-Mam
nadzieję, że nie spóźnimy się na lekcje.- Wysoka blondynka
zajęła jedno z krzeseł przy stoliku, z którego widok
wychodził na jedną z bardziej zatłoczonych ulic Chicago.
-Spokojnie,
mamy jeszcze ponad dwie godziny.- Uspokoiła ją przyjaciółka,
siadając naprzeciw niej.
-Dostałam
już odpowiedź.- niepewnie powiedziała blondynka oczekując na
reakcję drugiej. Nie zrobiło to na niej jednak w tym momencie
żadnego wrażenia.
-Naprawdę?
W takim razie gratulacje.
-A
ty?
-Nie,
jeszcze nie. Szczerze mówiąc pojadę chyba z rodzicami do
babci, bo dawno jej nie odwiedzałam i całe wakacje spędzę u niej.
-Zależało
ci na nich.
-I
tak mam dobre wyniki, a u babci jest szkoła, więc na lekcje i tak
będę uczęszczać.
-Myślałam,
że pojedziemy we dwie...-rzuciła z lekkim wyrzutem.
-Też
na początku tak myślałam, ale nic nie poradzę...-brunetka
wygładziła delikatne fałdki na jej granatowej spódnicy i
poprawiła mankiety białej koszuli. Jej przyjaciółka poszła
do lady i po chwili wróciła z dwoma herbatami.
-Mogłaś
wziąć mi kawę...
-Alison,
wiesz, że w naszym wieku kawa nie jest niczym dobrym. Będziemy
miały na to czas kiedy dostatecznie wydoroślejemy.-Alison pokiwała
głową w zrozumieniu i powędrowała wzrokiem po nie dłużej
knajpce. Prawie wszystkie stoliki były zajęte, a jej uwagę przykuł
jeden, przy którym siedziała dwójka mężczyzn na oko
kilka lat starszych od nich. Jeden z blondynów przeglądał w
skupieniu menu i trzymał w ustach luźno papierosa, a drugi z
założonymi nogami sączył butelkę coli. Na chwilę jego
spojrzenie i Alison się spotkały, lecz ta zamiast się odwrócić
wciąż mu się przyglądała. Coś w ich wyglądzie ją
zafascynowało – skórzane spodnie, zwykłe koszulki, czarne
skóry i roztrzepane blond czupryny.
-Alison,
przestań się gapić.-syknęła blondynka po cichu. Brunetka
niechętnie przeniosła na nią wzrok.
-Czy
nie chciałabyś żyć czasem tak jak oni?- kiwnęła delikatnie
głową w stronę, w którą przed chwilą patrzyła.
-Tak
jak oni? Dobrze się czujesz? Jesteś pewna, że nie wypiłaś za
dużo melisy przed snem? Żyć tak jak oni? A co oni mają za życie?
Jedne, wielkie nieuki, które nie doceniają tego co Pan Bóg
im dał. Wszystko by przepili.
-Masz
rację.-Alison pokiwała głową w zgodzie z przyjaciółką.
Wiedziała, że jej słowa mają sens i mówi naprawdę mądrze.
Kątem oka jeszcze raz spojrzała w kierunku dwójki i jeden z
mężczyzn posłał jej delikatny uśmiech i nachylił w stronę
swojego towarzysza. Odgoniła od siebie myśli, które przyszły
jej do głowy. Przez chwilę zapragnęła być jak oni, ale ona
wiedziała co jest w życiu naprawdę ważne. Upiła łyk herbaty i
zajrzała do swojej torby sprawdzić, czy aby niczego nie zapomniała
ze szkoły. Po drodze zdążyła wypożyczyć jeszcze swoją ulubioną
książkę 'Romeo i Julia', którą mogłaby czytać cały
czas. Usłyszała dzwonek, który wydawał dźwięki gdy drzwi
się otwierały i zamykały, i powędrowała wzrokiem w ich stronę.
Dwójka blondynów się z czegoś śmiała i zaczęła
przepychać wychodząc na zatłoczony chodnik.
-Alison,
będziemy się zbierać, bo chciałabym przećwiczyć przed
wszystkimi jeszcze jeden układ.
-Yhm...-podniosła
się z miejsca i przewiesiła przez ramię swoją torbę z książkami
i strojem do tańca. Dostrzegła, że na stole 'dwójki
blondynów' leży notes, który jeden z nich wcześniej
miał przy sobie. Niewiele myśląc podeszła i chwyciła go do ręki,
wylatując szybko na ulicę i rozglądając się dookoła. Panował
tutaj jednak taki tłok, że nigdy by ich nie znalazła.
-Alison?!
Oszalałaś?!
-Zostawili
to.-zamachała przed przyjaciółką notesem.
-I
co z tego? To już ich sprawa.
-A
jeśli mają tutaj coś ważnego?
-W
takim razie zanieś to do kelnerki i się po to zgłoszą.
-Odniosę.-
otworzyła notatnik i pierwszym co przykuło jej wzrok była
wizytówka hotelu i numer pokoju. - Znalazłam.- podniosła
wzrok na patrzącą na nią w osłupieniu przyjaciółkę.
-Alison,
zaraz zaczyna się lekcja.
-To
nie daleko. Zajmie mi góra godzinę.
-Jak
chcesz, zaraz się ściemni, a ty chcesz się tułać po mieście?
-Wsiądę
do autobusu i zaraz wrócę. To blisko, Mary.- skłamała
blondynce, bo nie było wcale tak blisko. Szczerze mówiąc
nawet nigdy nie była w tamtej okolicy, ale coś ją ciągnęło w
tamtą stronę. Nie wiedziała co, ale chciała jak najszybciej się
tam znaleźć.
-Jak
chcesz.-Mary machnęła ręką i ruszyła przed siebie. Alison
schowała do torebki notes i poszła w kierunku przystanku
autobusowego nie do końca pewna tego co robi.
-Przestaniesz
wreszcie deptać mi po nogach?!-syknął niższy z blondynów.
-Nie
moja wina, że mam tak długie nogi, a ty swoimi mógłbyś
szybciej przebierać.- wyminął przyjaciele i wyciągnął z tylnej
kieszeni spodni paczkę papierosów. Podpalił jednego i mocno
zaciągnął tytoniowym dymem. Wypuścił go z płuc i patrzył jak
rozmywa się przed jego twarzą.
-Zajebiste
chmurki, co nie?-zwrócił się do kumpla.
-Ty
lepiej skończ ze swoimi chmurkami i powiedz mi czy daleko jeszcze?
-Dokąd?-zdziwił
się tym razem podziwiając kółeczka wychodzące z jego buzi.
-Do
piekła.- przewrócił głową – idziemy przecież na wywiad.
-Jaki
wywiad?-wyższy raptownie się zatrzymał, a ktoś z przechodniów
na niego wpadł, jednak to zignorował.
-Nie
pamiętasz?
-Kurwa.
Zapomniałem. Podawaj adres.
-Myślałem,
że znasz i tam idziemy.
-Skąd
mogę znać jak nawet zapomniałem o tym całym pieprzonym wywiadzie.
-Masz
zapisane w notesie.-zaczął przeszukiwać kieszenie, zębami
przytrzymując papierosa.
-Kurwa,
zgubiłem.-jęknął odchylając głowę do tyłu, a resztki popiołu
wylądowały na jego białej koszulce.
-No
to jesteśmy w dupie.
-Chodźmy
do hotelu, może któryś po nas przyjdzie.
-Żebym
ja wiedział gdzie ten hotel jest.
-Ja
wiem.
-To
wiesz gdzie jest hotel, a o wywiadzie to już pamiętać nie mogłeś?
-A
ty nie mogłeś zapamiętać ani jednego, ani drugiego?
-Skończ
gadać i chodźmy, bo mi się lać chce.-ponaglił przyjaciela. Po
ponad 40 minutach spaceru byli przed nie dużym hotelem. Weszli do
środka posyłając recepcjonistce przemiły uśmiech i polecieli do
góry. Niższy od razu pobiegł do łazienki, bo przez całą
drogę nie mógł wytrzymać, a drugi z impetem rzucił się na
łóżko zwalając z niego ciuchy i butelki, które tylko
mu teraz zawadzały. Zaczął studiować biały sufit, który
teraz był bardziej siwy od brudu i nucił jedną z piosenek Black
Sabbath. Odpalił jeszcze jednego papierosa i jedną ręką sięgnął
butelkę Jacka Danielsa, który nie został wpity z wczoraj
wieczora, albo może i rana... ale kto to spamięta? Pociągnął łyk
i poczuł jak alkohol pali jego krtań. Miał ochotę na więcej, ale
nie sądził, żeby jeszcze coś uchowało się po wczorajszej
imprezie.
-Cholera
jasna, ktoś zajebał mi fajki.
-Weź
moje.
-Duff,
ty na serio myślisz, że któryś z nich po nas przyjdzie?
-Nie.-odpowiedział
głosem wypranym z emocji i rzucił paczką papierosów w
stronę przyjaciela.
-Zajebiste
piosenki miałeś w tym notesie i numery fajnych lasek.
-Mówi
się trudno i żyje się dalej.
Witam! No więc... jestem i tutaj ;D Po małych problemach technicznych i męczeniem się z wyglądem bloga... Zawsze mam z tym kłopot i gdyby nie moja Wróżka, to nic by z tego nie wyszło ;> Także kolejny raz jej dziękuje! Praktycznie wszystko jest jeszcze w stanie 'przygotowań' i może ulec zmianie.
Co do opowiadania... jest to drugie, które postanowiłam publikować, i które zaczęłam pisać nie tak dawno, ale mam już 100 stron, więc powiedziałam sobie 'A co tam... założę bloga!' Zazwyczaj pisałam opowiadania o Marsach, a tutaj nagle odczułam potrzebę napisania czegoś o Gunsach. To co opisuję nie będzie zgadzać się z tym co naprawdę działo się w tamtym okresie w ich życiu, no ale jest to w końcu wytwór mojej wyobraźni i co działo się naprawdę wiedzą już tylko oni ;P Także: zapraszam do czytania!
kocham to. serio, zaczyna się interesująco :D będę zaglądać, pozdrawiam i weny życzę!
OdpowiedzUsuńrzeczywiscie poczatek ciekawy, inny niz we wszystkich opowiadaniach, wielki plus!
OdpowiedzUsuńCiekawy początek! Ta Mary to nudziara! Z resztą Alison też. Ale już Gunsi się postarają żeby zeszła na złą drogę! Haha xD
OdpowiedzUsuńDuff i Steven - jak zwykle zajebiści :D