wtorek, 12 czerwca 2012

Rozdział VI


Usłyszała szelest i delikatnie podniosła głowę. Blondyn stał przy stole i wykładał coś na talerz, cicho podśpiewując jakąś piosenkę i tupiąc nogą. Z jego ust jak zwykle wystawał papieros. Odwrócił się do tyłu i na nią spojrzał.
-O hej. Już wstałaś? Mam nadzieję, że cię nie obudziłem.
-Nie, nie...-pokręciła przecząco głową i przetarła zaspane oczy. - Która godzina?
-Dochodzi 13.
-Cholera...-jęknęła i odrzuciła głowę do tyłu. Znowu zaspała do szkoły. Usiadł przy stole i delikatnie uśmiechnął.
-Siadaj i jedz, bo strasznie blado wyglądasz. Naleśniki z syropem, mam nadzieję, że lubisz.- Odrzuciła kołdrę na bok i wsadziła stopy w leżące koło łóżka baleriny. Podeszła do stołu i zajęła miejsce naprzeciw niego, a on podsunął jej talerz i kubek z parującą kawą.
-Dziękuje.- delikatnie się uśmiechnęła i zabrała za jedzenia. Delektowała się smakiem swoich ulubionych naleśników, a on siedział z założonym nogami i pijąc swoją kawę cały czas jej się przyglądał, przez co czuła skrępowanie.
-A ty nie jesz?-wskazała na jego pusty talerz.
-Zjadłem w drodze.- zaśmiał się – ale widzę, że powinienem zostawić dla ciebie jeszcze jedną porcję, bo taka chudziutka jesteś.
-Odezwał się grubiutki.
-Mnie przynajmniej widać, a ciebie bez problemu każdy by zdeptał.
-Ty nie zdeptałeś.
-Bo patrzę pod nogi.- powiedział to takim tonem, że nie była w stanie powiedzieć nic więcej, więc wzięła do buzi wielkiego kęsa.
-Kupiłem szczoteczkę do zębów i przyniosłem ci ciuchy Stevensa, bo w moje spodnie wlazłabyś cała razem z głową. Położyłem ci w szafce w łazience.
-Yhm... dzięki, ale naprawdę nie musiałeś sobie robić kłopotu.
-Kłopoty weszły mi w krew.
-Dziękuje.-odstawiła talerz i wstała od stołu – Pójdę do łazienki. - Zamknęła za sobą drzwi i przyjrzała przyszykowanym przez niego rzeczą. Postarał się i był miły, ale nie wiedziała jak ma do końca to odbierać. Być może wczoraj na coś liczył, ale nie nalegał. Powiedziała dosyć i się zgodził. Takie zachowanie raczej jej do niego nie pasowało i jeszcze bardziej ją to nurtowało. Był jedną wielką tajemnicą. Nie można było nic wyczytać z jego ruchów, wszystko idealnie maskował, a z kolei on potrafił wyczytać z niej każdą emocje, całe jej życie w pięć minut. Odkręciła wodę i wzięła do ręki szczoteczkę do zębów, nałożyła na nią niewielką ilość pasty i dokładnie wyszczotkowała. Wilgotną dłonią przeczesała grzywkę do tyłu i odrzuciła włosy na plecy. Niepewnie złapała przygotowane ciuchy i je na siebie założyła. Spodnie były trochę za duże, ale dało się przeżyć. Biała, podarta bluzka luźno na niej wisiała, założyła jeszcze leżącą na oparciu krzesła jeansową kamizelkę i spojrzała w lustro. Nie wyglądała jak ona każdego dnia, zmiana o 180 stopni, ale musiała przyznać, że podoba jej się to jak teraz wygląda. Wyszła z łazienki i nigdzie go nie dostrzegła, ale zobaczyła otwarte drzwi od balkonu, więc tam poszła. Stał oparty o balustradę, a twarz miał wyciągniętą w stronę słońca. Jego blond włosy powiewały na wietrze a w ręce trzymał pepsi. Gdy ją usłyszał delikatnie otworzył jedno oko i uśmiechnął.
-Powiem Stevensowi, że już może się pożegnać z tymi ciuchami, bo wyglądasz w nich zarypiście.
-Na pewno ich nie odzyska i dziękuje.- plecami oparła się o poręcz i wpatrywała w popękane ściany budynku. Usłyszeli huk i krzyk.
-Duff! Chory pedale! Gdzie jesteś?!
-Tutaj!-odkrzyknął i koło nas pojawił się uradowany drugi z blondynów, czyli Steven.
-Ooo hej Alison! Fajnie ciuchy masz! Ej, czekaj, czekaj... czy to przypadkiem nie moje?-podszedł do niej i chwycił delikatnie za rękaw koszulki, spojrzał się pytająco na Duffa, a ten wzruszył ramionami.
-Masz najmniejszy tyłek.
-Axl też ma mały!
-Ale ty jeszcze mniejszy.
-To sobie skróć nogi i też będziesz mały.
-Nie dziękuje.
-Jak chcesz, to ja mogę oddać...-zaczęła skrępowana sytuacją.
-No co ty! Zajebiście wyglądasz, ale ja tu nie po to! Duffuś! Kochanie, normalnie nie uwierzysz co udało mi się teraz załatwić! Najlepszy towar w mieście! Myślałem, że już kurwa mi się nie uda, ale odpaliłem wszystkie dojścia i mamy. Pamiętasz co ci kiedyś o tym wspominałem, nie? Ten co tak rzadko się pojawia i inne sratata, ale mam! Chłopaki już dostali po swojej działce i to twoja. - Wyciągnął jakiś woreczek i rzucił w nim w Duffa.
-Nie puść przypadkiem tylko pary temu debilowi Benowi, bo gotów wszystko zabrać. Uwziął się na to studio i teraz pierdoli. Rano wleciał do pokoju, że kurwa porządek ma być. Pojebany człowiek, mówię ci Alison. Jak tylko możesz unikaj go.
-A kim on jest?-spytała.
-Manager, od siedmiu boleści. Mieliśmy swojego, ale tym kurwą z wytwórni nie pasowało i dali nam swojego. I tak oto zeszliśmy na drogę piekła. No ale szmaciarz lubi się dziwczyć czasami, więc mamy w sumie luz. Problem w tym, że jak wpadł do laseczki nam uciekły i teraz tak jakby trzeba szukać kogoś innego do południa.
-Już po 13.-odezwał się Duff.
-No to... do... kurwa. Nie wiem – machnął ręką – do czasu wywiadu czy czego tam co dzisiaj mamy. I w ogóle to masz tak jakby przejebane za ten pokój czy co to tam.
-A kto wie?
-No w sumie wiesz... nic by nie było, ale właściciel się wkurwił, bo Axl znalazł gdzieś kija od bejsbola i tak zaczęliśmy grać, że jakby telewizor trochę ucierpiał i jak zwykle pierdolą, że wszystkie koszty pokryć. Jakby bez telewizora nie mogli żyć...-westchnął ciężko i zaczął grzebać w kieszeni spodni – Duffi, uratuj mi dupkę i daj jakiegoś mocniejszego skręta, bo nawet zwykłych marlboro nie mam.-wygiął usta w podkówkę i prosząco spojrzał na Duffa.
-Steven, zacznij w końcu swoich pilnować, bo mi się kurwa też kończą.-jęknął, ale podał przyjacielowi to o co prosił.
-Załatwiłem ci towar, tak czy nie? Więc nie pierdol, bo nie zaszkodzi jak o jednego mniej będziesz miał.
-A tylko dzisiaj do mnie po więcej przyjdź, to ci jaja urwę.
-Spokojnie, w godzinę ogarnę coś nowego, a moich jaj nawet nie dotykaj.-zagroził mu palcem przed nosem – To jak.. próbujesz tego nowego gówna, od którego podobno młodo się umiera?-puścił oczko do Alison, która próbowała skupić się na jego słowach.
-Zaraz... spokojnie.
-Dawaj! Mówię ci podobno zajebiste! Wezmę z tobą.
-Yhm... uważaj, bo uwierzę, że nie zdążyłeś zatopić w tym swego noska.
-Oj dobra! Mało, tak tylko na spróbowanie, tyci, tyci... Ale super! Bierz i nie pierdol, że nie chcesz!
-Stevenson, idź sprawdź czy nie ma cię w drugim pokoju.-pokręcił głową.
-Jestem! Jestem tu i tam! Tu i tam!- Steven zaczął skakać z pomieszczenia do pomieszczenia i nie szło się z niego nie śmiać.
-A tak poważnie...- po chwili zatrzymał się przed nimi – weź to teraz.
-Zaraz wezmę.
-Bierz!-krzyknął tak, że ludzi na ulicy aż spojrzeli się na górę.
-Cicho bądź!-Duff położył mu rękę na buzi – nie wrzeszcz, bo wpadnie tutaj Ben i wtedy jak to powiedziałeś gówno będziesz miał.
-Nie chcesz to nie. Przecież cię do niczego kurwa nie zmuszam.
-A czy ja coś mówię?-spojrzał na niego spod byka i popchnął w stronę pokoju. Alison weszła za nimi, a oni usiedli przy stole i Duff wyciągnął to co otrzymał od Stevena. Wysypał to na stół, uformował dwie kreseczki i się nad nimi pochylił. To samo poczynił Steven. Po chwili Duff podniósł się do góry pociągając nosem i oparł o fotel, a drugi z blondynów zaśmiewał się pod nosem. Alison stała i przypatrywała się temu... teraz sama nie wiedziała z czym. Z jednej strony czuła obrzydzenie i odrzucało ją od tego, ale z drugiej to był ich własny wybór i ich życie.
-Chodź tutaj, pojebańcu...-szepnął Duff i nachylił nad Stevenem otrzepując mu nos z pozostałości tego co wciągali. Przeniósł nieobecne spojrzenie na Alison i przepraszająco uśmiechnął. Rozległo się pukanie i po chwili stanął w nich jeden z nieznanych jeszcze jej mężczyzn.
-Tutaj się skurwiele chowacie! I komu obrywa się po dupie? Axl'owi i Slashowi, bo ja też spierdoliłem!-zaśmiał się i podszedł do dziewczyny.
-Izzy- wyciągnął swoją dłoń, którą niepewnie chwyciła.
-Alison.
-A nasze poszły się jebać... szkoda tylko, że nie z nami...-powiedział bardziej do siebie, cmoknął ustami i chwycił leżącą na komodzie butelkę piwa.
-Izzy, może ty mi powiesz co dzisiaj robimy, bo ten człowiek jak zwykle nie chce udzielić mi żadnych informacji.
-Steven, nie pierdol...-westchnął Duff.
-A kogo obchodzi co robimy? Z tego co wiem, to żadnego koncertu nie ma, więc nie musimy nic robić.-rozwalił się wygodnie na łóżku.
-Duff...-zaczęła niepewnie – ja się będę już zbierać.
-Już?- odwrócił głowę w jej stronę, śmiesznie przekrzywiając na bok.
-I tak się zasiedziałam.
-Zapieprzyłaś...-mruknął pod nosem Steven cały czas chichocząc. Duff posłał mu karcące spojrzenie i wstał z miejsca.
-No to cię odprowadzę.
-Nie musisz.
-Ciągle tylko nie, nie i nie. Powiedz raz tak.-złapał leżącą na łóżku kurtkę i na siebie założył. Zmarszczyła brwi nie rozumiejąc jak ma odebrać jego słowa.
Otworzył drzwi i czekał, aż wyjdzie.
-Do zobaczenia! Jak będziesz chciała pożyczyć jakieś ciuchy albo jak będę miał ci coś załatwić to wpadaj do mnie!-krzyknął za nią Steven. - Albo jak skończysz z usług Duffa, to ja jestem wolny!
-Hej chłopaki.- machnęła im na pożegnanie ręką, ignorując ostatnie zdanie blondyna i ruszyła za Duffem, który szedł bez słowa odpalając papierosa. Wyszli na ulicę i uderzyło ich ciepłe powietrze. Był wreszcie maj i taka pogoda była wskazana. Patrzyła na swoje stopy zastanawiając się co tak nagle zmieniło zachowanie Duffa, kiedy nagle złapał ją w pasie i przyciągnął do siebie.
-Co taka smutna? Przepraszam za nich, a zwłaszcza Stevena. Nie wiedzą, że nie jesteś żadną groupie.
-Nie jestem?-lekko prychnęła pod nosem i zaraz zreflektowała jaki błąd popełniła. Zaśmiał się pod nosem i zaczesał włosy do tyłu.
-Jeśli mam być szczery, to to zadań groupie należą trochę inne rzeczy, ale nigdy mi nie przyszło do głowy, że ty mogłabyś traktowana jak one.
-Powinnam podziękować?
-I to jest właśnie Mała Alison.- przygryzł wargę – wiedziałem, że coś w tobie drzemie i zaczyna budzić, a wracając do pytania... Nie, nie powinnaś dziękować.
-W takim razie dziękuje.- złapał ją za żebra i lekko ukuł na co pisnęła i próbowała uderzyć jego, ten jednak był zbyt silny i złapał jej dłonie.
-Mała Alison...-szepnął mrużąc oczy.
-Duży Duff...-wystawiła język i ruszyli dalej do przodu.
-Dokąd zmierzamy moja słodka dziecino?
-Do domu... do szkoły nie opłaca mi się iść.
-I mówisz to z takim spokojem?- uniósł do góry jedną brew.
-Teraz jeszcze tak, ale później będę miała kłopoty.
-I wreszcie zaczynasz żyć. Co to za życie bez kłopotów?-doszli do przystanku i akurat nadjeżdżał jej autobus.
-Dziękuje jeszcze raz za pomoc.
-Hejj... wyganiasz mnie?- spytał z udawanym wyrzutem – Powiedziałem, że cię odprowadzę, to zrobię to porządnie.-popchnął ją do autobusu zanim zdążyła cokolwiek powiedzieć. Usiadł przy oknie i promiennie do niej uśmiechnął, ukazując rząd równiutkich zębów. Droga do jej przystanku trwała ponad pół godziny i przez ten czas rozmawiali o głupotach typu jaki jest ich ulubiony kolor, ulubiona potrawa i co chwilę wybuchali śmiechem, gdy ktoś lub oni sami zrobili coś dziwnego. Nim się obejrzała stali już przed jej domem.
-Ładnie mieszkasz... dom...-mruknął zamyślony pod nosem, spojrzała w jego tęczówki i delikatnie uśmiechnęła
-Dom...- powtórzyła – może wejdziesz? Jeszcze nikogo nie ma.-zaproponowała.
-Nie dzięki. Muszę lecieć na wywiad, pa. - miał już odejść jednak w ostatniej chwili się odwrócił – Słuchaj... jesteśmy w Chicago przez jeszcze dwa tygodnie, więc wiesz gdzie nas szukać. Wpadaj kiedy chcesz.
-Dziękuje... choć nie sądzę, żebym znalazła czas po szkole. Miło... miło... cieszę się, że cię poznałam Duff, ale obydwoje wiemy, że ta znajomość nie ma żadnego sensu. Zaraz wyruszacie w świat, a ja zostanę tutaj i nie chcę robić sobie wrogów. Dziękuje i naprawdę doceniam, że uzyskałam od ciebie tyle zrozumienia i pomocy. Nigdy nie zapomnę, że poznałam kogoś takiego jak ty, ale czas powrócić do swojego życia, a to właśnie jest moje.- wskazała dłonią na dom z tyłu, z równym trawnikiem, przystrzyżonymi krzaczkami i pięknymi kwiatami. Ciężko przechodziły jej te słowa przez gardło, ale wiedziała, że taka jest prawda i nie ma co się... i nie ma co bardziej zagłębiać się w to co czuje, gdy go widzi. Starała się jak mogła, żeby wypaść jak najbardziej przekonująco i żeby nie zauważył jak bardzo nie chce tego mówić.- Żegnaj Duff...- posłała mu delikatny uśmiech.
-Żegnaj, Mała.-roztrzepał jej włosy i oby dwoje ruszyli w swoim kierunku. Gdy weszła do domu i zamknęła drzwi po jej policzkach popłynęły łzy. Starła je wierzchem dłoni, a one leciały jeszcze bardziej. Miała przed sobą jego uśmiech, wesołe oczy, a w głowie rozbrzmiewał jego głos.
-Alison! Rodzice umierają ze strachu o ciebie! Gdzie byłaś, dziecko?-podleciała do niej gosposia o imieniu Clara, Brazylijka po pięćdziesiątce.
-Już jestem.
-Jak możesz im robić takie rzeczy?!
-Z całym szacunkiem, ale to już nie twoja sprawa.-rzuciła oschle i pobiegła na górę do swojego pokoju. Przekręciła zamek na klucz i rzuciła się na łóżko, zalewając łzami. Po dwóch godzinach udało jej się podnieść i pójść do łazienki, żeby wziąć prysznic. Ciuchy, które 'dostała' od Stevena i kurtkę Duffa wrzuciła na tył szafy, aby nikt ich nie znalazł i wzięła gorącą kąpiel. Doszła do wniosku, że popełniła błąd i czas z tym skończyć. Dwu dniowa znajomość dobiegła końca i pora być prawdziwą Alison. Stanęła przed lustrem i założyła na siebie delikatną spódniczkę w kwiatki, białą koszulkę polo i niebieski sweterek. Na nogi założyła białe zakolanówki i balerinki w kolorze sweterka. Włosy związała w delikatnego koczka, wciąż miała podpuchnięte oczy, ale to zignorowała. Zeszła na dół i w salonie ujrzała matę czytającą jakąś gazetę. Nawet nie podniosła na nią wzroku.
-Mamo, przepraszam. Obiecuję, że nigdy się to nie powtórzy.-stanęła przed nią i oczekiwała reakcji.
-Zawiodłaś mnie, Alison i nie sądzę, abyś prędko odbudowała to co zniszczyłaś.
-Postaram się jak tylko będę mogła, obiecuję.
-Twoje słowa i obietnice mało co mnie obchodzą. Czy naprawdę wymagam tak wiele chcąc jedynie, aby moje dziecko mnie szanowało i nie przynosiło wstydu? Poświęciłam dla ciebie wszystko, a ty mnie zawodzisz.
-To się nie powtórzy, nigdy więcej. Nie zaznasz wstydu z mojego powodu.- Nachyliła się nad matką chcąc ją przytulić, lecz ta wstała i z obojętnością ją wyminęła, nawet nie obdarzając spojrzeniem. Zabolało. 'Nigdy więcej nie pozwolisz, aby tak na ciebie spojrzała' powtórzyła sobie w myślach i poszła do małej salki, którą miała w domu, aby ćwiczyć taniec. Założyła baletki i zaczęła tańczyć.

Witajcie ;D VI rozdział już za nami... jak wrażenia? Ja szczerze mówiąc jestem z niego zadowolona, co dość nieczęsto się zdarza. Mam do Was pytania, bo w Gunsowych opowiadaniach siedzę od niedawna i mianowicie: jakie byście mi polecali? Jakie są Wasze ulubione i według Was warte przeczytania? Pozdrawiam ;) 

10 komentarzy:

  1. Genialne i ryczałam jak bóbr. To jest cholernie smutne gdy rodzice cię nie akceptują a ty starasz się jak możesz, ja mam tak samo... może nieco inaczej. Uwielbiam to opowiadanie. A co do adnotacji to moim zdaniem xthestory.blogspot.com jest świetne. Love-in-an-elevator.blog.onet.pl opowiadania mojej przyjaciółki ale są równie fantastyczne.

    OdpowiedzUsuń
  2. Czytałam wczoraj na dobranoc z komórki, było późno, ziewałam jak nie wiem, ale Twoja notka mnie rozbudziła! Dobrze, że jesteś z niej zadowolona! :D
    Pożegnanie Duffa i Allie... No zabrakło mi takiego całusa czy chociażby przytulaska! Chociaż domyślam się, że specjalnie tego nie zrobiłaś, bo to nie ich ostatnie spotkanie. ;> PRZEJRZAŁAM CIĘ NA WYLOT, HA! ♥
    A teraz poważniej - matka Alison jest okropna. Czyżby przekładała własne ambicje na córkę? Denerwuje mnie ta kobieta... To okropne, kiedy rodzice nie motywują nas do działania, nie wspierają.
    Co do blogów to polecam Comę i wszystkie, które mam w "This I love". KotJah jest świetna, ale pewnie ją znasz. :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Też mi się podoba ten rozdział. Ale jak dla mnie Alison nie może być taką "szmatką" dla rodziców... Proszę, tu są linki do wszystkich polecanych przeze mnie blogów. Enjoy!
    http://my-way-your-way-anything-goes-tonight.blog.pl/2012/04/08/polecane/

    OdpowiedzUsuń
  4. Przeczytałam rozdział kilka dni temu, ale jakoa tak nie chciało mi się dodawać, a później nie miałam czasu (nauka). No i z racji tego, że już piątek mogę wreszcie cos tutaj napisać :)
    Po pierwsze - tak, chcę, abyś mnie informowała o nowych rozdziałach, możesz na blogu lub gg (38622490), obojętne.
    Po drugie - no, cóż, Alison ma problem z rodzicami, ale pewnie spotka kolejny raz Duffa i z grzecznej dziewczynki zrobi się niegrzeczna :D
    Po trzecie - polecam www.out-of-the-game.blogspot.com

    Pozdrawiam c:

    No i nie wiem, czy to pisałam, ale ładny masz wygląd bloga :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Nowa notka u mnie + dodałam coś takiego jak "informowani". Jak chcesz, żebym Cię informowała no to zapraszam do dodania tam komentarza. :)

    OdpowiedzUsuń
  6. Aktualnie twoje opowiadanie jest jednym z moich ulubionych :D Już nie mogę doczekać się kolejnej notki. Mam nadzieję, że drogi Alison i Duffa znowu się skrzyżują i będę mogła czytać o ich losach. :) Czekam z niecierpliwością ;)

    OdpowiedzUsuń
  7. Co za matka! Słowa Duffa - piękne. To jest cudowne *.*

    OdpowiedzUsuń