czwartek, 26 kwietnia 2012

Rozdział I


-Mam nadzieję, że nie spóźnimy się na lekcje.- Wysoka blondynka zajęła jedno z krzeseł przy stoliku, z którego widok wychodził na jedną z bardziej zatłoczonych ulic Chicago.
-Spokojnie, mamy jeszcze ponad dwie godziny.- Uspokoiła ją przyjaciółka, siadając naprzeciw niej.
-Dostałam już odpowiedź.- niepewnie powiedziała blondynka oczekując na reakcję drugiej. Nie zrobiło to na niej jednak w tym momencie żadnego wrażenia.
-Naprawdę? W takim razie gratulacje.
-A ty?
-Nie, jeszcze nie. Szczerze mówiąc pojadę chyba z rodzicami do babci, bo dawno jej nie odwiedzałam i całe wakacje spędzę u niej.
-Zależało ci na nich.
-I tak mam dobre wyniki, a u babci jest szkoła, więc na lekcje i tak będę uczęszczać.
-Myślałam, że pojedziemy we dwie...-rzuciła z lekkim wyrzutem.
-Też na początku tak myślałam, ale nic nie poradzę...-brunetka wygładziła delikatne fałdki na jej granatowej spódnicy i poprawiła mankiety białej koszuli. Jej przyjaciółka poszła do lady i po chwili wróciła z dwoma herbatami.
-Mogłaś wziąć mi kawę...
-Alison, wiesz, że w naszym wieku kawa nie jest niczym dobrym. Będziemy miały na to czas kiedy dostatecznie wydoroślejemy.-Alison pokiwała głową w zrozumieniu i powędrowała wzrokiem po nie dłużej knajpce. Prawie wszystkie stoliki były zajęte, a jej uwagę przykuł jeden, przy którym siedziała dwójka mężczyzn na oko kilka lat starszych od nich. Jeden z blondynów przeglądał w skupieniu menu i trzymał w ustach luźno papierosa, a drugi z założonymi nogami sączył butelkę coli. Na chwilę jego spojrzenie i Alison się spotkały, lecz ta zamiast się odwrócić wciąż mu się przyglądała. Coś w ich wyglądzie ją zafascynowało – skórzane spodnie, zwykłe koszulki, czarne skóry i roztrzepane blond czupryny.
-Alison, przestań się gapić.-syknęła blondynka po cichu. Brunetka niechętnie przeniosła na nią wzrok.
-Czy nie chciałabyś żyć czasem tak jak oni?- kiwnęła delikatnie głową w stronę, w którą przed chwilą patrzyła.
-Tak jak oni? Dobrze się czujesz? Jesteś pewna, że nie wypiłaś za dużo melisy przed snem? Żyć tak jak oni? A co oni mają za życie? Jedne, wielkie nieuki, które nie doceniają tego co Pan Bóg im dał. Wszystko by przepili.
-Masz rację.-Alison pokiwała głową w zgodzie z przyjaciółką. Wiedziała, że jej słowa mają sens i mówi naprawdę mądrze. Kątem oka jeszcze raz spojrzała w kierunku dwójki i jeden z mężczyzn posłał jej delikatny uśmiech i nachylił w stronę swojego towarzysza. Odgoniła od siebie myśli, które przyszły jej do głowy. Przez chwilę zapragnęła być jak oni, ale ona wiedziała co jest w życiu naprawdę ważne. Upiła łyk herbaty i zajrzała do swojej torby sprawdzić, czy aby niczego nie zapomniała ze szkoły. Po drodze zdążyła wypożyczyć jeszcze swoją ulubioną książkę 'Romeo i Julia', którą mogłaby czytać cały czas. Usłyszała dzwonek, który wydawał dźwięki gdy drzwi się otwierały i zamykały, i powędrowała wzrokiem w ich stronę. Dwójka blondynów się z czegoś śmiała i zaczęła przepychać wychodząc na zatłoczony chodnik.
-Alison, będziemy się zbierać, bo chciałabym przećwiczyć przed wszystkimi jeszcze jeden układ.
-Yhm...-podniosła się z miejsca i przewiesiła przez ramię swoją torbę z książkami i strojem do tańca. Dostrzegła, że na stole 'dwójki blondynów' leży notes, który jeden z nich wcześniej miał przy sobie. Niewiele myśląc podeszła i chwyciła go do ręki, wylatując szybko na ulicę i rozglądając się dookoła. Panował tutaj jednak taki tłok, że nigdy by ich nie znalazła.
-Alison?! Oszalałaś?!
-Zostawili to.-zamachała przed przyjaciółką notesem.
-I co z tego? To już ich sprawa.
-A jeśli mają tutaj coś ważnego?
-W takim razie zanieś to do kelnerki i się po to zgłoszą.
-Odniosę.- otworzyła notatnik i pierwszym co przykuło jej wzrok była wizytówka hotelu i numer pokoju. - Znalazłam.- podniosła wzrok na patrzącą na nią w osłupieniu przyjaciółkę.
-Alison, zaraz zaczyna się lekcja.
-To nie daleko. Zajmie mi góra godzinę.
-Jak chcesz, zaraz się ściemni, a ty chcesz się tułać po mieście?
-Wsiądę do autobusu i zaraz wrócę. To blisko, Mary.- skłamała blondynce, bo nie było wcale tak blisko. Szczerze mówiąc nawet nigdy nie była w tamtej okolicy, ale coś ją ciągnęło w tamtą stronę. Nie wiedziała co, ale chciała jak najszybciej się tam znaleźć.
-Jak chcesz.-Mary machnęła ręką i ruszyła przed siebie. Alison schowała do torebki notes i poszła w kierunku przystanku autobusowego nie do końca pewna tego co robi.




-Przestaniesz wreszcie deptać mi po nogach?!-syknął niższy z blondynów.
-Nie moja wina, że mam tak długie nogi, a ty swoimi mógłbyś szybciej przebierać.- wyminął przyjaciele i wyciągnął z tylnej kieszeni spodni paczkę papierosów. Podpalił jednego i mocno zaciągnął tytoniowym dymem. Wypuścił go z płuc i patrzył jak rozmywa się przed jego twarzą.
-Zajebiste chmurki, co nie?-zwrócił się do kumpla.
-Ty lepiej skończ ze swoimi chmurkami i powiedz mi czy daleko jeszcze?
-Dokąd?-zdziwił się tym razem podziwiając kółeczka wychodzące z jego buzi.
-Do piekła.- przewrócił głową – idziemy przecież na wywiad.
-Jaki wywiad?-wyższy raptownie się zatrzymał, a ktoś z przechodniów na niego wpadł, jednak to zignorował.
-Nie pamiętasz?
-Kurwa. Zapomniałem. Podawaj adres.
-Myślałem, że znasz i tam idziemy.
-Skąd mogę znać jak nawet zapomniałem o tym całym pieprzonym wywiadzie.
-Masz zapisane w notesie.-zaczął przeszukiwać kieszenie, zębami przytrzymując papierosa.
-Kurwa, zgubiłem.-jęknął odchylając głowę do tyłu, a resztki popiołu wylądowały na jego białej koszulce.
-No to jesteśmy w dupie.
-Chodźmy do hotelu, może któryś po nas przyjdzie.
-Żebym ja wiedział gdzie ten hotel jest.
-Ja wiem.
-To wiesz gdzie jest hotel, a o wywiadzie to już pamiętać nie mogłeś?
-A ty nie mogłeś zapamiętać ani jednego, ani drugiego?
-Skończ gadać i chodźmy, bo mi się lać chce.-ponaglił przyjaciela. Po ponad 40 minutach spaceru byli przed nie dużym hotelem. Weszli do środka posyłając recepcjonistce przemiły uśmiech i polecieli do góry. Niższy od razu pobiegł do łazienki, bo przez całą drogę nie mógł wytrzymać, a drugi z impetem rzucił się na łóżko zwalając z niego ciuchy i butelki, które tylko mu teraz zawadzały. Zaczął studiować biały sufit, który teraz był bardziej siwy od brudu i nucił jedną z piosenek Black Sabbath. Odpalił jeszcze jednego papierosa i jedną ręką sięgnął butelkę Jacka Danielsa, który nie został wpity z wczoraj wieczora, albo może i rana... ale kto to spamięta? Pociągnął łyk i poczuł jak alkohol pali jego krtań. Miał ochotę na więcej, ale nie sądził, żeby jeszcze coś uchowało się po wczorajszej imprezie.
-Cholera jasna, ktoś zajebał mi fajki.
-Weź moje.
-Duff, ty na serio myślisz, że któryś z nich po nas przyjdzie?
-Nie.-odpowiedział głosem wypranym z emocji i rzucił paczką papierosów w stronę przyjaciela.
-Zajebiste piosenki miałeś w tym notesie i numery fajnych lasek.
-Mówi się trudno i żyje się dalej.


Witam! No więc... jestem i tutaj ;D Po małych problemach technicznych i męczeniem się z wyglądem bloga... Zawsze mam z tym kłopot i gdyby nie moja Wróżka, to nic by z tego nie wyszło ;> Także kolejny raz jej dziękuje! Praktycznie wszystko jest jeszcze w stanie 'przygotowań' i może ulec zmianie.
Co do opowiadania... jest to drugie, które postanowiłam publikować, i które zaczęłam pisać nie tak dawno, ale mam już 100 stron, więc powiedziałam sobie 'A co tam... założę bloga!' Zazwyczaj pisałam opowiadania o Marsach, a tutaj nagle odczułam potrzebę napisania czegoś o Gunsach. To co opisuję nie będzie zgadzać się z tym co naprawdę działo się w tamtym okresie w ich życiu, no ale jest to w końcu wytwór mojej wyobraźni i co działo się naprawdę wiedzą już tylko oni ;P Także: zapraszam do czytania!