sobota, 28 lipca 2012

Rozdział IX


-Żegnaj.- z wielkim trudem ją puścił i patrzył jak odchodzi do autobusu. Pomachała mu, a on nie mógł wymusić na żaden ruch. 'Duff, ogarnij dupsko' powtarzał sobie w myślach. Odwrócił się napięcie i ruszył do hotelu. Zastał jeszcze smacznie chrapiących chłopaków, więc poszedł do siebie i zaczął pakować. Z walizką poszedł do nich, a oni całe szczęście się obudzili i od samego rana wrzeszczeli jak opętani szukając swoich rzeczy.
-Weźcie się kurwa ogarnijcie!-nie wytrzymał w pewnym momencie i wrzasnął, wychodząc na balkon i zapalając papierosa. Spojrzał przed siebie i miał ochotę wszystko rozkurwić. Usłyszał jak ktoś wchodzi na balkon.
-Wypierdalać!-syknął, nawet nie patrząc kto to.
-To ja...-usłyszał głos Stevena i ten do niego podszedł – Wszystko ok?
-Jasne.
-Przecież widzę. Pojechała? - pokiwał głową, przygryzając policzki. Steven położył dłoń na jego ramieniu i lekko poklepał.
-Plus naszego trybu życia, że szybko zapominamy.
-Dzięki Stevenson. Nie mów chłopakom, ok? Nie chcę im dawać kolejnych powodów do cieszenia mordy.
-Jasne. Jak coś to do mnie wal.-wszedł do środka. Duff uwielbiał Stevena, był dla niego chyba najlepiej z rozumiejących go chłopaków w zespole. Zawsze wesoły i uśmiechnięty, z szalonymi pomysłami i rozumiał go praktycznie bez słów. Taki pojebany Stevenson, który ćpał najwięcej z nich wszystkich, ale bardzo go cenił. Po jakimś czasie swoją głowę za drzwi wystawił Izzy, oznajmiając, że już ruszają. Zabrał walizki i zszedł do samochodu. Na dole wszyscy zaczęli się przepychać, a jemu naprawdę nie było do żartów.
-Steven, mam nadzieję, że pozbyłeś się wszystkiej koki, bo nie chcę znowu zostać na lotnisku.- powiedział Axl pakując swoją walizkę.
-O kurwa!-podskoczył blondyn i złapał swoją walizkę wyrzucając z niej wszystko jak leci, gdy cała jej zawartość była porozrzucana na środku chodnika znalazł zapas swojej magicznej substancji.
-Jest!-uradowany schował ją do kieszeni spodni i pozbierał wszystko z ulicy. Zapakowali się do samochodu i blondyn każdemu z nich podał po działce.
-Slash! Zabierz kurwa swoje włosy z mojej działki!-krzyknął na niego Axl i odepchnął.
-To przetransportuj swój tłusty tyłek w inne miejsce!
-Ujebie ci kiedyś te włosy!
-Wtedy ja ujebie ci struny głosowe!
-Ujebcie sobie kutasy i spór rozstrzygnięty.-wtrącił się Duff wypranym z emocji głosem.
-A może tobie coś ujebać?!-krzyknęli na niego jednocześnie, a ten odwrócił głowę w drugą stronę.
-Księżniczka jebana się znalazła. Myśli, że jest blondynem, to wszystko mu wolno.-prychnął na żarty Axl.
-Wole być blondynem niż Rudym Osłem.
-Rudyy Osiooł!-wybuchnął Izzy pokładając się ze śmiechu na Stevenie, który już zdecydowanie za dużo wciągnął i mało kontaktował.
-Odjebcie się od moich włosów! One wcale nie są rude!- wokalista nienawidził kiedy wchodzili na temat jego rudych włosów i naśmiewali.
-Nie... tylko koloru pomarańczu.-Izzy wypiął się dumnie do przodu i zaczął udawać Axl'a.
-A jebcie się! Szukajcie nowego wokalisty! Nie! Co ja kurwa gadam?! Szukajcie nowych zespołów, bo ja zostaje!-krzyknął i wszyscy zaczęli się śmiać, a Slash przyciągnął go mocniej do siebie i przytulił. Duff popatrzył na przyjaciół z boku i delikatnie uśmiechnął. 'Trafił pojebany na pojebanego i tak wszyscy założyli zespół' pomyślał. Dzięki nim stał się kimś i dzięki nim wie, że każdy dzień jest niesamowity.
-Ale tak szczerze...-zaczął Slash machając butelką Jacka – jesteśmy zajebiści!- Duff nie podzielał ich entuzjazmu, więc ucieszył się, gdy samochód wreszcie wjechał na lotnisko. Czym prędzej wysiadł z samochodu i zostawiając chłopaków poszedł do sklepu, żeby kupić sobie jakąś przekąskę. Nagle usłyszał przy uchu znajomy głos.
-Don't you cry tonight, I still love you baby...
-Spierdalaj Axl...-oburzony odwrócił się w drugą stronę i modlił, żeby mu nie przywalić.
-Coś ty dzisiaj taki? -oparł się o blat i lustrował go wzrokiem.
-Jaki?
-Sraki. Obrażony na cały świat. Jakaś panienka ci nie dała? Trzeba było moje brać, one zawsze chętne.
-To sobie je kurwa ruchaj ile wlezie i daj mi spokój.
-Ohh... jeszcze się ciebie przestraszę.
-Axl, na serio nie masz nic innego do roboty? Wypierdalaj Slasha wkurzać, bo mu się nudzi.
-Tobie też się nudzi.-zacisnął dłonie w pięści i przesunął wraz z kolejką. Że też akurat dzisiaj Axl'owi zachciało się za nim łazić jak za psem i jeszcze bardziej denerwować. Cały czas, któryś z nich gadał coś pod nosem i miał nadzieję, że odetchnie wreszcie z samolocie. Ustawił się w kolejce do odprawy i chciał jak najszybciej znaleźć się w domu, żeby tam nawalić się w trzy dupy i zasnąć w swojej norze. Oparł się o poręcz i usłyszał gdzieś w tłumie swoje imię. 'Jakieś fanki...' pomyślał zmęczony. Ostatnio coraz częściej zdarzało się, że tam gdzie się pojawiali, pojawiało się i zamieszanie. Teraz dodatkowo brakowało mu napalonych fanek, mimo wszystko odwrócił się w stronę, z której dochodził głos i nie wierzył w to co widzi. W jego kierunku biegła Alison, zrobił w jej stronę parę kroków, a ona cudem przed nim wyhamowała.
-Jesteś!- krzyknęła ledwo co łapiąc oddech. Była cała spocona i czerwona od biegu.
-Co ty tutaj robisz?-spytał zdziwiony, że ją widzi i wyciągnął ręce przed siebie, jakby chciał ją złapać.
-Myślałam, że już nie zdążę...-oparła ręce o kolana i próbowała złapać oddech, podniosła na niego wzrok – Twoja propozycja nadal aktualna? - Nie był pewien czy dobrze usłyszał, czy może Steven dał im takie gówno, które teraz powoduje takie halucynacje.- Chyba jednak nie...-mruknęła smutno nie widząc żadnej reakcji z jego strony. Szybko otrząsnął się z szoku.
-Oczywiście, że aktualna!- jego humor od razu się poprawił – Ben! -krzyknął w poszukiwaniu managera, wyłonił się z tłumu z jego stale znudzoną miną.
-Tylko mi nie mów, że sobie o czymś przypomniałeś i musisz gdzieś wracać.
-Nie. Załatw jeszcze jeden bilet na lot do LA.
-A kim ja jestem?- spojrzał na niego z pogardą, której Duff nienawidził.
-Moim pieprzonym managerem!-krzyknął przykuwając tym uwagę innych podróżnych.
-Więc w takim razie mam masę innych spraw na głowie. Masz swój bilet? Jeśli masz, to wszystko jest w porządku.-odszedł od niego z miną wypraną z emocji, a Duff miał już się na niego rzucić z pięściami jednak obok pojawił się Slash i położył mu dłoń na ramieniu.
-Wyluzuj, nie ma co zatruwać sobie życia takim zapchlonym kundlem. Pójdę kupić.-klepnął go w plecy i skierował w stronę kas biletowych.
-Co się stało?-przeniósł wzrok na brunetkę i podał jej butelkę wody – Czemu zmieniłaś decyzję?
-Możemy o tym teraz nie rozmawiać?- delikatnie się skrzywiła.
-Jasne. Masz bagaż?- przystawiła butelkę do ust i pociągnęła łyka.
-Nie.- pokręciła przecząco głową i wytarła pot z czoła.
-Yhm... cieszę się, że cię widzę.-uśmiechnął się i przyciągnął do siebie lekko przytulając.- Po chwili wrócił Saul z biletem w ręce. Na powrót ustawili się do kolejki. W samolocie każdy zajął swoje miejsce i zły humor Duffa prysł niczym bańka mydlana. Próbował jakoś zagadać brunetkę co zmieniło jej decyzję, ale milczała jak grób. Wreszcie dał spokój i podziwiał widoki za oknem szczęśliwy, że zaraz będzie w swoim kochanym LA i to jeszcze z nią. Po kilku godzinach wreszcie wyszedł na ulicę Los Angeles i uderzyło go duszne powietrze, które po prostu uwielbiał. Pożegnali się z chłopakami i złapał taksówkę do domu. Po 30 minutach był w zachodniej części miasta, która do najlepszych nie należała. Zapłacił taksówkarzowi, złapał walizkę i brunetkę pod rękę i skierował do małego bloku, w którym mieszkał. W tylnej kieszeni spodni odnalazł kluczyki i pchnął obdrapane drzwi, przepuszczając Alison do środka. Poczuł zapach stęchlizny i położył walizkę przy drzwiach, rozglądając po wnętrzu. Ściany w tragicznym stanie, meble przesiąknięte zapachem alkoholu, papierosów i innych bliżej nieokreślonych substancji. Mała kuchnia z szafkami, które mogły się urwać i spać ci na łeb. Łazienka z tragiczną wanną i połamanymi kafelkami oraz dwie, nie duże sypialnie. Jego i przyjaciela, który właśnie pojawił się w drzwiach.
-Ja pierdolę. Capi tutaj gorzej niż kiedykolwiek indziej.-skrzywił się Saul wchodząc do środka.
-Otwórz okna.-nakazał Duff, złapał walizkę i gestem kazał brunetce iść za nim. Otworzył drzwi i ujrzał swoje ukochane łóżko, które w najlepszym stanie też nie było, a zwłaszcza jego sprężyny. Stała na środku z bliżej nieokreśloną miną i rozglądała się niepewnie dookoła – Przepraszam za warunki. Za jakiś czas poszukam czegoś nowego, wcześniej nie miałem ani pieniędzy, ani czasu.
-Nie, nie masz za co przepraszać. Nie jest źle.
-Oj jest... nienawidzę tej nory, ale tylko na to było nas stać.
-Kurwa! Duff! Jestem głodny jak chuj, a lodówka pusta!-usłyszał z salonu krzyk Slasha.
-Sama na zakupy nie pójdzie!-odkrzyknął.
-Kurwaa... masz dłuższe nogi i szybciej nimi przebierasz...-jęknął błagalnym tonem.
-Jeden jedyny raz! Odśwież się, jak będziesz coś chciała wal do Saula, powie ci co i jak.-puścił jej oczko i wyszedł z pokoju.



Opadła ciężko na łóżko, które zaskrzypiało pod jej ciężarem. 'Co ja tutaj robię?' pomyślała. Zrobiło jej się duszno, więc podeszła do małego okna i po pewnym czasie siłowania wreszcie udało się je otworzyć. Wystawiła głowę na zewnątrz i próbowała uspokoić swoje myśli. Pierwszy raz była w LA, pierwszy raz była w takiej dzielnicy i pierwszy raz uciekła z domu. Trochę inaczej wyobrażała sobie jego mieszkanie i musiała przyznać, że przeraziło ją to co zobaczyła. Usłyszała chrząknięcie i obejrzała się do tyłu. W drzwiach z dwoma szklankami stał Saul.
-Pomyślałem, że może chce ci się pić.-wyciągnął w jej stronę szklankę, którą niepewnie chwyciła.
-Dzięki.
-Nie za ciekawie, hęę?- mruknął.
-Czy ja wiem... Po prostu jestem w nowym miejscu, gdzie jeszcze nigdy nie byłam.
-W jakiejś zapchlonej norze, w której nikt nie chciałby mieszkać, ale cóż... Uroki nie bycia na łasce rodziców i pochodzenia z biednej rodziny.-zmarszczyła brwi, doszukując się podtekstu w jego słowach.
-Jeśli...-zaczęła, ale jej przerwał.
-Przepraszam, nie chciałem, żebyś w jakikolwiek sposób wzięła te słowa do siebie. Po prostu... tak było w przypadku moim i Duffa.
-Rozumiem... -pokiwała w zrozumieniu głową.
-Potrzebujesz czegoś?
-Nie, dziękuje.
-Jak coś to jestem obok.-wyszedł z pokoju zostawiając ją samą. Położyła się na łóżku i zamknęła oczy, otworzyła je dopiero, gdy poczuła zimne ręce na swojej dłoni. Przed nią z zaniepokojoną miną klęczał blondyn.
-Wszystko w porządku? Źle się czujesz?
-Nie wiem Duff.... nie wiem czy jest w porządku...-jęknęła, a po jej policzkach popłynęły łzy. - Jestem w LA, pierwszy raz tak daleko od domu, z chłopakiem, którego ledwie co znam! Nie jest w porządku! Nic kurwa nie jest w porządku!-krzyknęła i schowała twarz w dłoniach.
-Shh... hej... spokojnie... nie ma co płakać...- zaczął pocierać jej ramiona. Usiadł na łóżku i objął ramieniem – Może powiesz mi co się stało, że zmieniłaś decyzję i jednak tutaj ze mną jesteś? - Przełknęła ciężko ślinę, bo nie chciała o tym mówić, ale kiedyś wreszcie musiała. Zresztą już kilka razy ją o to pytał, a nie mogła w kółko siedzieć cicho i nic nie mówić.
-Wróciłam do domu... zastałam rodziców, którzy byli na mnie wściekli do granic możliwości... dostałam nawet w twarz od ojca...
-Skurwysyn...-syknął, zaciskając zęby.
-Nie chodzi tutaj o to... tym się akurat najmniej przejmuję. Zrobiła mi awanturę na temat waszego wtargnięcia, że hańbię jej rodzinę, nie pasuje do nich i do tego miejsca, że powinnam mieszkać z takimi jak wy, albo i jeszcze gorzej. Na końcu powiedziała, że żałuje dnia, w którym mnie urodziła i powinna od razu usunąć ciąże, a nie teraz patrzeć na taką chodzącą porażkę. Tego było za wiele... usłyszeć takie słowa z ust kobiety, którą uważa się za ideał i bezgranicznie kocha. Nie wytrzymałam i złapałam pierwszą lepszą taksówkę. Chyba nie byłam świadoma tego co robię... wciąż nie jestem. - zaniosła się szlochem, a on przyciągnął jej głowę do piersi.
-Nie powiem ci, że wszystko się z nią ułoży, bo nie jestem tego pewien... Ale jesteś tutaj ze mną, a ja tego chciałem, więc będzie tak jak powiedziałem. Nie będzie kolorowo, milutko. Wiele się zmieni i wiem, że to wszystko... nie jesteś to tego przyzwyczajona, ale będę przy tobie. Kiedy tylko będziesz tego chciała.
-Nic nie obiecuj... proszę...
-Nie zamierzam nic obiecywać, a teraz przestań płakać. - dopiero po chwili udało jej się wykonać jego polecenia. Przetarła oczy i wymusiła się na uśmiech w jego stronę.
-Tak lepiej, ale szczerszy byłby lepszy.-rozmierzwił jej włosy – Po podroży jesteś zmęczona, idź się wykąp, a ja przygotuje coś do jedzenia.




Gdy zjedli posiłek, Slash rozwalił się na kanapie do góry nogami wraz ze swoją gitarą i zaczął coś brzdąkać, a Alison z Duffem zajęli się zmywaniem naczyń.
-Kurwa. Zapomniałem, że nie masz żadnych ciuchów!-w pewnym momencie uderzył się w czoło i została na nim piana.
-Ja na twoim miejscu bym nie narzekał.-wtrącił się Slash, ale blondyn to zignorował –Zaraz pójdziemy na jakieś zakupy.
-Nie, nie ma takiej potrzeby. Znajdę jakąś prace i wtedy...- w oczach Alison znowu pojawiły się łzy. Zdała sobie sprawę, że została z niczym, jedynie z ubraniami, które miała na sobie.
-I może to tego czasu będziesz łaziła w tym samym? Oszalałaś.-rzucił w nią pianą i zostawiając talerz poszedł do pokoju. Po chwili wrócił z portfelem w ręce i czapką na głowie.
-No to idziemy.
-Teraz? Nie, nie...-próbowała się opierać, ale siłą wypchnął ją za drzwi.
-Ejjj! Jeszcze ja!-Slash wyleciał za nimi prawie, że potykając się o swoje własne nogi. Wyszli na ulicę gdzie brunetka znowu się zatrzymała i popatrzyła na Duffa błagalnym spojrzeniem.
-Dam sobie radę.-powiedziała twardo.
-Ja wcale nie twierdzę, że nie dasz, a teraz idziemy.-gestem głowy nakazał jej iść, lecz ta nie zrobiła ani jednego kroku. Odrzucił włosy do tyłu i nabrał powietrza.
-Jakaś ty uparta! Jeśli nie chcesz iść, to ja będę szedł.-podszedł do niej i przerzucił sobie przez ramię, że bezwładnie na nim wisiała.
-Duff! Puszczaj mnie! Zostaw mnie! Mówię zostaw mnie!-zaczęła się szamotać i uderzać go w plecy jednak na nic się to nie zdało, szedł dziarskim krokiem paląc jak zwykle papierosa i rozmawiając z przyjacielem, kompletnie ją ignorując. Wreszcie dała spokój i z miną obrażonego dziecka dała mu się nieść. Ludzie oglądali się za nimi, a na tamtych dwój pajacach nie robiło to żadnego wrażenia. Gadali o gitarach jakby o niej zapomnieli. Jakieś 20 minut później postawił ją przed jakimś sklepem, ale odwróciła się nawet na niego nie patrząc.
-Mała, ale my idziemy do tego sklepu.
-Teraz nagle sobie przypomniałeś o moim istnieniu?-bąknęła.
-Ależ ja cały czas pamiętam o twoim istnieniu.
-Jakoś nie pamiętałeś kiedy prosiłam cię, żebyś mnie postawił na ziemię.
-Przecież cię postawiłem. Stoisz właśnie na własnych nogach.-prychnęła pod nosem i patrzyła na ludzi po drugiej stronie ulicy. Poczuła jak ręce oplatają ją od tyłu i oddech na swojej szyi.
-Przepraszam... Nie bądź taka uparta i chodź.-mruknął jej wprost do ucha, aż poczuła, że ma gęsią skórkę na swojej skórze.
-Nie..-chciała powiedzieć twardo, ale głos jej się załamał.
-Chooodźź...
-Przestań.-zagryzła usta i przymknęła oczy.
-Ale co mam przestać?-jego szept doprowadzał ją do szaleństwa i nie mogła skupić się na własnych myślach.
-Dobrze wiesz.
-Nie wiem... powiedz.
-Kurwaa! Przestańcie wreszcie robić szopkę na środku ulicy i wleźcie wreszcie do środka, bo zaraz mi dupa się zapoci.-jęknął Saul, który przystępował z nogi na nogę. Duff jedną rękę pokazał mu środkowego palca i nie ruszył ani o krok. - A pieprz się.-machnął ręką i sam wszedł do sklepu.
-No więc...?-zaczął Duff, a ona odwróciła się do niego przodem.
-Nie chcę cię naciągać. Sama coś zarobię i wtedy. Wystarczy już, że kupiliście mi bilet na samolot i w ogóle zgodziłeś się na to, żebym z tobą przyleciała.
-Chyba sam ci to zaproponowałem, tak?
-Co nie znaczy, że muszę być na twoim utrzymaniu. Nie będziesz na mnie wydawał pieniędzy.
-A na co mam je wydać? Wiem co możesz myśleć po tym jak zobaczyłaś nasze mieszkanie, ale teraz naprawdę mam kupę forsy. Nigdy nie sądziłem, że kiedykolwiek zobaczę tyle pieniędzy.
-Nie.
-Co nie?
-Nie chcę, żebyś mi cokolwiek kupował.
-Jeny... to kupię Slash'owi damskie ciuszki i na niego nie będą jednak dobre, więc odda tobie. Pasuje?
-Duff...
-Alison...-udał jej ton i zrobił słodkie oczka.
-Pierwszy i ostatni raz!-zagroziła mu palcem przed nosem i weszła do środka, a on ze zwycięskim uśmieszkiem za nią.
-Duff! Paczaj jaki mam wyjebany kapelusz!- Slash stał przed lustrem z jakimś kolorowym kapeluszem i strzelał różne miny.
-Zajebisty... pierdol cylinder i bierz ten.
-Cylinder?!-posłał mu złowrogie spojrzenie- niech tylko ktoś zrobi krzywdę mojemu maleństwu, to ja zrobię krzywdę jemu.
-Ja nic nie mówiłem!- Duff wyciągnął przed siebie ręce i zabrał z głowy przyjaciela kapelusz zakładając na swoją.
-No więc...-stanął jak jakaś panienka i zjechał spojrzeniem Alison, a obok niego w podobnej pozycji ustawił się Saul i wygiął usta w dzióbek.
-No więc...-powtórzył za blondynem– mamy tutaj piękne kształty, dwa cycki, tyłeczek i ogólnie niezłą laskę, teraz przyda jej się coś, żeby była jeszcze większą szprychą tak, że Duff'owi stanie, gdy tylko na nią spojrzy.-zmarszczyła brwi i przeraziła, że chyba jednak zakupy z ich dwójką to nie najlepszy pomysł.
-W czymś mogę pomóc?-koło nich pojawiła się wysoko kobieta, a Slash cicho zagwizdał pod nosem bezczelnie patrząc się tylko w jedno miejsce.
-Szukamy czegoś dla tej pięknej dziewczyny.-blondyn wskazał na Alison.
-Da się pani namówić na drinka?-wypalił Mulat uśmiechając się od ucha do ucha i stając przed Duffem.
-Złamasie, teraz nie ty jesteś w centrum uwagi, spadaj.- odepchnął go to tyłu, a ten zaczął naśladować jego ruchy.
-A czego konkretnie? Zaraz coś znajdziemy.-wzięła Alison pod ramię i co chwilę zarzucała nowymi ciuchami, tak samo jak chłopacy z tym, że oni wybierali rzeczy, które ledwo co zasłaniały centymetr ciała. Po uporczywej godzinie spędzonej w przymierzalni wreszcie wyszli obładowani torbami, a raczej chłopacy, bo ona miała jedynie okulary, które zakupił jej Duff. Nie czułą się z tym najlepiej, ale skoro tak nalegał, to co mogła zrobić?
-I co było tak źle?-Duff zarzucił jej na ramię rękę i lekko popchnął w bok.
-Było, bo dawaliście mi takie ciuchy, że równie dobrze mogłabym chodzić nago.
-Los Angeles, złotko.-Slash zacmokał pod nosem i machając głową próbował strzepnąć sobie grzywkę z oczu, ręce miał zajęte, więc musiał radzić sobie sam.
-Uwa...-zaczął Duff lecz jednak nie zdążył dokończyć, bo Gitarzysta z wielką siłą wpadł na uliczną lampę tak, że wszystkie torby wypadły mu z rąk, a jego samego odrzuciło do tyłu. Ludzie na ulicy zaczęli się śmiać, ale Alison i Duff, aż usiedli ze śmiechu na chodniku i nie mogli się opanować.
-Kurwa! Takie to zabawne?! Ciekawe czy byście się śmiali gdybyście mieli takie włosy! I kurwa nie można powiedzieć 'Slash, uważaj lampa!' bo po co?! Najlepiej się śmiać i leżeć na chodniku!-zaczął na nich wrzeszczeć, na co zaczęli śmiać się jeszcze bardziej, bo twarzy nie było widać mu w ogóle. - Taka z wami robota! Nooo! Uważaj Duff, bo zaraz się udusisz! I wtedy będzie ci kurewsko zabawnie! Pierdole to i idę!
-Idź, idź...-wydusił z siebie blondyn – idź do chłopaków i opowiedz im o tym, że prawie przeleciałeś lampę. Ostra zawodniczka... aż do tyłu cię odrzuciła.
-Pierdol się!-Duff podniósł się na nogi i złapał przyjaciela za ramiona, który mimo wszystko próbował mu się wyrwać.
-Czekaj!-krzyknął na niego i zaczesał mu włosy do tyłu – teraz mnie widzisz?- zaśmiał się i pocałował Saula w czoło, a ten odepchnął od siebie.
-Spierdalaj...-mruknął.
-Nosa masz całego?
-Pół kurwa.
-Niezdara jedna...
-Zaraz ty kurwa będziesz niezdarą z jedną nogą.-rzucił, ale po chwili sam zaczął się śmiać.- kurwaa!
-Dobra złamasy! Koniec śmiania się z biednego Slasha! Nie wiem jak wam ale chce mi się kurewsko pić! Czas odwiedzić te trzy króliki w swojej norze.-klepnął Duffa w plecy i wziął na powrót reklamówki w ręce. Wsiedli w autobus, wrócili do domu, poczekali, aż Ali przebierze się w nowe skórzane spodnie, bluzkę z logo zespołu Ramones, taką samą jaką miał Duff i jeansową kamizelkę oraz czarne trampki, na które uwziął się Slash. Wsiedli kolejny raz w autobus, a Ali wyglądała przez okno podziwiając LA. Musiała przyznać, że było tu genialnie – ciepło, zupełnie inni, wolni ludzie. Wyszli na ulicę i po jakiś 15 minutach marszu doszli przed nieduży dom w podobnej okolicy, w której mieszkali oni sami.
-Tutaj mieszka Stevenson, Axl i Izzy i przez większość czasu tak naprawdę my. Tutaj piszemy, ćwiczy, chlamy i mnóstwo innych rzeczy, więc od teraz jest też to i twój drugi dom.-posłał jej delikatny uśmiech, a Saul z kopa otworzył garażowe drzwi. Jej oczom ukazał się wielki garaż przerobiony na salon gdzie dosłownie wszędzie walały się jakieś instrumenty, płyty i inne tego typu rzeczy. Stały tutaj dwie, wielkie czerwone kanapy i dwa fotele, mały stoli i po prawo pod ścianą wielki regał z różnego typu odtwarzaczami muzyki, książkami, płytami i kasetami.
-Spokojnie można tutaj wejść i wynieść co się chce!-krzyknął Slash na cały dom i poszedł w głąb pokoju, a wtedy z krzykiem na plecy skoczył mu Steven tak, że obydwoje wylądowali na ziemi.
-Witamy w burdelu!- trochę spokojniej weszli Axl i Izzy, którzy już zdążyli pochłaniać Jacka Danielsa. Duff klepnął Alison w plecy i poszedł rozwalić się na kanapie. Slash ze Stevenem przepychali się na podłodze, Izzy usiadł na fotelu, a Axl zaczął coś majstrować przy odtwarzaczu. Stała nie wiedząc co za zrobić, wreszcie usiadła koło Duffa i dokładnie rozglądała się po wnętrzu.
-Sweat home, sweat home...-zaczął nucić Rudy i ruszać w rytm piosenki, którą puścił.
-Chyba sweet home – poprawił go blondyn, ale to zignorował.
-Dobra, dosyć tego jebane wyżeracze! Czas na imprezę! LA czeka na nassssss!!!!!!-krzyknął przeskakując przez fotele i lądując nogami pomiędzy Stevenem i Slashem. Wszyscy krzyknęli i podnieśli swoje tyłki. Duff chwycił Alison za dłoń i znowu szli ulicami. Chłopaki palili, pili co chwilę zatrzymywali się przy którymś clubie do którego chcieli się udać. Wreszcie wybrali jeden, ale ochroniarz ich zatrzymał.
-Sorry chłopaki, ale właściciel wciąż pamięta ostatnią akcję.
-Mark! Przestań... wszyscy wiemy, że możesz nas wpuścić...-Axl założyl mu rękę na ramię i machał butelką wódki przed nosem.
-Was może i tak, ale Steven i Saul mają zakaz.
-Coś da się zrobić...
-Nie da nic.
-To było dawno temu.
-Zakaz to zakaz.
-Kurwa! Pierdolić to!-Axl krzyknął i splunął mu pod nogi, pokazując fucka i ruszając szybko do przodu – Jebane skurwysyny! Kiedyś będą błagać, żebyśmy tam przyszli.
-Ten jak zwykle...-mruknął Duff ze śmiechem kręcąc głową. Wreszcie wybrali jeden z lokali i zajęli jedną z kanap, składając zamówienie. Każdy z nich zamówił butelkę czegoś mocnego, a gdy kelnerka pytająco spojrzała się na Alison nie wiedziała co powiedzieć, przygryzła wargę szukając pomocy u Duffa.
-Jakiegoś nie mocnego drinka na początek.-wyręczył ją Steven puszczając jej oczko. Kiwnęła głową i odeszła. Po chwili wróciła z zamówieniem i postawiła przed każdym z nich. Alison niepewnie spojrzała na to co jej przyniesiono, ale nie chciała pokazać słabości, więc przechyliła wszystko naraz, a Duff tylko zachichotał. Po chwili przysiadły się do nich laski i zaczęły bez żadnych ceregieli kleić do chłopaków. Alison oblała się rumieńcem i przysunęła bliżej w stronę blondyna, który teraz zajęty był rozmową z Izzym. Chwyciła jego whiskey nie chcąc wyjść na jakąś kompletną ofiarę.
-Zaraz wracam...-wybełkotał już trochę wstawiony Duff i skierował w stronę baru. Byli tu dopiero 2h, a chłopaki pijani. Zresztą powinna się przyzwyczaić, że to żadna nowość. Spoglądała ukradkowo na Duffa, który stał przy barze i w najlepsze śmiał z jakimś facetem.
-Wszystko, ok?-przysunął się do niej Steven z milutkim uśmieszkiem.
-Taaa.. jasne.-bąknęła sama odczuwając, że trochę na nią zadziałało to co wypiła.
-Skąd w ogóle jesteś? Duff nie zdążył mi nic o tobie powiedzieć.
-Chicago...
-Teraz rozumiem, że już LA.
-Na to wygląda... choć nie wiem jak długo.
-Spokojnie, zaaklimatyzujesz się.-posłał jej kolejny uśmiech i wysypał na stół biały proszek, rozejrzała się dookoła, czy nikt tego nie zauważy, ale nikt nie wydawał się być zdziwionym.
-Chcesz?
-Ja?-wskazała na siebie palcem nie pewna, czy mówi do niej.
-Yhm...
-Eee...- rozejrzała się dookoła w poszukiwaniu Duffa jednak zdążył się gdzieś ulotnić i nigdzie nie mogła go znaleźć. - W sumie czemu nie...
-Brałaś kiedyś?- pokręciła przecząco głową, a on złapał ją za dłoń, przyciągając bliżej stolika. - Rób to co ja. -puścił jej oczko. Obserwowała jego każdy ruch, a gdy przyszła jej kolej serce zaczęło jej łomotać coraz szybciej, a w głowie pojawiły się myśli, że ma nie tknąć tego gówna i uciekać stąd jak najszybciej się da. Dwa centymetry. Jeden. Jej głowa znajduje się tuż nad tym, zatyka jedną dziurkę nosa i robi wszystko tak jak instruuje ją Steven. Gdy nic już nie zostaje odchyla głowę do tyłu i czeka. Po chwili czuje jak jej ciało staje się wiotkie, a w głowie pojawiają myśli, że może wszystko. Jest zajebiście – czuje się wolna, szczęśliwa. Uśmiecha się pod nosem i zamyka oczy, opierając się o zagłówek fotela. Z oddali słyszy śmiech Stevena i czuje jak zadowolony klepie ją po kolanie. Wreszcie otwiera oczy i widzi, że jest przy stoliku sama. W oddali tańczy Axl w towarzystwie dwóch lasek, Slash idzie z jedną w stronę łazienek i Jego. Zmierzał w kierunku ich stolika, ale jakaś laska go zatrzymała i zaczęła ewidentnie flirtować. Złapała z jedną leżących na stoliku butelek i pociągnęła sporego łyka. Poprawiła bluzkę i idzie w jego kierunku. Nieco zdezorientowanego popycha do tyłu i wbija w jego usta. Dziewczyna, która przed chwilą próbowała go poderwać, skrzywiła się pod nosem i mówiąc coś po cichu odeszła w bok. Ręce Duffa powędrowały na jej pośladki, na sekundę oderwał jej usta od swoich i spojrzał w oczy.
-Brałaś coś?-spytał lekko zdziwiony jej zachowaniem.
-Yhm...-mruknęła zadziornie się uśmiechając i mocniej łapiąc go za kurtkę, którą na sobie miał.
-Oj Alison...-szepnął i się nad nią nachylił łapczywie całując. 


Witam! No i mamy kolejny rozdział... trochę dłuższy niż poprzedni, ale inaczej podzielić go nie mogłam. Przepraszam za wszelkie błędy, starałam się większość wyłapać, ale czy mi wyszło, to nie wiem ;P Wygląda na to, że Alison nie jest, aż tak głupia, jak mogłoby się wydawać ;D Dziękuje za wszystkie komentarze ;***

12 komentarzy:

  1. Ło, kurwa! Przeczytałam dzisiaj, ale jakiś bardziej ogarnięty komentarz jutro jebnę, bo teraz idę spać (wcześnie, no nie? xD). A ten rozdział musi się doczekać mega długiego i wyczerpującego komentarza z mojej strony, gdyż według mnie to na pewno jest jeden z Twoich najlepszych rozdziałów.
    No, teraz mogę napisać to co mną wstrząsnęło tak, że prawie zawału dostałam - Alison powiedziała "kurwa"! O.o

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Okej, wstałam i zabieram się za napisanie czegoś w miarę sensownego :)
      Po pierwsze, ogólnie mi się bardzo podoba i jak już napisałam to według mnie jest Twój najlepszy/jeden z najlepszych rozdziałów. Ale nie będę się kłócić z innymi, bo pewnie gdybym chciała też bym błędy znalazła.
      Dwa, podobało mi się to, że Duff tak na wszystkich nakrzyczał po tym rozstaniu z Alison. Lubię takie coś ^.^
      Trzy. Rozjebała mnie też ta kłótnia między Axlem i Slashem o włosach. No i później "Rudy Osioł" i jego pomarańczowe włosy xD
      Cztery - lubię Twojego Axla. Dlaczego? Bo można się z niego śmiać, jego teksy mnie rozwalają, chociażby to: "A jebcie się! Szukajcie nowego wokalisty! Nie! Co ja kurwa gadam?! Szukajcie nowych zespołów, bo ja zostaje!". A śmianie się z Axla jest jednym z moich ulubionych zajęć zaraz po książkach, opowiadaniach o Gunsach oraz perkusji :D
      Fajf. No i to spotkanie na lotnisku. I muszę to napisać - HA! WIEDZIAŁAM, ŻE SIĘ SPOTKAJĄ! xD Zakładam, że każdy wiedział, ale oj tam :D
      Sześć. Duff robiący zakupy w supermarkecie? Dafuq?
      Siedem - tacy rodzice jakich Alison miała to żadni rodzice. Dobrze, że uciekła.
      Ósemeczka. Duff przygotowywujący jedzenie? Dafuq x2? Co ta miłość robi z człowiekiem...
      Dziewięć: "Gdy zjedli posiłek..." - to Duff jednak umie gotować jadalne rzeczy! xD
      Dziesięć. Ogólnie zakupy były okej. Oczywiście, Slash i Duff najbardziej znają się na modzie, a jakżeby inaczej :D "to kupię Slash'owi damskie ciuszki i na niego nie będą jednak dobre, więc odda tobie." - ah, jaki ten Duff sprytny :3 No i Slash mnie rozjebał - "-No więc... - powtórzył za blondynem – mamy tutaj piękne kształty, dwa cycki, tyłeczek i ogólnie niezłą laskę, teraz przyda jej się coś, żeby była jeszcze większą szprychą tak, że Duff'owi stanie, gdy tylko na nią spojrzy."
      Dwie jedynki. Slash, który wpadł na lampę uliczną i ta ich późniejsza kłótnia odnośnie tego mnie rozjebała xD Akurat wtedy zaczęłam się śmiać jak pojebana do telefonu :D
      Dwanaście. No i ciekawe, co oni zrobili w tym klubie, że Mark nie chciał ich wpuścić...
      Trzynaście. Alison i narkotyki! Związek niemożliwy, a jednak... No, ale to w końcu dziewczyna Duffa, więc nie dziwię się...
      Czternaście - już kończę, a to chyba najdłuższy komentarz, który kiedykolwiek napisałam, więc... no, sorry, nie moja wina, że mi się spodobał ten rozdział... :)
      No i oczywiście nie mogę się doczekać co będzie później. Może Steven zaopatrzy się w siekierę! Albo Axl zostanie porwany przez napaloną fankę! O, albo... 8D Nie, dobra, pewnie masz jakiś zajebisty pomysł, więc już kończę...
      Tia, więc żegnaj! :>

      Usuń
    2. Śmianie się z Axl'a jest chyba jednym z ulubionych zajęć każdego xd
      Rodzice... ja na jej miejscu już dawno bym uciekła, no ale ważne, że w ogóle to zrobiła ;p
      Oj... miłość zmienia, a Duffika zmieniła w dość dziwny sposób xd gotowanie, zakupy ;D I całe szczęście się nie potruli ;p
      Co do narkotyków... kiedyś się to stać musiało, a jak się przebywa w jeszcze takim towarzystwie i jak proponuje Ci to sam Stevenek *.* nieuniknione ;p
      hahaha xd Steven i siekiera... pomyślę, pomyślę ;D
      Dziękuje za tak długi i wyczerpujący komentarz ;D

      Usuń
    3. Miałam Cię chyba i informować, nie? Ankieta u mnie :>

      Usuń
  2. Nawet nie wiesz jak bardzo podobaja mi sie twoje opowiadania codziennie sprawdzam po kilka razy czy dodalas cos nowego xd i musze przyznac ze nie spodziewalam sie bohatere ze wezmke narkotyki a wydawala sie taka porzadna ale pozory myla juz sie nie moge doczekac nastepnego opowiadania sama chciala bym tak pisac ale cos mi nie wychodzi jak masz ochote to wpadnij na http://slodki-sen-rocka.blog.onet.pl/ i jeszcze raz super zajebiaszze opowiadanie !!!

    OdpowiedzUsuń
  3. No czeeeeeść.
    Nie rozumiem "reakcji", nie potrafię wybrać pomiędzy nimi. : c
    A co do notki... Nie jest źle, ale też nie jest najlepiej. Fabuła okej, chociaż nie działo się nic, co by mnie zaskoczyło - nie powala, o. Alison pojechała z nimi, teraz się zdemoralizuje do końca. :D Rodzice się nawet nie przejmą, huh? Kupili jej nowe ciuchy, biedny Slashcio musiał nieść siaty i na dodatek wszedł na lampę uliczną. Rozjebało mnie to, jak Duffy odgarnął mu włosy z twarzy i pocałował w czoło. ♥ Ogólnie wiało nudą z lekka, nie jestem do końca usatysfakcjonowana. Jakaś bójka/kłótnia, czy cokolwiek by się przydało. Cholerne błędy Ci się wkradły i mimo, że czekałam ze zniecierpliwieniem na kolejny - wyłapałam je. Powtórzenia i trochę błędów językowych... Każdemu się może zdarzyć. ; )
    Wiesz, że uwielbiam Twoje opowiadanie, nie bierz sobie moich słów za bardzo do serca, tylko zbierz się i pisz kolejny - niech Gunsi będą z Tobą. :>
    Ja się muszę ogarnąć, bo mam lenia, ale Stradlin mi obiecał działkę, więc będzie dobrze. ^,^

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuje bardzo za te cenne uwagi, które na pewno mi pomogą ;) A te cholerstwa zwane błędami zawsze człowiekowi utrudniają życie -.- I przepraszam za nie ;P
      Pisz! Bo inaczej powiem wszystko Stradlinowi i będziesz musiała szukać nowego dilera, a tak zajebistego nigdzie nie znajdziesz.

      Usuń
  4. Kuuurcze... Niby wszystko ok. Uciekła, dobrze zrobiła, wreszcie widać, że żyje, a nie tylko kradnie tlen innym organizmom. Ale prochy? Jednak człowiek tak z dnia na dzień nie jest w stanie się zmienić. Chociaż... Miejmy nadzieję, że to jednorazowa wpadka i już więcej po nic poważniejszego nie sięgnie.
    Co do rozdziału, to tak mi się podobał, że jakoś nie dopatrywałam się zbytnio błędów, a gdy doszło do sceny na lotnisku, to tylko czekałam, aż przybiegnie ;D Wiedziałam, że z nimi poleci.
    Aha! I lubię Slasha w Twoim wykonaniu ;) Jest taki popierdolony, że w ogóle do zjedzenia xDD
    Co tam jeszcze... A! Wiem, pomyślisz sobie "Weszła dwa razy i już się cholera panoszy!", ale mam drobne zastrzeżenia co do całości graficznej, a dokładniej do tła. Niby jest to przeźroczyste cÓs co ma ułatwiać czytanie, ale jednak w momentach, gdzie zderzamy się z zajebistym logo zespołu trzeba oczka pomęczyć ;) No! To jakbyś miała jakiś pomysł, co z tym zrobić, to ZRÓB! xD Bo nie dość, że jestem głuchy i głupi ludź to zaraz będę jeszcze ślepy ;P

    OdpowiedzUsuń
  5. Kocham ten blog, mówiłam? To powtórzę: koooochaaaam <3333 Pragnę więcej! ;) ~Duff's Sister

    OdpowiedzUsuń
  6. Hej! Wlasnie dopiero teraz odczytalam komentarz pod ostatnim z rozdzialow "Duff Story" :)

    Moglabys sie wpisac? Bym mogla tam wejsc i od razu informowac :)
    Z gory wielkie dzieki :D
    http://welcome-to-the-jungle-motherfucker.blogspot.co.uk/p/pierdole.html

    OdpowiedzUsuń
  7. Nowa notka "Duff Story" :D
    http://welcome-to-the-jungle-motherfucker.blogspot.co.uk/

    OdpowiedzUsuń