Przewróciła
się na drugi bok i poczuła coś dziwnego na swojej twarzy.
Delikatnie otworzyła oczy i jedyne co zobaczyła to czerwień.
Mruknęła coś niezrozumiałego pod nosem i wtedy bukiet czerwonych
róż zniknął jej z oczy i pojawiła się para, przeszywających ją
brązowych ślipi. Twarz blondyna znajdowała się znacznie za blisko
niej.
-Mała...-wymruczał
słodko się uśmiechając. Niewiele myśląc odepchnęła jego
śliczną buźkę i gwałtownie odwróciła na drugi bok.
-Ej!!
za co to? - usłyszała w jego lekko
uniesionym głosie zdziwienie.
-Domyśl
się.- bąknęła niechętnie.
-Mała.
- poczuła jego dłonie wsuwające się pod kołdrę, jednak je
odepchnęła.
-Trzymaj
je lepiej przy sobie.
-Księżniczko,
przepraszam.
-A
wiesz gdzie ja mam te twoje przeprosiny?
-Taa,
wiem, wiem. W dupie, i powinnaś, bo
postąpiłem jak idiota jebany. Ale byłem kurewsko pijany.
-Widocznie
nie aż tak, bo pamiętasz. - jej ton głosu
nie wróżył nic dobrego.
-Slash
mi wszystko dzisiaj rano powiedział.
-A
to szuja...- mruknęła cicho, tak, że
nawet blondyn nie usłyszał.
-Kiedy
się dowiedziałem od razu poleciałem do
najbliższej kwiaciarni.
-Niepotrzebnie
się fatygowałeś.
-Nie
lubisz czerwonych róż? Możemy iść i
kupić co ci się podoba... - próbował znowu ją dotknąć, jednak
z takim skutkiem, jak wcześniej.
-Jeśli
myślisz, że róże coś tu załatwią to się mylisz. Idź i daj je
lepiej Nirvanie, czy tam innej z dziwek, które są w tym domu. Może
one na to polecą, ale nie ja.
-Mała,
co mam zrobić?
-Po
pierwsze nie mów na mnie 'Mała'
-Co
ty z tym masz, że gdy jesteś zła, to nie
pozwalasz mi tak mówić? - jęknął, a w jego głosie słyszalna
była skrucha.
-W
takim razie wiesz już jak poznać, gdy
jestem zła, ale nie zmieniaj mi nawet tematu. Po prostu się
zamknij.
-Wiem,
wiem... jestem debilem jakich mało i cię
za to przepraszam. Mam tak skurwysyńsko mały mózg, który po
alkoholu wyparowuje całkowicie. Nie powinienem pić.
-No
co ty nie powiesz. - bąknęła pod nosem.
-Nic
nie usprawiedliwi mojego chujowego zachowania, a najgorsze jest to,
że osobą, która wtedy widziała, że się
źle czujesz jest Slash, a nie znowu ja. Znowu mnie nie było i znowu
spierdoliłem. Zawsze wszystko pierdole. Chyba jedyna rzecz, która
zawsze będzie mi wychodzić. Chciałaś tylko ze mną pogadać, a ja
widziałem mnóstwo innych, nic kurwa nie wartych rzeczy. Nie
chciałem zrobić żadnej z tych, ale zrobiłem. Czuję się jak
chory skurwysyn. Ranię ludzi, na których najbardziej mi zależy.
Nie chcę cię krzywdzić... zbyt wiele dla mnie znaczysz. Jesteś
tutaj z mojego powodu.
-Oj
już nie miej tak wysokiego mniemania o
sobie – przerwała mu ostro, choć po kilku jego słowach wybaczyła
mu całkowicie. Powinie jednak trochę się pomęczyć.
-No
może źle to powiedziałem, ale kurwa...
nie chcę, żebyś przeze mnie cierpiała. Nie obiecam, że to się
nie powtórzy, ale będę robił wszystko by tego uniknąć. Co mam
zrobić byś mi wybaczyła? Powiedz co chcesz robić, gdzie chcesz
być, co mogę ci kupić, a to zrobię.
-Serio?
- odwróciła się do niego przodem – No
dobra, sam tego chciałeś. Chcę dom z basenem w Beverly Hills, to
czerwone auto co ostatnio ci o nim wspominałam, ale w dwóch
kolorach – czerwony i czarny. Mieszkanko w Paryżu, a jutro chcę
lecieć do Chin. Zawsze marzyłam o podróży tam, a dodatkowo moja
szafa jest pusta i nie mam biżuterii. - widziała w jego oczach
zagubienie, ale przysłuchiwał się jej z uwagą – na razie to
chyba tyle.
-Dobrze!
Postaram się to wszystko zrobić! Nie
obiecuję, że szybko, ale po wydaniu płyty, za miesiąc na pewno!
-Popierdoliło
cię... - delikatnie uderzyła go w policzek – Na serio myślisz,
że tego chcę? Wiesz czego chcę? Ciebie. - przysunęła się do
niego i złożyła pocałunek na ustach. Rozchyliła mu wargi
językiem i delikatnie przygryzła, posyłając zalotne spojrzenie.
Usiadła na nim rozkrokiem i powędrowała dłońmi pod jego koszulkę
z logo Ramones. Oparła swoje czoło o jego, zakrywając ich twarze
burzą brązowych włosów. Wpatrywała się w jego świecące z
podniecenia oczy i wsłuchiwała w miarowy oddech.
-Kocham
cię – szepnął łapiąc ją za tyłek i
przerywając na plecy, na co wydała z siebie krótki pisk. Zaczął
zachłannie całować ją po całym ciele, dłonią jeżdżąc po
wewnętrznej stronie uda. Oddawała się tej przyjemności
całkowicie, ale wreszcie złapała go mocno za włosy i wbiła mocno
w jego usta. Jednym ruchem pozbył się przeszkadzającego materiału
z jej ciała i zdecydowanym ruchem w nią szedł na co wydała krótki
pomruk zadowolenia. Oblizała jego górną wargę i mocno oplotła
nogami. Nie próżnowali i zachowywali jakby nie kochali ze sobą co
najmniej miesiąc. Nie przejmowali się, że ktoś może ich
usłyszeć, a nawet wejść. Wbiła paznokcie w jego ramiona, a po
chwili wygięła w łuk, opadając ciężko na łóżko, a on obok
niej. Przyciągnął jej twarz do swojej i lekko przygryzł ucho.
-Przepraszam.
-Takie
przeprosiny mogę mieć zawsze – zaśmiała
się perliście i wplątała swoje palce w jego, głowę kładąc na
jego unoszącej się szybko klatce piersiowej.
-Tak
swoją drogą to nieźle poharatałaś mi
ramiona – lekko uniosła się pod wpływem jego śmiechu.
-Naprawdę?
- podskoczyła i zrobiła smutną minkę – Przepraszam,
przepraszam, przepraszam – zaczęła słodko mówić i składać
pocałunki na jego ramionach.
-Zaraz
zacałujesz mnie na śmierć. - podniosła
na niego wzrok i przymrużyła lekko jedno oko.
-Mogę
przestać jeśli chcesz.
-Taka
śmierć to dla mnie istny orgazm dla
duszy, tygrysico.
-Istny
orgazm dla duszy? Hmm...
-I
w sumie mam ochotę na jeszcze jeden...-
posłał jej jeden ze swoich brudnych uśmieszków.
-No
to sobie będzie musiał pan poczekać, bo
zawaliłeś sprawę ze śniadaniem – przejechała palcem wzdłuż
jego torsu i podskoczyła na równe nogi, pokazując mu w całej
okazałości swoje nagie ciało. Chwyciła swoją koszulkę, a on
jęknął odrzucając głowę do tyłu.
-Nie
ubieraj się, Mała.
-No
chyba, że chcesz, żeby twoi przyjaciele
patrzyli na mnie nagą – przytrzymała bluzkę w powietrzu czekając
na jego reakcję.
-No
kurwa... niech nawet się nie ważą –
zacisnął mocno usta – Jak wrócisz, to teraz ja cię wykorzystam.
-A
więc traktujesz to jako wykorzystywanie?
Dobrze... zapamiętam sobie. - naciągnęła koronkowe figi i
posyłając mu całusa opuściła pokój. Wszędzie walały się
butelki, a na dole dochodziły prezerwatywy, strzykawki, i mnóstwo
innego gówna. Rozwalony na całej długości schodów przysypiał
Joe, a Steven leżał koło schodów z głową w doniczce, która
teraz służyła mu na wymioty. Skrzywiła się i weszła do kuchni,
gdzie przy szafce stał Tyler.
-Łoo
złotko! Coś za zajebistą koszulkę masz! - krzyknął klaszcząc w
dłonie – Najcudowniejszy zespół, kurwa wyjebana muzyka i jakże
przystojny wokalista! - spojrzała na swoje ubranie i zaśmiała. No
tak... koszulka z logo Aerosmith.
-Odezwał
się chyba pierwszy i jedyny fan tego zespołu.
-Łohoho!
- żachnął się – Myślisz, że gdyby tak kurwa było, to teraz
bym tu był?
-W
tym burdelu? Całkiem możliwe. Chłopaki
korzystaliby z twoich usług, dodam, że za darmo.
-Jakąś
to Duff sobie znalazł panienkę. Podobasz mi się – wycelował w
nią kabanosem, który trzymał w ręce i wyszedł z pomieszczania.
Zajrzała do lodówki i zaklęła – świeciła pustkami nie
włączając jednego serka waniliowego. Podążyła spojrzeniem za
Stevenem, który oddalał się z pełnym talerzem żarcia.
-Steven
kurwa, wracaj! - krzyknęła, ale pomachał
jej i zniknął na tarasie.
-Darmozjady
kurwa jebane. - trzasnęła lodówką i
przeszukała inne szafki, gdzie gówno znalazła. Zrezygnowana
złapała serek, łyżeczkę i wróciła na górę, gdzie Duff
zapatrzony w sufit podgwizdywał pod nosem.
-Gdzie
masz śniadanie?
-Ja
jestem twoim śniadaniem – wskoczyła mu
na kolana, a on objął ją w pasie – A tak na poważnie, to te
chore darmozjady wszystko zjadły.
-Wystarczysz
mi ty. - pocałował ją w policzek.
-Ale
ja kurwa jestem głodna!
-To
cię nakarmię. - przejął od niej
'śniadanie' i usadził jak małe dziecko.
-Za
Duffusia! - krzyknął i zaczął udawać
samolot, gdy otworzyła buzię krzyknął uradowany -Grzeczna
dziewczynka! A teraz zaa... basa i jego kutasa. - zrobił dziwną
minę, że wypluła wprost na jego twarz wszystko co miała w buzi.
-Marnujesz
jedzenie! - krzyknął na nią przerażonym
tonem, na co zaczęła śmiać się jeszcze bardziej. - Alison, w
tymże momencie się opanuj, bo inaczej nie będzie nagrody! Ładnie
jeść mi śniadanie! - klepnął ją w pośladek i pociągnął za
rękę, żeby usiadła. Po chwili wykonała jego polecenie.
-Dobrze.
Teraz za poranny seks... - zaczął
wymachiwać dłonią, że zawartość łyżeczki wylądowała na jego
udzie.
-Mmm...
- mruknęła seksownie i nachyliła się,
żeby to zlizać. Lekko drgnął, a ona z satysfakcją uśmiechnęła
się pod nosem. Przejechała językiem trochę wyżej, a on
przeniósł dłoń na jej szyję. Zaczęła składać delikatne
pocałunki na jego męskości, a po chwili wzięła go do buzi. Gdy
skończyła zalotnie odrzuciła włosy do tyłu i oblizała wargi, a
on popchnął ją do tyłu kładąc się nad nią.
-Teraz
ja... - nie dokończył, bo drzwi się
otworzyły i wszedł do nich Steven w podartej koszulce i to jeszcze
damskiej z nieprzytomnym spojrzeniem. Rzucił się na łóżko i
ciężko jęknął.
-Umieram
kurwa. Przypomnijcie mi kurwa, że nigdy
mam nie brać tego co przyprowadza ze sobą ta jebana żaba. Chciał
mnie kurwa zabić! Specjalnie to robi! Nie chce żebyście mieli
dobrego perkusistę! On to wszystko uknuł! Takie jest jego plan!
Duff, trzeba to powstrzymać! On chce zniszczyć Guns N' Roses! -
krzyczał z przerażaniem w oczach, a nawet i łzami.
-Stevenson
ty coś na serio kurwa wziąłeś.
-Nie
Duff! Tym razem to nie są gadki naćpanego
człowieka! Mówię ci poważnie!
-Idź
pod zimną wodę kurwa, może wtedy ci mózg ostygnie, o ile go masz.
-Duff!
- uklęknął – Ja nie żartuje! Jeśli
ty mi nie pomożesz, to nie wiem kto!
-Stevensonie,
jesteś jeszcze naćpany, więc połóż
się i przestań pierdolić głupoty.
-Duff!
Nie wmawiaj mi, że jestem naćpany kiedy
kurwa nie jestem, ok?! - krzyknął – On chce mnie zabić! - na
jego poliku pojawiła się łza, a Alison powstrzymywała się przed
wybuchnięciem śmiechem. Adler wpadł w ramiona Duffa i zaczął
płakać.
-Stevenson...
- mruknął tamten z rezygnacją i poklepał
przyjaciela po plecach – Wierzę ci... I nie pozwolę, aby cię
zabił.
-Obiecujesz?
- perkusista pociągnął nosem i spojrzał
na niego z nadzieją.
-Obiecuję.
Przecież kurwa wiesz, że nie pozwolimy cię skrzywdzić, nie?
-Kocham
cię Duff. Ciebie też kocham, Ali... -
oderwał się od przyjaciela i przytulił brunetkę.
-Też
cię kochamy. - zaśmiała się i starła mu z polika łzy. Wyglądał
teraz jak mały zagubiony chłopiec ze strachem w oczach i łzami na
policzku.
-Mogę
z wami poleżeć? - spytał się i niepewnie uśmiechnął, niczym
siedmioletnie dziecko.
-Ja
pierdole... już doczekaliśmy się dziecka
– Duff pokręcił głową, ale uśmiechnął w stronę przyjaciela
– Jasne, tylko łapy z dala od Alison.
-Łuhu!
- blondyn wlazł pod kołdrę i przykrył się pod sam nos – Na co
czekacie?! Śpimyyy! - zaczęli się śmiać, ale położyli koło
niego. Alison oparła głowę o ramię Duffa i przypatrywała się
Stevenowi.
-Duff,
opowiesz mi jakąś bajkę?
-Kurwa...
Steven popierdoliło cię jak kurwa nie
wiem co. Jesteś tak jebnięty, że jak następnym razem zobaczę cię
z jakimś gównem, to od razu wyląduje to w śmieciach.
-O
co ci chodzi? Chcę tylko bajkę... -
wygiął usta w podkówkę.
-Ile
ty masz człowieku lat?! - podniósł głos,
ale uciszył się, gdy Alison wbiła mu łokieć w żebra.
-Co
się kurwa tutaj dzieje?! - do pokoju
wparował Slash i zrobił kilka kroków do tyłu widząc ich leżących
– Kurwa.... trójkącik?! I nikt mnie nie raczył zaprosić?! Chamy
z was wyjebane! Kurwa! Co to?! Gra wstępna? Takiej kurwa nie
widziałem, czego kurwa szukacie w swoich oczach? Czas wam pokazać,
jak to się robi, bo z was blondyny cioty jakich mało! - wskoczył
na łóżko i prawie zepchnął Duffa na podłogę.
-Kurwa!
Rozpychasz się jak jakaś diva jebana.
Spierdalaj stąd. Więcej was matka nie miała?! Wypierdalać z
naszego pokoju! Drzwi są tam!
-Duffuś,
kotuś... nie bądź nerwowy. Mówiłem ci i już nie musisz dłużej
udawać przed Ali, że na mnie lecisz! Możemy razem stworzyć
zajebisty związek oparty tylko i wyłącznie na seksie.
-Faktycznie
związek – powiedział Duff, a Slash
zawył.
-No
patrzcie! Co też mój Kotek mówi?! Jakiś
się mądry stał. Uważaj, bo od tyłu ktoś cię może wyruchać.
-Slash,
wypierdalaj z tymi swoimi gadkami gdzie indziej. Idź
do Rudego, bo on zapewne płacze.
-Kto
ma iść do mnie? - w pokoju pojawił się
Axl z Izzym.
-Co
się tutaj wyprawia? Duff nauczył się
wreszcie używać swojego sprzętu, że takie zbiorowisko? - spytał
Izzy.
-Wyostrzył
ci się żarcik. - żachnął się basista.
-No
ale co innego mogło się stać? W każdym
bądź razie gratuluję.
-Chodźcie
do nas! Idziemy spać! - odezwał się radośnie Steven, który miał
szeroko poszerzone źrenice.
-Co
ten znowu kurwa wziął? - Axl rzucił się
na Slasha i zaczął ciągnąć go za kudły.
-Mnie
się kurwa pytasz? Jak jakiś upośledzony
się zachowuje.
-Też
mi nowość z księżyca, Duff.
-O
czym wy wszyscy mówicie? - dopytywał się
Adler.
-Żeś
głupi jak kurwa nikt! - wrzasnął mu wprost do ucha Rudzielec.
-Izzy!
Misiuuu! Chodź do mnie! - krzyknął Slash
i złapał za rękę stojącego obok gitarzystę. Wylądował na
łóżku, na którym już nikogo nie brakowało.
-Nie
mów do mnie, jak do Axla! Nie jestem jebanym chujem!
-Masz
coś do mnie?!
-Zamknąć
się kurwa, teraz! - Duff próbował przekrzyczeć Slasha
opowiadającego jakąś zajebistą historię Stevenowi, oraz kłócącą
się dwójkę. - Dziwki kurwa idą! - krzyknął i nastała cisza jak
makiem zasiał – WYPIERDALAĆ! Macie swoje pokoje?! Więc was kurwa
nie chcę widzieć tutaj! Nawet się po bzykać przez was nie mogę!
-Bo
ja kurwa nie widziałem jak się bzykasz. -
prychnął Slash i przytulił Stevena.
-Może
ja nie chcę patrzeć na ciebie kiedy się bzykam?!
-Nie
musisz. Przecież ci nie karzę.
-Duffi,
agresja ci szkodzi. Nie chcę znowu wysyłać
cię do lekarza. Slasho ma rację jak chcesz się bzykać, to sami
swoi.- Axl pociągnął łyka whiskey zabranej Izzy'emu, którą miał
już praktycznie w buzi. Otworzył usta i zamulony przypatrywał się
pijącemu wokaliście, gdy się ocknął trzepnął go w łeb.
-Oddawaj
mi to kurwa! - wyrwał mu butelkę i
odetchnął z ulgą.
-Jakiś
iście radosny widok! Patrzcie tylko! - usłyszeli wesoły głos
Tylera, który wraz z kolegami z zespołu stanął w drzwiach –
Gdybym kurwa miał aparat jebnął bym wam zdjęcie, ale go kurwa nie
posiadam, więc nie zrobię. Róbcie to co robicie, a my się
zmywamy! Do następnego, pedały! - krzyknął i machnęli na
pożegnanie. Wszyscy popatrzyli po sobie i wybuchnęli śmiechem.