Usłyszała
huk i pośpiesznie otworzyła oczy. Zobaczyła przed sobą burzę
czarnych loków i para ciemnych oczu spojrzała w jej stronę.
-Sorry,
nie chciałem cię obudzić.- W jej oczach widoczne było
przerażenie, pomału zaczęła sobie składać wszystko w jedną
całość i miała ochotę krzyczeć - Duff, twoja panna się
obudziła. - Blondyn podszedł do niej z uśmiechem i troską na
twarzy, kiedy znowu go zobaczyła trochę bardziej się uspokoiła.
-Co
ja tutaj robię?-spytała zaspanym głosem.
-Zemdlałaś,
a później zasnęłaś.
-Która
godzina?
-Dochodzi
północ.
-Co?!-wrzasnęła
i podskoczyła na równe nogi, wtedy wszystkie spojrzenia
obecnych w tym pokoju powędrowały w jej stronę. Było tutaj
jeszcze więcej mężczyzn, których w ogóle nie
kojarzyła. Serce podeszło jej do gardła i miała ochotę się
rozpłakać. Do głowy przyszły jej wszystkie najczarniejsze
scenariusze. Zaczęła szybko oddychać i cała się trzęsła.
-Shh...
hej, spokojnie, bo znowu nam wywiniesz jakiś numer. Siadaj.
-Muszę
do domu...
-O
tej godzinie? Na dworze ulewa, a w tej okolicy autobusu już nie
jeżdżą.
-Muszę
do domu...-powtórzyła jak w jakimś amoku.
-Jak
chcesz.- blondyn podszedł do drzwi i je otworzył- Masz do wyboru
zostać tutaj z nami lub wyjść na wichurę. Wnioskuję, że w
zupełnie obcej tobie okolicy, droga wolna.- kiwnął głową w
stronę wyjścia, a ona jeszcze raz rozejrzała po pokoju. Wszyscy
powrócili do swoich zajęć i zupełnie nie zwracali na nich
uwagi. Przygryzła wargi i ostatecznie powróciła na łóżko.
Duff uśmiechnął się triumfalnie i usiadł koło niej. Bawiła się
swoimi dłońmi i cały czas czuła jego spojrzenie na sobie.
-Często
ci się to zdarza?
-Co?
-Omdlenia.
-Czasami....
-Jesteś
chora?
-Nie...
-No
więc?-przygryzła wargi. Wiedziała co jest powodem jej omdleń i
sama sobie była winna, ale nie chciała o tym mówić,
spojrzała w jego oczy i wszystko odeszło – Mało jem. Muszę
schudnąć, żeby dobrze tańczyć i zarywam noce.
-Schudnąć?
Z kości na ości? Jadłaś coś dzisiaj?
-Nie...-złapał
ją za dłoń i pociągnął w kierunku wyjścia. Zlecieli po
schodach w dół i stanęli przed recepcją.
-Jest
późno, ale zobaczymy co da się zrobić.- nacisnął dzwonek,
jednak nie przyniosło to żadnego rezultatu. Wskoczył na ladę i po
chwili był już na drugiej stronie.
-Co
ty robisz? Tutaj nie można wchodzić!-syknęła, nerwowo rozglądając
się po bokach.
-Nie
można?-spojrzał na nią mrużąc oczy i zawadiacko uśmiechając.
-Nie,
jest nawet tabliczka.
-Ups...
najwidoczniej nie umiemy czytać.- Wzruszył ramionami i wyciągnął
w jej stronę dłoń. Popatrzyła niepewnie na nią i rozważało
jakie ma opcje do wyboru – wyjść i wrócić do domu
wydawała się najodpowiedniejszą. Chwyciła jego dłoń i z pomocą
wskoczyła na wysoką ladę. Złapał ją za biodra i okręcając
postawił na ziemi. Uklęknął przed jedną z szuflad i jednym
ruchem pociągnął ją do siebie, aż coś zatrzeszczało.
Przypatrywała się jego zwinnym ruchom, ramionom, plecach, ocknęła
się kiedy z cwanym uśmieszkiem na ustach pomachał jej przed nosem
kluczami. Znowu złapał ją za dłoń i otwierając drzwi, na
których widniał wyraźny napis 'ZAKAZ WSTĘPU', przepuścił
ją do przodu. 'Będę się za to smażyć w piekle' pomyślała i
zrobiła krok do przodu. Wleciał za nią i podskakując z nogi na
nogę popędził do przodu. Szła niepewnie za nim cały czas
zastanawiając się jakim cudem się tutaj znalazła, i że rodzice
na pewno umierają ze strachu.
-Orientuj
się!-usłyszała i została trafiona frytką w twarz. Posłała mu
pytające spojrzenie, a ten wybuchnął śmiechem.
-Musiałabyś
widzieć swoją minę. Zaraz podam kolacje, siadaj.-puścił jej
oczko, a ona oparła się o szafkę i modliła, żeby nikt ich nie
przyłapał. Postawił talerz z frytkami na szafce i na nią usiadł,
poklepując miejsce koło siebie.
-Niezbyt
romantyczne, ale idzie przeżyć.- powiedział i wskoczyła na mebel,
a on podsunął przed nią talerz zachęcająco kiwając głową.
Złapała w palec jedną frytkę i delikatnie ugryzła, a on przez
ten czas zdążył pochłonąć z 10 takich. Nie była przyzwyczajona
do jedzenia w takich warunkach, posiłek zawsze był jakąś ucztą,
do której zasiadali całą rodziną. Po jednym kęsie poczuła
jak strasznie jest głodna i zaczęła szybko opróżniać
talerz, gdy skończyli poleciał gdzieś i po chwili powrócił
z pudełkiem czekoladowych lodów i dwoma łyżkami.
-No
więc... może powiesz mi coś o sobie?-zagadnął próbując
przykleić sobie łyżkę do nosa.
-Nie
lubię o sobie opowiadać.
-Ale
chyba często musisz. Widać, że nie przywykłaś do takich
warunków, spokojnie. Możesz być pewna, że jedzenie lodów
z pudełka nie grozi śmiercią, bo w takim razie ja już dawno bym
nie żył.- Podetknął jej pod nos swoją łyżkę i zachęcająco
uśmiechnął. Otworzyła delikatnie buzie, a on bez ceregieli
wepchnął jej ją do buzi tak, że pół twarzy miała w
lodach. Była w szoku jego zachowaniem, ale cały czas coś ciągnęło
ją w jego kierunku.
-Przepraszam.-zaśmiał
się i sięgnął ręką po chusteczki. Stanął naprzeciw niej
zaczął wycierać. Spojrzała w jego oczy i na chwilę zapomniała
jak się nazywa. Był cholernie wysoki przez co lekko się schylił.
Słyszała tylko ich ciche oddechy i miała nadzieję, że on nie
słyszy bicia jej serca, które zaraz chyba wyfrunie daleko od
niej.
-No
więc... czym się zajmujesz? Pozwolisz mi zgadnąć?- pokiwała
twierdząco głową, a on położył ręce po obu stronach jej
bioder, na szafce i odchylił głowę do tyłu – No więc...
pochodzisz z idealnie ułożonej rodziny, dobrze się uczysz, nigdy
nie sprawiasz rodzicom zawodu.... Chodzisz na dodatkowe zajęcia,
mnóstwo dodatkowych zajęć... taniec, śpiew... hmm...
fortepian?-chwycił jej dłoń, a po chwili znowu opuścił – Nigdy
tak naprawdę nie zaszalałaś. Nie przywykłaś do warunków w
jakich ja żyję i cię to odrzuca. Gardzisz takimi ludźmi i masz
wpojone, że trzeba nas tępić i unikać. Twój tata....
pracuje w banku, a mama... jest prawnikiem. Masz starszą siostrę,
od której zawsze musisz być lepsza, być może to ta, z którą
byłaś w kawiarni. I ogólnie nigdy nie możesz się mylić.
Zawsze musisz być na pierwszym miejscu, aby nikogo nie zawieść. Z
czym się pomyliłem?
-Nie
mam starszej siostry lecz młodszą, mama nie jest prawnikiem, tylko
uczy w szkole śpiewu i wcale nie muszę być najlepsza, żeby nikogo
nie zawieść.-powiedziała pewnym siebie głosem, aż sama się
zdziwiła.
-Doprawdy?
W takim razie zostań ze mną dwa dni, nie dawaj znaku życia.
-Mam
szkołę.
-No
właśnie. Dla kogo zarywasz noce, żeby się uczyć i być ponad
wszystkimi ? Dla samej siebie, czy po prostu kochasz kiedy twoi
rodzice chwalą się tobą przed innymi?
-Robię
to dla siebie, bo wiem, że to ode mnie zależy jakie będzie moje
życie kiedyś.
-A
masz jakiś wybór? Ktoś się ciebie spytał co chcesz robić,
czy zostało to z góry założone?
-Chcę,
chcę...-za jąkała się – Chcę coś w życiu osiągnąć dla
samej siebie.
-A
co ty w życiu takiego przeżyłaś prócz ciągłego
harowania? - Co osiągnęła? 'Dobre stopnie, wiele dyplomów
tanecznych, za śpiew, szacunek' pomyślała – Co wiesz o życiu? -
spojrzała mu w oczy, a on zrobił to samo.
-A
co ty możesz wiedzieć? Tylko ćpasz. -syknęła pomału
wyprowadzona z równowagi. Była wściekła na niego, że tyle
o niej wie. Zna ją od kilku godzin, a wie więcej niż ona sama i
jeszcze w taki sposób o tym mówi.
-Wiem,
że wykorzystuje każdy dzień na zabawę, że mogę zrobić co tylko
mi się podoba. Dzisiaj być tu, a jutro tam. Mogę zrobić to –
niebezpiecznie zbliżył swoją twarz do jej tak, że teraz czuła
jego oddech na swoich policzkach i idealnie widziała jego oczy. Pięć
centymetrów. Dwa. Delikatnie musnął swoimi wargami jej i
chwycił z tyłu głowy. Przymknęła oczy i niepewnie rozchyliła
usta. Jeszcze jeden raz ją musnął i odsunął się z delikatnym
uśmiechem. - Widzę w twoich oczach bunt. Nawet nie wiesz do czego
jesteś zdolna, Alison. - odszedł od niej pomału i poszedł za
jeden z regałów. Zostawiając ją z jednym, wielkim mętlikiem
w głowie. Pocałował ją. Nie mogła uspokoić swojego oddechu.
-Idziesz?-usłyszała
z oddali jego głos. Zeskoczyła z szafki i za nim poszła. Wrócili
do pokoju gdzie był tylko wcześniej poznany jej blondyn, a
pozostali poszli do innego pokoju.
-Mała,
to jest Steven i Slash.-przedstawił ich sobie. Chłopaki kiwnęli
głowami i powrócili do oglądania czegoś w telewizji.
Usiedli na łóżku, a on zaczął opowiadać jej różne
kawały, z których mimowolnie się śmiała. Nie mogła
przestać patrzeć się w jego oczy i czuła się przy nim...
inaczej... czuła się wolną sobą, która nie musi uważać
na każdy swój ruch. Po godzinie zasnęła i czuła, że
chciałaby tu zostać... choć jeden dzień dłużej, lecz wiedziała,
że nie może. Gdy się przebudziła i otworzyła oczy zobaczyła
przed sobą cicho pochrapującego Duffa, którego blond włosy
z czarnymi odrostami, były jeszcze bardziej nastroszone niż zwykle.
Uśmiechnęła się pod nosem, ale zaraz przypomniała o rodzicach.
Po cichu zerwała się z miejsca i zaczęła zakładać na siebie
buty, przysiadając na skraju łóżka, poczuła czyjeś dłonie
na ramionach i przestraszona odskoczyła.
-Spokojnie,
to tylko ja - szepnął Duff, przecierając zaspane oczy – Już
wstałaś?
-Muszę
zdążyć do szkoły. Przepraszam, że cię obudziłam.
-Nic
nie szkodzi. Odprowadzę cię.
-Nie
musisz.
-Ale
chcę.- Wstał chwiejnym krokiem z miejsca i pierwszym co zrobił
było chwycenie stojącego na szafce piwa. Narzucił na siebie jakąś
bluzkę, skórzaną kurtkę i opuścili pokój. Wyszli na
ulicę, która cała była zaśmiecona po wczorajszej wichurze
i trzeba było uważać jak się idzie, żeby nie wdepnąć w
niezbyt ciekawie wyglądające rzeczy. Powietrze było chłodne i
Alison zadrżała na co Duff ściągnął swoją skórę i
założył jej na ramiona.
-Dziękuje.-szepnęła
cicho.
-Nie
ma za co, poczekaj.-chwycił ją za ramię i wleciał do jednego ze
sklepów, po chwili wracając z kawą i dwoma pączkami. Zjedli
je w milczeniu i po chwili doszli do przystanku autobusowego.
-Słuchaj...
tutaj masz bilety na dzisiejszy koncert, jeśli chcesz możesz
przyjść.- Z tylnej kieszeni spodni wyciągnął bilet i podał go
dziewczynie.
-Nie
bywam w takich miejscach.
-Ale
możesz zacząć.
-Raczej
nie skorzystam, ale dziękuje.-schowała go do swojej torby i
zobaczyła nadjeżdżający autobus.
-Bardzo
dziękuje za pomoc i przechowanie.
-Nie
masz za co.- Miała już odejść, ale złapał ją za dłoń i
przyciągnął do siebie – Alison, pamiętaj, że możesz robić co
tylko chcesz, możesz być kim chcesz i nie musisz przejmować się
ludźmi. Zacznij żyć.- powiedział dobitnie i pocałował w czubek
głowy.- Jeśli chcesz przyjdź.
-Żegnaj,
Duff.
Świetne opowiadanie. Więciej ! : 3
OdpowiedzUsuńOpowiadanie nieźle się zapowiada, czekam z niecierpliwością na więcej. Byłoby świetnie, gdybyś mogła mnie o nowych notkach informować poprzez mojego bloga. hellhouse-bitch.blog.onet.pl
OdpowiedzUsuńPozdrawiam, Isis :)
ZAJEBISTE! *.*
OdpowiedzUsuń