niedziela, 25 listopada 2012

Rozdział XV

-Ja się do nich nie przyznaję.-mruknął Izzy biorąc walizkę z taśmociągu. Alison chwyciła swoją i powędrowała za wzrokiem szatyna w stronę Slasha i Stevena. Ten drugi siedział na wózku do walizek, a pierwszy woził go po całym lotnisku, robiąc nie małe zamieszanie. Przed chwilą wjechaliby w kobietę z małym dzieckiem, i teraz wszyscy dziwnie na nich patrzyli i odchodzili jak najdalej.
-Ja ich nie znam...-pokiwał głową Duff i szalona dwójka przejechała koło nich wykrzykując ich imiona i zapraszając do zabawy.
-Dobra...- Izzy się wyprostował i chwycił Alison pod rękę – nie rozumiem kochanie takich ludzi. - posłała mu pytające spojrzenie.
-Ja też tego nie rozumiem... jak można się tak zachowywać? To nie dopuszczalne!- Duff chwycił ją z drugiej strony i pociągnęli w przeciwnym kierunku. Usiedli na krzesełkach, bo musieli czekać na pozostałych, a na lotnisku panował niezły ruch, więc trudem udało im się wepchnąć ich trzy tyłeczki na coś do siedzenia.
-Trzymajmy się z dala od tych małp!-powiedziała zakładając nogę na nogę, naśladując głos swojej matki, który już prawie zapomniała.
-To zwierzęta, a nie ludzie.-powiedziała kobieta siedząca koło nich z degustowaną miną.
-A wie pani co jest najgorsze? Że takich ludzi jest coraz więcej... ja naprawdę nie wiem co ci młodzi chcą osiągnąć.-Izzy zacmokał ustami i pokręcił głową.
-Ohh... ale widzę, że wy choć trochę macie więcej oleju w głowach.-uśmiechnęła się do nich delikatnie, a kobieta za nią z uznaniem pokiwała głową.
-Dziękujemy pani za te słowa. My po prostu wiemy co jest w życiu ważne. Dla takich jak dla tej dwójki jest jedno miejsce...-Duff był cholernie poważny, przez co Alison musiała powstrzymywać się od śmiechu.
-Chłopcze, ja od zawsze powtarzam, że białe ściany i tylko, żeby do kościoła byli wypuszczani.
-Ma pani 100% racji.-potwierdził Izzy.
-Sweeeeeeeeeeet child o' mineeeeeeeeeeee!-usłyszeli krzyk Stevena, który z rozstawionymi rękoma i bananem na twarzy jechał w ich stronę.- Smuuutasyyy! Co wy tacy?!-krzyczał machając w każdą stronę głową.
-Niech oni nawet się tutaj nie zbliżają...-prychnęła kobieta.
-Że też ochroniarze nie zareagują!-Duff wydał z siebie okrzyk oburzenia. wózek zatrzymał się przed ich nogami, a Steven w jednej sekundzie zeskoczył z niego i porwał Alison na ręce.
-Ochrona! Niech on zostawi tą biedną dziewczynę w spokoju!-kobieta wstała na równe nogi, a za nią Izzy.
-Proszę! Proszę odstawić moją towarzyszkę na ziemię, bo będę zmuszony wezwać policję!-krzyknął szatyn, a oczy większości skierowały się w ich stronę.
-Czegoś ty się naćpał?- burknął Steven, odstawiając blondynkę i szeroko otwierając oczy – zdążyłeś już coś kupić?! Gdziee?! - doskoczył do nich i uśmiechnął.
-Powiedziałem! Nie przypominam sobie abyśmy byli na 'ty'!-Izzy wciąż odstawiał komedię, a Duff ledwo co stał na nogach, widząc miny ludzi.
-Tyś na serio już coś wziął.- pokiwał Slash, zakładając na głowę bejsbolówkę.
-Cóż za wychowanie! Do zoo, a nie między ludzi!-dołączył obruszony Duff.
-You know where you are?! You're in the jungle baby!- krzyknął wyłaniający się z tłumu Axl i idący tanecznym krokiem.
-You're gonna dieeeeeeeeeeeeeee!!!-krzyknęli wszyscy jednocześnie i wybuchnęli śmiechem. Steven znowu złapał Alison i posadził na wózku, to samo zrobił Slash z Duffem. Ludzie obserwowali wszystko z zaciekawieniem, a kobieta, która wcześniej z nimi rozmawiała była cała czerwona.
-Jungleeee!!!-krzyknął Saul i zaczął ich pchać. Zaśmiewali się w najlepsze, jeżdżąc do czasu, aż zahaczyli o jakiś inny wózek i wylądowali twarzami na podłodze. Od razu podbiegli do nich ochroniarze.
-Zakłócają państwo porządek na lotnisku i prosilibyśmy o spokojnie oczekiwanie na swój samolot.-odezwał się jeden z nich.
-Nasz samolot dawno kurwa wylądował.- powiedział Axl, podając dłoń Slashowi.
-W takim razie co panowie tutaj robią?
-Czekamy, aż wasza pieprzona załoga da nam nasze instrumenty, a wszystko idzie tak jak idzie – chujowo.- wzruszył ramionami, niezbyt przejęty i zjechał wzrokiem Stevena wiszącego na Izzym.
-Czy w takim razie mogliby panowie poczekać tak jak pozostali?
-Przecież czekamy, nigdzie się nie wybieramy.
-W takim razie proszę gdzieś usiąść.
-Pytanie tylko kurwa gdzie? Wszystko działa tak zajebiście szybko, że nie ma gdzie dupy posadzić.
-Chłopaki!- z tłumu wyszedł Alan – Wszystko załatwione, jedziecie do hotelu. Samochód czeka pod lotniskiem. Czekać tam na mnie dopóki nie przyjadę!-zagroził im palcem, a oni biorąc swoje walizki ruszyli do samochodu. Wyszli na ulicę i uderzyło ich chłodnawe, wilgotne, nocne powietrze Londynu. Alison nigdy wcześniej nie była za granicą, a tym bardziej w Europie i z zaciekawieniem się temu wszystkiemu przyglądała. Zameldowali się w pokoju i każdy z nich udał się do swojego. Duff zamknął za nimi drzwi,a brunetka zmęczona po wielogodzinnej podróży opadła na łóżko.
-Umieram...-mruknęła.
-Nie umieraj, Mała...-blondyn wylądował koło niej. Leżeli koło siebie, wpatrując się w sufit i było słychać tylko ich miarowe oddechy.
-Idę zobaczyć do tych skurwysyńskich pojebów.-powiedział i podniósł z miejsca. Alison wygrzebała z walizki kosmetyki i ruszyła do łazienki. Pokój hotelowy był wielki i znacznie lepszy od tego, w którym była z chłopakami w Chicago. Wzięła szybki prysznic i owinięta w wielki ręcznik wyszła do pokoju. Blondyna jeszcze nie było. Zaczęła szukać w walizce jakiś odpowiednich ciuchów, spojrzała na zegarek, który wskazywał 23. Nie sądziła, aby jeszcze dzisiaj gdzieś mieli wychodzić, a nawet jeśli, to była zbyt zmęczona. Wyciągnęła luźną koszulkę Duffa z logo Led Zeppelin i na siebie założyła, a prócz tego koronkowe figi. Złapała pilota i włączyła telewizor, zaczęła latać po kanałach, nie znalazła jednak nic odpowiedniego. Zostawiła na jakiś muzycznym kanale i przewróciła na bok. Jej powieki, stawały się coraz cięższe i cięższe i usłyszała otwierane drzwi.
-Skurwysyńsko zajebiście! Londyn! Czujesz to?
-Yhm... czuje...-wymruczała na pół przytomna, a on chodził po pokoju, wesoło wymachując butelką wódki. Nachylił się nad nią i pocałował w policzek i już dało się wyczuć od niego sporą dawkę alkoholu. - Śpisz? - seksownie mruknął do jej ucha.
-Ymm...
-No to śpij, ja zaraz wrócę. Idę do Axla po piwo!-krzyknął i słyszała jak trzaska drzwiami. Zamknęła oczy i wpadła w objęcia morfeusza. Przebudziła się po trzeciej, a w pokoju wciąż grał telewizor i włączone było światło, a po blondynie ani śladu. Chwiejnym krokiem doszła do drzwi i delikatnie je uchyliła. Z oddali dochodziły ją głośne krzyki i śmiechy, czyli zapewne tam urzędowali. Wyszła kawałek dalej i wrzasnęła, gdy ktoś dotknął jej ramienia.
-Spokojnie! To tylko Slashoo!-usłyszała wesoły głos Mulata i odwróciła w jego stronę.
-Kurwa! Zawału bym przez ciebie dostała...-złapała się za serce i oparła o ścianę.
-Ej no! Aż taki straszny to chyba nie jestem, co? Czy aż tak podupadłem na ryj?
-Nie jest źle.
-Z tobą też nie jest źle...-zjechał ją wzrokiem z góry na dół i zdała sobie sprawę, że koszulka ledwo co przysłania jej tyłek, a teraz jeszcze się podwinęła. Zamachnęła się ręką w jego stronę, jednak zapewne z powodu miotły na swojej głowie nawet nic nie poczuł. Wybuchnął tylko śmiechem.
-No co?- wyciągnął ręce w obronnym geście – Już nawet tego nie mogę powiedzieć? Kiedy tylko mówię szczerą prawdę, kurwa.
-To sobie mów ją do kogoś innego.
-Duff by się gniewał?- przymrużył oczy i posłał jej łobuzerki uśmieszek.
-Slash! Chyba dawno po ryju nie dostałeś!
-Mogę dostać, od ciebie. Jeśli tylko lubisz ostrzejszą zabawę, nie mam nic przeciwko.- zmarszczyła brwi i go wyminęła.
-Ej! Księżniczko, tylko się z tobą droczę!-krzyknął za nią wesoło, ale pokazała mu fucka.- Jakieście wy wszystkie wrażliwce! Normalnie gorzej niż Axl ze swoją sraczką. Duffa szukasz? Siedzi w pokoju i pierdoli jakieś głupoty, bo dostał swoich pijackich mądrości.
-Ty jak widzę podobnie.-spojrzała na niego spod byka, a ten tylko machnął ręką.
-Jebać to. Jebać coś... sam nie wiem... chcesz?-posłał jej jeszcze jeden ze swoich uśmiechów, ale od razu, wyciągnął ręce widząc jej minę – Żartuję! Pókiś Duffa, mój kutas od ciebie będzie się trzymał z daleka, ale jak coś...
-Slash, pogrążasz się...
-Kurwa! Przecież żartuję, Księżniczko!-wybuchnął śmiechem – Póki mam co bzykać, wszyscy jesteście bezpieczni. No z wyjątkiem lasek, które bzykam, ale za to nie odpowiadam...
-Faktycznie, nie odpowiadasz – wzniosła oczy ku niebu.
-Jak coś zostaje mi Izzy... wiesz... z nim żadnej wpadki nie będzie, a wpakować też się mam w co... z Axl'em do kurwa lepiej nie zaczynać, bo to to stworzenie jakieś niewyżyte i w te jego zabawy nie zamierzam się bawić. Steven... ołł... ma blondynek tyłeczek, Duff... kurwa... nie pożyczysz, nie?
-Slash... idź, idź już...
-Zawołać twego księcia, Księżniczko?
-Nie, dobranoc!-pomachała mu na pożegnanie i zamknęła drzwi. Zgasiła światło i znowu rzuciła się na łóżko. Była wymęczona i kolejny raz zasnęła w mgnieniu oka.

-Gdzie oni do jasnej kurwy nędzy są?!-krzyknął Alan wlatując do garderoby, wymachując zegarkiem, który jakieś 15 minut temu ściągnął ze ścinany.
-Mówili, że wychodzą po papierosy, zaraz będę.-Alison odłożyła przeglądaną gazetę na stół.
-Po papierosy?! W 5 osób?! To już jeden nie może iść?! Kurwa! Oni już powinni wchodzić na tą jebaną scenę!-krzyczał wymachując rękoma. Z reguły był spokojnym człowiekiem, ale trzeba mu przyznać rację, że musiał nieźle trzymać dupę w pionie, aby to wszystko opanować i nie miał łatwego zadania.
-Spokojnie, to nic nie da, że ty wrzeszczysz.
-Pogadamy, gdy ty będziesz musiała opanować to gówno! Jebane gwiazdy rocka się kurwa znalazły! Sprzedali jedną płytę i myślą, że wszystkie rozumy pozjadali!
-Kto pozjadał wszystkie rozumy?-spytał uśmiechnięty od ucha do ucha Axl, który właśnie raczył pojawić się w garderobie.
-Ty jebańcu skończony! Gdzie wy się kurwa podziewacie?!
-Dżizas... Alan, spokojnie. Byliśmy tylko po fajki.-Duff klepnął go w ramię na co został uderzony trzymanym przez managera zegarkiem po głowie.
-Za co to?!-skrzywił się blondyn, masując głowę.
-Za gówno! A koncert kto zagra?!
-No przecież my!-zaśmiał się Steven, rzucając na kanapę obok Ali
-No wielką Amerykę mi kurwa odkryłeś!
-W moim Londynie.-mruknął Slash, także uśmiechnięty.
-Gdzie wy się kładziecie?! Na scenę wyłazić!
-Za 30 minut...-burknął Axl z niedowierzaniem kręcąc głową.
-Co?! Jeszcze karzesz im 30 minut na siebie czekać?!
-A ile?! Przed czasem mamy wyjść?-Izzy zmarszczył brwi i zajął miejsce koło Stevena.
-Kurwaaa! Macie 15 minut spóźnienia!
-Co?!-krzyknęli jednocześnie podrywając się na równe nogi.
-Slash! Przecież pierdoliłeś, że mamy jeszcze 30 minut!-krzyknął Duff w stronę Mulata.
-Bo mamy...-powiedział zakłopotany tamten, zerkając na zegarek.
-Za 30 minut, to ja was kurwa rozkurwie!
-Saul! Pojebańcu! Mówiłem ci, żebyś wywalił tego jebanego złoma!-krzyknął Axl.
-No przecież dobrze chodził!
-Kurwa pięć razy, debilu! Teraz znowu będą pierdolić!
-Dłużej sobie tutaj stójcie!-warknął Alan.
-Dobra... chłopaki... łapiemy sprzęty i lecimy tak jak ustaliliśmy.-zarządził Duff i jak z procy wystrzelili przed siebie. Alison powolnym krokiem skierowała się za nimi i stanęła za wzmacniaczami. Kiedy tylko chłopaki wyszli na scenę tłum zaczął głośno krzyczeć, a oni grać piosenkę. Był to już jej czwarty koncert i za każdym razem podziwiała energię zarówno i fanów, jak i ich samych. Po dwóch godzinach zeszli ze sceny totalnie mokrzy, ale i niesamowicie naładowani energią.
-Łooo kurwaaa! Dajcie mi whiskey!-wrzasnął Saul zrzucając z siebie przemoczoną koszulkę, a Steven skoczył mu na plecy.
-Bo kurwa nic nie piłeś podczas koncertu...-mruknął Alan, któremu wciąż nie dopisywał humor.
-Alanikuu! Złociachny! Wszyscy są zadowoleni więc i ty bądź!- Axl objął go za szyję i cmoknął w czoło.
-Axl! Ja ci mówiłem, że ode mnie się trzymaj z daleka!-zagroził mu palcem przed nosem.
-Oj dobra, dobra... i tak cię wkurwiający do potęgi chuju kocham.
-Ciesze się, ale nie mogę powiedzieć tego samego. Wybacz.
-No to na zatopienie swoich smutków idziemy do baru, bo mnie kurewsko w gardle suszy!-krzyknął Duff, a wszyscy oczywiście przystali na jego propozycję. Po pół godzinnym spacerze dotarli do jednego z barów i od razu zaczęło się wielkie chlanie w stylu Gunsów.

7 komentarzy:

  1. O matko jaki świetny rozdział!
    Nie te ich rozmowy są po prostu wyjebane w kosmos.
    Najlepsza rozmowa była między Alison i Slashem<3
    Pisz szybciutko kolejny bo już się nie mogę doczekać
    : D

    OdpowiedzUsuń
  2. Zaje...fajny rozdział x'D
    Wygłupianie się na lotnisku. *___*
    Duff i Izzy poważnie zniesmaczeni zachowaniem Stevena i Slasha x'D
    Wielkie chlanie w stylu Gunsów x'D
    Zresztą co ja wymieniam. Jak bym miała wymienić co mi się w tym rozdziale podobało musiałabym go przepisać x'D

    OdpowiedzUsuń
  3. ZAJEMADAFAKA I JESZCZE CO TAM CHCESZ<3
    NAJLEPSZA ROZMOWA ALISON I SLASHA- WYMIEKŁAM. <3
    "PÓKIS DUFFA MÓJ KUTAS BEDZIĘ SIĘ TRZYMAŁ OD CIEBIE Z DALEKA''
    JEBŁAM.
    :D

    OdpowiedzUsuń
  4. Mam zaległości, przepraszam :c

    nowy na http://lookin-for-freedom.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  5. Nie poinformowałam, bo lecę według zakładki "informowani".
    Także u mnie nn. :)
    Zapraszam serdecznie i proszę o komentarz.

    OdpowiedzUsuń
  6. hejo :) słuchaj kiedy kolejny rozdział bo wchodzę tu jak głupia co dziennie i nic nowego nie ma :(

    OdpowiedzUsuń
  7. Zajebiste! A te udawanie porządnych obywateli - jebłam! Czekam na następne rozdziały bo to jest cudowne *.*

    OdpowiedzUsuń