta i zmrużył w jego stronę oczy.
-Axl, życie ci nie miłe.. wypierdalaj.
-Tobie życie będzie niemiłe jak zawalimy na całej linii. Też bym wolał spać, ale sami wiecie jak to wygląda. Na dół! W tym momencie!-pogroził mu palcem i wyleciał jak to miał w zwyczaju.
-Czy on kiedyś jest spokojny?-spytała Alison.
-Zdarza się i to...-zaśmiał się Steven, który wciąż stał w drzwiach – a tak na poważnie, to Duff na serio chodź. Musimy jak najszybciej to wszystko ogarnąć.- puścił im oczko i wyszedł.
-Śpij jeszcze...-blondyn pocałował ją w policzek i wstał z łóżka – jak wstaniesz to jesteśmy na dole. - Pokiwała głową i przewróciła na drugi bok. Liczyła, że uda jej się faktycznie zasnąć, ale była za bardzo rozbudzona. Wzięła szybki prysznic i zeszła na dół robiąc sobie śniadanie. Gdy umyła zalegające w zlewie od dłuższego czasu naczynia, bo oczywiście nikt nie musiał tutaj sprzątać usłyszała ciche pukanie do drzwi. Z uśmiechem otworzyła i zobaczyła przed sobą blondynkę, którą kojarzyła z pierwszej imprezy tutaj.
-Hej...-posłała jej sztuczny uśmiech, ukazując rząd równych zębów.
-Hej...
-Kate...-wyciągnęła przed nią dłoń, która uginała się od bransoletek, pierścionków i długich tipsów.
-Alison.
-Nowa dziewczyna Axla?
-Brońcie Panie Boże.
-Ahh... czyli jednorazowa groupie. Jest może Duff?
-Nie mam pojęcia.- odpowiedziała, bo nie zamierzała udzielać tej ździrze odpowiedzi i wołać blondyna.
-A mogłabym na niego zaczekać?
-Tak właściwie to to nie jest mój dom i nie mogę nic zrobić.
-Tylko bym sobie na niego poczekała...
-Kto to?-Alison odwróciła się w idącego w jej stronę Saula. Wyjrzał za drzwi i westchnął.
-Hej Saul! Jest Duff?-podskoczyła na jego widok.
-Po pierwsze, nie hej, po drugie jest, po trzecie nie chce cię widzieć, po czwarte wypierdalaj.- ze sztucznym uśmiechem pomachał jej przed nosem i zamknął drzwi. Alison otworzyła ze zdziwienia oczy.
-Milutki to ty jesteś...
-Z tą inaczej się nie da i tak... milutkoś to moja wrodzona cecha.- mruknął i posłał jej delikatny uśmiech kierując się na powrót tam skąd przyszedł. Skierowała się wraz z nim w stronę garażu.
-Duff, ta twoja dziwka znowu cię szukała.-rzucił w stronę blondyna butelką wody.
-Dziwka?-zdziwił się nie rozumiejąc o czym mówi.
-Ta z którą przed trasą lubiłeś się tak pieprzyć i która podobno tak fajnie obciągała, ale nie wiem bo nigdy nie chciałeś się dzielić.-powiedział Axl, który akurat podłączał mikrofon i nie zauważył wściekłego spojrzenia Duffa w jego stronę.
-Zamkniesz tą jadaczkę?
-A co? Może źle mówię? Jeśli coś źle to mnie popraw. Swoją drogą... niezła z niej dupa. Trzeba przyznać, że ma się czym pochwalić, na twoim miejscu tak szybko bym się z nią nie rozstał. Pieprzyć zawsze ją możesz.
-Jak ci kurwa przyfasolę basem, to się pięć razy obrócisz!-krzyknął, a Axl podniósł wzrok i zrozumiał jaki błąd popełnił, gdy dostrzegł stojąca w drzwiach Alison.
-Przecież wiesz, że sobie żartuje...-bąknął i odwrócił tyłem. - Okey... lecimy z My Michelle.-zarządził, a Ali zajęła miejsce na stojącej niedaleko kanapie i zaczęła przypatrywać się ich próbuje ignorując to co usłyszała. Przecież wiedziała jacy są i nie mogła reagować inaczej, choć nie czuła się wtedy jakoś zajebiście super.
-Nie, nie, nie!-krzyknął Rudy przerywając – kurwa! Steven jebiesz tak głośno, że ni chuja mnie nie słychać! Mówiłem... później....
-Sorry! Od początku!
-Od końca kurwa...-przewrócił oczyma i zaczęli grać jeszcze raz.
-Teraz lecimy z tą nową... bez tytułu...- chłopaki zaczęli latać na około siebie co chwilę z jakimiś kartkami, poprawiali, dopisywali nowe słowa i używali języka, którego Alison nie mogła zrozumieć. Panował tutaj jeden wielki harmider i gdyby ktoś to zobaczył wsadziłby ich do psychiatryka. Axl co chwilę wydzierał się, bo coś było nie tak, a chłopaki dawali z siebie wszystko. Steven siedział za perkusją i wtedy cieszył jeszcze bardziej o ile to możliwe. Ścierali pot z czoła i co chwilę wypijali litry, tym razem wody.
-Slash! Całkiem ci te kłaki przysłoniły uszy?! Wchodzisz później! Gramy to piąty raz, a ty zawsze to samo!-jęknął Izzy i odłożył gitarę na bok.
-Kurwa! Tak jest dobrze!
-Nie, nie jest dobrze!
-Dobra... Slash.. wejdź trochę później...-mruknął Axl i opadł na fotel a na nim usadowił się Mulat, robiąc poduszkę z jego twarzy. Rudy zaczął gadać coś pod nosem jednak nic nie słyszeli, bo włosy szatyna skutecznie to uniemożliwiały.
-Ołł... i został odkryty złoty środek na Osła.-zaśmiał się Duff i usiadł koło Ali wylewając przy okazji na siebie pół butelki wody, wszystko strzepując na nią jak pies. Zakryła się dłońmi, a ten przytulił ją do siebie z całej siły, ocierając się o nią.
-Duff! Kurde! Nie masz co robić?!
-Nikt kurwa nie ma co tutaj robić!-doszedł ich niezrozumiały bełkot Rudego, który próbował wydostać się spod Slasha, na co wszyscy wybuchnęli śmiechem i obserwowali jego poczynania.
-Przytulanie cię jest bardzo przyjemną czynnością...-szepnął jej do ucha i pocałował w policzek.
-Jak taki mokry to spadaj ode mnie!
-Nie! Twoje nie doczekanie, Mała.- Mulat zlitował się wreszcie nad Axl'em i zmienił trochę pozycję. Rudy wypluł jego kłaki cały czerwony i posłał mu mordercze spojrzenie.
-Żeś ty się kurwa jeszcze nie udusił tymi włosami!
-Skarbie... ja ich po prostu nie trzymam w buzi.- powiedział Saul ze spokojem kręcąc głową i wszyscy znowu wybuchnęli śmiechem.
-Chłopaki! Koniec tego dobrego! Czas wracać do roboty!-zarządził Axl i wszyscy zajęli swoje poprzednie stanowiska. Alison w międzyczasie przygotowała im coś do jedzenia i kiedy wróciła do garażu dochodziła już 20, a oni wciąż ćwiczyli.
-Pierdolę to! Muszę się napić!-krzyknął Slash, rzucając gitarę w bok.
-Na dzisiaj koniec...-jęknął Axl i wszyscy ciężko opadli na kanapy, spoceni, zmęczeni i głodni. Duff się podniósł i złapał Ali za dłoń wyprowadzając z garażu. Poleciał na górę zmienić koszulkę i gdy wrócił wyciągnął ją z domu. Szli przez pewien czas w ciszy, ulicą, po której kręciło się mnóstwo spacerujących ludzi, aż wreszcie doszli do budki z lodami. Alison posłała mu pytające spojrzenie, a ten uśmiechnął pod nosem.
-Jaki smak?-spytał wskazując na lodówkę.
-Malinowy i miętowy.- powiedziała wciąż zdziwiona, że wyciągnął w ją takie miejsce. Podał jej loda z uśmiechem.
-Ciekawe połączenie smaków.-zaśmiał się i chwycił za drugą dłoń. Zaczynało się ściemniać, słońce zaszło za horyzont, a niebo przybrało kolor całej palety barw... Pomarańcz mieszał się z różem i fioletem, tworząc ukochaną barwę Alison... Było ciepło, choć dało się wyczuć leciutki, chłodnawy wiatr. W powietrzu unosił się zapach osadzającej się na trawie rosy... Skutek gorącego popołudnia. Wpatrywała się w mijane przez nich budynki, wciąż zafascynowana pięknem i charakterem LA. W pewnym momencie blondyn objął ją w talii i bliżej do siebie przysunął. Poczuła bijące od niego ciepło i delikatnie przymknęła oczy delektując się jego zapachem – potu, papierosów, alkoholu oraz znacznie przyjemniejszej mieszanki, trawy cytrusowej, piżma i mięty. Jej ciało przeszedł przyjemny dreszcz i uśmiechnęła pod nosem.
-Mała, powiem bez żadnych ogródek i zbędnego pieprzenia, bo nie ma co tego odwlekać, albo zupełnie ignorować, bo mimo wszystko widzę, że nie czujesz się z tym dobrze, a nie chciałbym, żeby to się jakoś obróciło przeciwko nam.
-Yhm...-przytaknęła głową i lekko napięła, bojąc się co może chcieć powiedzieć.
-Chodzi o niejaką Kate, potocznie zwaną dziwką. Dzisiaj jeszcze Axl dojebał jakże swoim cennym i mądrym komentarzem, dlatego chciałbym, żebyś wiedziała, że przez pewien czas się z nią spotykałem... co ja pieprzę? Nie, nie spotykałem. Ja się z nią po prostu pieprzyłem i nie mam pojęcia kiedy ona zaczęła sobie wyobrażać coś więcej i teraz najwidoczniej w świecie jej się nudzi i szuka sponsora czy kogoś w tym stylu.
-Ale Duff... ja to wszystko rozumiem i nie oczekuję jakichkolwiek tłumaczeń z twojej strony.
-Widziałem twoją minę kiedy ktoś o niej wspomniał, dlatego ci mówię. Ignoruj ją, bo wiem, że takie laski mają nieźle nasrane w głowach i lepiej trzymać się od nich z dala.
-Jeśli myślisz, że umówię się z nią na drinka, czy coś w tym stylu to jesteś w błędzie.-zaśmiała się, w sumie ciesząc się, że mimo wszystko chce wyjaśnić jej tą całą sytuację.
-No mam nadzieję, że na takim czymś się nie skończy.- niespodziewanie maznął jej czubek nosa, a także usta lodem, na co od niego odskoczyła, wpadając na ścianę budynku. Podszedł do niej, przyciskając ją do ściany i go zlizał.
-Mmm... słodziutka jesteś.-zamruczał pod nosem, wciąż blokując jej ciało.
-A ty cholernie zadziwiający.
-No proszę... kto tu kogo zadziwia? Duff, czy może mała, grzeczniutka Alison, która przemieniła się w moją słodką diablicę?
-Diabelski Duff, który po pewnym czasie nie okazuje się być, aż taki diabelski?
-Nie jestem aż tak diabelski? - jęknął – kurde... niszczę swoją, tak długo budowaną reputację złego chłopca. A to wszystko twoja wina!-wycelował w nią palcem i delikatnie musnął usta.
-Reputacja każdego z nas poszła się jebać.-wybuchnął śmiechem na jej słowa, a gdy się opanował, namiętnie pocałował i pociągnął dalej w kierunku ulicy.
Gdy weszli na już dość dobrze znaną jej Sunset Blvd, usłyszeli pod jednym z lokali śmiechy i jakieś wyzwiska i się nie mylili – byli to już nieźle pijani Axl, Saul, Steven i Izzy, którzy postanowili sobie zrobić na środku ulicy zawody w skakaniu na jednej nodze.
-Jakim cudem oni się tak szybko załatwili?
-Nie pytaj...-pokręcił głową – najlepsze jest to, że gdybym wypił tyle co oni robiłbym to samo - głośno gwizdnął w stronę przyjaciół. Odwrócili głowę w ich strony i wesoło pomachali, a Steven rzucił w ich stronę.
-Jesteście! Żałujcie, że się gdzieś szlajacie! Axl założył się z jakimś chujem, że nie jesteśmy najebani i możemy skakać na jednej nodze! - Steven jak to miał z zwyczaju złożył, szybki, szczegółowy raport.
-Dołączcie się! To nie takie trudne jak się wydaje- krzyknął Rudy. Zaczął skakać z wywalonym językiem na wierzch i za chwilę glebnął o ziemię... - Może po pijaku trochę jest..- westchnął obolały, ale zaraz się podniósł z nową dawką energii.
-Co tam moje pijaczki?-zaśmiał się Duff, podchodząc do nich jeszcze bliżej.
-Patrzcie wszyscy! Slasho! Wskakuj swojemu rumakowi na plecy!-krzyknął Axl i i wziął na barana Saula. Podniósł nogę do góry, wybił się i oby dwoje wylądowali na ziemi.
-Ja pierdole... zobaczyłem światełko w tunelu...-jęknął Slash, wciąż leżąc w takiej samej pozycji, z tyłkiem na głowie Axla.
-Niee! Tylko nie w stronę światła!-krzyknął Steven i uklęknął przed nim na kolana.
-W stronę wody, w stronę wody...-wybełkotał Rudy.
-Woda! Tak to jest to!-krzyknął uradowany Adler – Szybko! Idziemy! Nad morzeee!-zaczął skakać na około każdego z nich jak małe dziecko. Dwójka rumaków wreszcie się podniosła i całe szczęście obyło bez jakiś wielkich szkód.
-W sumie dawno nie byliśmy...-mruknął Izzy, odpalając papierosa i popijając piwo.
-Idziemy nad morze!!!-cieszył się Steven.
-A może tak do domu?-zaproponował Duff, został jednak obdarzony zdruzgotanymi spojrzeniami, a zwłaszcza miną smutnego szczeniaczka przez Stevena – może być woda... - ruszyli w stronę plaży, co chwilę wybuchając śmiechem. Duff i Alison zdążyli zaopatrzyć się w butelki czegoś mocniejszego i automatycznie przestając zwracać uwagę na głupoty, które wyprawiali chłopacy. Gdy ich stopy dotknęły piasku, zaczęli zrzucać z siebie ciuchy i z okrzykami radości wbiegać do wody. Alison stała blisko brzegu przypatrując im się z uśmiechem, aż nagle poczuła mokre ręce oplatające ją w pasie i uniosła się do góry, wiedziała co to oznacza. Była przekonana, że to blondyn, ale zobaczyła nad sobą twarz Mulata.
-Slash! Puszczaj mnieee! Pożałujesz tego! Puszczaj!
-Z kim mam się puszczać?! Nie ma żadnego puszczania!-krzyknął i rzucił ją w wodę. Gdy wypłynęła na powierzchnię zaczęli się chlapać i krzyczeć.
-Steven! Kurwa! Musiałeś ściągać nawet gacie?!-skrzywił się Izzy odskakując od blondyna.
-Wolność!!! Chłopaki, czujecie to?!-krzyknął wystawiając twarz do góry i rozstawiając ręce. Wyglądało to co najmniej komicznie.
-Ty lepiej kurwa pilnuj swoich jajek, bo jakiś rekin ci je ujebie i tyle będzie z twojej sławy.
-A to ma się sławę jak ma się jaja? - otworzył buzię ze zdziwienia i popatrzył w stronę Rudego.
-Ohh... Stevuś... w jakim ty świecie żyjesz? Spójrz na takiego Duffa, ma jaja, będzie miał sławę, a jeśli ty pozwolisz jakiemuś rekinowi się pożywić...-nie musiał kończyć, bo blondyn z krzykiem wyleciał z wody, siadając na brzegu. Po chwili wszyscy wyszli i znacznie spokojniejsi, cali trzęsący się z zimna, bo noc nie była za ciepła i usiedli w kółku. Było słychać ich szczękanie zębami.
-Kto włączył tą jebaną klimę?-jęknął Saul, przysuwając się bliżej w stronę Izzy'ego.
-Ścisz to...- mruknął Izzy.
-Co mam ściszyć?-zdziwił się Mulat.
-No klimę... mówię ci.. ścisz ją.
-Ściszyłem...-mruknął Duff opierając głowę o kolana Alison.
-Oj moje chłopaczki... Idziemy do domu. Podnoście tyłeczki, ubierajcie co znajdziecie i komu w drogę!-krzyknął uśmiechnięty Axl. Pomógł wstać Izzy'emu i pomału się ubierając ruszyli w stronę domu. W napotkanym po drodze monopolowym zdążyli kupić jeszcze po piwie i w miarę spokojnie dojść do domu.


Witam. Dżizas... czy ja naprawdę nie dodawałam nic od sierpnia? Normalnie nie wierzę, że tyle czasu minęło od ostatniego wpisu... Kolejny raz przepraszam, wątpie aby po takim czasie pojawiły się jakiekolwiek komentarze, no ale... sama sobie jestem winna.

sobota, 25 sierpnia 2012

Rozdział XII

Obudziły ją promienie słońca i poczuła chłodnawe powietrze na swoim ciele. Zaspana nie mogła sobie przypomnieć jak się tutaj znalazła, ale po chwili wszystko ułożyło się w jedną całość. Delikatnie przewróciła głowę w bok i miała przed sobą słodko śpiącego blondyna. Przypomniała sobie jego wczorajsze słowa, a jej serce mocniej zabiło. Podniosła się delikatnie na łokciu i poczuła okropny ból całego ciała. Zresztą co się dziwić, skoro całą noc spędziło się na dachu? Zignorowała to jednak teraz i pocałowała czubek nosa Duffa. Wymruczał coś niezrozumiałego i jedną ręką odgarnął z czoła włosy. Złożyła całusa na jego policzku, czole, ustach, aż wreszcie otworzył brązowe oczy i było widać, że sam ledwo co kontaktuje. Zachichotała i jeszcze raz pocałowała go w usta, ocknął się i mocniej do siebie przytulił, gdy się oderwali lekko się skrzywił.
-Jak mnie dupa napierdala... kurwa... straciłem ją...-zaczął jęczeć.
-Wszystko na swoim miejscu, choć czuje, że moja też odpadła.
-Czas się zbierać... nie chcemy, żeby ktoś widział nasze gołe tyłki... chociaż... dla mnie możesz się nie ubierać...-mruknął całując ją w nagie ramię. Ubrali się i leniwie ruszyli w stronę domu, trzymając się za ręce i rozmawiając o mało ważnych rzeczach. Popchnęli ciężkie drzwi i Duff niepewnie rozejrzał się dookoła.
-Co jest kurwa?-wszedł w głąb domu. Panował tutaj syf jakich mało, ale nigdzie żywej duszy – gdzie ich kurwa wszystkich wywiało?
-Sprawdź dół, a ja sypialnie.-zarządziła Alison i pobiegła na górę, zajrzała w każdy kąt na górze i nigdzie nikogo nie zastała. Na schodach spotkała Duffa, który zaczął coraz bardziej się martwić.
-I co?-mruknął.
-Nic, nikogo.
-Kurwa...-zaczął przystępować z nogi na nogę – zapomniałem o jakimś spotkaniu? Nie no... przecież byliby tutaj inni... wywiało każdego...
-Na pewno gdzieś zabalowali i leżą w jakiś krzakach jak zwykle, znajdą się.-cmoknęła go w policzek i rozległ się dzwonek do drzwi.
-Widzisz? To na pewno oni.- Duff biegiem poleciał do drzwi i otworzył je z nadzieję, jednak przewrócił oczami, gdy zobaczył przed sobą Bena, managera.
-Skąd w ogóle wiesz gdzie mieszkamy?
-A może by tak przywitanie? Witam. Musiałem się pofatygować, bo nie odbieracie telefonów, nie było was w żadnej zapchlonej norze, ale wystarczyło spytać się pierwszą lepszą dziwkę, by dowiedzieć się gdzie odbywała się najlepsza impreza i jak widzę nie myliłem się.
-Ehm...-Duff nie wyrażał entuzjazmu – a co to takiego 'ważnego'?
-Darowałbym sobie ten sarkazm. Jest 8 rano o 11 macie spotkanie z wytwórnią.
-Spotkanie? Jakie spotkanie? Nic mi kurwa nie mówiłeś wcześniej o żadnym spotkaniu! W jakiej sprawie?
-Spokojnie. Nie mówiłem, bo sam dowiedziałem się dwie godziny temu, a w jakiej sprawie, to też nie wiem, bo musiałem latać i was szukać. Radziłbym się tam zjawić, bo będziecie mieć niezłe kłopoty!-pogroził mu palcem przed nosem. Duff zamknął za nim drzwi i oparł framugę.
-Kurwa! Gdzie wsiąknęło tych debili?! Nie ustala się spotkania tak nagle! Jak ich nie znajdę, to mogą nawet zerwać ten jebany kontrakt!
-Spokojnie... znajdą się... na pewno...-Duff upadł na kolana, bo drzwi o które się opierał się otworzyły.
-Co do chuja?!-wrzasnął, a w progu stanął wyglądający jak siedem nieszczęść Steven. Duff podskoczył i go do siebie przytulił – Całe szczęście!
-Duff, kurwa. Przestań drzeć tą parszywą mordę. Całkiem cię już pojebało, że się tak na mnie rzucasz?
-To już nie można cieszyć się, że cię widzę?! Już myślałem, że was całkiem wsiąkło! Niech te debile szybciej idą za tobą!
-Jakie debile? I mówię kurwa przestań wrzeszczeć, bo czuje, że mój mózg zaraz wypadnie uchem.
-Jakie kurwa? Jeden taki ze skrzeczącym głosem jak jakaś świnka morska, rudy, pedalskie ruchy, drugi to jakiś jebany, farbowany na czarno pudel i ich trzecie czarna dziwka.
-Izzy, Axl i Slash?
-Nie kurwa!-Duff wzniósł ręce do góry – Jackson, Preslay i Elthon John!
-A co mnie te jebane chuje obchodzą? Byli na imprezie?
-Stevenson! Do kurwy nędzy ogaranij dupę! Gdzie Slash, Axl i Izzy?!
-To nie można tak od razu, tylko musisz o jakiś ssakach pierdolić?
-Mów.
-A skąd mam wiedzieć? Chyba widzisz, że dopiero co wszedłem do domu.
-No to się dowiedz do kurwy nędzy! Był Ben i o 11 mamy jebane spotkanie z wytwórnią, a tamci przepadli i nigdzie ich nie ma! Zachciało się chujom ćpania! Udupią nas, Steven!
-Spytaj się ludzi, a nie na mnie drzesz japę.
-Tylko, że kurwa nikogo tutaj nie ma!
-Nie ma?-blondyn zmarszczył brwi.
-Są! Tylko zachciało mi się robić jaja, bo mi się nudzi.-Steven spojrzał się na niego pytająco.
-Kurwa...-Duff odchylił głowę do tyłu i zaczął cicho liczyć – Nie ma ich! Rozumiesz w jakiej jesteśmy dupie?!
-I nie ma nikogo? Puk, puk – uderzył kilka razy w głowę przyjaciela – włącz czasem to coś co masz pod tymi tlenionymi włosami. Nie ma ludzi, nie ma ich, więc gdzie są? W pace kurwa siedzą.
-Policja!-krzyknął Duff klaszcząc w dłonie.
-Brawo Duff.... punkty dla ciebie...-mruknął Steven i go wyminął kierując się do kuchni.
-A ty gdzie kurwa leziesz?!
-Napić się?
-A kto tych pojebów wyciągnie z więzienia?!
-Może zamów taksówkę, bo nie zamierzam kurwa lecieć taki kawał.- Duff podleciał do telefonu i po chwili siedzieli już w samochodzie. Steven przysypiał na ramieniu przyjaciela, który ledwo co mógł zmieścić swoje długie nogi pomiędzy siedzeniami. Zajechali pod komisariat, Duff pociągnął za klamkę i na chodnik wytoczył się na pół śpiący perkusista.
-Kurwa! Naprawdę się ciebie żarty trzymają! Nie chcesz czasem kopa w dupę dostać?-krzyknął Steven, zdecydowanie w nocy przesadził, bo dzisiaj był coś nie w humorze. Weszli do środka i zostali zjechani z góry na dół spojrzeniami znudzonych policjantów. Oparli się o ladę.
-Dzień dobry, ja przyszedłem po przyjaciół.
-Nazwiska.
-Axl Rose, Izzy Stradlin i Saul Hudson.
-Sądzę, że to raczej nie możliwe.
-A to dlaczego?
-Ponieważ byli już kilka razy spisywani.
-A kaucja?
-No cóż...
-Proszę, to dla mnie bardzo ważne.
-Musiałby pan zapłacić 10 tysięcy.
-Ile?!-wrzasnął Duff, a Steven wybałuszył oczy na wierzch – jaja jakieś kurwa?!-Alison położyła mu dłoń, widząc spojrzenia skierowane w ich stronę.
-Proszę się zachowywać, bo zaraz pan wyląduje z kolegami. Tyle ile powiedziałem. Pańscy koledzy już kilka razy weszli w konflikt z prawem.-powiedział policjant służbowym tonem, jakby z wielką łaską musiał udzielać im informacji.
-Steve... ile masz przy sobie?-zwrócił się do przyjaciela.
-Jestem spłukany... Mam jedynie na koncie, ale zamrożone.
-Ja to samo...-zacmokał kilka razy pod nosem i odwrócił w stronę policjanta – proszę ściągnąć z konta pana Bena Lood.
-Czy to któryś z panów?
-Nie.
-W takim razie nie mogę.
-Ten pan zarządza naszymi funduszami, pracuje dla nas, więc nie ma problemu.
-Nie mogę bez żadnego potwierdzenia.
-Proszę pana... powiem tak... jest on naszym managerem, a za godzinę mamy zjawić się w naszej wytwórni.-Duff nachylił się nad nim i założył ręce.
-A kto to potwierdzi?
-Proszę zadzwonić do Geffen Records, spytać o Bena Looda oraz panów, których chcemy wyciągnąć.-wtrącił się Steven, szybko na kartce pisząc numer i podsuwając go policjantowi. Niechętnie chwycił telefon. Po 20 minutach wyszli przed budynek ze skacowaną trójką.
-Pojebało was?! 10 tysięcy! I to kurwa z wytwórni! Jakim cudem dostała się tam policja?!- w Duffa coś wstąpiło i zaczął na nich wrzeszczeć.
-A chuj wie!-wrzasnął Rudy – ktoś nas podjebał! Zadowolony?! I kim kurwa jesteś żeby wrzeszczeć na mnie?!
-Kolesiem, który kurwa uratował wam dupy, bo inaczej byście spędzili 48h zamknięci w jebanej puszce!
-A kto cię kurwa prosił o ten ratunek?! Dzwoniłem do ciebie!? Błagałem na kolanach?!
-To sobie kurwa teraz sam idź do wytwórni skoro taki jestem niepotrzebny!
-I chuj! Jak chcesz to sobie rób co chcesz!
-Dosyć! Zamknąć wszyscy japy!-krzyknął Saul i złapał Duffa, który już chciał gdzieś odejść. - Duff, Steven, Alison, dziękujemy za uratowanie nam tyłków przed wytwórnią, a teraz Axl zamknij jadaczkę i lepiej skupmy na tym czego od nas mogą chcieć.
-Jak nie chce, to droga wolna!-krzyknął Rudy.
-Zamknij się! I lepiej podziękuj, a nie niepotrzebnie drzesz tą jadaczkę.
-Za co mam dziękować?!
-Za to, że cię wyciągnęliśmy z paki, debilu?-bąknął Steven, patrząc na niego z litością.
-Dziękuje! Zadowoleni?! A teraz kurwa może idziemy, bo zaraz się spóźnimy?!-Steven się uśmiechnął, poklepał go po plecach i ruszyli w stronę taksówek.


Wysiedli przed wytwórnią i zaniepokojeni popatrzyli po sobie. Przez drogę każdy z nich zdążył się już uspokoić i teraz martwił tym o co może chodzić. Nigdy jeszcze spotkania nie były ustalane w tak szybkim terminie i nie mogło to wróżyć nic dobrego.
-Ejj... ale o żadnym koncercie nie zapomnieliśmy, nie?-mruknął Izzy podciągając spodnie i skacząc w miejscu.
-Ja sobie o żadnym nie przypominam...-Slash podpalił papierosa Axla i ruszyli w stronę budynku. Weszli do windy i nacisnęli odpowiedni guzik, modląc żeby się popsuła i nie dowiedzieli o co chodzi.
-Axl, pojebie weź odczep się od moich włosów.-włosy Saula zaczepiły się o ćwieki Axla i nie mógł podnieść głowy do góry. Rudy chciał wykonać gwałtowny ruch do przodu, ale Mulat ścisnął go za rękę.
-Co ty kurwa wyprawiasz?!
-Odczepiam cię, tak?
-Chcesz żebym kurwa włosy stracił?!-Slash spiorunował go spojrzeniem.
-Jak stracisz trochę i tak nic się nie stanie.
-Mam może kurwa cię na łyso ogolić?!
-Sam się ogol.
-Szmata.
-Sam jesteś szmata.
-Szmata jakich kurwa mało.
-Chuj! Z jebanymi krzakami zamiast włosów!-zaczęli się szamotać z jego włosami, a Duff ciężko westchnął i podszedł do nich.
-Uspokoić się kurwa i stać w bezruchu chyba, że każdy z was chce coś stracić.- od razu opanował sytuację, a Ci spojrzeli na niego z wyrzutem i to jeszcze obrażeni.
-I co? Tak cholernie ciężko?
-Dobra, teraz dajcie sobie spokój z włosami i swoimi innymi, jakże ważnymi sprawami.- powiedział Izzy wychodząc z windy, która się właśnie otworzyła. Poszli do recepcji i Axl posłał pracującej tam kobiecie jeden z tych swoich pięknych uśmiechów, a Slash próbował dojrzeć jej nogi pod biurkiem. Izzy i Steven stanęli znudzeni z boku i zaczęli rozmawiać.
-Poczekasz?-Duff podszedł do Alison, oparł głowę o jej czoło i delikatnie uśmiechał pod nosem.
-A mam jakieś inne wyjście?
-No w tej sytuacji chyba jednak nie...
-Więc poczekam...-delikatnie musnął jej usta, drugi raz trochę bardziej namiętnie i oplótł w pasie.
-Ej! Romeo czekają na nas!-krzyknął Axl i wyczekiwał, aż ten wreszcie się ruszy. Niechętnie oderwał się od brunetki i ruszył za przyjaciółmi. Zapukali do drzwi i usłyszeli ciche 'wejść'. Ben stał przy stole z grobową miną, a dwójka producentów siedziała na swoich stałych miejscach, jednak ich uwagę przykuł mężczyzna przy oknie.
-Alan?-spytał Rudy i wtedy odwrócił się w ich stronę.
-Cześć chłopaki.-uśmiechnął się do nich, kiwając ręką. Alan był ich wcześniejszym, mega zajebistym managerem, nie to co ten parszywy Ben.
-Panowie, usiądźcie bo mamy kilka ważnych spraw do obgadania.-zajęli wskazane miejsca i wyczekiwali.
-Jest kilka spraw, na które musicie wyrazić zgodę. Zauważyliśmy, że bardzo dobrze pracowało wam się z panem Alanem, a on sam wykazuje duże zainteresowanie wami, więc... czy zechcielibyście aby przejął on posadę pana Looda?
-Pierdolicie?-wyrwało się Saul'owi.
-Nie, panie Hudson.
-Jeszcze się nas pytacie?!-wykrzyknął Steven, uśmiechając od ucha do ucha. - Jasne, że się zgadzamy!
-W takim razie wszystko już ustalicie sami. Czekamy na nowy materiał, panowie. Chcielibyśmy, aby znalazł się na naszych biurkach jak najszybciej i znacznie zadowolił. Do widzenia.-wstali za biurka i ruszyli w stronę drzwi, kiedy tylko przekroczyli próg chłopaki rzucili się na Alana.
-Wreszcie!!!-krzyknął Axl.
-Emm... Ben, no wiesz... nie ten, że cię nie lubimy ani nic, ani, że ci nic nie podrzucaliśmy, i że to przez nas wylądowałeś w szpitalu, ani że nie uważamy, że jesteś skończonym chujem i w ogóle do dupy, ale... dzięki za współpracę, która tak szczerze była do dupy!-Steven wygłosił przepiękną przemowę i przytulił całe szczęście już byłego managera, który tylko się skrzywił.
-Zobaczymy jak długo tak pociągniecie. Życzę powodzenia.- rzucił na odchodne i wyszedł.
-Dobra chłopaki... a teraz proszę się ogarnąć. Pracujecie nad nowym materiałem?
-Cały czas...-przytaknął Axl.
-No to oby tak dalej. Nie obijać się i teraz jesteście wolni, jak coś będę dzwonił i przypominam, że jesteście na każde moje skinięcie, bez żadnych wymówek.
-Dzięki, Alan...-Saul klepnął go w plecy i opuścili pomieszczenie. Duff od razu podszedł do Alison i do siebie przytulił. W znacznie lepszych humorach wrócili do domu. Saul i Duff pojechali do siebie po swoje rzeczy, a chłopaki do siebie. Alison została w domu i zdecydowała się posprzątać cały bałagan, który został zrobiony po imprezie.




-Duff, bierz swoje włosy z mojej buzi...-wybełkotał Slash i przewrócił w bok spychając blondyna z łóżka, który nawet na to nie zareagował. Alison leniwie otworzyła oczy i ujrzała przed sobą burzę loków Mulata, który jakimś cudem znalazł się w ich łóżku, albo oni jego... Przejechała dłonią po obolałych skroniach i nakryła poduszkę na głowę. Kolejny raz nieźle zaszalała i ostatnimi czasy nawet przestała liczyć, który to już raz. Ale tak to już z nimi było... albo szlajali się po clubach albo sami zapijali u siebie w domu, a ona z nimi. Czasami zasypiała świadoma tego co robi, a innym niczego nie pamiętała. Tym razem to drugie. Wystawiła jedną nogę za krawędź łóżka, bo chciała dostać się do łazienki, zahaczyła jednak o długie nogi blondyna i twarzą wylądowała na ziemi.
-Kurwa mać...-zaklęła pod nosem, podnosząc się na łokciach – Patrz Duff gdzie te nogi zostawiasz...
-Przecież one tylko leżą... koło mnie...
-To je przestaw, żeby nie leżały koło ciebie.- podniosła się i chwiejnym krokiem ruszyła w stronę łazienki. Przekręciła kurek i oblała twarz zimną wodą. Dopiero wtedy choć trochę się ocknęła i spojrzała w lustro. Wyglądała jak trup i w sumie powinna się już przyzwyczaić do takiego widoku, jednak nie mogła. Związała włosy gumką do tyłu i patrzyła chwilę w swoje odbicie. Drzwi się otworzyły i wpadł na nią na wpół śpiący Saul.
-Nie widzisz, że zajęte?
-Zaraz mi pęcherz rozsadzi. Nie musisz wychodzić...-mruknął i podszedł do toalety. Prychnęła pod nosem i zamknęła za sobą drzwi. Rozejrzała się po pokoju i okazało się, że są w dobrym. Podeszła do leżącego wciąż Duffa i położyła mu dłoń na czole.
-Wstawaj.
-Mała... podaj mi coś do picia...-jęknął otwierając jedno oko. Wykonała jego polecenie i wtedy usiadł.- Jazda... nic kurwa nie pamiętam...
-Chyba nikt nie pamięta...
-Wszystko ok?- spojrzał na nią z troską.
-Pomijając cholerny ból głowy, to tak.- z łazienki wyszedł Slash, pokazując im fucka i opuścił pokój.
-Chuj.-mruknął blondyn i potarł zmęczone oczy. Podniósł wzrok na brunetkę i delikatnie uśmiechnął. Odwzajemniła gest i przysunęła bliżej w jego stronę. Objął ją ramieniem i złączyli się w namiętnym pocałunku.
-Tyłek mnie boli...-skrzywiła się i położyła na wygodnym łóżku.
-Uciekasz ode mnie?-spytał z udawanym wyrzutem.
-Zaraz uciekam... ale swoją drogą... trochę teraz nie wyglądasz...-posłała mu przepraszający uśmiech, na co on otworzył szerzej oczy i złapał ją za biodra, stając nad nią.
-Wyglądam... ja zawsze wyglądam.-przymrużył oczy i cicho wyszeptał, dumnie zarzucając włosami.
-Duff... tylko w swoich oczach kiedy jesteś pijany lub naćpany... Prawda jest trochę bardziej okrutna.
-Odwołaj to!
-Nie zamierzam nic odwoływać.
-Odwołaj!-zagroził jej palcem przed nosem z kamienną miną.
-Powiedziałam – nic nie odwołam! Przepraszam, że trochę podupadło pana ego, ale ktoś to musiał powiedzieć wreszcie. Nie mogłeś żyć ciągle w kłamstwach, które szepcze ci do ucha Steven.
-Teraz to przesadziłaś!-krzyknął i zaczął łaskotać ja po żebrach, co zawsze doprowadzało ją do nieopanowanego śmiechu.
-Duff! Przestań!!! AAA!!! Przestań do jasnej cholery!-zaczęła się śmiać i szamotać, jednak on na niej usiadł i nie zwracał uwagi na jej krzyki i błagania.
-Teraz to puszczaj... a tak to kłapie jęzorem na biednego mnie, jak nie wiem...
-Przeeestańńńń! Czuje się wtedy gwałcona! Duff nie!
-Gwałcona?! No proszę... co ty nie powiesz?-uśmiechnął się łobuzersko i jeszcze bardziej zaczął znęcać nad dziewczyną. Zainteresowany krzykami Steven wpadł do pokoju, jak zwykle uśmiechnięty.
-Co się tutaj dzieje?!- zobaczył szamotającą dwójkę i ucieszył jeszcze bardziej – Łaskooootkiii! - pobiegł w stronę łóżka.
-Steven! Zabierz go! Proszęęęę!
-Kogo zabrać?
-Tego białego pudla co na mnie siedzi i gwałciii! Bierz go!
-Ooo nie! Za tego białego pudla w życiu cię nie puszczę!
-Gwałci? I aż tak się cieszysz?!-zaczął się śmiać i trochę poskakał – Dobraaa! Idę coś wszamać, a ty sobie z nim poradzisz. Silna babka jesteś!
-Dziękii Steven! Bardzo mi pomogłeś!-jęknęła i usłyszała tylko zamykane drzwi – Duff! - próbowała zepchnąć z siebie blondyna, jednak z marnym skutkiem. Złapała poduszkę leżącą obok i zamachnęła na niego. Nie był na to przygotowany, więc z zdezorientowaną miną wylądował na ziemi, praktycznie robiąc fikołka. Alison zaczęła się dusić i pokładać ze śmiechu na całym łóżku, a on nie wiedząc co się dzieje wstał na równe nogi.
-Chcesz to będziesz mieć wojnę!-krzyknął i rzucił w jej kierunku. Zaczęli się bić na oślep poduszkami, aż któraś z nich pękła i byli cali w pierzu.
-Niee! Poddaję się!-jęknął blondyn i opadł ciężko na plecy. W jego blond włosach wszędzie były pióra.
-Wiedziałam, że się poddasz.-opadła koło niego ze zwycięskim uśmieszkiem.
-Wygrałaś bitwę, ale wojna należy do mnie.-przechylił się w bok i pocałował ją w czubek nosa, na co słodko się skrzywiła.
-I tak uważam, że jesteś brzydki.
-Małpa... kiedyś pożałujesz tego dnia, że tak mnie nazwałaś.
-Kurczak...
-Oj.. grab sobie dalej...-złapał ją za biodra i zatkał usta pocałunkiem. Przeniósł ręce na jej plecy i jednym ruchem pozbył koszulki. Po chwili byli już całkiem nadzy i namiętnie się kochali. Po wszystkim leżeli jeszcze wtuleni w siebie przez pewien czas, aż wreszcie wzięli wspólną kąpiel i skierowali na dół, spotykając się ze spojrzeniem Izzy'ego 'wszystko słyszałem'. Ali podeszła do lodówki i wyciągnęła z niej mleko, którym zalała płatki czekoladowe, które uwielbiała. Usiadła na blacie i zaczęła pochłaniać swoje śniadanie obserwując Saula i Stevena, którzy urządzili sobie pływackie zawody w basenie. Co chwilę się podtapiali i wybuchali śmiechem. Drzwi wejściowe otworzyły się z wielkim hukiem i wpadł do domu Axl.
-Heloł ludziska! Mam nadzieję, że wszyscy powstawali! Duffuś! Kochanieńki, masz coś we włosach i wyglądasz jak jakaś pieprzona kura. Stevenson, Slash! Później wymoczycie dupy! Chodźcie tutaj!- chłopaki wykonali jego polecenie i cali obciekający wodą stanęli w salonie.
-Co tam? Załatwiłeś jakieś nowe dziewczęta?- zadał pytania Saul i było to chyba jedno z jego ulubionych.
-Ojj! Będziesz miał tych dziewcząt, ale załatwiłem coś lepszego. To znaczny nie ja, ale Alan i właśnie przekazał mi tą zacnie zajebistą wiadomość i mówię, że od tego czasu nieźle spinamy dupska.
-Cały czas mamy je spięte.- jakby na potwierdzenie swoich słów Saul nachylił się wypinając swój tyłek.
-Pies! Przestaniesz kiedyś pokazywać tę dupę?- skrzywił się Izzy.
-Po co?- Mulat rozłożył ręce – jak mam co pokazywać, to to pokazuje.
-Dobra! O dupie Slasha pogadamy kiedy indziej, a teraz lepiej mnie słuchać! Za trzy tygodnie wyruszamy w trasę po Europie, a później Kanadzie! Nie muszę chyba mówić, że mało czasu, a my musimy spiąć tyłki, tak, tak... Slash... ty swój też i ćwiczyć!-zadowolony klasnął w dłonie.
-Za ile ta trasa?-spytał Steven.
-Hej! Ogarnij czasem co się dzieje dookoła! Trzy tygodnie! Naprawdę zajebista trasa! Najlepsza jaka mogła zostać załatwiona!
-Ale że my jedziemy?-spytał Duff.
-Nieee!!! Kurwa! Sam sobie tak pierdolę, bo nie mam co robić.
-Ej no! Zajebiście chłopaki!-krzyknął Steven i chciał podskoczyć, poślizgnął się jednak i wylądował na Slashu.
-Steven! Bierzcie tą małpę ze mnie! Co ty do mnie czujesz geju?!
-Miętkę Slashuniuuu... tylko miętkę...-zawył Adler i pocałował przyjaciela w policzek, który się skrzywił i zepchnął z siebie.
-To sobie czuj ją do kogoś innego. Izzy, chętny?
-Jak zwykle zresztą. Wiesz Steven, że moje uczucia względem ciebie nie uległy zmianie.
-Ciesze się!- tym razem bezproblemowo podleciał do szatyna i go przytulił.
-Zaczynamy próby! Od jutra! Jesteśmy w czarnej dupie i trzeba wszystko doszlifować. A teraz szykować się na imprezkę!

Hej! ;D No i mamy kolejny rozdział, ale na jego temat nie będę się rozpisywać. Mam nadzieję, że nadrobiłam wszystko u Was, a jeśli nie, to na pewno nadrobię. Nie potrafię jednak powiedzieć kiedy, bo za tydzień zaczyna się szkoła, będę praktycznie cały tydzień poza domem i szczerze w ogóle nie mam pojęcia jak to będzie... Ale jakoś trzeba dać radę, nie? ;)