Obudziły
go delikatne promienie słońca padające na jego twarz, które
wywołały ból głowy. Ciężko jęknął i otworzył oczy. Ujrzał
nieznajome mu wnętrze, podparł się na łokciach i zobaczył śpiącą
na jego kolanach brunetkę. Zaczął powoli składać sobie wszystko
w jedną całość. Naokoło niego porozwalane były butelki i inne
świństwa, a ludzie spali gdzie popadło. Złapał kawałek swojej
koszulki i skrzywił się wyczuwając nieprzyjemny zapach. Delikatnie
odsunął z twarzy brunetki włosy i ujrzał jej podpuchnięte oczy i
suche usta. Wczoraj ta Mała nieźle go zadziwiła. Wypiła i
zaciągnęła go na środek parkietu, wyczyniając swoim ciałem
takie ruchy, od których nie mógł oderwać oczu. Później robił
zawody z Saulem, który więcej wypije i tak urwał mu się film.
Alison mruknęła i przewróciła się na drugi bok wpijając mu w
udo swój podbródek.
-Mała...-szepnął,
delikatnie ją trącając, nie zareagowała. Zbliżył swoją twarz
do jej ucha i szepnął – Mała... wstawaj...- otworzyła
delikatnie swoje niebieskie oczy i zmarszczyła brwi.
-Co
się dzieje?-wychrypiała.
-Wstajemy.
Czas się zbierać.- delikatnie podniosła się do pozycji siedzącej
i odgarnęła włosy. Wyglądała tragicznie, ale mu i tak to nie
przeszkadzało.
-Nic
nie pamiętasz?-delikatnie się zaśmiał widząc na jej twarzy
zdezorientowanie, gdy rozglądała się dookoła.
-Niee...-zagryzła
zęby.
-Trochę
zaszalałaś.
-Boże...
powiedz, że nie zrobiłam nic głupiego.
-Masz
na sobie ciuchy, więc chyba nie.- puścił jej oczko i podniósł na
nogi, podając jej dłoń. Chwyciła ją i lekko zachwiała.
-Trzeba
znaleźć tych dwóch pojebańców. Mam nadzieję, że tutaj
są...-ruszył do przodu rozglądając się za Stevenem i Saulem.
-To
nie Steven?-wskazała mu ręką na faceta leżącego na jakiejś
nagiej lasce. Pokręcił głową i podszedł do niego podnosząc za
włosy.
-Kurwa!-krzyknął
tamten i podskoczył na równe nogi, gdy zobaczył przed sobą Duffa
popchnął go lekko do tyłu – Pojebało cię?!
-Szukaj
lepiej Slasha i idziemy.- Po jakiś pięciu minutach udało im się
znaleźć bruneta i cudem dobudzić. Złapali po puszcze pepsi i
wyszli na ulicę, na której panował już niezły ruch. Słońce
raziło ich w oczy i powłócząc nogami szli przed siebie.
-Która
jest kurwa godzina?-jęknął Slash, podpierając się o Stevena.
-Chuj
wie.- odpowiedział mu tamten i poprawił zsuwającą mu się z głowy
czapkę. Spojrzał na Alison, która przy nim wydawała się być
taka malutka. Jej błękitna sukienka była cała pognieciona i w
jednym miejscu nawet porwana. Przeniosła na niego wzrok i posłała
pytające spojrzenie, a ten tylko wzruszył ramionami.
-Chłopaki...
dzisiaj jest 14, czy 15?- zaczął Steven z pełną buzią, bo w
jezdnym z kiosków zdążył kupić sobie pączka.
-15.-odpowiedzieli
wszyscy jednocześnie, a ten raptownie pobladł, a oczy zrobiły
wielkie do granic możliwości.
-Co?-spytał
Duff lekko śmiejąc się z zachowania przyjaciela, Slash zmarszczył
brwi, a po chwili wyglądał tak samo jak Steven.
-Co
wam odpierdoliło? Zdaliście sobie sprawę, że mieliście zamówione
jakieś dziwki, czy co?
-Dziwki
to ty kurwa masz.- syknął Saul.
-Dzisiaj.
Przyjeżdżają. - Duff teraz zrozumiał o co im chodzi. Dzisiaj
mieli przyjechać goście z wytwórni i przesłuchać część
materiału, którą udało im się nagrać. A raczej na której
próbowali się skupić, ale coś im nie wychodziło...
-Kurwa.
Udupią nas. Mamy przejebane.-złapał się za włosy i chodził w tą
i z powrotem. Slash zrobił krok do przodu i wtedy Duff wpadł na
niego i mało co obaj nie wylądowali tyłkami na chodniku.
-Kurwa!
Patrz jak przebierasz tymi kajakami! Ja pierdole... która
godzina?-Slash odwrócił się w stronę Stevena i Alison.
-Dochodzi
12...-powiedziała.
-Kurwaaaa!
Mieliśmy na 10.15 tam być! Kurwa, kurwaaa!-Duff zaczął panikować.
Ostatnio mieli już i tak przejebane. Nie dość, że nie zjawili się
na wszystkich wywiadach, rozjebali hotel, to jeszcze nie zjawili się
na spotkaniu z producentami.
-Taksówka!-krzyknął
Steven i praktycznie wleciał pod koła jednej z nich. Walnął w
dach i wepchnął każdego do środka. W samochodzie Alison złapała
go za dłoń i szepnęła 'będzie dobrze', ale wiedział, że raczej
tak nie będzie. Po 20 minutach dotarli do studia i biegiem rzucili
się do pokoju, w którym miała odbywać się rozmowa. Wlecieli do
windy i nerwowo postukiwali, gdy ta leniwie poruszała się do góry.
Wybiegli na korytarz i zobaczyli siedzącego pod drzwiami Axl'a i
Izzy'ego z grobowymi minami. Gdy Rudy ich zobaczył poderwał się z
miejsca i podleciał do Slasha, łapiąc go za kołnierzyk koszulki.
-Gdzie
wy się kurwa podziewacie?! Od kiedy kurwa 10.15 stała się 12.20?!
Zajebię was kurwa! Mamy teraz przez was tak przejebane! Nie wiem jak
się kurwa wykręcicie?!-zaczął wrzeszczeć jak opętany, Duff
położył mu dłoń na ramieniu, a ten ją strzepnął.
-Axl...
spokojnie.-próbował uspokoić przyjaciela, który kurczowo trzymał
Slasha.
-Ja
ci dam spokojnie! Gdzie wy się kurwa szlajacie?! Trudno przytachać
dupy na spotkanie?! Ciebie już kurwa na kilku wywiadach nie było!
Jak wy capicie!?
-Axl...
cicho...- wtrącił się Izzy i wtedy spojrzeli do tyłu. Ich
rozmowie przysłuchiwali się faceci z wytwórni., ubrani w te swoje
garniaki. Axl puścił Saula i otrzepał dłonie, raptownie
prostując.
-Odezwijcie
się słowem, a was rozkurwie.-wysyczał przez zaciśnięte zęby tak
aby tylko oni usłyszeli. Duff westchnął pod nosem i nachylił
Alison do ucha.
-Poczekaj
tutaj.- pokiwała w zrozumieniu głową, a on leniwie poszedł za
przyjaciółmi. Weszli do pomieszczenia i zajęli miejsce naokoło
stołu. Ich manager miał minę, która nie wróżyła nic dobrego i
był przygotowany na wszystko.
Siedziała
już ponad godzinę i czekała, aż chłopacy wreszcie wyjdą. Co
chwilę sztywniała, gdy otwierały się drzwi, ale to okazywały się
być tylko sekretarki, które co chwilę przynosiły jakieś papiery,
czy kawę. Podskubywała końcówkę swojej sukienki i próbowała
ignorować ból głowy, który był niemiłosierny. Zaszalała i była
tego świadoma. Przypomniały jej się miny jej rodziców, gdy
chłopacy po nią wparowali i wiedziała, że nie ma co teraz
pokazywać się w domu. Zabiliby ją na pewno. Poczuła, że musi iść
do łazienki, spytała się młodej kobiety gdzie ma się udać i
poszła we wskazanym jej kierunku. Gdy zobaczyła się w lustrze
przeraziła się tego widoku. Bledsza niż zwykle z sinymi ustami i
oczami. Włosy odstawały w jej każdą stronę. Odkręciła wodę i
przemyła twarz, próbując także uklepać trochę niesforne,
brązowe fale. Gdy wyszła zajęła wcześniejsze miejsce i
wsłuchiwała się w słowa piosenek wydobywających się z
głośników. Wreszcie drzwi się otworzyły i jako pierwszy wyszedł
z nich Slash, Axl, jak zawsze uśmiechnięty Steven, Duff i Izzy.
Wyczytała z twarzy blondyna niezadowolenia, Axl wyminął ją nawet
nie zwracając na nią uwagi i poszedł w stronę windy.
-Wszystko
w porządku?-spytała niepewnie.
-Powiedzmy...
Chodźmy stąd. Nie mam ochoty dłużej tutaj być.-weszli do windy,
w której byli już pozostali i nie panowała tutaj miła atmosfera z
czym nie czuła się za dobrze. Jedynie Steven nie był poważny, w
pewnym momencie wybuchnął niekontrolowanym śmiechem. Slash
szturchnął go w ramię, żeby się uspokoił co zadziałało na
niego jeszcze bardziej. Axl mordował go spojrzeniem, a Izzy wydawał
się być w zupełnie innym miejscu.
-Steven,
zamknij wreszcie ryj, albo wepchnę ci do buzi kutasa Slasha.-syknął
Axl, Slash wzdrygnął na jego słowa. Wyszli przed budynek i czekał
już na nich bus. Duff złapał ją za rękę i posadził blisko
siebie, całą drogę kciukiem kreślił na jej wewnętrznej stronie
dłoni kółka i wyglądał przez okno nad czymś zastanawiając.
Bała się zapytać co się stało. Nim dojechali do hotelu atmosfera
się już rozluźniła, tylko Duff pozostał niezmieniony. Chłopacy
polecili do sklepu po zapas alkoholu, a Duff i Ali poszli do pokoju.
-Wezmę
prysznic...-szepnęła i poszła do łazienki. Zrzuciła z siebie
sukienkę i weszła do kabiny. Puściła gorącą wodę i wreszcie
zmyła z siebie uporczywy pot. Odrzuciła głowę do tyłu i
pozwoliła dawać wodzie przyjemne uczucie ukojenia, po chwili
poczuła na swoim ciele czyjeś ręce i jak ktoś staje koło niej,
przysuwając ją do siebie. Odwróciła się do niego przodem i
złożyła na ustach blondyna pocałunek. Położył ręce na jej
biodrach i a ona wtuliła głowę w jego tors. Czuła się
bezpiecznie i chciała aby trwało to wiecznie. Jeszcze nigdy w życiu
nie pragnęła tak niczyjego dotyku, głosu i obecności jak Duffa.
Choć znała go krótko odegrał tak ważną rolę w jej życiu i nie
chciała tego przerywać. Czuła, że się w nim zakochuje, o ile już
tego nie zrobiła. Miała jednak oczy i trochę rozumu, więc
wiedziała, że on nie czuje do niej tego samego, ale teraz jej to
nie przeszkadzało. Odchyliła głowę do tyłu, a on zaczął
całować ją po szyi i rękoma błądzić wzdłuż tali, pieścić
piersi, doprowadzał ją do szału swoim dotykiem. Przyparł ją do
ściany i zachłannie wbił w jej usta. Po chwili przeszedł do
konkretów, a ich oddechy stawały się coraz mniej miarowe.
Leżeli
w łóżku całkiem nadzy. Gładził jej długie, brązowe włosy i
wsłuchiwał w cichy oddech. Tak, on Duff McKagan cholerny
napaleniec, ćpun, człowiek, który ma wszystko gdzieś leży z
piękną dziewczyną i nie myśli tylko o tym, aby jej zerżnąć,
choć pomińmy fakt, że już to zrobił. Nie wiedział jakim cudem
ta Mała istotka tak zawróciła mu w głowie pierwszy raz kiedy
przyszła do niego do pokoju. Z początku wydawała się być taka
jak inne, ale gdy tylko spojrzał w jej oczy coś się zmieniło.
Chciał jej pokazać świat i jakie są jej możliwości. Nie chciał
jej opuścić, bo wiedział, że w głębi jest strasznie zagubiona,
a w nim włączył się jakiś chujowy instynkt dobrego Duffa. Kiedy
była przy nim nie czuł się jak pieprzony skurwiel, którego chce
każda, bo jest wschodzącą gwiazdą rocka. Teraz to wszystko ma już
naprawdę dobiec końca. Liczył na coś więcej, a jego plany jak
zwykle musiały się spieprzyć. Westchnął ciężko i przymknął
oczy, a po chwili zasnął. Gdy się obudził była już trzecia w
nocy, a ona wciąż spała wtulona w jego tors. Spojrzał na jej
spokojną, niewinną twarz i skojarzyła mu się z latami kiedy życie
wydawało się być znacznie prostsze. Założył na siebie spodnie i
cicho wyszedł z pokoju, kierując się do chłopaków. Gdy wszedł
do środka ujrzał schlanego Izzy'ego śpiącego w kącie, Stevena
obok którego leżały puste strzykawki, a on sam wydawał się być
nieprzytomny. Jęknął pod nosem i podszedł do blondyna. Lekko go
szturchnął, a ten otworzył oczy, uspokoił się i przeniósł
wzrok na Slasha w towarzystwie dwóch pół nagich dziewczyn.
Brakowało Axla. Zaczął odczuwać głód i z kieszeni schlanego w
trzy dupy Izzy'ego wyciągnął działkę koki. Usiadł przy stole i
uformował długą kreskę. Gdy już wciągnął prawie wszystko w
pokoju pojawił się Axl.
-No
proszę, kogo moje oczy widzę. Mój ulubiony blondynek.
-Jeszcze
pomyślę, że chcesz mnie zerżnąć.
-Dosłownie
marzę, żeby zatopić swojego przyjaciela w twojej zgrabnej dupce.
-Wiesz...
powinienem się cieszyć, ale nie będę tego robił. Masz pozostałą
trójkę schlaną tak, że możesz z nimi robić co chcesz. Jakim
cudem ty się trzymasz?
-Już
wytrzeźwiałem trochę. Ehh... i o 13 do domku. Czujesz
to?-wyciągnął papierosa, a drugiego podał przyjacielowi.
-Czuje,
czuje...
-Jakoś
nie wyglądasz na zadowolonego. Spoko, myślałem, że będzie gorzej
przez to wasze spóźnienie. Zawsze musicie to robić?
-Tak,
tak właśnie jest. Zawsze kurwa musimy coś odpierdolić, żebyś to
ty wychodził na tego świętego.-syknął Duff pomału tracąc
nerwy.
-Łoohoho!-
Rudy wyciągnął ręce w obronnym geście – Coś taki nerwowy?
-Bo
ty już kurwa nic nie odpierdalasz. Nie robisz żadnej z tych rzeczy,
które my.
-A
czy powiedziałem cokolwiek? Może powinieneś więcej wypić, bo na
trzeźwo taki nieprzyjazny jesteś.
-Pierdol
się.-rzucił w jego stronę i podnosząc się z krzesła ruszył do
drzwi.
-Jutro
kurwa masz się zjawić na lotnisku o 12!-krzyknął za nim Axl.
Trzasnął drzwiami i ruszył do swojego pokoju. Wszedł jednak
trochę za głośno, bo brunetka się przebudziła.
-Śpij,
śpij.-machnął ręką w jej stronę i podszedł do komody, na
której leżało piwo.
-Wszystko
w porządku?-spytała patrząc na niego niepewnie. Pokiwał
twierdząco głową, choć wcale nie było tak w porządku. Spojrzał
na brunetkę, która siedziała na łóżku i badawczym spojrzeniem
się mu przypatrywała.
-Nie
będziesz już spała?-spytał trochę spokojniejszym tonem.
-Nie.
-Ubierz
się, ok? Pójdziemy na spacer.- wykonała jego polecenie, a on w tym
czasie dokończył piwo. Gdy była już gotowała założył na
siebie kurtkę i opuścili hotel. Szli koło siebie, aż doszli do
miejsca gdzie ostatnio ze sobą rozmawiali. Usiedli na murku i
wpatrywali się w przestrzeń. Żadne z nich się od dłuższego
czasu nie odzywało, aż wreszcie ciszę przerwał Duff.
-Wyjeżdżam.
-Wiem...
ale to dopiero za kilka dni?- w jej głosie wyczuwalny był smutek,
nie chciała jednak nic dać po sobie poznać.
-Jutro,
a raczej już dzisiaj.
-Zazdroszczę...
możesz wszystko rzucić i być gdzie chcesz.
-Powiedzmy,
ale z tym rzucaniem wszystkiego nie zawsze jest tak fajnie.
-Masz
odwagę.
-Ty
też ją masz, ale dopiero to odkrywasz.
-Nie
mam...
-Nie
masz? To w takim razie co tutaj ze mną robisz? Kto wczoraj uciekł z
naćpanymi kolesiami na oczach rodziców? Tym naćpany byłem ja, ale
dla mnie to żadna nowość.- spojrzał jej w oczy i widział w nich
jak walczy sama ze sobą i nie wie co powiedzieć.
-Jesteś
cholernie silny, Duff. A ja nie mam niczego z tego wszystkiego.
-Silny?-nie
rozumiał jej słów.
-Wiesz,
że gdybyś chciał to równie dobrze mógłbyś to wszystko rzucić?
Rzucić ćpanie, zacząć się uczyć i żyć inaczej. Mógłbyś być
jednym z tych ludzi, którymi tak samo gardzisz, jak do pewnego czasu
ja gardziłam takimi jak ty. Ale teraz wiem, że... że jesteś inny.
Nie sądziłam, że będę tutaj siedzieć z kimś takim jak ty.
Jeny... przez dwa tygodnie wydarzyło się w moim życiu tyle rzeczy,
które zrobiłam pierwszy raz... nigdy tyle nie przeżyłam.
-Ale
te pierwsze rzeczy były fajne?-zadziornie się do niej uśmiechnął,
a ta go popchnęła.
-Tylko
tyle zapamiętałeś? Ale jeśli się już pytasz to tak. Były
fajne, fajniejsze niż mogłabym sobie wyobrazić.
-Przestań,
bo moje ego rośnie.
-Właśnie
widzę. Wszystko ci rośnie. Zostałeś dość... długo wyposażony,
więc nie wiem czy powinno ci coś jeszcze rosnąć, bo to może źle
się dla innych skończyć.
-Nie
no... wiesz... na kilka centymetrów więcej chyba też byś nie
narzekała.
-Jest
okey. Nie potrzebujesz więcej.
-Nie?-oblizał
wargi i zmrużył oczy.
-Nie!-pokazała
mu język, a ten ze śmiechem ją do siebie przyciągnął i
przytulił.
-Pojedź
ze mną...-szepnął w jej włosy. Nie mógł już dłużej dusić
tego w sobie. Nie chciał aby ta znajomość się zerwała. Nie
chciał jej opuszczać, chciał ją tyle nauczyć, tyle pokazać.
-Nie
mogę.. rodzice w życiu się nie zgodzą.
-Ucieknij...
-Duff...-
w jej głosie słyszalny był ból.
-Co
ci szkodzi? Wiem, że może ci się to wydawać dziwne... I możesz
na to nie zgodzić, ale zajmę się tobą. Zaopiekuje się, wiem jak
to brzmi z ust ćpuna, który nie jest trzeźwy chyba ani jednego
dnia, ale obiecuję, że niczego cie nie zabraknie. O pieniądze nie
będziesz musiała się martwić, bo w końcu zaczęliśmy zarabiać
coraz więcej, ludzie nas kochają i chcą więcej i więcej. Nie
pozwolę cię nikomu skrzywdzić, tylko pojedź ze mną. Pokaże ci
świat, pokaże ci jak można żyć.
-Duff...
nie oszukujmy się. To nie ja, tak samo jakbym ja kazała ci teraz to
wszystko rzucić. Zostaw zespół, zostaw to wszystko, nie zrobiłbyś
tego, prawda?- przymknął powieki i zacisnął wargi.
-Nie.-
chciał być z nią szczery.
-Więc
i ja nie mogę. Choć może i bym chciała, bo naprawdę zdążyłam
cię polubić. Zdążyłam polubić powalonego Stevena.-zaśmiała
się na myśl o chłopaku, który zawsze coś odwalał, a on do niej
dołączył.
-Czyli
to ostatni raz kiedy siedzimy tutaj?-spytał po chwili.
-Na
to wygląda.-objął ją jeszcze mocniej. Siedzieli tak do czasu, aż
zaczęło świtać, a później jeszcze trochę czasu spędzili na
całowaniu.
-Musimy
iść...-powiedziała w końcu.
-Musimy...-
z wielką niechęcią przyznał jej rację i ruszyli w stronę
przystanku autobusowego. Gdy dodarli na miejsce mocno się do siebie
przytulili ignorując ludzi przechodzących ulicą.
-Dziękuje
ci... za wszystko. Dzięki tobie moje życie nie będzie takie samo.
-To
ja dziękuje... I wiesz co? Chyba jesteśmy mistrzami
pożegnań.-zachichotała.
-Chyba
tak... ale to ostateczne, choć chciałabym, żeby było inaczej.
-Daj
mi swój numer.
-Nie.
Tak będzie lepiej, nie ma co niczego utrudniać.
-Dobrze...
Alison... Pamiętaj naprawdę kim jesteś...
-Będę
pamiętać, a ty na siebie uważaj. Nie zaćpaj się na śmierć i
pilnuj Stevena. Ogólnie to pozdrów go ode mnie.
-Na
pewno to zrobię. - złożył delikatny pocałunek na jej ustach –
Mała Alison...
-Żegnaj.-
z wielkim trudem ją puścił i patrzył jak odchodzi do autobusu.
Pomachała mu, a on nie mógł wymusić na żaden ruch.
Witam ;) No i jest kolejny rozdział... trochę wcześniej, ale to w ramach przeprosin, że musieliście tak długo czekać na poprzedni. Co będę komentować? Zostawiam to Wam ;P
Co kurwa?! Jak to z nim nie pojechała? Dlaczego Ty mi to robisz? :( Za mało Slashcia! Stanowczo za mało! Lubię te ich kłótnie, uwielbiam. A ta rozmowa o długości Duffa mnie rozwaliła :D Jesteś swietna, uwielbiam to opowiadanie, pisz szybciutko następny! :D <3
OdpowiedzUsuńZ telefonu, bad-ass
No przepraszam ;< nie robię tego specjalnie ;p Chociaż... może ;> Mniejsza oto ;p Slasha faktycznie trochę mało, ale w kolejnych rozdziałach się to zmieni ;) Dziękuje za tak miły komentarz, naprawdę. Za każdym razem mój ryjek się cieszy ;D <3
UsuńWłaśnie, dlaczego Alison z nim nie pojechała?! No, dlaczego?! Ale pewnie i tak z nim spotka. Nie wiem jeszcze jak, ale na pewno się spotkają. Muszą się spotkać! XD
OdpowiedzUsuńNo i tak w ogóle, to kocham jak piszesz i całe to opowiadanie :D
Czekam na kolejny :)
Ja w sumie na jej miejscu od razu wsiadłabym z nim w samolot, samochód, albo nawet na pieszo biegła do tego LA ;D A ona tego nie zrobiła, no ale cóż... -.- A czy się spotkają, czy nie, to już w kolejnym rozdziale, który swoją drogą postaram się dodać jak najszybciej. Naprawdę się cieszę, że się podoba ;) Te komentarze motywują mnie do dalszego pisania ;)
UsuńW ogóle ta Alison jakaś dziwna - członek Najbezpieczniejszego Zespołu Świata chce ją ze sobą zabrać i z nią żyć, a ona stwierdza, że nie może uciec od rodziny! To dziwne. Wszystko bym mogła zrobić, żeby jakimś sposobem cofnąć się do np. 1985 do LA, żeby ich poznać, a ona go tak po prostu zostawia! :o xD
UsuńJakoś się spotkają. Bo jeśli nie to może Duff wpadnie w depresję?! A potem ja dlatego, że on wpadł?! XD
Tak na serio to pisz co chcesz, chociaż nie ukrywam, że byłoby miło gdyby się znowu jakimś sposobem spotkali :)
Kuźwa, teraz w głowie mam taką wizję, że Steven, widząc smutek kumpla, bierze siekierę (nie wiem po co i dlaczego), macha nią jak pojebany i jedzie do Alison i ją porywa... -.- Wiem, jestem pojebana.
No i podoba się, nawet bardzo. I wiem, że to pomaga, te komentarze. Gdyby u mnie ich nie było to skończyłabym po trzecim rozdziale :D
No nie? Zostawić takiego Duffa... ja bym tak w życiu nie zrobiła ;D Jak będziesz się cofać do 85, to daj mi znać, zabiorę się z Tobą.
UsuńHahhahaha xd wizja Stevena machającego siekierą powaliła mnie i śmieję się jak głupia xd
Jasne, że Cię wezmę ze sobą :D
UsuńNowy u mnie.
No więc tak, ja również dopiero teraz się natknęłam na Twojego bloga i powiem Ci, że mnie zaciekawił. xD
OdpowiedzUsuńTak więc postaram się przeczytać w ciągu najbliższych dni, ale skomentuję dopiero jak wrócę z wakacji jeśli pozwolisz :)
I ten nie ma problemu, będę powiadamiać tylko prosiłabym się wpisać w karcie "Powiadomienia" http://rock-n-roll-dream.blogspot.com/p/powiadomienia.html
Bo inaczej to tego wszystkiego nie ogarnę xD
Jasne, nie ma problemu ;p Obrazić się przecież nie obrażę xd Udanych wakacji życzę ;)
UsuńNowa notka :)
OdpowiedzUsuńZawsze myślałam, że to Duff jest alkoholikiem, a Steven ćpunem, ale po tym co przeczytałam, to stwierdzam, że ta laska nie dość, że musiała wciągnąć coś naprawdę mocnego, to jeszcze po pijaku, bo jak to tak... Nie pojechać z Duffem i zostać ... w szkole?! o.O To już jest normalnie szczyt! Ona powinna się leczyć! I niech sobie wybierze jakiś bardzo intensywny turnus, bo taki normalny to jej może nie pomóc xD
OdpowiedzUsuńA tak właściwie, to chciałam Ci trochę posłodzić :)
Naprawdę od długiego czasu nie miałam tak, żeby usiąść i przeczytać całego bloga. Mam na swojej liście naprawdę sporo adresów i zazwyczaj zniechęca mnie ilość rozdziałów większa od dwóch ;D W tym przypadku tak nie było. W godzinę nadrobiłam wszystko i muszę przyznać, że się wciągnęłam.
Niby to właśnie ja tępię opowiastki o "normalnych nastolatkach" (tak, przyznaję się bez bicia ;D), ale Alison nie jest tak do końca normalna. Ona... żyje jak niewolnik. I może się wydawać, że jest idealna, ale ta jej nadmierna grzeczność i dobre wychowanie to trochę bardziej wada, bo nie wyobrażam sobie życia z osobą, która tak naprawdę nie istnieje. Bo to nie ona. To niemożliwe, by być kimś takim.
No! To chyba w sumie moje najważniejsze spostrzeżenia ;) Rozpisałabym się jeszcze trochę, ale krucho u mnie z czasem, więc dodam tylko, że wrzucam ten adresik do polecanych i mam małe pytanko: Informujesz może? Bo jak tak, to ja byłabym chętna ;DD
Ołł... no, no... nieźle mi posłodziłaś ;D normalnie zaraz od tego się stanę taka jak Stevenek *.*
UsuńZgadzam się... być kimś takim jak Alison, to... no... nie do wyobrażenia, a niestety czasami takich ludzi da się spotkać... pozostaje im chyba tylko współczuć.
Dziękuje za tak długi i miły komentarz ;) Informować będę na pewno ;p
ahah "zagryzła zęby"
OdpowiedzUsuńnie licząc paru potknięć, bardzo fajnie.
Płaczę! <3
OdpowiedzUsuń