-Kto
wpierdolił moją czekoladę?! - po całym
domu rozniósł się ryk Slasha, który zaczął wyrzucać wszystko
jak leci z szafek w kuchni.
-Pierdolony
pacanie, nie rób takiego syfu, bo kurwa ja nie zamierzam ruszać
tego palcem. - powiedział spokojnie Axl, który przemierzał salon w
fioletowym ręczniku z papierosem w ręce, a drugiej szklanką
brandy.
-Bo
ktoś kurwa musiał zapchać czymś dupę i
wpierdalać co nie jego!
-Sam
wpierdoliłeś, a raczej rozdeptałeś.
Latałeś z tą czekoladą jak jakiś opętany, aż wylądowałeś na
niej swoim kopytem. - Axl rozsiadł się na fotelu i założył nogę
na nogę.
-Pierdolisz?
- Slash złapał się pod biodra i stanął
na podwyższeniu kuchennym. Włosy miał roztrzepane w każdą
stronę, a nogawkę krótkich spodenek całkowicie podwiniętą do
góry, tak że było mu widać tyłek.
-Pierdolę,
ale nie w tym momencie.
-Chuj,
chuj, chuj... Słodkiego mi się chce!
Dajcie mi coś kurwa.
-Steven!
- zawył Axl i zaraz koło niego pojawił
się pół nagi Adler.
-Czego
kurwa Rudy Ośle drzesz ryja?
-Wyrażaj
się pedale jebany do mnie, bo ci upierdolę jęzor i kurwa nie
będziesz mógł go zatapiać w jamach ustnych pięknych kobiet. Otóż
nasz Slash chce czegoś słodkiego, więc jesteś cały jego.
-Chuju...
myślałem, że już się coś kurwa pali,
a ty mi dupę zawracasz.
-Ejj...
to nie zły pomysł! - Slash zatarł ręce
i rzucił się w stronę blondyna, który zaczął uciekać po całym
salonie, nie patrząc na co skacze.
-Chodź
tu cukiereczkuuu różowiutkiii! Przyprawię cię w jakieś piórka i
będziesz nasłodziachniejszą dupą na całym świecie! - krzyczał
za nim Slash, a Adler zaczął piszczeć jak jakaś baba.
-Wyprowadzam
się kurwa! Każdej nocy bój się, czy
któryś nie zaparkuje w twoim tyłku! Pedały jebane!
-Jebany
dom wariatów...-mruknął Duff kręcąc
głową i składając pocałunek na policzku brunetki.
-Żadna
nowość. - zaśmiała się wesoło, obserwując popychającą się
na ziemi dwójkę.
-Róbcie
co macie robić, tylko szybko, bo
przypominam, że kurwa ktoś musi być w studio.
-Slash,
zostaw już tego słodziachnego blondaska.
Idę do sklepu i kupię ci coś. - Alison zeszła z Duffa,
odstawiając butelkę whiskey. Uszczypnął ją delikatnie w udo i
posłał wściekłe spojrzenie.
-Myślałem,
że to ja jestem najsłodszym blondaskiem...- mruknął z wyrzutem.
-Ty
co najwyżej możesz być kurwa farbowaną
kuną. - odezwał się Rudy na co został trafiony poduszką.
-Jebana
konusowata wiewióro się nawet nie
odzywaj!
-Konus
to ty jesteś i bardzo dobrze wiesz, w
którym miejscu!
-Słowo,
a ty kurwa dostaniesz po ryju!
-Alison,
jak już lecisz na miasto to skocz do Johna
po towar... - mruknął Slash, który zszedł wreszcie ze Stevena.
-Przecież
niedawno kupowałeś.
-No
ale impreza była, tak?! - rozłożył
bezradnie ręce i zacmokał ustami.
-Ty
imprezy masz cały czas. Daj kasę... -
ciężko westchnęła i wyciągnęła przed siebie dłoń. Nie lubiła
załatwiać takich interesów, ale kilka razy się zdarzyło, że
musiała, bo żadnemu nie chciało się podnosić dupy. Wcisnął jej
w dłoń dwie studolarówki. Schowała je do kieszeni skórzanych
rurek i naciągnęła na nogi czerwone trampki. Pożegnała ich
środkowym palcem i opuściła ich posiadłość. Z trasy wrócili
ponad miesiąc temu i chłopaki od razu zabrali się na kontynuowanie
płyty. Większość czasu spędzali w studio, a gdy wracali upijali
się, pieprzyli i tak w kółko. Ona
oczywiście razem z nimi i z tego względu,
że im się nie chciało załatwiała czasem interesy na mieście.
Kilka razy do domu wpadła policja, bo jakieś jebane kutasy z tej
samej branży kablowały, ale całe szczęście nie mieli dowodów,
więc raczej odpuszczali. Dochodziła już na Sunset, gdzie powoli
kręcili się ludzie głodni imprez. Była dopiero 17, więc nie było
jakiś wielkich tłumów, jak to bywało tutaj wieczorami. W
pierwszej kolejności chciała odwiedzić Johna, który mieszkał nad
jednym z clubów o dość jasno mówiącej nazwie 'Only sex'. Weszła
po metalowych schodach, który wydawały nieprzyjemne dźwięki i
zapukała do drzwi mieszkania. Dochodziła z nich głośna muzyka i
wkurwiona waleniem otworzyła je kopem.
-Johny!
- wrzasnęła na cały dom i podeszła do
wielkiej wieży, ściszając ją. Niski brunet wyłonił się z drzwi
sypialnianych, zapinając spodnie.
-Czego
kurwa?! Aa.. to ty Alison. - uśmiechnął
się widząc brunetkę – Co cię sprowadza w moje skromne progi?
-Przyszłam
na kawę, bo się za tobą stęskniłam. - powiedziała teatralnym
tonem, a on pokręcił głową.
-To
co zawsze? - kiwnął w jej stronę głową
podchodząc do szafki.
-Yep.
-Przecież
niedawno byłaś. - podał jej papierową torbę, a ona wcisnęła mu
banknoty.
-Zapotrzebowanie
rośnie...- wzruszyła ramionami.
-Alison
kurwa... Lubie was. Steven to mój przyjaciel, zarabiam na tym, ale
to cholerne gówno jest.
-Wiem,
wiem...
-Eee...
słuchaj... tutaj są dwie
stówki...-skrzywił się.
-Tyle
co zawsze.
-No
wiesz... wszystko drożeje.
-Jaja
sobie ze mnie robisz?
-No
nie...
-Lubie
was, tak? - prychnęła i wyciągnęła
jeszcze jedną stówę z kieszeni spodni, wciskając ją brunetowi i
wychodząc bez słowa.
-Sorry
Ali! - krzyknął za nią.
-Sorry...-
burknęła pod nosem i biegiem pokonała
schody. Na dole o mało co nie wywaliła się stając na jakimś
pierdolonym kamyczku. Kopnęła go i schowała do torby towar. 'Slash
mi kurwa za to zapłaci!', pomyślała wściekła. Nie dość, że
musi latać tutaj za nich, to jeszcze dokładać ze swojej kasy. No
tak teoretycznie to ich kasy, ale to wiele nie zmienia. Pomachała
barmanowi z Whiskey, który szedł po drugiej stronie ulicy.
-Wpadacie
dzisiaj?!- krzyknął w jej stronę.
-Nie
mam pojęcia! Jak tak to przytrzymaj jakieś
dziwki dla tego napaleńca. - zaśmiał się i zniknął w drzwiach
baru. Skierowała się na początek Sunset i weszła do największego
w okolicy hipermarketu. Złapała wielki wózek i powolnym krokiem
chodziła między regałami. Musiała kupić coś do żarcia, bo
oczywiście ci debile musieli wszystko wyjeść w dzień, a później
jechać na samych prochach. Nuciła pod nosem 'Dream on' Aerosmith,
których zdążyła ostatnio poznać na kilku imprezach. Swoją
drogą całkiem spoko z nich kolesie. Wrzuciła
do koszyka paczkę groszków czekoladowych i miodowe dla Izzy'ego,
który je uwielbiał. Zapakowała jeszcze kilka rzeczy i obładowana
wyszła ze sklepu. Próbowała schować portfel do torby, gdy w coś,
a raczej kogoś uderzyła i wszystko wypadło jej z rąk.
-Ja
pierdole... - przeklęła pod nosem i
zabrała za podnoszenie zakupów.
-Alison...
Alison Forbes? - usłyszała znajomy głos
i w szoku podniosła wzrok. Zamarła widząc przed sobą dawną
przyjaciółkę Mary, która była cała zapłakana.
-Kurwa...
Co ty tutaj robisz? - wydusiła z siebie po
chwili milczenia. Blondynka lustrowała ją spojrzeniem z góry na
dół.
-Z-zgdubiłam
się.
-No
ja kurwa myślę. Jakim cudem znalazłaś
się w LA i dolazłaś, aż na Sunset?
-Znajomi...
powiedzieli, że tutaj mam pojechać, a
teraz mnie okradli i nie mam na taksówkę i nie wiem w którą
stronę iść.
-Zajebiści
znajomi.- Ali delikatnie zaśmiała się pod nosem, ale zaraz
uspokoiła. Objechała 'przyjaciółkę' wzrokiem i pokręciła w
niedowierzaniu głową do swoich myśli. Musiało ją całkiem
pojebać.
-Nie
mam kasy, bo wszystko straciłam, więc
teraz ci nie dam, ale mam w domu, chodź. - mruknęła niezbyt
chętnie i ruszyła do przodu. Odwróciła się, gdy blondynka
wpatrywała się w nią w osłupieniu.
-Idziesz,
czy czekasz, aż cię ktoś wyrucha przy
pierwszej okazji? - blondynka biegiem do niej dobiegła i chwyciła
jedną z toreb. Ali delikatnie prychnęła na ten gest i
przyśpieszyła kroku.
-Ja-
jakim cudem znalazłaś się w LA? -
spytała niepewnie Mary po jakiś 15 minutach, Alison spojrzała na
nią i zaśmiała bardziej do siebie.
-Miałam
kurewskie szczęście i spotkałam na swojej drodze księcia na
białym koniu. - Weszły już na ulicę, na której znajdowała się
ich willa, a Mary otworzyła ze zdziwienie buzię.
-Pracujesz
tutaj? - spytała, gdy weszły już na
podwórko.
-Nie,
ja tu mieszkam. - powiedziała Alison i
otworzyła przed nią drzwi, przepuszczając do środka.
-Przyszło
moje wybawieniee!!!!-usłyszała ryk i wylądował przed nią Slash –
Masz? Wszystko kupiłaś?
-Skarbie!!!
Mam nadzieję, że byłaś u Johna!!!-
doszedł ją wesoły krzyk Stevena, który zaraz do nich dołączył.
- Ooo... mamy gościa? Któż to zawitał w nasze skromne progi? Jak
cię zwą niewiasto?- teatralnie się przed nią ukłonił i udał,
że ściąga niewidzialny kapelusz.
-Steven,
przestań pierdolić i bierz zakupy, a ty
chuju – zagroziła Slashowi – Następnym razem sobie sam lataj.
Ceny skoczyły.
-Jak
ty się do króla odnosisz?! Dawno ci chyba
nikt w dupę nie dał! Duff, to kurwa nawet się za to nie bierze!
-Co
za jebany szum tutaj robicie? - burknął
wyłaniający się ze schodów Duff, który wyglądał jakby dopiero
co się obudził.
-Wstała
jebana księżniczka – Duff pokazał fucka Steven'owi i poszedł do
Alison delikatnie ją przytulając.
-Co
tam, Mała?
-Dobrze
się czujesz? - spytała z troską, a on
pokiwał głową i pocałował ją delikatnie w usta. Nagle drzwi
otworzyły i wparował do nich najpierw Steven Tyler, a za nim
pozostali koledzy z zespołu w towarzystwie kilku pań.
-Czas
rozruszać tą stypę! - zawył Joe, który
był już nieźle piany... jak zresztą pozostali panowie. Przybili
sobie piątkę z każdym ze znajdujących się w korytarzu Gunsów i
ruszyli do salonu od razu włączając wieżę, z której poleciało
akurat Crazy ich wykonania.
-Łooo
kurwa! Cóż to za genialny song?! - zawył Steven i zaśmiewał
trzymając za brzuch.
-Kto
zaprosił tutaj tą żabę? - koło nich
pojawił się Izzy, który chyba pierwszy raz dzisiaj wyłonił się
z pokoju, a za nim jakaś ruda dziwka, poprawiająca bluzkę i
wkładająca pieniądze za majtki.
-Mnie
się pytasz? - Steven prawie, że
podskakiwał do sufitu – Impreza, kurwa! - zawył i już go nie
było.
-Istna
patologia. Tylko kurwa patrzeć, aż się
zaczną jebać na stole... - Slash zaczął grzebać w torebce Alison
i ucieszył się znajdując swój towar. - Pięknie, pięknie...
-Kogo
moje oczy widzą?! - krzyknął Axl, który
pojawił się w tylnych drzwiach z panienką za nim.
-Więc
chyba ich kurwa nikt nie zaprosił. - skwitował Izzy.
-Skarbeńku...
jakiś noł lajf jesteś ostatnio...- Slash zarzucił na jego rękę
i pocałował w policzek – Nawet dziwki porządnie nie umiesz
wybrać – kiwnął głową w stronę wychodzącej towarzyszki
szatyna.
-Ja
przynajmniej pakuję się w tyłki dziwek,
nie to co ty.
-Chuju!
Do mnie mówisz?! - uniósł się Mulat.
-Nie
kurwa. Do Duffa, ale czy Alison wygląda
jak jakiś pieprzony transwestyta z chujem między nogami?
-Jeśli
pacanie wyglądający jak zapchlony york nie wiesz, to transwestyci
zazwyczaj mają chuja między nogami, ale jeśli mówimy już o
Alison, to nie wiem, bo nie widziałem i sądze, że dość długo
nie zauważę chyba, że Duff pozwoli.- puścił oczko przyjacielowi,
który złapał go za szyję i zaczął udawać, że dusi.
-Nie
w tym życiu, mój kurewski przyjacielu.
Zostań przy swoich transwestytach.
-Co
wy kurwa?! Raz, jeden jedyny raz mi się to
zdarzyło! Kiedy byłem najebany w trzy dupy, a wy sami go do mnie
przyprowadziliście! Dobrze chuje jebane wiecie, że do niczego nie
doszło! Nie jestem Stevenem Taylerem, żeby...
-Ktoś
kurwa wymówił moje zacne imię i nazwisko? - podleciał do nich
wokalista Aerosmith'ów i przytulił Izzy'ego, który niezauważalnie
się skrzywił.
-Hęę?
Ktoś coś mówił? Duff, co pieprzyłeś? - Slash zaczął palić
głupa co wyglądało przekomicznie.
-Komentowałem
tylko to co powiedziałeś na temat Stevena.
-Co
ten pudelek komentował na mój temat?
-Strasznie
podobają mu się twoje nowe spodnie, a
zwłaszcza twój tyłek w nich i chciałby odbyć rozmowę gdzie
może je dostać, ale wstydził się zapytać - blondyn wyszczerzył
się w stronę przyjaciela.
-Oh
Slashu... wystarczyło do mnie tylko
podejść przecież wiesz, że zawsze jestem do twojej dyspozycji, a
teraz lecę, bo Joey zaczyna dobierać się do mojej dziweczki!
Podobno świetna! Dzisiaj ją sprawdzę i jak coś wam polecę! I
dzięki, że uważasz, że mój tyłeczek wygląda dobrze! Taki miał
być efekt!
-Widzisz?
Jest do twojej dyspozycji. Nie musisz dziękować.
- Duff chciał się schować za Alison, jednak i tak dosięgnęły go
ręce Saula.
-Chuju...
oderwę ci twoje jaja jeśli się nie
zmienisz. Jebana tleniona blondyna.
-Spierdalaj
pudlu ode mnie! Nie jestem zainteresowany! Mam dziewczynę!
-Ale
ta dziewczyna najwidoczniej nie jest zainteresowana tobą
– Slash migiem podleciał do Alison i przerzucił ją sobie przez
plecy. Od dłuższego czasu stała i ze śmiechem przyglądała się
przyjaciołom.
-Dawaj
ją jebany cwelu! - Duff zaczął za nimi
gonić, a gdy chwycił ich oboje wgryzł się w tyłek brunetki,
która zapiszczała na cały dom.
-Jeszcze
ją wścieklizną zarazi i tyle będzie z
Ali...- mruknął Izzy popijając whiskey.
-Dajcie
kurwa spokój... gryzą cię w tym domu i
nie wiadomo co...- Slash powrócił do Izzy'ego – Duff! Wiesz co
chuju? Sądze, że powinieneś wziąć coś na wyluzowanie. -
wyciągnął z torebki jedną strzykawkę i z uśmiechem pomachał
nią przed przyjacielem.
-Ohoho...
mądrze gadasz... Izzy idź po pół litra
dla niego.
-Czasami
mi się udaje... - Slash wygiął dumnie
pierś do przodu.
-Czasami
ci się udaje trafić w dziurkę –
blondyn pokazał mu język, a Ali zaczęła śmiać ze smutnej miny
Mulata.
-Chcesz?
- Izzy wyciągnął w stronę Mary woreczek
z koką i wtedy Alison przypomniała sobie o jej obecności.
Blondynka stała z zszokowaną miną i wyglądała jakby zaraz miała
się rozpłakać. Alison wzniosła oczy ku górze i pokręciła
głową.
-Kurwyy!
Gdzieście wy się jebać chcą?!
Napierdalać na salony! - doszedł ich piskliwy krzyk Axla.
-Idźcie
– nakazała im i kiwnęła głową w stronę blondynki – Chodź.
- skierowała się w stronę schodów, a ona niepewnie za nią.
Odpychała nogą zalegająca gdzie nie gdzie butelki i ciuchy oraz
inne rzeczy, których lepiej nie dotykać. Otworzyła drzwi od jej i
Duffa sypialni, w której teraz roiło się od różnych płyt,
plakatów i ciuchów gdzie popadnie. Podeszła
do wielkiej komody i odnalazła w niej pudełko swoich ulubionych
czekoladowych fajek. Odpaliła jedną i wyciągnęła paczkę w
stronę Mary, która przecząco pokręciła głową. Brunetka
wzruszyła ramionami i wypuszczając dym z płuc rozwaliła się na
łóżku.-Siadaj...- mruknęła
pod nosem, a Mary niepewnie przysiadła na skraju łóżka. Nagle
Alison podskoczyła i podleciała do wielkiego odtwarzacza
umieszczając w nim płytę Led Zeppelin. Wydobyły się pierwsze
dźwięki All my love i z uśmiechem na ustach zajęła poprzednie
miejsce, cicho śpiewając pod nosem.
-Więc
po co przyjechałaś do LA? - spytała po kilku minutach milczenia,
gdy piosenka dobiegała końca.
-Eee...
na warsztaty i na casting...
-W
LA? No proszę... myślałam, że
startujesz na Paryż.
-Byłam
w Paryżu w wakacje. - Alison zacmokała ustami z uznaniem i
dosięgnęła butelkę brandy ze stolika – Chcesz łyka?
-Nie
piję.
-Skąd
ja to znam...- brunetka zaśmiała się pod nosem i pokręciła w
niedowierzaniu głową. Pomyśleć, że kilka miesięcy temu
wyglądała tak samo, a teraz?
-A
ty?
-Co
ja? - podniosła wzrok z papierosa na
blondynkę, która wciąż siedziała jak na szczudłach.
-Gdzie
tańczysz, gdzie zamierzasz się dostać?
-Tańczę....
tańczę... - powiedziała jak w amoku delikatnie uśmiechając się
pod nosem – przed Duffem...
-Ten
blondyn?
-Tak.
-A
zawodowo?
-Nie
no, kasę jeszcze mam. Kiedy mi jej
zabraknie, może wtedy.- chciała obrócić sytuację w żart i
zaśmiać, lecz wyszedł jej raczej z tego nerwowy chichot.
-Nigdy
nie tańczyłaś dla kasy.
-I
nie zamierzam.- szybko zgasiła papierosa w
zapalniczce i poszła zmienić płytę. Tym razem w odtwarzaczu
wylądowała Paranoid Black Sabbath. Dojrzała na parapecie całą
puszkę pepsi i podała ją Mary, która niechętnie ją chwyciła.
-Spokojnie,
nie zatruta. - rozsiadła się na środku
pokoju i złapała jeansową kamizelkę, którą zaczęła ozdabiać
ćwiekami. Czuła cały czas napięcie i spojrzenie Mary na sobie.
-Coś
nowego w Chicago? - spytała po pewnej chwili, pomału
doprowadzającej do szału ciszy.
-Wszystko
po staremu... niewiele się zmieniło od
twojego...hm... od twojej ucieczki.
-Niewiele?
-Niezbyt...
James załamał się, gdy wyjechałaś –
prychnęła pod nosem.
-On?
Ktoś coś jeszcze mówił?
-Chodzi
ci o twoich rodziców? - pokiwała
twierdząco głową – Wszystko u nich w
porządku. Susan ostatnio zajęła pierwsze
miejsce w konkursie recytowania i twoi rodzice są wniebowzięci. W
wakacje odwiedzili Rzym, a w święta planuję jechać jak co roku na
narty.
-To
wszystko? - zmarszczyła nieco brwi.
-Chodzi
ci o to, czy przejęli się twoją
ucieczką? Przykro mi, ale sama sobie na to zasłużyłaś. - 'Nie'
rozbrzmiało w głowie Alison. Spodziewała się czegoś takiego, ale
i tak zabolało. Nie co dzień dowiadujesz się, że twoi rodzice
mają cię w dupie. Odgoniła od siebie wszystkie dręczące myśli i
chwyciła butelkę, wymuszając na uśmiech.
-Zdolna
bestia z Susan.- mruknęła.
-Bardzo,
twoi rodzice są dumni z takiej córki. Z
ciebie też mogliby być... - odłożyła zbyt gwałtownie kurtkę
na ziemię, a raczej nią rzuciła - Czemu wyjechałaś? - chciała
już odpowiedzieć, ale wtedy w drzwiach pojawił się uśmiechnięty
blondyn.
-Co
jest? Imprezka się rozkręca. Totalny
pojeb z tego Stevena. I z jednego i drugiego. Axl wpadł na zajebisty
pomysł wypróbowania każdej z dziwek. - podszedł do niej i
delikatnie objął w pasie, wkładając jej do ust papierosa.
-Zaraz
dołączę.
-No
to nie przeszkadzam. – cmoknął ją w
policzek i wyszedł. Gdy zamknęły się za nim drzwi spojrzała na
blondynkę z uśmiechem.
-Dlatego.
-Przecież
ledwo co go znałaś.
-Jak
widać się nie myliłam i bardzo dobrze
zrobiłam. Mam przyjaciół, jestem kochana i wreszcie mogę robić
co mi się tylko podoba.
-Warto
poświęcić to wszystko co miałaś dla
tego? Biedne dziewczyny, które są wykorzystywane, narkotyki,
alkohol, to jest to czego chcesz?
-Życie.
Chcę życia i je dostałam.
-Marnujesz
życie, zabijasz się z każdym łykiem
tego czegoś – wskazała na butelkę brandy.
-Tego
czegoś? Kurewsko dobre to jest, jesteś
pewna, że nie chcesz łyka? - zaśmiała się i podała jej butelkę.
-Nie,
nie chcę. Ty też nie powinnaś. Możesz
zacząć gdzie indziej.
-Zaczęłam.
Tutaj.
-Alison
to nie jest dla...
-Co?!
To nie jest dla mnie? Gówno możesz
wiedzieć. Gówno wiesz. Teraz wiem, że żyje, jestem szczęśliwa i
uśmiecham się każdego pieprzonego dnia. I wiesz co? Cieszę się,
że nie jestem tak pieprzoną hipokrytką, jak ty, czy moi rodzice!
-Jak
chcesz... - Mary odwróciła głowę w
drugą stronę.
-Co?
Nie doczekam się wykładu? Szczerze mówiąc
już bardzo dawno od nikogo go nie dostałam, więc bardzo proszę,
jeśli chcesz to sobie pogadaj.
-Nie
mam nic więcej do powiedzenia. Mogę
zadzwonić po taksówkę?
-Nie
chcesz zostać?
-Z
samego rana mam zajęcia, a to nie jest
towarzystwo dla mnie.
-Jasne...
- Alison chwyciła słuchawkę telefonu,
który stał na komodzie i wybrała odpowiedni numer. - Będzie za
pięć minut. - powiedziała. Mary pokiwała w zrozumieniu głową.
Brunetka chwyciła jeszcze jednego papierosa i go odpaliła. Podeszła
do komody i wyciągnęła z niej pieniądze, które podała
dziewczynie.
-Oddam
ci.
-Nie
ma takiej potrzeby. Chodźmy. - nakazała i
wyszły z pokoju. Od razu doszły ich głośne krzyki, śmiechy i
muzyka, a pod schodami zastały Slasha pieprzącego się z jakąś
dziwką. Alison tylko pokiwała ze śmiechem głową, a Mary
skrzywiła i jak najszybciej wyszła z domu. Stanęły na podjeździe
i czekały. Po chwili zajechał samochód, Mary ruszyła w jego
kierunku, ale się zatrzymała.
-Alison,
byłaś moją najlepszą przyjaciółką,
dlatego muszę ci coś powiedzieć...
-Nie,
Mary – przerwała jej brunetka – Byłam
twoją przyjaciółką, bo byłam taka jaką chciałaś, żebym była.
Nie mogłam mieć własnego zdania, a dzięki mnie miałaś korzyści.
Kiedy coś zaczynało się pieprzyć przestawałam się dla ciebie
liczyć. Dopiero teraz to widzę i żałuje, że tak długo dawałam
się traktować jak pieprzoną marionetkę, nie chcę słyszeć nic
więcej... Wiem jakie masz zdanie na mój temat, ale to moje życie.
Mimo wszystko cieszę się, że się spotkałyśmy, ale zbyt wiele
się zmieniło i zbyt wiele nas różni by móc nawet gadać.
Zamknęłam pewien rozdział, w którym byłaś ty. Żegnaj Mary. -
blondynka zacisnęła usta i otworzyła buzię, lecz zaraz ją
zamknęła.
-Żegnaj.
- zamknęła za sobą drzwi i samochód ruszył. Alison stała i
patrzyła do czasu, aż zniknął jej z oczu i jeszcze dłużej,
nawet, gdy zaczął padać delikatnie deszcz. Teraz była pewna, że
tamten rozdział życia został ostatecznie zamknięty. Rodzice,
Mary... to wszystko zostało głęboko zakopane i nie zamierza już
nigdy tego odkopać. Teraz to jest jej życie. Pieprzone życie, w
którym jest naprawdę szczęśliwa. Mimo wszytsko nie była w
nastroju do imprezowania, więc weszła do domu i odnalazła wzrokiem
blondyna ignorując krzyki innych. Stał koło Axla, który pokładał
się na nim ze śmiechu.
-Duff...
- zaczęła cicho.
-Czekaj,
czekaj... - powstrzymał ją dłonią, a
ona stanęła z boku i nerwowo postukiwała nogą.
-Duff...
- powtórzyła, gdy wciąż był zajęty
rozmową z Axlem i Stevenem Taylerem.
-Sekundka.
-Chuj,
nie sekundka.- burknęła i skierowała w
stronę schodów po drodze wpadając na Joe'ego.
-Ołł
hej... jesteś... chcesz się napić? - pomachał jej butelką pod
nosem, którą chwyciła i biegiem poleciała do pokoju. Rzuciła
się na łóżko miała ochotę stać się niewidzialna, o ile już
się taka nie stała. Leżała na łóżku i wpatrywała się w sufit
próbując ignorować hałas dochodzący z dołu. Nagle drzwi
otworzyły się z hukiem i do środka wleciał Duff.
-Tutaj
jesteś! Sama?
-Jak
widać. - usiadł na łóżku i mocno
przyciągnął ją do siebie.
-Chodź
z namiiii...-mruknął jej do ucha i delikatnie je przygryzł.
-Z
nami? - dopiero teraz zauważyła stojącą
w drzwiach dziewczynę, która wyglądała, jak wyglądała. Kto ją
w końcu przyprowadził? Napalone gwiazdy rocka.
-Poznaj
Nirvane, opowiadała mi bardzo ciekawą
historię jak dostała się do LA, tobie też może ją opowiedzieć.
-Z
całym szacunkiem, ale nie mam ochoty
słuchać czyiś historii, a zwłaszcza o tym jak dostali się tutaj.
-Co
pierdolisz? - spojrzał na nią jak głupek
i zaśmiał – Chodź lepiej do nas. Dawaj...- wstał na nogi i
pociągnął ją za ręce.
-Nie,
Duff. Nie mam ochoty. Muszę wszystko
przemyśleć nie co dzień dowiadujesz się, że rodzina ma cię w
dupie.
-Rodzina?
W dupie? Żadna nowość. Nirvana właśnie
z podwodu rodziny znalazła się tutaj.
-Co
ty kurwa nie powiesz?
-No
ja nie, ona ci powie. Chodź Skarbie,
stęskniłem się za tobą. - powędrował rękoma w stronę jej
piersi, które odepchnęła.
-Nie,
Duff. Naprawdę nie mam ochoty. Muszę z
kimś pogadać. - spojrzała na niego z nadzieją, a ten zacmokał
ustami.
-Daj
spokój. Chcesz być taka dziunia jak ta,
którą tu przyprowadziłaś?
-Potrzebuję
po prostu pogadać.
-No
to chodź na dół.- jęknął – Chłopaki
przyprowadzili dziewczyny, to z nimi pogadasz.- wygiął usta w
dzióbek i nachylił nad nią.
-Mam
kurwa gadać z dziwkami?! - wrzasnęła
podrywając się na nogi.
-A
co w tym złego? Są bardzo miłe.
-To
niech kurwa będą miłe dla ciebie! Idź!
Idź się z nimi pieprz skoro to jest dla ciebie ważniejsze!
-Jeny.
Mała... po co od razu się unosisz?
Powinnaś się wyluzować. Chyba potrzebujesz czegoś.
-Tak!
Potrzebuje! Spokoju, więc łaskawie niech
ona stąd idzie!
-Zostawisz
ją samą? Tak nie wypada.
-No
to idź z nią. Droga wolna, skoro tak się
przejmujesz tym co ona czuje.
-Najwidoczniej
się przejmuje. Siedź sobie sama, mam to w
dupie.
-Miej
to w dupie! Nie widzę różnicy! -
wrzasnęła i napięcie odwróciła.
-Opanuj
się do jasnej cholery! Świat nie kręci
się wkoło ciebie! Nie jesteś jedyną dziewczyną na tym świecie,
której trzeba poświęcać uwagę. - Na trzaśnięcie drzwi
przymknęła oczy i delikatnie skuliła. Dosłownie wszystko się w
niej teraz gotowało, a blondyn dolał oliwy do ognia. Jakieś
pieprzone dziwki ważniejsze od niej i oczywiście nie mógł
zauważyć, że potrzebuje kogoś kto z nią pogada i przytuli.
Chciała tylko jego obecności, a on miał to w dupie. Jego ostatnie
słowa zabolały. Nigdy nie usłyszała z jego ust czegoś takiego.
Niewiele myśląc podleciała do jego szafki i zaczęła wyrzucać
ciuchy, jak leci, aż wreszcie znalazła to czego szukała.
Wyciągnęła strzykawkę wypełnioną tym czego akurat w tym
momencie potrzebowała. Obejrzała znalezisko z każdej strony i
poczuła jak mocniej wali jej serce. Jeszcze nigdy nie zażyła
heroiny, bo chłopacy skutecznie ją przed nią chowali, a ona nawet
nie odczuwała potrzeby zażycia jej. Skierowała się do łazienki
gdzie było lepsze światło i przysiadła na toalecie. Podwinęła
rękaw koszulki i założyła pasek uciskowy na ramię. Odgarnęła
włosy do tyłu i odnalazła żyłę. Piękna... wręcz idealna.
Delikatnie kciukiem rozmasowała miejsce gdzie zamierzała się wkuć
i wzięła kilka głębszych wdechów.
-Okey...
jedziesz Alison... - powiedziała sama do
siebie i zbliżyła igłę do swojej skóry, ręka lekko jej drgała,
ale próbowała to ignorować. Centymetr.
-Kurwa!
- strzykawka wyleciała jej z ręki i
podniosła wzrok do góry – Co ty odpierdalasz?
-To
co widzisz.-burknęła i podniosła to co
wypadło jej z ręki chcąc kontynuować to co zaczęła, jednak
Mulat od razu jej to zabrał.
-Duff
wie?
-Gówno
mnie to obchodzi.
-Jego
chyba jednak tak.
-Pff,
na pewno, aż za bardzo. - strzepnęła z
kolan niewidzialny kurz.
-Z
tego co wiem to masz tego nie dotykać.
-Tak!?
Bo co kurwa?! Kto powiedział, że nie
mogę?! Ja?! Czy ci to kurwa powiedziałam?! - zaczęła wrzeszczeć
wstając na równe nogi, a on przypatrywał jej się z szeroko
otwartymi oczami.
-Ty
może nie, ale na chuj ci to?
-Bo
może kurwa chcę?! Dawaj! - podleciała do
niego, ale wyciągnął ręce wysoko w górę, zaczęła podskakiwać
jednak na nic to się zdało, bo był za wysoki.
-Dawaj
mi to kurwa!
-Pojebało
cię, że ci to dam. Chcesz skończyć na dnie jak jakiś skończony
wrak? Zostawić Duffa samego, aby obwiniał się o to, że coś ci
się stało? Jak chcesz spieprzyć sobie życie i wylądować na
ulicy gdzie każdy będzie cię pieprzył, a ty gówno będziesz
wiedzieć, to proszę bardzo. Bierz to kurwa, ale później obwiniaj
tylko siebie.
-A
kogo to kurwa obchodzi?! - usiadła na
wannie i schowała twarz w dłonie.
-Tego
popierdolonego debila, który siedzi na dole najebany w trzy dupy i
pieprzy jakieś głupoty.
-Zwłaszcza
jego.
-Co
się znowu kurwa stało? Popierdoliliście
się?
-Zależy
o co ci chodzi.
-Tym
razem nie o seks.
-Więc
tak.
-I
ty się kurwa przejmujesz? Faktycznie sobie
to jebnij – wyciągnął przed nią strzykawkę – Przecie on
najebany jak chuj, którym zresztą jest. Najeb się i też będziesz
pierdolić.
-Co
ty gadasz? - zmarszczyła brwi.
-Mądre
rady wujka Slasha.
-Jak
chuj.
-Zależy
czyj. - kolejny jego z brudnych uśmiechów, który wywołał u niej
śmiech.
-Jak
mniemam na pewno twój.
-Lepszego
nie znajdziesz.
-Na
pewno.
-Ali,
Księżniczko, nie bierz tego gówna,
jasne? Nie mogę ci zabronić, ale nie bierz tego. Zaufaj mi.
-A
wy co? Możecie?
-Nie.
Nikt kurwa nie powinien brać tego szajsu.
Trochę się na tym znamy i mamy kontrolę, ale dla ciebie to będzie
za dużo. Po co ryzykować? Duffem się nie przejmuj. Każdy po
pijaku robi głupoty – spojrzał na nią wymownie i rozczochrał
włosy – Pogadacie jutro kiedy każde z was będzie w normalnym
stanie. Psychologiem dobrym nie jestem i raczej ci nie pomogę,
Steven skacze po całym domu jak popierdolona sarenka, która
znalazła jelonka, więc on raczej też odpada. Ale jak coś to mów.
- usiadła na toalecie i świdrował ją swoimi brązowymi oczami,
które ledwo co było widać spod burzy loków. Uśmiechnęła się
delikatnie, a on szturchnął ją w kolano, zrobiła to samo, zaczęli
się popychać, aż wylądowała w wannie, a on podleciał szybko i
odkręcił zimną wodę.
-Slash!
Pojebało cię!!!- zaczęła krzyczeć
próbując podnieść się na nogi, złapała słuchawkę i
wycelowała strumieniem w śmiejącego się w najlepsze Saula.
Zrzedła mu mina i podleciał do niej wyrywając wąż. Po chwili
szamotania byli cali mokrzy i zmęczeni. Alison opadła do wanny, a
Mulat obok niej.
-Wyglądasz
jak jakiś niewypał.- mruknął po chwili.
-Odezwał
się mokry pies.
-Zboczony
pies?
-CO?
- podniosła głos wychylając się i
patrząc w jego stronę.
-Czemu
powiedziałaś zboczony pies?
-Powiedziałam
mokry pies, zboczeńcu!
-Usłyszałem
zboczony.
-Jak
mokry można pomylić ze zboczonym? Takie
coś to tylko ty. - pokręciła w niedowierzaniu głową i ostrożnie
opuściła wannę.
-Pić
mi się chce.
-Jebać?
- mruknęła ściągając z głowy ręcznik, którym wycierała
włosy.
-Jebać?
- zmarszczył brwi – Pić powiedziałem! I kto tu jest zboczony?!
-No
nie ja.
-Jebać
w sumie też mi się chcę.- powiedział w zamyśleniu, pocierając
brodę.
-Żadna
nowość.
-No
w sumie. Dobra, idę się przebrać w coś
suchego.
-I
idź się jebać.
-Do
mnie mówisz, dziewico?! - teatralnie się
uniósł – A tak poważnie to mogę? - spojrzał na nią z miną
słodkiego psiaczka.
-Od
kiedy to potrzebujesz mojego pozwolenia?
-Zostawić
cię samą mogę?
-No
kurwa nie... - załamała ręce –
Spokojnie, mogę zostać sama.
-No
to idę! Laseczki czekają! - krzyknął i
przelotnie pocałował ją w policzek. Zaśmiała się i pozbyła
mokrych ciuchów. Ubrała suchą koszulkę z logo Aerosmith i
położyła się do łóżka. Nie miała już siły na nic – ani na
myślenie, ani na zabawę. Przykryła się pod sam nos kołdrą i
zasnęła.