wtorek, 8 maja 2012

Rozdział III


Usłyszała huk i pośpiesznie otworzyła oczy. Zobaczyła przed sobą burzę czarnych loków i para ciemnych oczu spojrzała w jej stronę.
-Sorry, nie chciałem cię obudzić.- W jej oczach widoczne było przerażenie, pomału zaczęła sobie składać wszystko w jedną całość i miała ochotę krzyczeć - Duff, twoja panna się obudziła. - Blondyn podszedł do niej z uśmiechem i troską na twarzy, kiedy znowu go zobaczyła trochę bardziej się uspokoiła.
-Co ja tutaj robię?-spytała zaspanym głosem.
-Zemdlałaś, a później zasnęłaś.
-Która godzina?
-Dochodzi północ.
-Co?!-wrzasnęła i podskoczyła na równe nogi, wtedy wszystkie spojrzenia obecnych w tym pokoju powędrowały w jej stronę. Było tutaj jeszcze więcej mężczyzn, których w ogóle nie kojarzyła. Serce podeszło jej do gardła i miała ochotę się rozpłakać. Do głowy przyszły jej wszystkie najczarniejsze scenariusze. Zaczęła szybko oddychać i cała się trzęsła.
-Shh... hej, spokojnie, bo znowu nam wywiniesz jakiś numer. Siadaj.
-Muszę do domu...
-O tej godzinie? Na dworze ulewa, a w tej okolicy autobusu już nie jeżdżą.
-Muszę do domu...-powtórzyła jak w jakimś amoku.
-Jak chcesz.- blondyn podszedł do drzwi i je otworzył- Masz do wyboru zostać tutaj z nami lub wyjść na wichurę. Wnioskuję, że w zupełnie obcej tobie okolicy, droga wolna.- kiwnął głową w stronę wyjścia, a ona jeszcze raz rozejrzała po pokoju. Wszyscy powrócili do swoich zajęć i zupełnie nie zwracali na nich uwagi. Przygryzła wargi i ostatecznie powróciła na łóżko. Duff uśmiechnął się triumfalnie i usiadł koło niej. Bawiła się swoimi dłońmi i cały czas czuła jego spojrzenie na sobie.
-Często ci się to zdarza?
-Co?
-Omdlenia.
-Czasami....
-Jesteś chora?
-Nie...
-No więc?-przygryzła wargi. Wiedziała co jest powodem jej omdleń i sama sobie była winna, ale nie chciała o tym mówić, spojrzała w jego oczy i wszystko odeszło – Mało jem. Muszę schudnąć, żeby dobrze tańczyć i zarywam noce.
-Schudnąć? Z kości na ości? Jadłaś coś dzisiaj?
-Nie...-złapał ją za dłoń i pociągnął w kierunku wyjścia. Zlecieli po schodach w dół i stanęli przed recepcją.
-Jest późno, ale zobaczymy co da się zrobić.- nacisnął dzwonek, jednak nie przyniosło to żadnego rezultatu. Wskoczył na ladę i po chwili był już na drugiej stronie.
-Co ty robisz? Tutaj nie można wchodzić!-syknęła, nerwowo rozglądając się po bokach.
-Nie można?-spojrzał na nią mrużąc oczy i zawadiacko uśmiechając.
-Nie, jest nawet tabliczka.
-Ups... najwidoczniej nie umiemy czytać.- Wzruszył ramionami i wyciągnął w jej stronę dłoń. Popatrzyła niepewnie na nią i rozważało jakie ma opcje do wyboru – wyjść i wrócić do domu wydawała się najodpowiedniejszą. Chwyciła jego dłoń i z pomocą wskoczyła na wysoką ladę. Złapał ją za biodra i okręcając postawił na ziemi. Uklęknął przed jedną z szuflad i jednym ruchem pociągnął ją do siebie, aż coś zatrzeszczało. Przypatrywała się jego zwinnym ruchom, ramionom, plecach, ocknęła się kiedy z cwanym uśmieszkiem na ustach pomachał jej przed nosem kluczami. Znowu złapał ją za dłoń i otwierając drzwi, na których widniał wyraźny napis 'ZAKAZ WSTĘPU', przepuścił ją do przodu. 'Będę się za to smażyć w piekle' pomyślała i zrobiła krok do przodu. Wleciał za nią i podskakując z nogi na nogę popędził do przodu. Szła niepewnie za nim cały czas zastanawiając się jakim cudem się tutaj znalazła, i że rodzice na pewno umierają ze strachu.
-Orientuj się!-usłyszała i została trafiona frytką w twarz. Posłała mu pytające spojrzenie, a ten wybuchnął śmiechem.
-Musiałabyś widzieć swoją minę. Zaraz podam kolacje, siadaj.-puścił jej oczko, a ona oparła się o szafkę i modliła, żeby nikt ich nie przyłapał. Postawił talerz z frytkami na szafce i na nią usiadł, poklepując miejsce koło siebie.
-Niezbyt romantyczne, ale idzie przeżyć.- powiedział i wskoczyła na mebel, a on podsunął przed nią talerz zachęcająco kiwając głową. Złapała w palec jedną frytkę i delikatnie ugryzła, a on przez ten czas zdążył pochłonąć z 10 takich. Nie była przyzwyczajona do jedzenia w takich warunkach, posiłek zawsze był jakąś ucztą, do której zasiadali całą rodziną. Po jednym kęsie poczuła jak strasznie jest głodna i zaczęła szybko opróżniać talerz, gdy skończyli poleciał gdzieś i po chwili powrócił z pudełkiem czekoladowych lodów i dwoma łyżkami.
-No więc... może powiesz mi coś o sobie?-zagadnął próbując przykleić sobie łyżkę do nosa.
-Nie lubię o sobie opowiadać.
-Ale chyba często musisz. Widać, że nie przywykłaś do takich warunków, spokojnie. Możesz być pewna, że jedzenie lodów z pudełka nie grozi śmiercią, bo w takim razie ja już dawno bym nie żył.- Podetknął jej pod nos swoją łyżkę i zachęcająco uśmiechnął. Otworzyła delikatnie buzie, a on bez ceregieli wepchnął jej ją do buzi tak, że pół twarzy miała w lodach. Była w szoku jego zachowaniem, ale cały czas coś ciągnęło ją w jego kierunku.
-Przepraszam.-zaśmiał się i sięgnął ręką po chusteczki. Stanął naprzeciw niej zaczął wycierać. Spojrzała w jego oczy i na chwilę zapomniała jak się nazywa. Był cholernie wysoki przez co lekko się schylił. Słyszała tylko ich ciche oddechy i miała nadzieję, że on nie słyszy bicia jej serca, które zaraz chyba wyfrunie daleko od niej.
-No więc... czym się zajmujesz? Pozwolisz mi zgadnąć?- pokiwała twierdząco głową, a on położył ręce po obu stronach jej bioder, na szafce i odchylił głowę do tyłu – No więc... pochodzisz z idealnie ułożonej rodziny, dobrze się uczysz, nigdy nie sprawiasz rodzicom zawodu.... Chodzisz na dodatkowe zajęcia, mnóstwo dodatkowych zajęć... taniec, śpiew... hmm... fortepian?-chwycił jej dłoń, a po chwili znowu opuścił – Nigdy tak naprawdę nie zaszalałaś. Nie przywykłaś do warunków w jakich ja żyję i cię to odrzuca. Gardzisz takimi ludźmi i masz wpojone, że trzeba nas tępić i unikać. Twój tata.... pracuje w banku, a mama... jest prawnikiem. Masz starszą siostrę, od której zawsze musisz być lepsza, być może to ta, z którą byłaś w kawiarni. I ogólnie nigdy nie możesz się mylić. Zawsze musisz być na pierwszym miejscu, aby nikogo nie zawieść. Z czym się pomyliłem?
-Nie mam starszej siostry lecz młodszą, mama nie jest prawnikiem, tylko uczy w szkole śpiewu i wcale nie muszę być najlepsza, żeby nikogo nie zawieść.-powiedziała pewnym siebie głosem, aż sama się zdziwiła.
-Doprawdy? W takim razie zostań ze mną dwa dni, nie dawaj znaku życia.
-Mam szkołę.
-No właśnie. Dla kogo zarywasz noce, żeby się uczyć i być ponad wszystkimi ? Dla samej siebie, czy po prostu kochasz kiedy twoi rodzice chwalą się tobą przed innymi?
-Robię to dla siebie, bo wiem, że to ode mnie zależy jakie będzie moje życie kiedyś.
-A masz jakiś wybór? Ktoś się ciebie spytał co chcesz robić, czy zostało to z góry założone?
-Chcę, chcę...-za jąkała się – Chcę coś w życiu osiągnąć dla samej siebie.
-A co ty w życiu takiego przeżyłaś prócz ciągłego harowania? - Co osiągnęła? 'Dobre stopnie, wiele dyplomów tanecznych, za śpiew, szacunek' pomyślała – Co wiesz o życiu? - spojrzała mu w oczy, a on zrobił to samo.
-A co ty możesz wiedzieć? Tylko ćpasz. -syknęła pomału wyprowadzona z równowagi. Była wściekła na niego, że tyle o niej wie. Zna ją od kilku godzin, a wie więcej niż ona sama i jeszcze w taki sposób o tym mówi.
-Wiem, że wykorzystuje każdy dzień na zabawę, że mogę zrobić co tylko mi się podoba. Dzisiaj być tu, a jutro tam. Mogę zrobić to – niebezpiecznie zbliżył swoją twarz do jej tak, że teraz czuła jego oddech na swoich policzkach i idealnie widziała jego oczy. Pięć centymetrów. Dwa. Delikatnie musnął swoimi wargami jej i chwycił z tyłu głowy. Przymknęła oczy i niepewnie rozchyliła usta. Jeszcze jeden raz ją musnął i odsunął się z delikatnym uśmiechem. - Widzę w twoich oczach bunt. Nawet nie wiesz do czego jesteś zdolna, Alison. - odszedł od niej pomału i poszedł za jeden z regałów. Zostawiając ją z jednym, wielkim mętlikiem w głowie. Pocałował ją. Nie mogła uspokoić swojego oddechu.
-Idziesz?-usłyszała z oddali jego głos. Zeskoczyła z szafki i za nim poszła. Wrócili do pokoju gdzie był tylko wcześniej poznany jej blondyn, a pozostali poszli do innego pokoju.
-Mała, to jest Steven i Slash.-przedstawił ich sobie. Chłopaki kiwnęli głowami i powrócili do oglądania czegoś w telewizji. Usiedli na łóżku, a on zaczął opowiadać jej różne kawały, z których mimowolnie się śmiała. Nie mogła przestać patrzeć się w jego oczy i czuła się przy nim... inaczej... czuła się wolną sobą, która nie musi uważać na każdy swój ruch. Po godzinie zasnęła i czuła, że chciałaby tu zostać... choć jeden dzień dłużej, lecz wiedziała, że nie może. Gdy się przebudziła i otworzyła oczy zobaczyła przed sobą cicho pochrapującego Duffa, którego blond włosy z czarnymi odrostami, były jeszcze bardziej nastroszone niż zwykle. Uśmiechnęła się pod nosem, ale zaraz przypomniała o rodzicach. Po cichu zerwała się z miejsca i zaczęła zakładać na siebie buty, przysiadając na skraju łóżka, poczuła czyjeś dłonie na ramionach i przestraszona odskoczyła.
-Spokojnie, to tylko ja - szepnął Duff, przecierając zaspane oczy – Już wstałaś?
-Muszę zdążyć do szkoły. Przepraszam, że cię obudziłam.
-Nic nie szkodzi. Odprowadzę cię.
-Nie musisz.
-Ale chcę.- Wstał chwiejnym krokiem z miejsca i pierwszym co zrobił było chwycenie stojącego na szafce piwa. Narzucił na siebie jakąś bluzkę, skórzaną kurtkę i opuścili pokój. Wyszli na ulicę, która cała była zaśmiecona po wczorajszej wichurze i trzeba było uważać jak się idzie, żeby nie wdepnąć w niezbyt ciekawie wyglądające rzeczy. Powietrze było chłodne i Alison zadrżała na co Duff ściągnął swoją skórę i założył jej na ramiona.
-Dziękuje.-szepnęła cicho.
-Nie ma za co, poczekaj.-chwycił ją za ramię i wleciał do jednego ze sklepów, po chwili wracając z kawą i dwoma pączkami. Zjedli je w milczeniu i po chwili doszli do przystanku autobusowego.
-Słuchaj... tutaj masz bilety na dzisiejszy koncert, jeśli chcesz możesz przyjść.- Z tylnej kieszeni spodni wyciągnął bilet i podał go dziewczynie.
-Nie bywam w takich miejscach.
-Ale możesz zacząć.
-Raczej nie skorzystam, ale dziękuje.-schowała go do swojej torby i zobaczyła nadjeżdżający autobus.
-Bardzo dziękuje za pomoc i przechowanie.
-Nie masz za co.- Miała już odejść, ale złapał ją za dłoń i przyciągnął do siebie – Alison, pamiętaj, że możesz robić co tylko chcesz, możesz być kim chcesz i nie musisz przejmować się ludźmi. Zacznij żyć.- powiedział dobitnie i pocałował w czubek głowy.- Jeśli chcesz przyjdź.
-Żegnaj, Duff.

3 komentarze:

  1. Świetne opowiadanie. Więciej ! : 3

    OdpowiedzUsuń
  2. Opowiadanie nieźle się zapowiada, czekam z niecierpliwością na więcej. Byłoby świetnie, gdybyś mogła mnie o nowych notkach informować poprzez mojego bloga. hellhouse-bitch.blog.onet.pl
    Pozdrawiam, Isis :)

    OdpowiedzUsuń