Usłyszała
szelest i delikatnie podniosła głowę. Blondyn stał przy stole i
wykładał coś na talerz, cicho podśpiewując jakąś piosenkę i
tupiąc nogą. Z jego ust jak zwykle wystawał papieros. Odwrócił
się do tyłu i na nią spojrzał.
-O
hej. Już wstałaś? Mam nadzieję, że cię nie obudziłem.
-Nie,
nie...-pokręciła przecząco głową i przetarła zaspane oczy. -
Która godzina?
-Dochodzi
13.
-Cholera...-jęknęła
i odrzuciła głowę do tyłu. Znowu zaspała do szkoły. Usiadł
przy stole i delikatnie uśmiechnął.
-Siadaj
i jedz, bo strasznie blado wyglądasz. Naleśniki z syropem, mam
nadzieję, że lubisz.- Odrzuciła kołdrę na bok i wsadziła stopy
w leżące koło łóżka baleriny. Podeszła do stołu i zajęła
miejsce naprzeciw niego, a on podsunął jej talerz i kubek z
parującą kawą.
-Dziękuje.-
delikatnie się uśmiechnęła i zabrała za jedzenia. Delektowała
się smakiem swoich ulubionych naleśników, a on siedział z
założonym nogami i pijąc swoją kawę cały czas jej się
przyglądał, przez co czuła skrępowanie.
-A
ty nie jesz?-wskazała na jego pusty talerz.
-Zjadłem
w drodze.- zaśmiał się – ale widzę, że powinienem zostawić
dla ciebie jeszcze jedną porcję, bo taka chudziutka jesteś.
-Odezwał
się grubiutki.
-Mnie
przynajmniej widać, a ciebie bez problemu każdy by zdeptał.
-Ty
nie zdeptałeś.
-Bo
patrzę pod nogi.- powiedział to takim tonem, że nie była w stanie
powiedzieć nic więcej, więc wzięła do buzi wielkiego kęsa.
-Kupiłem
szczoteczkę do zębów i przyniosłem ci ciuchy Stevensa, bo w moje
spodnie wlazłabyś cała razem z głową. Położyłem ci w szafce w
łazience.
-Yhm...
dzięki, ale naprawdę nie musiałeś sobie robić kłopotu.
-Kłopoty
weszły mi w krew.
-Dziękuje.-odstawiła
talerz i wstała od stołu – Pójdę do łazienki. - Zamknęła za
sobą drzwi i przyjrzała przyszykowanym przez niego rzeczą.
Postarał się i był miły, ale nie wiedziała jak ma do końca to
odbierać. Być może wczoraj na coś liczył, ale nie nalegał.
Powiedziała dosyć i się zgodził. Takie zachowanie raczej jej do
niego nie pasowało i jeszcze bardziej ją to nurtowało. Był jedną
wielką tajemnicą. Nie można było nic wyczytać z jego ruchów,
wszystko idealnie maskował, a z kolei on potrafił wyczytać z niej
każdą emocje, całe jej życie w pięć minut. Odkręciła wodę i
wzięła do ręki szczoteczkę do zębów, nałożyła na nią
niewielką ilość pasty i dokładnie wyszczotkowała. Wilgotną
dłonią przeczesała grzywkę do tyłu i odrzuciła włosy na plecy.
Niepewnie złapała przygotowane ciuchy i je na siebie założyła.
Spodnie były trochę za duże, ale dało się przeżyć. Biała,
podarta bluzka luźno na niej wisiała, założyła jeszcze leżącą
na oparciu krzesła jeansową kamizelkę i spojrzała w lustro. Nie
wyglądała jak ona każdego dnia, zmiana o 180 stopni, ale musiała
przyznać, że podoba jej się to jak teraz wygląda. Wyszła z
łazienki i nigdzie go nie dostrzegła, ale zobaczyła otwarte drzwi
od balkonu, więc tam poszła. Stał oparty o balustradę, a twarz
miał wyciągniętą w stronę słońca. Jego blond włosy powiewały
na wietrze a w ręce trzymał pepsi. Gdy ją usłyszał delikatnie
otworzył jedno oko i uśmiechnął.
-Powiem
Stevensowi, że już może się pożegnać z tymi ciuchami, bo
wyglądasz w nich zarypiście.
-Na
pewno ich nie odzyska i dziękuje.- plecami oparła się o poręcz i
wpatrywała w popękane ściany budynku. Usłyszeli huk i krzyk.
-Duff!
Chory pedale! Gdzie jesteś?!
-Tutaj!-odkrzyknął
i koło nas pojawił się uradowany drugi z blondynów, czyli Steven.
-Ooo
hej Alison! Fajnie ciuchy masz! Ej, czekaj, czekaj... czy to
przypadkiem nie moje?-podszedł do niej i chwycił delikatnie za
rękaw koszulki, spojrzał się pytająco na Duffa, a ten wzruszył
ramionami.
-Masz
najmniejszy tyłek.
-Axl
też ma mały!
-Ale
ty jeszcze mniejszy.
-To
sobie skróć nogi i też będziesz mały.
-Nie
dziękuje.
-Jak
chcesz, to ja mogę oddać...-zaczęła skrępowana sytuacją.
-No
co ty! Zajebiście wyglądasz, ale ja tu nie po to! Duffuś!
Kochanie, normalnie nie uwierzysz co udało mi się teraz załatwić!
Najlepszy towar w mieście! Myślałem, że już kurwa mi się nie
uda, ale odpaliłem wszystkie dojścia i mamy. Pamiętasz co ci
kiedyś o tym wspominałem, nie? Ten co tak rzadko się pojawia i
inne sratata, ale mam! Chłopaki już dostali po swojej działce i to
twoja. - Wyciągnął jakiś woreczek i rzucił w nim w Duffa.
-Nie
puść przypadkiem tylko pary temu debilowi Benowi, bo gotów
wszystko zabrać. Uwziął się na to studio i teraz pierdoli. Rano
wleciał do pokoju, że kurwa porządek ma być. Pojebany człowiek,
mówię ci Alison. Jak tylko możesz unikaj go.
-A
kim on jest?-spytała.
-Manager,
od siedmiu boleści. Mieliśmy swojego, ale tym kurwą z wytwórni
nie pasowało i dali nam swojego. I tak oto zeszliśmy na drogę
piekła. No ale szmaciarz lubi się dziwczyć czasami, więc mamy w
sumie luz. Problem w tym, że jak wpadł do laseczki nam uciekły i
teraz tak jakby trzeba szukać kogoś innego do południa.
-Już
po 13.-odezwał się Duff.
-No
to... do... kurwa. Nie wiem – machnął ręką – do czasu wywiadu
czy czego tam co dzisiaj mamy. I w ogóle to masz tak jakby
przejebane za ten pokój czy co to tam.
-A
kto wie?
-No
w sumie wiesz... nic by nie było, ale właściciel się wkurwił, bo
Axl znalazł gdzieś kija od bejsbola i tak zaczęliśmy grać, że
jakby telewizor trochę ucierpiał i jak zwykle pierdolą, że
wszystkie koszty pokryć. Jakby bez telewizora nie mogli
żyć...-westchnął ciężko i zaczął grzebać w kieszeni spodni –
Duffi, uratuj mi dupkę i daj jakiegoś mocniejszego skręta, bo
nawet zwykłych marlboro nie mam.-wygiął usta w podkówkę i
prosząco spojrzał na Duffa.
-Steven,
zacznij w końcu swoich pilnować, bo mi się kurwa też
kończą.-jęknął, ale podał przyjacielowi to o co prosił.
-Załatwiłem
ci towar, tak czy nie? Więc nie pierdol, bo nie zaszkodzi jak o
jednego mniej będziesz miał.
-A
tylko dzisiaj do mnie po więcej przyjdź, to ci jaja urwę.
-Spokojnie,
w godzinę ogarnę coś nowego, a moich jaj nawet nie
dotykaj.-zagroził mu palcem przed nosem – To jak.. próbujesz tego
nowego gówna, od którego podobno młodo się umiera?-puścił oczko
do Alison, która próbowała skupić się na jego słowach.
-Zaraz...
spokojnie.
-Dawaj!
Mówię ci podobno zajebiste! Wezmę z tobą.
-Yhm...
uważaj, bo uwierzę, że nie zdążyłeś zatopić w tym swego
noska.
-Oj
dobra! Mało, tak tylko na spróbowanie, tyci, tyci... Ale super!
Bierz i nie pierdol, że nie chcesz!
-Stevenson,
idź sprawdź czy nie ma cię w drugim pokoju.-pokręcił głową.
-Jestem!
Jestem tu i tam! Tu i tam!- Steven zaczął skakać z pomieszczenia
do pomieszczenia i nie szło się z niego nie śmiać.
-A
tak poważnie...- po chwili zatrzymał się przed nimi – weź to
teraz.
-Zaraz
wezmę.
-Bierz!-krzyknął
tak, że ludzi na ulicy aż spojrzeli się na górę.
-Cicho
bądź!-Duff położył mu rękę na buzi – nie wrzeszcz, bo
wpadnie tutaj Ben i wtedy jak to powiedziałeś gówno będziesz
miał.
-Nie
chcesz to nie. Przecież cię do niczego kurwa nie zmuszam.
-A
czy ja coś mówię?-spojrzał na niego spod byka i popchnął w
stronę pokoju. Alison weszła za nimi, a oni usiedli przy stole i
Duff wyciągnął to co otrzymał od Stevena. Wysypał to na stół,
uformował dwie kreseczki i się nad nimi pochylił. To samo poczynił
Steven. Po chwili Duff podniósł się do góry pociągając nosem i
oparł o fotel, a drugi z blondynów zaśmiewał się pod nosem.
Alison stała i przypatrywała się temu... teraz sama nie wiedziała
z czym. Z jednej strony czuła obrzydzenie i odrzucało ją od tego,
ale z drugiej to był ich własny wybór i ich życie.
-Chodź
tutaj, pojebańcu...-szepnął Duff i nachylił nad Stevenem
otrzepując mu nos z pozostałości tego co wciągali. Przeniósł
nieobecne spojrzenie na Alison i przepraszająco uśmiechnął.
Rozległo się pukanie i po chwili stanął w nich jeden z nieznanych
jeszcze jej mężczyzn.
-Tutaj
się skurwiele chowacie! I komu obrywa się po dupie? Axl'owi i
Slashowi, bo ja też spierdoliłem!-zaśmiał się i podszedł do
dziewczyny.
-Izzy-
wyciągnął swoją dłoń, którą niepewnie chwyciła.
-Alison.
-A
nasze poszły się jebać... szkoda tylko, że nie z
nami...-powiedział bardziej do siebie, cmoknął ustami i chwycił
leżącą na komodzie butelkę piwa.
-Izzy,
może ty mi powiesz co dzisiaj robimy, bo ten człowiek jak zwykle
nie chce udzielić mi żadnych informacji.
-Steven,
nie pierdol...-westchnął Duff.
-A
kogo obchodzi co robimy? Z tego co wiem, to żadnego koncertu nie ma,
więc nie musimy nic robić.-rozwalił się wygodnie na łóżku.
-Duff...-zaczęła
niepewnie – ja się będę już zbierać.
-Już?-
odwrócił głowę w jej stronę, śmiesznie przekrzywiając na bok.
-I
tak się zasiedziałam.
-Zapieprzyłaś...-mruknął
pod nosem Steven cały czas chichocząc. Duff posłał mu karcące
spojrzenie i wstał z miejsca.
-No
to cię odprowadzę.
-Nie
musisz.
-Ciągle
tylko nie, nie i nie. Powiedz raz tak.-złapał leżącą na łóżku
kurtkę i na siebie założył. Zmarszczyła brwi nie rozumiejąc jak
ma odebrać jego słowa.
Otworzył
drzwi i czekał, aż wyjdzie.
-Do
zobaczenia! Jak będziesz chciała pożyczyć jakieś ciuchy albo jak
będę miał ci coś załatwić to wpadaj do mnie!-krzyknął za nią
Steven. - Albo jak skończysz z usług Duffa, to ja jestem wolny!
-Hej
chłopaki.- machnęła im na pożegnanie ręką, ignorując ostatnie
zdanie blondyna i ruszyła za Duffem, który szedł bez słowa
odpalając papierosa. Wyszli na ulicę i uderzyło ich ciepłe
powietrze. Był wreszcie maj i taka pogoda była wskazana. Patrzyła
na swoje stopy zastanawiając się co tak nagle zmieniło zachowanie
Duffa, kiedy nagle złapał ją w pasie i przyciągnął do siebie.
-Co
taka smutna? Przepraszam za nich, a zwłaszcza Stevena. Nie wiedzą,
że nie jesteś żadną groupie.
-Nie
jestem?-lekko prychnęła pod nosem i zaraz zreflektowała jaki błąd
popełniła. Zaśmiał się pod nosem i zaczesał włosy do tyłu.
-Jeśli
mam być szczery, to to zadań groupie należą trochę inne rzeczy,
ale nigdy mi nie przyszło do głowy, że ty mogłabyś traktowana
jak one.
-Powinnam
podziękować?
-I
to jest właśnie Mała Alison.- przygryzł wargę – wiedziałem,
że coś w tobie drzemie i zaczyna budzić, a wracając do pytania...
Nie, nie powinnaś dziękować.
-W
takim razie dziękuje.- złapał ją za żebra i lekko ukuł na co
pisnęła i próbowała uderzyć jego, ten jednak był zbyt silny i
złapał jej dłonie.
-Mała
Alison...-szepnął mrużąc oczy.
-Duży
Duff...-wystawiła język i ruszyli dalej do przodu.
-Dokąd
zmierzamy moja słodka dziecino?
-Do
domu... do szkoły nie opłaca mi się iść.
-I
mówisz to z takim spokojem?- uniósł do góry jedną brew.
-Teraz
jeszcze tak, ale później będę miała kłopoty.
-I
wreszcie zaczynasz żyć. Co to za życie bez kłopotów?-doszli do
przystanku i akurat nadjeżdżał jej autobus.
-Dziękuje
jeszcze raz za pomoc.
-Hejj...
wyganiasz mnie?- spytał z udawanym wyrzutem – Powiedziałem, że
cię odprowadzę, to zrobię to porządnie.-popchnął ją do
autobusu zanim zdążyła cokolwiek powiedzieć. Usiadł przy oknie i
promiennie do niej uśmiechnął, ukazując rząd równiutkich zębów.
Droga do jej przystanku trwała ponad pół godziny i przez ten czas
rozmawiali o głupotach typu jaki jest ich ulubiony kolor, ulubiona
potrawa i co chwilę wybuchali śmiechem, gdy ktoś lub oni sami
zrobili coś dziwnego. Nim się obejrzała stali już przed jej
domem.
-Ładnie
mieszkasz... dom...-mruknął zamyślony pod nosem, spojrzała w jego
tęczówki i delikatnie uśmiechnęła
-Dom...-
powtórzyła – może wejdziesz? Jeszcze nikogo nie
ma.-zaproponowała.
-Nie
dzięki. Muszę lecieć na wywiad, pa. - miał już odejść jednak w
ostatniej chwili się odwrócił – Słuchaj... jesteśmy w Chicago
przez jeszcze dwa tygodnie, więc wiesz gdzie nas szukać. Wpadaj
kiedy chcesz.
-Dziękuje...
choć nie sądzę, żebym znalazła czas po szkole. Miło... miło...
cieszę się, że cię poznałam Duff, ale obydwoje wiemy, że ta
znajomość nie ma żadnego sensu. Zaraz wyruszacie w świat, a ja
zostanę tutaj i nie chcę robić sobie wrogów. Dziękuje i naprawdę
doceniam, że uzyskałam od ciebie tyle zrozumienia i pomocy. Nigdy
nie zapomnę, że poznałam kogoś takiego jak ty, ale czas powrócić
do swojego życia, a to właśnie jest moje.- wskazała dłonią na
dom z tyłu, z równym trawnikiem, przystrzyżonymi krzaczkami i
pięknymi kwiatami. Ciężko przechodziły jej te słowa przez
gardło, ale wiedziała, że taka jest prawda i nie ma co się... i
nie ma co bardziej zagłębiać się w to co czuje, gdy go widzi.
Starała się jak mogła, żeby wypaść jak najbardziej przekonująco
i żeby nie zauważył jak bardzo nie chce tego mówić.- Żegnaj
Duff...- posłała mu delikatny uśmiech.
-Żegnaj,
Mała.-roztrzepał jej włosy i oby dwoje ruszyli w swoim kierunku.
Gdy weszła do domu i zamknęła drzwi po jej policzkach popłynęły
łzy. Starła je wierzchem dłoni, a one leciały jeszcze bardziej.
Miała przed sobą jego uśmiech, wesołe oczy, a w głowie
rozbrzmiewał jego głos.
-Alison!
Rodzice umierają ze strachu o ciebie! Gdzie byłaś,
dziecko?-podleciała do niej gosposia o imieniu Clara, Brazylijka po
pięćdziesiątce.
-Już
jestem.
-Jak
możesz im robić takie rzeczy?!
-Z
całym szacunkiem, ale to już nie twoja sprawa.-rzuciła oschle i
pobiegła na górę do swojego pokoju. Przekręciła zamek na klucz i
rzuciła się na łóżko, zalewając łzami. Po dwóch godzinach
udało jej się podnieść i pójść do łazienki, żeby wziąć
prysznic. Ciuchy, które 'dostała' od Stevena i kurtkę Duffa
wrzuciła na tył szafy, aby nikt ich nie znalazł i wzięła gorącą
kąpiel. Doszła do wniosku, że popełniła błąd i czas z tym
skończyć. Dwu dniowa znajomość dobiegła końca i pora być
prawdziwą Alison. Stanęła przed lustrem i założyła na siebie
delikatną spódniczkę w kwiatki, białą koszulkę polo i niebieski
sweterek. Na nogi założyła białe zakolanówki i balerinki w
kolorze sweterka. Włosy związała w delikatnego koczka, wciąż
miała podpuchnięte oczy, ale to zignorowała. Zeszła na dół i w
salonie ujrzała matę czytającą jakąś gazetę. Nawet nie
podniosła na nią wzroku.
-Mamo,
przepraszam. Obiecuję, że nigdy się to nie powtórzy.-stanęła
przed nią i oczekiwała reakcji.
-Zawiodłaś
mnie, Alison i nie sądzę, abyś prędko odbudowała to co
zniszczyłaś.
-Postaram
się jak tylko będę mogła, obiecuję.
-Twoje
słowa i obietnice mało co mnie obchodzą. Czy naprawdę wymagam tak
wiele chcąc jedynie, aby moje dziecko mnie szanowało i nie
przynosiło wstydu? Poświęciłam dla ciebie wszystko, a ty mnie
zawodzisz.
-To
się nie powtórzy, nigdy więcej. Nie zaznasz wstydu z mojego
powodu.- Nachyliła się nad matką chcąc ją przytulić, lecz ta
wstała i z obojętnością ją wyminęła, nawet nie obdarzając
spojrzeniem. Zabolało. 'Nigdy więcej nie pozwolisz, aby tak na
ciebie spojrzała' powtórzyła sobie w myślach i poszła do małej
salki, którą miała w domu, aby ćwiczyć taniec. Założyła
baletki i zaczęła tańczyć.
Witajcie ;D VI rozdział już za nami... jak wrażenia? Ja szczerze mówiąc jestem z niego zadowolona, co dość nieczęsto się zdarza. Mam do Was pytania, bo w Gunsowych opowiadaniach siedzę od niedawna i mianowicie: jakie byście mi polecali? Jakie są Wasze ulubione i według Was warte przeczytania? Pozdrawiam ;)