sobota, 25 sierpnia 2012

Rozdział XII

Obudziły ją promienie słońca i poczuła chłodnawe powietrze na swoim ciele. Zaspana nie mogła sobie przypomnieć jak się tutaj znalazła, ale po chwili wszystko ułożyło się w jedną całość. Delikatnie przewróciła głowę w bok i miała przed sobą słodko śpiącego blondyna. Przypomniała sobie jego wczorajsze słowa, a jej serce mocniej zabiło. Podniosła się delikatnie na łokciu i poczuła okropny ból całego ciała. Zresztą co się dziwić, skoro całą noc spędziło się na dachu? Zignorowała to jednak teraz i pocałowała czubek nosa Duffa. Wymruczał coś niezrozumiałego i jedną ręką odgarnął z czoła włosy. Złożyła całusa na jego policzku, czole, ustach, aż wreszcie otworzył brązowe oczy i było widać, że sam ledwo co kontaktuje. Zachichotała i jeszcze raz pocałowała go w usta, ocknął się i mocniej do siebie przytulił, gdy się oderwali lekko się skrzywił.
-Jak mnie dupa napierdala... kurwa... straciłem ją...-zaczął jęczeć.
-Wszystko na swoim miejscu, choć czuje, że moja też odpadła.
-Czas się zbierać... nie chcemy, żeby ktoś widział nasze gołe tyłki... chociaż... dla mnie możesz się nie ubierać...-mruknął całując ją w nagie ramię. Ubrali się i leniwie ruszyli w stronę domu, trzymając się za ręce i rozmawiając o mało ważnych rzeczach. Popchnęli ciężkie drzwi i Duff niepewnie rozejrzał się dookoła.
-Co jest kurwa?-wszedł w głąb domu. Panował tutaj syf jakich mało, ale nigdzie żywej duszy – gdzie ich kurwa wszystkich wywiało?
-Sprawdź dół, a ja sypialnie.-zarządziła Alison i pobiegła na górę, zajrzała w każdy kąt na górze i nigdzie nikogo nie zastała. Na schodach spotkała Duffa, który zaczął coraz bardziej się martwić.
-I co?-mruknął.
-Nic, nikogo.
-Kurwa...-zaczął przystępować z nogi na nogę – zapomniałem o jakimś spotkaniu? Nie no... przecież byliby tutaj inni... wywiało każdego...
-Na pewno gdzieś zabalowali i leżą w jakiś krzakach jak zwykle, znajdą się.-cmoknęła go w policzek i rozległ się dzwonek do drzwi.
-Widzisz? To na pewno oni.- Duff biegiem poleciał do drzwi i otworzył je z nadzieję, jednak przewrócił oczami, gdy zobaczył przed sobą Bena, managera.
-Skąd w ogóle wiesz gdzie mieszkamy?
-A może by tak przywitanie? Witam. Musiałem się pofatygować, bo nie odbieracie telefonów, nie było was w żadnej zapchlonej norze, ale wystarczyło spytać się pierwszą lepszą dziwkę, by dowiedzieć się gdzie odbywała się najlepsza impreza i jak widzę nie myliłem się.
-Ehm...-Duff nie wyrażał entuzjazmu – a co to takiego 'ważnego'?
-Darowałbym sobie ten sarkazm. Jest 8 rano o 11 macie spotkanie z wytwórnią.
-Spotkanie? Jakie spotkanie? Nic mi kurwa nie mówiłeś wcześniej o żadnym spotkaniu! W jakiej sprawie?
-Spokojnie. Nie mówiłem, bo sam dowiedziałem się dwie godziny temu, a w jakiej sprawie, to też nie wiem, bo musiałem latać i was szukać. Radziłbym się tam zjawić, bo będziecie mieć niezłe kłopoty!-pogroził mu palcem przed nosem. Duff zamknął za nim drzwi i oparł framugę.
-Kurwa! Gdzie wsiąknęło tych debili?! Nie ustala się spotkania tak nagle! Jak ich nie znajdę, to mogą nawet zerwać ten jebany kontrakt!
-Spokojnie... znajdą się... na pewno...-Duff upadł na kolana, bo drzwi o które się opierał się otworzyły.
-Co do chuja?!-wrzasnął, a w progu stanął wyglądający jak siedem nieszczęść Steven. Duff podskoczył i go do siebie przytulił – Całe szczęście!
-Duff, kurwa. Przestań drzeć tą parszywą mordę. Całkiem cię już pojebało, że się tak na mnie rzucasz?
-To już nie można cieszyć się, że cię widzę?! Już myślałem, że was całkiem wsiąkło! Niech te debile szybciej idą za tobą!
-Jakie debile? I mówię kurwa przestań wrzeszczeć, bo czuje, że mój mózg zaraz wypadnie uchem.
-Jakie kurwa? Jeden taki ze skrzeczącym głosem jak jakaś świnka morska, rudy, pedalskie ruchy, drugi to jakiś jebany, farbowany na czarno pudel i ich trzecie czarna dziwka.
-Izzy, Axl i Slash?
-Nie kurwa!-Duff wzniósł ręce do góry – Jackson, Preslay i Elthon John!
-A co mnie te jebane chuje obchodzą? Byli na imprezie?
-Stevenson! Do kurwy nędzy ogaranij dupę! Gdzie Slash, Axl i Izzy?!
-To nie można tak od razu, tylko musisz o jakiś ssakach pierdolić?
-Mów.
-A skąd mam wiedzieć? Chyba widzisz, że dopiero co wszedłem do domu.
-No to się dowiedz do kurwy nędzy! Był Ben i o 11 mamy jebane spotkanie z wytwórnią, a tamci przepadli i nigdzie ich nie ma! Zachciało się chujom ćpania! Udupią nas, Steven!
-Spytaj się ludzi, a nie na mnie drzesz japę.
-Tylko, że kurwa nikogo tutaj nie ma!
-Nie ma?-blondyn zmarszczył brwi.
-Są! Tylko zachciało mi się robić jaja, bo mi się nudzi.-Steven spojrzał się na niego pytająco.
-Kurwa...-Duff odchylił głowę do tyłu i zaczął cicho liczyć – Nie ma ich! Rozumiesz w jakiej jesteśmy dupie?!
-I nie ma nikogo? Puk, puk – uderzył kilka razy w głowę przyjaciela – włącz czasem to coś co masz pod tymi tlenionymi włosami. Nie ma ludzi, nie ma ich, więc gdzie są? W pace kurwa siedzą.
-Policja!-krzyknął Duff klaszcząc w dłonie.
-Brawo Duff.... punkty dla ciebie...-mruknął Steven i go wyminął kierując się do kuchni.
-A ty gdzie kurwa leziesz?!
-Napić się?
-A kto tych pojebów wyciągnie z więzienia?!
-Może zamów taksówkę, bo nie zamierzam kurwa lecieć taki kawał.- Duff podleciał do telefonu i po chwili siedzieli już w samochodzie. Steven przysypiał na ramieniu przyjaciela, który ledwo co mógł zmieścić swoje długie nogi pomiędzy siedzeniami. Zajechali pod komisariat, Duff pociągnął za klamkę i na chodnik wytoczył się na pół śpiący perkusista.
-Kurwa! Naprawdę się ciebie żarty trzymają! Nie chcesz czasem kopa w dupę dostać?-krzyknął Steven, zdecydowanie w nocy przesadził, bo dzisiaj był coś nie w humorze. Weszli do środka i zostali zjechani z góry na dół spojrzeniami znudzonych policjantów. Oparli się o ladę.
-Dzień dobry, ja przyszedłem po przyjaciół.
-Nazwiska.
-Axl Rose, Izzy Stradlin i Saul Hudson.
-Sądzę, że to raczej nie możliwe.
-A to dlaczego?
-Ponieważ byli już kilka razy spisywani.
-A kaucja?
-No cóż...
-Proszę, to dla mnie bardzo ważne.
-Musiałby pan zapłacić 10 tysięcy.
-Ile?!-wrzasnął Duff, a Steven wybałuszył oczy na wierzch – jaja jakieś kurwa?!-Alison położyła mu dłoń, widząc spojrzenia skierowane w ich stronę.
-Proszę się zachowywać, bo zaraz pan wyląduje z kolegami. Tyle ile powiedziałem. Pańscy koledzy już kilka razy weszli w konflikt z prawem.-powiedział policjant służbowym tonem, jakby z wielką łaską musiał udzielać im informacji.
-Steve... ile masz przy sobie?-zwrócił się do przyjaciela.
-Jestem spłukany... Mam jedynie na koncie, ale zamrożone.
-Ja to samo...-zacmokał kilka razy pod nosem i odwrócił w stronę policjanta – proszę ściągnąć z konta pana Bena Lood.
-Czy to któryś z panów?
-Nie.
-W takim razie nie mogę.
-Ten pan zarządza naszymi funduszami, pracuje dla nas, więc nie ma problemu.
-Nie mogę bez żadnego potwierdzenia.
-Proszę pana... powiem tak... jest on naszym managerem, a za godzinę mamy zjawić się w naszej wytwórni.-Duff nachylił się nad nim i założył ręce.
-A kto to potwierdzi?
-Proszę zadzwonić do Geffen Records, spytać o Bena Looda oraz panów, których chcemy wyciągnąć.-wtrącił się Steven, szybko na kartce pisząc numer i podsuwając go policjantowi. Niechętnie chwycił telefon. Po 20 minutach wyszli przed budynek ze skacowaną trójką.
-Pojebało was?! 10 tysięcy! I to kurwa z wytwórni! Jakim cudem dostała się tam policja?!- w Duffa coś wstąpiło i zaczął na nich wrzeszczeć.
-A chuj wie!-wrzasnął Rudy – ktoś nas podjebał! Zadowolony?! I kim kurwa jesteś żeby wrzeszczeć na mnie?!
-Kolesiem, który kurwa uratował wam dupy, bo inaczej byście spędzili 48h zamknięci w jebanej puszce!
-A kto cię kurwa prosił o ten ratunek?! Dzwoniłem do ciebie!? Błagałem na kolanach?!
-To sobie kurwa teraz sam idź do wytwórni skoro taki jestem niepotrzebny!
-I chuj! Jak chcesz to sobie rób co chcesz!
-Dosyć! Zamknąć wszyscy japy!-krzyknął Saul i złapał Duffa, który już chciał gdzieś odejść. - Duff, Steven, Alison, dziękujemy za uratowanie nam tyłków przed wytwórnią, a teraz Axl zamknij jadaczkę i lepiej skupmy na tym czego od nas mogą chcieć.
-Jak nie chce, to droga wolna!-krzyknął Rudy.
-Zamknij się! I lepiej podziękuj, a nie niepotrzebnie drzesz tą jadaczkę.
-Za co mam dziękować?!
-Za to, że cię wyciągnęliśmy z paki, debilu?-bąknął Steven, patrząc na niego z litością.
-Dziękuje! Zadowoleni?! A teraz kurwa może idziemy, bo zaraz się spóźnimy?!-Steven się uśmiechnął, poklepał go po plecach i ruszyli w stronę taksówek.


Wysiedli przed wytwórnią i zaniepokojeni popatrzyli po sobie. Przez drogę każdy z nich zdążył się już uspokoić i teraz martwił tym o co może chodzić. Nigdy jeszcze spotkania nie były ustalane w tak szybkim terminie i nie mogło to wróżyć nic dobrego.
-Ejj... ale o żadnym koncercie nie zapomnieliśmy, nie?-mruknął Izzy podciągając spodnie i skacząc w miejscu.
-Ja sobie o żadnym nie przypominam...-Slash podpalił papierosa Axla i ruszyli w stronę budynku. Weszli do windy i nacisnęli odpowiedni guzik, modląc żeby się popsuła i nie dowiedzieli o co chodzi.
-Axl, pojebie weź odczep się od moich włosów.-włosy Saula zaczepiły się o ćwieki Axla i nie mógł podnieść głowy do góry. Rudy chciał wykonać gwałtowny ruch do przodu, ale Mulat ścisnął go za rękę.
-Co ty kurwa wyprawiasz?!
-Odczepiam cię, tak?
-Chcesz żebym kurwa włosy stracił?!-Slash spiorunował go spojrzeniem.
-Jak stracisz trochę i tak nic się nie stanie.
-Mam może kurwa cię na łyso ogolić?!
-Sam się ogol.
-Szmata.
-Sam jesteś szmata.
-Szmata jakich kurwa mało.
-Chuj! Z jebanymi krzakami zamiast włosów!-zaczęli się szamotać z jego włosami, a Duff ciężko westchnął i podszedł do nich.
-Uspokoić się kurwa i stać w bezruchu chyba, że każdy z was chce coś stracić.- od razu opanował sytuację, a Ci spojrzeli na niego z wyrzutem i to jeszcze obrażeni.
-I co? Tak cholernie ciężko?
-Dobra, teraz dajcie sobie spokój z włosami i swoimi innymi, jakże ważnymi sprawami.- powiedział Izzy wychodząc z windy, która się właśnie otworzyła. Poszli do recepcji i Axl posłał pracującej tam kobiecie jeden z tych swoich pięknych uśmiechów, a Slash próbował dojrzeć jej nogi pod biurkiem. Izzy i Steven stanęli znudzeni z boku i zaczęli rozmawiać.
-Poczekasz?-Duff podszedł do Alison, oparł głowę o jej czoło i delikatnie uśmiechał pod nosem.
-A mam jakieś inne wyjście?
-No w tej sytuacji chyba jednak nie...
-Więc poczekam...-delikatnie musnął jej usta, drugi raz trochę bardziej namiętnie i oplótł w pasie.
-Ej! Romeo czekają na nas!-krzyknął Axl i wyczekiwał, aż ten wreszcie się ruszy. Niechętnie oderwał się od brunetki i ruszył za przyjaciółmi. Zapukali do drzwi i usłyszeli ciche 'wejść'. Ben stał przy stole z grobową miną, a dwójka producentów siedziała na swoich stałych miejscach, jednak ich uwagę przykuł mężczyzna przy oknie.
-Alan?-spytał Rudy i wtedy odwrócił się w ich stronę.
-Cześć chłopaki.-uśmiechnął się do nich, kiwając ręką. Alan był ich wcześniejszym, mega zajebistym managerem, nie to co ten parszywy Ben.
-Panowie, usiądźcie bo mamy kilka ważnych spraw do obgadania.-zajęli wskazane miejsca i wyczekiwali.
-Jest kilka spraw, na które musicie wyrazić zgodę. Zauważyliśmy, że bardzo dobrze pracowało wam się z panem Alanem, a on sam wykazuje duże zainteresowanie wami, więc... czy zechcielibyście aby przejął on posadę pana Looda?
-Pierdolicie?-wyrwało się Saul'owi.
-Nie, panie Hudson.
-Jeszcze się nas pytacie?!-wykrzyknął Steven, uśmiechając od ucha do ucha. - Jasne, że się zgadzamy!
-W takim razie wszystko już ustalicie sami. Czekamy na nowy materiał, panowie. Chcielibyśmy, aby znalazł się na naszych biurkach jak najszybciej i znacznie zadowolił. Do widzenia.-wstali za biurka i ruszyli w stronę drzwi, kiedy tylko przekroczyli próg chłopaki rzucili się na Alana.
-Wreszcie!!!-krzyknął Axl.
-Emm... Ben, no wiesz... nie ten, że cię nie lubimy ani nic, ani, że ci nic nie podrzucaliśmy, i że to przez nas wylądowałeś w szpitalu, ani że nie uważamy, że jesteś skończonym chujem i w ogóle do dupy, ale... dzięki za współpracę, która tak szczerze była do dupy!-Steven wygłosił przepiękną przemowę i przytulił całe szczęście już byłego managera, który tylko się skrzywił.
-Zobaczymy jak długo tak pociągniecie. Życzę powodzenia.- rzucił na odchodne i wyszedł.
-Dobra chłopaki... a teraz proszę się ogarnąć. Pracujecie nad nowym materiałem?
-Cały czas...-przytaknął Axl.
-No to oby tak dalej. Nie obijać się i teraz jesteście wolni, jak coś będę dzwonił i przypominam, że jesteście na każde moje skinięcie, bez żadnych wymówek.
-Dzięki, Alan...-Saul klepnął go w plecy i opuścili pomieszczenie. Duff od razu podszedł do Alison i do siebie przytulił. W znacznie lepszych humorach wrócili do domu. Saul i Duff pojechali do siebie po swoje rzeczy, a chłopaki do siebie. Alison została w domu i zdecydowała się posprzątać cały bałagan, który został zrobiony po imprezie.




-Duff, bierz swoje włosy z mojej buzi...-wybełkotał Slash i przewrócił w bok spychając blondyna z łóżka, który nawet na to nie zareagował. Alison leniwie otworzyła oczy i ujrzała przed sobą burzę loków Mulata, który jakimś cudem znalazł się w ich łóżku, albo oni jego... Przejechała dłonią po obolałych skroniach i nakryła poduszkę na głowę. Kolejny raz nieźle zaszalała i ostatnimi czasy nawet przestała liczyć, który to już raz. Ale tak to już z nimi było... albo szlajali się po clubach albo sami zapijali u siebie w domu, a ona z nimi. Czasami zasypiała świadoma tego co robi, a innym niczego nie pamiętała. Tym razem to drugie. Wystawiła jedną nogę za krawędź łóżka, bo chciała dostać się do łazienki, zahaczyła jednak o długie nogi blondyna i twarzą wylądowała na ziemi.
-Kurwa mać...-zaklęła pod nosem, podnosząc się na łokciach – Patrz Duff gdzie te nogi zostawiasz...
-Przecież one tylko leżą... koło mnie...
-To je przestaw, żeby nie leżały koło ciebie.- podniosła się i chwiejnym krokiem ruszyła w stronę łazienki. Przekręciła kurek i oblała twarz zimną wodą. Dopiero wtedy choć trochę się ocknęła i spojrzała w lustro. Wyglądała jak trup i w sumie powinna się już przyzwyczaić do takiego widoku, jednak nie mogła. Związała włosy gumką do tyłu i patrzyła chwilę w swoje odbicie. Drzwi się otworzyły i wpadł na nią na wpół śpiący Saul.
-Nie widzisz, że zajęte?
-Zaraz mi pęcherz rozsadzi. Nie musisz wychodzić...-mruknął i podszedł do toalety. Prychnęła pod nosem i zamknęła za sobą drzwi. Rozejrzała się po pokoju i okazało się, że są w dobrym. Podeszła do leżącego wciąż Duffa i położyła mu dłoń na czole.
-Wstawaj.
-Mała... podaj mi coś do picia...-jęknął otwierając jedno oko. Wykonała jego polecenie i wtedy usiadł.- Jazda... nic kurwa nie pamiętam...
-Chyba nikt nie pamięta...
-Wszystko ok?- spojrzał na nią z troską.
-Pomijając cholerny ból głowy, to tak.- z łazienki wyszedł Slash, pokazując im fucka i opuścił pokój.
-Chuj.-mruknął blondyn i potarł zmęczone oczy. Podniósł wzrok na brunetkę i delikatnie uśmiechnął. Odwzajemniła gest i przysunęła bliżej w jego stronę. Objął ją ramieniem i złączyli się w namiętnym pocałunku.
-Tyłek mnie boli...-skrzywiła się i położyła na wygodnym łóżku.
-Uciekasz ode mnie?-spytał z udawanym wyrzutem.
-Zaraz uciekam... ale swoją drogą... trochę teraz nie wyglądasz...-posłała mu przepraszający uśmiech, na co on otworzył szerzej oczy i złapał ją za biodra, stając nad nią.
-Wyglądam... ja zawsze wyglądam.-przymrużył oczy i cicho wyszeptał, dumnie zarzucając włosami.
-Duff... tylko w swoich oczach kiedy jesteś pijany lub naćpany... Prawda jest trochę bardziej okrutna.
-Odwołaj to!
-Nie zamierzam nic odwoływać.
-Odwołaj!-zagroził jej palcem przed nosem z kamienną miną.
-Powiedziałam – nic nie odwołam! Przepraszam, że trochę podupadło pana ego, ale ktoś to musiał powiedzieć wreszcie. Nie mogłeś żyć ciągle w kłamstwach, które szepcze ci do ucha Steven.
-Teraz to przesadziłaś!-krzyknął i zaczął łaskotać ja po żebrach, co zawsze doprowadzało ją do nieopanowanego śmiechu.
-Duff! Przestań!!! AAA!!! Przestań do jasnej cholery!-zaczęła się śmiać i szamotać, jednak on na niej usiadł i nie zwracał uwagi na jej krzyki i błagania.
-Teraz to puszczaj... a tak to kłapie jęzorem na biednego mnie, jak nie wiem...
-Przeeestańńńń! Czuje się wtedy gwałcona! Duff nie!
-Gwałcona?! No proszę... co ty nie powiesz?-uśmiechnął się łobuzersko i jeszcze bardziej zaczął znęcać nad dziewczyną. Zainteresowany krzykami Steven wpadł do pokoju, jak zwykle uśmiechnięty.
-Co się tutaj dzieje?!- zobaczył szamotającą dwójkę i ucieszył jeszcze bardziej – Łaskooootkiii! - pobiegł w stronę łóżka.
-Steven! Zabierz go! Proszęęęę!
-Kogo zabrać?
-Tego białego pudla co na mnie siedzi i gwałciii! Bierz go!
-Ooo nie! Za tego białego pudla w życiu cię nie puszczę!
-Gwałci? I aż tak się cieszysz?!-zaczął się śmiać i trochę poskakał – Dobraaa! Idę coś wszamać, a ty sobie z nim poradzisz. Silna babka jesteś!
-Dziękii Steven! Bardzo mi pomogłeś!-jęknęła i usłyszała tylko zamykane drzwi – Duff! - próbowała zepchnąć z siebie blondyna, jednak z marnym skutkiem. Złapała poduszkę leżącą obok i zamachnęła na niego. Nie był na to przygotowany, więc z zdezorientowaną miną wylądował na ziemi, praktycznie robiąc fikołka. Alison zaczęła się dusić i pokładać ze śmiechu na całym łóżku, a on nie wiedząc co się dzieje wstał na równe nogi.
-Chcesz to będziesz mieć wojnę!-krzyknął i rzucił w jej kierunku. Zaczęli się bić na oślep poduszkami, aż któraś z nich pękła i byli cali w pierzu.
-Niee! Poddaję się!-jęknął blondyn i opadł ciężko na plecy. W jego blond włosach wszędzie były pióra.
-Wiedziałam, że się poddasz.-opadła koło niego ze zwycięskim uśmieszkiem.
-Wygrałaś bitwę, ale wojna należy do mnie.-przechylił się w bok i pocałował ją w czubek nosa, na co słodko się skrzywiła.
-I tak uważam, że jesteś brzydki.
-Małpa... kiedyś pożałujesz tego dnia, że tak mnie nazwałaś.
-Kurczak...
-Oj.. grab sobie dalej...-złapał ją za biodra i zatkał usta pocałunkiem. Przeniósł ręce na jej plecy i jednym ruchem pozbył koszulki. Po chwili byli już całkiem nadzy i namiętnie się kochali. Po wszystkim leżeli jeszcze wtuleni w siebie przez pewien czas, aż wreszcie wzięli wspólną kąpiel i skierowali na dół, spotykając się ze spojrzeniem Izzy'ego 'wszystko słyszałem'. Ali podeszła do lodówki i wyciągnęła z niej mleko, którym zalała płatki czekoladowe, które uwielbiała. Usiadła na blacie i zaczęła pochłaniać swoje śniadanie obserwując Saula i Stevena, którzy urządzili sobie pływackie zawody w basenie. Co chwilę się podtapiali i wybuchali śmiechem. Drzwi wejściowe otworzyły się z wielkim hukiem i wpadł do domu Axl.
-Heloł ludziska! Mam nadzieję, że wszyscy powstawali! Duffuś! Kochanieńki, masz coś we włosach i wyglądasz jak jakaś pieprzona kura. Stevenson, Slash! Później wymoczycie dupy! Chodźcie tutaj!- chłopaki wykonali jego polecenie i cali obciekający wodą stanęli w salonie.
-Co tam? Załatwiłeś jakieś nowe dziewczęta?- zadał pytania Saul i było to chyba jedno z jego ulubionych.
-Ojj! Będziesz miał tych dziewcząt, ale załatwiłem coś lepszego. To znaczny nie ja, ale Alan i właśnie przekazał mi tą zacnie zajebistą wiadomość i mówię, że od tego czasu nieźle spinamy dupska.
-Cały czas mamy je spięte.- jakby na potwierdzenie swoich słów Saul nachylił się wypinając swój tyłek.
-Pies! Przestaniesz kiedyś pokazywać tę dupę?- skrzywił się Izzy.
-Po co?- Mulat rozłożył ręce – jak mam co pokazywać, to to pokazuje.
-Dobra! O dupie Slasha pogadamy kiedy indziej, a teraz lepiej mnie słuchać! Za trzy tygodnie wyruszamy w trasę po Europie, a później Kanadzie! Nie muszę chyba mówić, że mało czasu, a my musimy spiąć tyłki, tak, tak... Slash... ty swój też i ćwiczyć!-zadowolony klasnął w dłonie.
-Za ile ta trasa?-spytał Steven.
-Hej! Ogarnij czasem co się dzieje dookoła! Trzy tygodnie! Naprawdę zajebista trasa! Najlepsza jaka mogła zostać załatwiona!
-Ale że my jedziemy?-spytał Duff.
-Nieee!!! Kurwa! Sam sobie tak pierdolę, bo nie mam co robić.
-Ej no! Zajebiście chłopaki!-krzyknął Steven i chciał podskoczyć, poślizgnął się jednak i wylądował na Slashu.
-Steven! Bierzcie tą małpę ze mnie! Co ty do mnie czujesz geju?!
-Miętkę Slashuniuuu... tylko miętkę...-zawył Adler i pocałował przyjaciela w policzek, który się skrzywił i zepchnął z siebie.
-To sobie czuj ją do kogoś innego. Izzy, chętny?
-Jak zwykle zresztą. Wiesz Steven, że moje uczucia względem ciebie nie uległy zmianie.
-Ciesze się!- tym razem bezproblemowo podleciał do szatyna i go przytulił.
-Zaczynamy próby! Od jutra! Jesteśmy w czarnej dupie i trzeba wszystko doszlifować. A teraz szykować się na imprezkę!

Hej! ;D No i mamy kolejny rozdział, ale na jego temat nie będę się rozpisywać. Mam nadzieję, że nadrobiłam wszystko u Was, a jeśli nie, to na pewno nadrobię. Nie potrafię jednak powiedzieć kiedy, bo za tydzień zaczyna się szkoła, będę praktycznie cały tydzień poza domem i szczerze w ogóle nie mam pojęcia jak to będzie... Ale jakoś trzeba dać radę, nie? ;)

wtorek, 14 sierpnia 2012

Rozdział XI

-Axl do dna!!!-krzyknął Saul i oboje z wokalistą dopadli się do swoich butelek wódki. Siedzieli w jednym ze swoich ulubionych barów' i jak zwykle nie szczędzili w alkoholu, narkotykach i panienkach.
-Łuhuuuu!-krzyknął Axl kończąc opróżniając butelkę i z wielką siłą cisnąc nią o podłogę.
-Oszukiwałeś chuju... jak zwyk-le kur-wa... zawsz-e mni-e ojebies tak, że chuuj...-wybełkotał Slash, który ledwo co mógł siedzieć.
-Saul.... pogódź się z tym, że jestem kurwa... superejszyn...-Rudy wcale nie był w lepszym stanie, bowiem zanim doszli do baru zdążyli wybić po kilku butelkach piwa i doprawić jeszcze tutaj.
-Dobr-a... wybcze... chodż tu do mnie...-wyciągnął w stronę przyjaciela ręce, który się podniósł i wylądował na jego kolanach.
-Axl... wstawaj...-Mulat nim potrząsnął, jednak na nic się to nie zdało, bo do Axla nic nie docierało.- Chuj z tobą...-oparł głowę o zagłówek i przymknął oczy.
-Idę do baru...-mruknęła Alison i skierowała w jego stronę. Miała na sobie obcisłą, czarną sukienkę i czuła na sobie spojrzenia mijanych ją ludzi.
-Czystą.-mruknęła zajmując krzesełko przy barze i wyciągając papierosa. Koleś siedzący obok zaoferował jej swój ogień i przysunął bliżej.
-Jesteś stąd?-zadał pytanie lustrując ją z góry na dół zwierzęcym spojrzeniem.
-Teraz chyba już tak...-przymknęła delikatnie powieki i wpatrywała w opuszczający jej nozdrza dym.
-Pytam, bo cię nie kojarzę, a raczej znam tutaj większość.
-Mieszkam tu od niedawna.
-To by wszystko wyjaśniało. Nie było mnie parę tygodni i dopiero wróciłem.
-Jak widać zmieniło się trochę przez ten czas.-barman postawił przed nią zamówiony trunek, przystawiła szklankę do ust i poczuła nieprzyjemne palenie w przełyku, które mimo wszystko już jej nie przeszkadzało. Niesamowite jak szybko można przyzwyczaić się do takich rzeczy.
-Jesteś sama?
-Sama nie wiem... - rozejrzała się dookoła w poszukiwaniu przyjaciół, jednak nigdzie ich nie było – Teraz najwidoczniej tak...-przejechała palcem po krawędzi szklanki i założyła nogę na nogę, kierując tym wzrok towarzysza na jej zgrabne nogi.
-Może zatańczymy?-zaproponował, a ona kiwnęła twierdząco głową. Ruszyli na środek parkietu i zaczęli poruszać w rytm muzyki. Ali nie miała z tym żadnych problemów dzięki lekcjom tańca miała cholernie wygimnastykowane ciało. Jej nowo poznany znajomy nie mógł odkleić wzroku od jej ruchów i dosłownie ją pożerał, po jakimś czasie stał się bardziej śmiały i jego ręce zaczęły błądzić wzdłuż jej bioder i tali. Machała głową w rytm muzyki, która w tym momencie wraz z alkoholem i czymś czym wcześniej została poczęstowana zawładnęła. Zanim zdążyła się zorientować byli przy wejściu do łazienek, a on przyparł ją do ściany i próbował zbliżyć do jej twarzy. Pokręciła przecząco głową i delikatnie odepchnęła.
-Bez takich mi tutaj.-mruknęła i chciała ruszyć do przodu, jednak jej to uniemożliwił blokując własnym ciałem.
-A myślałaś kotuś, że po co z tobą rozmawiam?
-Żeby ze mną zatańczyć, a teraz posunąłeś się za daleko, puść mnie.-powtórzyła i próbowała się wydostać, jednak jej ciało odmawiało posłuszeństwa.
-Nie stawaj się agresywna...-zamruczał wprost do jej ucha.- Chcesz tego.
-Nie kurwa. Nie chcę, nie zamierzam i kurwa spadaj. Nie interesujesz mnie, bo jestem zainteresowana kimś innym.
-Ale tego kogoś tutaj nie ma...-wsadził rękę pod jej sukienkę.
-Puść!-drzwi od łazienki się otworzyły i Alison spojrzała w oczy osoby, która w nich stanęła. Zobaczyła w nich zdezorientowanie, a po chwili już natrętny typ leżał na podłodze powalony prawym sierpowym, a ona została wciągnięta do męskiej toalety. Szatyn przekręcił zamek i do niej podszedł.
-Wszystko ok?
-Taaa... dzięki Izzy...-rozejrzała się po toalecie i ujrzała siedzącego w kącie Adlera, dającego sobie w żyłę.
-Co tam Alison? Dobrze się bawisz?-spytał jak gdyby spotkał ją na ulicy po tygodniu nie rozmawiania.
-Yhm.... a wy?-podeszła do umywalki i spojrzała w lustro – cholera...-mruknęła zauważając, że prawie cały makijaż jej się rozmazał, gdy się trochę ogarnęła, wskoczyła na blat i przypatrywała się teraz z kolei Izzy'emu, który robił to samo co blondyn. Dojrzała niedaleko butelkę piwa, więc po nią sięgnęła.
-Ciesze się... ciesze się, że tutaj jestem. Tęsknie za domem ale jest dobrze... mam Duffa, Axla, Saula, Izzy'ego i teraz ciebie...-blondyn chwiejnym krokiem do niej podszedł i posłał ciepły uśmiech, choć jego oczy były zupełnie nieobecne.
-Też się cieszę, Steven...
-Widziałaś ich? Chciałbym im podziękować.
-Leżą pijani... tzn Axl i Slash... nie mam pojęcia gdzie jest Duff. Steven daj mi to...-wskazała na Szatyna.
-Nie...-pokręcił przecząco głową – Duff nie kazał i już nie mam, ale mam to...-wyciągnął z kieszeni niewielki woreczek i położył koło niej. Ta substancja nie była już jej obca. Uformowała kilka kreseczek i za chwilę nie było po nich śladu.
-Idziemy tańczyć!-krzyknęła i złapała chłopaków za ręce, wyciągając z łazienki. Zaczęli szaleć naokoło siebie, nie przejmując się protestami ludźmi, o których się obijali. Łapali się za ręce, wykrzykiwali swoje imiona i śmiali do rozpuku. Steven złapał ją w pasie i zaczął kręcić dookoła własnej osi, aż obydwoje zahaczając o gitarzystę wylądowali na podłodze.
-Steven kurwa... dobry pomysł z tą wyjebaną łąką... co nie, Alison?-spytał się Izzy będąc w zupełnie innym miejscu.
-Yhm... wyjebanie... w kosmos... tak kolorowo... wolno... jak nigdy.
-Jelenie czasem przesadzają, ale i tak je lubię...-Steven zaczął się śmiać, a wkoło nich zrobiło spore kółeczko.
-Niedobrze mi...-mruknęła Alison i zwymiotowała na siebie wszystkim tym co dzisiaj wypiła.
-Alison...-usłyszała znajomy głos i chciała wyciągnąć w jego stronę ręce, jednak przed oczami miała jedynie ciemność.
-Chodź...
-Duff... źle mi... kurwa... źle... nie chcę... ściągnij ze mnie te kolce... proszę...-zaczęła prosić, próbując zedrzeć z siebie sukienkę. Poczuła jak unosi się do góry i lekko leci w bok.
-Kurwa...-zaklął pod nosem- Podnosić dupy! Steven, Izzy. Kurwa! Potrzebuje waszej pomocy!-blondyn próbował utrzymać się w pionie, choć sam nie był w lepszym stanie niż oni. Jednak jedna z podstawowych zasad – ten który jest mniej nawalony, zajmuje się tymi, którzy już sami na 100 procent sobie nie poradzą. Steven podskoczył na równe nogi, stając przed nim i uśmiechając się od ucha do ucha.
-Bierz Slasha, bo ten gorzej najebany i do domu. Izzy niech zajmie się Axl'em.-wykonali jego polecenie i opuścili bar. Brunetka trzęsła się w jego ramionach i mówiła niezrozumiałe słowa.
-Pamiętasz jak Saul chciał przelecieć tą babkę w recepcji w Anglii? I jak ta szmata wezwała ochronę, albo tą zajebistą imprezę, co wyrzuciliśmy łóżko przez okno! Chcę, chcę tak! Teraz! Zostawmy ich tutaj i chodźmy! Duffuś...-Alison z oddali słyszała wesoły krzyk Adlera.
-Stevenson... przestań pierdolić i przebieraj nogami do przodu, bo zaraz zejdę tutaj...
-Nie Duff... pamiętaj... choćby nie wiem co nigdy w stronę światła... a jak je zobaczysz, to krzyknij do mnie i je wyłączę.
-Zajebiście i na pewno zapamiętam, a teraz do przodu...-Steven gadał coś jeszcze, ale nie miała siły skupiać się na jego słowach. Otworzyła oczy, gdy poczuła coś cholernie nieprzyjemnie zimnego na swoim ciele i chciała być jak najdalej od tego.
-Nie chcę!-zaczęła się szamotać, jednak czyjeś ręce trzymały ją z tyłu.
-Shh... to tylko woda. Muszę cię umyć, bo cała się zarzygałaś...-nad uchem usłyszała ten wspaniały głos.
-Ciepła... ciepłą... błagam...-po jej ciele zaczęła spływać ciepła woda i od razu poczuła ogarniającą ją przyjemność. Oparła głowę o jego klatkę piersiową i powoli zaczynała wracać do świata żywych. Otworzyła oczy i wszystko jeszcze wirowało, ale przynajmniej nie było tej cholernej ciemności. Spojrzała na swoje ciało i zobaczyła, że jest kompletnie naga. Blondyn najpierw wstał sam i za chwilę wyciągnął ją.
-Duff... zimno...-szepnęła próbując skupić się na jego oczach. Ubrał ją w koszulkę i bieliznę i znowu wziął na ręce. Położył na łóżku i po sam nos przykrył kołdrą.
-Nie chcę być sama... nie chcę... boje się...-zaczęła szeptać, a jej głos drżeć, blondyn wskoczył pod kołdrę i przyłożył usta do jej policzka.
-Nie jesteś sama... jestem tutaj.
-Co się dzieje?
-Przesadziłaś Mała... dla twojego czyściutkiego organizmu to za dużo.
-Duff!!!-nagle drzwi otworzyły się z hukiem i do pokoju wleciał Steven – Ali?! Ty już śpisz?! Wstawaj! Wczesna godzina! Idziemy! Tańczyć! Chodźmyyy... błagam was! Szybko! Ubierajcie się! Albo możecie nawet i tak iść! Axl i Saul śpią! Chcę ich obudzić, ale tylko coś bąkają. W ogóle nie nadają się do zabawy! Idziemy! -brunetka zakryła bolące przez jego krzyk uszy.
-Steven! Zamknij się do kurwy nędzy. Nie widzisz w jakim stanie jest. Mówiłem ci, że masz jej tyle nie dawać.
-Ali...-zrzedła mu mina i uklęknął koło łóżka, kładąc głowę na swoich dłoniach i jej się przypatrując – Ja jej dałem tylko to co mogłem i mniejszą ilość przecież wiesz...
-Dobra... ale mogłeś wziąć pod uwagę, że wzięła coś wcześniej. Przecież wiesz, że jak ona weźmie tyle co my, to to może się źle skończyć.
-Nie chciałem...
-To nie twoja wina.
-Dobra... w takim razie posiedzę z wami... posuniesz się?-Steven przeskoczył łóżko i położył za przyjacielem.
-Duff... myślisz, że to kiedyś źle się dla nas skończy?-spytał śledząc strukturę sufitu.
-Nie wiem. Może, ale po co się przejmować?
-Nie chciałbym, żeby coś wam się stało.
-Też tego nie chcę, ale dlatego zawsze ze sobą, no nie?
-Jesteś zajebiście szczęśliwy, że mam was. Pamiętasz akcję w hotelu w NY?
-Stevenson... jasne, że kurwa nie pamiętam. Nawet nie pamiętam kiedy tam byliśmy.
-Ja pamiętam i wtedy...-zaczął mu opowiadać, ale ona zamknęła oczy i przestała słuchać.



-Saul, czy to moja koszulka?-spytała wchodząc do mieszkania i spoglądając na siedzącego na podłodze gitarzystę.
-Eee... co? Jaka? Nie, nie...-zaczął coś mącić i próbował schować ją pod siebie.
-Pokazuj.-podleciała do niego i wyrwała mu z ręki. Z jej jeden z ulubionych koszulek już praktycznie nic nie zostało, bo tu i tam była porwana.
-Coś ty zrobił?-jęknęła – ja się zastanawiałam co zaczyna się dziać z moimi ciuchami i teraz już wiem.
-Sorki... kupię ci nową, ale ta jest naprawdę zajebista... daj mi ją...-nie widziała jego oczu, ale usta wygiął w podkówkę.
-Trzymaj już...-pokręciła głową i rzuciła w niego bluzką, kierując się do lodówki. Wyjęła z niej butelkę wody i pociągnęła łyka.
-Duff gdzie jest?-spytała.
-Nie mam pojęcia. Polazł gdzieś jakąś godzinę temu.- Slash zajęty był dalszym przerabianiem odzieży, a raczej jej niszczeniem.
-Aha...-mruknęła i wtedy drzwi od mieszkania się otworzyły i wparował do nich blondyn.
-Hej! Co tak siedzicie na dupach?
-A co mamy robić?-mruknął Slash pod nosem, a Duff podszedł i kopnął go w tyłek, bo akurat klęczał na podłodze.
-Kurwa! Nudzi ci się?
-No tak trochę...-wystawił wszystkie ząbki na wierzch i podszedł do Alison, zabierając jej butelkę i opierając o blat obok.
-To se kurwa znajdź zajęcia, a nie moją dupę dotykasz.
-Poprawka, nie dotykam tylko kopię, a to jest znaczna różnica. Gdybym robił to pierwsze, to mogłoby to zostać dziwnie odebrane...
-Laseczki!-do domu wleciał uśmiechnięty od ucha do ucha Axl – Hej wszystkim parszywym skurwysynom! Proszę! Ubierajcie się i jedziemy na przejażdżkę. - za nim znacznie spokojniej wszedł Steven, jak zwykle uśmiechnięty.
-Kolejny pojebany...-mruknął Mulat.
-Coś mówiłeś, kochanie? Chodźcie kurwa, a mam nadzieję, że nie pożałujecie.
-Axl, jest dopiero 11 w południe i na imprezę jeszcze trochę za wcześnie...-powiedział Duff, a brunetka wypluła wodę słysząc takie słowa z jego ust. Pojebało go?
-A kto mówi o imprezie do chuja? Być może i dzisiaj będzie, jeśli tylko coś wam się spodoba... No dalej! Chodźcie! Zbierać swoje jebane dupy! -spojrzał na nich błagalnie. Axl coś wyjątkowo był miły ii... w dobrym humorze? Aby tego nie psuć wykonali jego polecenie. Siedzieli w czerwonym kabriolecie i zmierzali w kierunku jednej z bogatszych dzielnic w LA.
-Załatwiłeś jakieś laski tutaj, czy co?-Slash próbował trzymać włosy, które uporczywie wlatywały mu do buzi za każdym razem, gdy chciał coś powiedzieć.
-Być może...-uśmiechnął się tajemniczo pod nosem i wjechał na podwórko jednej z bogatszych willi. Wyszli z auta i rozglądali dookoła.
-Wow...- mruknął Steven – niektórzy to mają kurewsko dobrze mieszkając w czymś takim.
-Taaa... a jak w takiej pieprzonej willi mieszka jedna osoba? Albo i ma takich kilka?- Izzy stanął pomiędzy Alison a Duffem i ściągnął z nosa ciemne okulary.
-Mają ludzie kurewsko dobrze i tyle. Może po następnej płycie będzie stać nas na coś takiego...-mruknął Duff, zaczesując włosy do tyłu.
-Jak sobie kupisz coś takiego, to wynajmę u ciebie jeden pokój, a teraz Axl po jaką cholerę nas tu przywiozłeś? Chyba, że mamy się tutaj włamać, to to rozumiem.-Slash położył rękę na Axlu, który ruszył do przodu.
-Dowiecie się w środku.- weszli do środka willi i ich oczom ukazał się cholernie wielki salon, a za balkonowymi drzwiami było widać basen na tarasie.
-Łoo kurwa...-mruknął Izzy z Duffem jednocześnie.
-Salon, kuchnia, chujowe biuro tutaj, na górze sypialnie do bzykania.-wyjaśnił Axl, zakładając ręce pod biodra.
-No dobra... fajnie, ale po co nas tu zaciągnąłeś? Jeśli to włamanie to musimy działać szybciej, a jeśli chodzi o laseczki, to niech przychodzą w tym momencie.-Saul niecierpliwił się najbardziej ze wszystkich.
-Ani jedno ani drugie, choć ta druga opcja mi się podoba.. ale to za chwilę. Teraz chłopaki jak powiedziałem sypialnie są na górze i kto pierwszy ten lepszy, także zajmować pokoje.-wszyscy zdezorientowani popatrzyli na niego jak na idiotę.
-Co ty pieprzysz?-Duff zmarszczył brwi.
-To co usłyszeliście. Od dzisiaj to nasz dom, więc co wy tutaj do jasnej kurwy nędzy robicie?! Wasze dupki mają jak najszybciej znaleźć swoją lokację!-wykrzyczał ze śmiechem, a chłopaki popatrzyli po sobie.
-To jakiś z twoich kolejnych chorych żartów, tak?
-Podmienili nam kurwa wiewiórę, albo ktoś wjebał się nam do domu w nocy i podłożył mu inny mózg. Gdzie jest kurwa Axl?! Co z nim zrobiłeś?! - Izzy zaczął krzyczeć i machać Rudemu przed oczami.
-Tak ciężko wam uwierzyć?! Kupiłem nam dom!-rozległ się jeden wielki wrzask i chłopacy popychając się polecieli po schodach na górę, jak małe dzieci. Alison stała na dole i patrzyła za nimi i na uśmiechniętego Axla. Było widać po nim, że jest cholernie szczęśliwy, że udało mu się tak uszczęśliwić chłopaków. Przeniósł na nią swój wzrok.
-Wybacz, ale dom ma tylko 5 sypialni, ale to nie problem dla ciebie, że będziesz mieszkała z Duffem?
-Eee... -stała zdezorientowana i nie mogła znaleźć właściwych słów.
-Co się tak dziwisz? Myślałaś, że nie będziesz tutaj mieszkać? Przecież mieszkasz z Duffem, a jeśli teraz to jego dom, to i twój.
-Axl nie...
-Oj cicho! Przestań pieprzyć i nie chcę słyszeć żadnego 'nie' 'ale' czy innego tego typu gówna z twoich ust, a teraz leć zobaczyć jaką udało mu się upolować sypialnię!-popchnął ją na schody. Wszystko było tutaj jasne i przestronne, i takie... nowe. Na górze panował jeden wielki harmider i wesołe okrzyki chłopaków. Slash w jednej z sypialni leżał na podłodze, a koło niego skakał Steven, w drugiej Izzy rozwalił się na wielkim łóżku. W trzecim znalazła Duffa stojącego przed łóżkiem i trzymającego się za włosy, gdy weszła odwrócił się w jej stronę i chwycił przytulając do siebie, i okręcając wkoło własnej osi.
-Widzisz to?! Do jasnej kurwy! Widzisz to?!
-Widzę, widzę, a teraz mnie puszczaj, bo zaraz się porzygam!-zaczęła się śmiać i włożyła ręce w jego włosy. Odstawił ją posłusznie i wbił w usta, gdy się oderwał spojrzała w jego świecące z radości oczy.
-Wreszcie mamy kurwa jakiś porządny dom...-szepnął uśmiechając się od ucha do ucha – muszę iść do Axla.- przejechał dłonią po jej policzku i wyszedł z pokoju.
-Axl kurwa! Pojebało cię doszczętnie!-usłyszała jak krzyczy.
-Chyba powinniśmy wreszcie mieszkać w jakiś przyzwoitych warunkach, a nie gdzie tylko malaria, syf i malaria!-odkrzyknął mu Rudy. Wyjrzała za drzwi i zobaczyła ja stoją wszyscy razem i się do siebie przytulają. Uśmiechnęła się na ten widok, bo miło było widzieć jak ktoś zupełnie z sobą niespokrewniony tak się kocha. Podeszła do okna, z którego widok rozchodził się na podjazd i kawałek ulicy. Pokój był urządzony na beżowo-niebiesko. Białe panele, wielkie łóżko na środku pokoju, szafki nocne, komoda, garderoba i łazienka, która była po prostu wielka. Usiadła na podłodze, podpierając się o łóżko i zaczęła zastanawiać co robiłaby w tym momencie gdyby była w Chicago. Spojrzała na zegarek – na pewno byłaby w szkole. Usłyszała kroki i podniosła głowę do góry na blondyna. Przysiadł koło niej i objął ramieniem.
-Chłopaki polecieli skołować laski, ludzi, alkohol i trochę towaru.


-Duff! Kto kurwa zaprosił tego pojebanego Franka?!-krzyknął mu do ucha Axl próbując przekrzyczeć muzykę. Przyszło tutaj więcej ludzi niż się spodziewali i impreza zdążyła się nieźle rozkręcić. Tak, że nawet niektórzy już zupełnie nie kontaktowali.
-Skąd mam kurwa wiedzieć?! Z kimś przylazł.
-Nie ręczę kurwa za siebie!
-Spokojnie!-klepnął przyjaciela w plecy – Nie ma co zawracać sobie głowy takim kutasem.- skierował się w stronę kuchni chcąc odnaleźć Saula. Wspiął się na palce, a on jakby przepadł w wodę.
-Kurwa...-zaklął pod nosem, odpalając papierosa, a zapalniczkę z powrotem chowając do tylnej kieszeni spodni. Saul kupił mu dzisiaj towar, a jeszcze nie zdążył mu go dać, a blondyn zaczął odczuwać coraz bardziej potrzebę zaspokojenia swojego organizmu czymś mocniejszym. Przejechał dłonią po lekko spoconym czole i wreszcie go zauważył! Stał z dwoma laskami przy filarze, a jednej zdążył już wsadzić język do buzi. Duff szybko ruszył w jego stronę i lekko popchnął, nie przejmując się jego towarzyszkami.
-Nie masz przypadkiem czegoś dla mnie?
-Duffuś, tylko spokojnie. Mówiłem, że będę miał to mam. Trzeba było tylko do mnie przyjść.
-A myślisz, że kogo kurwa szukam praktycznie cały wieczór?
-Jakiejś panienki?-Saul posłał mu jednoznaczny uśmiech i mocniej przyciągnął do siebie swoje towarzyszki – tych raczej ci nie pożyczę, ale mogę pomóc ci kogoś znaleźć.
-Nie, dziękuje.-wyciągnął rękę przed siebie, a Mulat włożył mu w nią woreczek z koką.
-Dzięki.- rozejrzał się wzrokiem za trochę spokojniejszym miejscem, gdzie wszystko mógłby wciągnąć, jednak wszystko było pozajmowane. Pobiegł po schodach na górę i wszedł do sypialni. Zrobił co miał zrobić odczuwając cholerną ulgę i przetarł nos. Przejrzał się w lustrze, opukując lekko twarz i ruszył na dół. Axl ze Stevenem stali na środku i opowiadali jakąś zajebistą historię, związaną z trasą. Chwycił butelkę whisky i już miał iść do przyjaciół, gdy poczuł, że ktoś łapie go za ramię i lekko przysłania oczy. Był pewien, że to kobieta odwrócił się do niej przodem i w jego głowie posypało się tysiące przekleństw.
-Hej słodziutki... Czemu nie powiedziałeś mi, że już wróciliście? Miałeś się do mnie od razu wstawić...-zalotnie przygryzła wargę i palcem przejechała mu po torsie.
-Tak jakoś wyszło...
-Tęskniłeś się?-szepnęła stając na palce i dosięgając jego ucha, w które cicho zamruczała.
-Jakoś niespecjalnie.
-Kotek... co jest?-złożyła mu delikatny pocałunek na policzku, a on skrzywił.
-Kate... daj spokój, dobrze?-lekko odepchnął ją od siebie, jednak ta znowu do niego przykleiła.
-Może pokażesz mi gdzie masz sypialnię?
-Kto jak to, ale ty na pewno w niej nie zagościsz, wybacz.- miał już dosyć bycia miłym, bo raczej by się do niej nie odczepił. Odsunęła się delikatnie od niego i przymrużyła oczy.
-Kotek, o czym ty mówisz? Przecież było nam ze sobą tak cudownie...
-Kiedy byłem zalany w trzy dupy, a ty zawsze chętna.-burknął.
-Ty zawsze jesteś naćpany...- musiał przyznać jej rację, ale i tak miał dosyć tej wymalowanej od stóp do głów, pustej blondynki. Nim zdążył coś odpowiedzieć wbiła się w jego usta.
-Kurwa!-odepchnął ją od siebie niezbyt delikatnie – rozumiesz nie?!
-Nie liczysz się ze mną?-zobaczył w jej oczach łzy.
-Gówno mnie obchodzi jakaś dziwka z Sunset Blvd! Rozejrzyj się dookoła... pełno tutaj takich jak ty.-syknął jej w twarz i szybko dokończył to co trzymał w ręce. Zobaczył, że przy Stevenie stoi Alison, która chyba widziała całe zajście. Z jej miny nie dało się nic wywnioskować... obojętność, która nieco go zmyliła.
-Dobrze się bawisz?-spytał, gdy był już dostatecznie blisko.
-Chyba jak większość...-delikatnie się uśmiechnęła, choć wyczuł, że coś jest nie tak.
-Idziemy stąd?
-Dokąd?
-Nie wiem... przed siebie...-złapał ją za dłoń, po drodze zgarniając trochę alkoholu i wyszli na zewnątrz. Szli przed siebie jakiś kawałek. Chciał znaleźć się jak najdalej od tej ulicy, bo nie widział tu nic ciekawego co mógłby robić. Po 30 minutach byli już bliżej Sunset Blvd i skręcił w jedną z ulic. Dziękował Axlowi, że mimo wszystko kupił dom w niezłej dzielnicy, ale wciąż niedaleko ich... dawnego domu, bo chyba już tak mógł powiedzieć. Kiedyś gdy uciekał przed policją znalazł jedno miejsce, do którego zmierzali. Doszedł do budynków, które było blisko siebie zbudowane, wdrapał się na śmietnik, a następnie podał dłoń brunetce. Podsadził ją do góry na mały daszek i sam do niej dołączył. Kazał jej wejść po drabinie i po chwilę byli na dachu jednego ze sklepów, skąd był widok na niesamowitą Sunset, która mieniła się neonami. Brunetka stała i się temu wszystkiemu przypatrywała z oczarowaniem na twarzy.
-Podoba ci się?
-Jak znalazłeś to miejsce?
-Narkotyki, rozróba i te sprawy.-uśmiechnął się pod nosem i zjechał jej seksowne ciało z góry na dół, zobaczył w jej oczach przez sekundę smutek i po prostu podszedł i przycisnął jej głowę do swojej klatki piersiowej.
-Opowiedz mi...-szepnęła.
-O czym?
-O swoim życiu... o tym jak patrzysz w stronę Sunset.
-Chodź...-posadził ją między swoimi kolanami i oplótł ramionami- przeprowadziłem się tutaj chcąc po prosty wyrwać się z Seatlle. Miałem dosyć grania w milionach zespołów, które... nie oszukujmy się, ale mierzyłem bardzo wysoko. Pojawiłem się tutaj i od razu dość szybko zaaklimatyzowałem. Pogrywałem w kilku zespołach jednak nic mi nie pasowało... szukałem ciągle czegoś nowego. Znalazłem kiedyś ogłoszenie w gazecie. Zadzwoniłem i umówiłem na spotkanie, tak poznałem Slasha i Stevena oraz ich psa. Trochę pograliśmy, zaprzyjaźniliśmy, ale odszedłem ciągle szukając czegoś nowego. Na którejś z imprez poznałem Axl i Izzy'ego, nie zwróciłem na nich specjalnej uwagi, ale później natrafiłem na jego ogłoszenie. Ich grupa była do dupy... jeśli nie powiedzieć gorzej, ale... po pewnym czasie zgarnąłem do nas Stevena i Slasha. Siedzieliśmy w piekle całymi dniami, piliśmy, ćpaliśmy, panienki... i tworzyliśmy marząc. Udało nam się pojechać w małą trasę, która była chujowa. Graliśmy w LA, gdzie zrobiło się o nas trochę głośniej, aż dostaliśmy propozycję. Spodobaliśmy się i nie wierzyliśmy, że mamy umowę w rękach. Zaczęliśmy nagrywać, wyszła płyta, zrobiła furorę, aż sam się dziwię, trasa po Europie, Stanach... Teraz ludzie o nas gadają i wyczekują kolejnego albumy. Pomysły nam się nie kończą, zarabiamy... sama widziałaś z jakim domem wyskoczył dzisiaj Axl.
-Nie jesteś zadowolony?
-Jasne, że jestem... tylko...- zastanowił się – tutaj wszystko się zaczęło. Nie wierzę momentami w to ile się zmieniło od czasu kiedy tu przyjechałem. Sunset... zdążyłem pokochać tą jebaną ulicę ćpunów, muzyków i dziwek. Mój dom.
-Przecież, aż tak wiele się nie zmieni...
-Jasne, że nie...-zaśmiał się pod nosem i mocniej do siebie przytulił, kładąc głowę na ramieniu dziewczyny i delektując jej delikatnym zapachem. Włosy pachniały jej wanilią, a ciało mieszanką egzotycznych owoców. Teraz czuł jakby wszystko było tak jak wymarzył sobie zanim przyjechał do LA. Niesamowita dziewczyna, rosnąca sława, przyjaciele, tworzenie muzyki, którą kocha i koncertowanie gdzie się da. Pocałował ją delikatnie w policzek, a ona tylko cicho wciągnęła powietrze.
-Ciesze się, że jesteś tutaj ze mną...
-Nie musisz mi tego mówić...-szepnęła.
-Czego nie muszę ci mówić?-przechylił lekko głowę w bok chcąc dostrzec jej twarz.
-Tego wszystkiego... nie kłam, proszę... Rozumiem Duff, że jesteś innym facetem, rozumiem, że twoje życie jest inne i nie musisz się nade mną litować, ani kłamać. Odejdę... dam ci spokój.
-Co ty pieprzysz? O jakim odejściu i o jakim kłamaniu?
-Nie chcę się oszukiwać...
-Mała... -wstał i przed nią uklęknął.
-Ta dziewczyna dzisiaj... wiem, że możesz mieć każdą i ja jestem kolejną taką na pewien czas...
-Pojebało cię. Alison – złapał jej brodę, by nie odwróciła wzroku – Czy ty do jasnej kurwy nie możesz zrozumieć, że jesteś dla mnie ważna? Czy ty naprawdę nie widzisz, że chcę cię mieć przy sobie? Że chcę być twoim oparciem? Chcę być twoim mężczyzną... jakim tylko chcesz... możesz ubrać mnie w cokolwiek co według ciebie nosi idealny facet... Dzięki tobie... to, że cię mam czuję się jak prawdziwy mężczyzna. Jesteś kobietą dzięki, której jestem silny. Zobaczyłem w tobie małą, zagubioną dziewczynkę... Twoje jedno spojrzenie odmieniło wszystko, odwróciło mój pojebany świat jeszcze bardziej... wprowadziłaś mnie w taki wir, z którego nie mogę się uwolnić. Myślę o tobie cały czas, co chwilę chciałbym cię przytulać i całować... czuć cię. Cieszę się, że jesteś tu ze mną, choć czuję, że lepiej byłoby dla ciebie gdybyś mnie nie spotkała. Nie weszłabyś w to całe gówno...-pokręcił głową, z bólem marszcząc oczy – Ale jesteś dla mnie cholernie ważna. Chcę cię... teraz... tutaj... w blasku tego księżyca taką jaka jesteś... Moją małą Alison...
-Duff...-jęknęła.
-Moja piękności, nie widzisz?- kciukiem delikatnie rozchylił jej wargę i zatonął w turkusowych oczach – Chcę być dla ciebie wszystkim. - tonęli w swoich spojrzeniach, aż wreszcie zbliżył swoją głowę do jej i przymykając powieki musnął jej delikatne, pełne usta... Ich języki się ze sobą złączyły, a on wsadził rękę w jej włosy i zaczął delikatnie masować. Osunęła się na plecy, a on położył nad nią, tak, że ich ciała praktycznie się dotykały. Prawą nogę założyła na jego biodra, a ręce wsadziła pod koszulkę, błądząc po jego umięśnionym torsie. Delektowali się sobą, swoim smakiem, zapachem w blasku księżyca i każde z nich chciało trwać tak wiecznie. Tu i teraz... ze sobą. Odpięła zamek jego spodni i zsunęła do połowy, on w tym czasie pieścił jej piersi. Po chwili pozbyli się całkowicie ciuchów, spojrzał na nią... całkowicie nagą, włosach lekko powiewających na ciepłym wietrze, bladej skórze, jeszcze bardziej bledszej od księżyca. Dłonią dotknął jej rozpalonych, policzków, a ona przejechała stopą po jego łydce i przygryzła wargę. Nie czekał już dłużej i wszedł w nią delikatnym ruchem, aby zaraz przyśpieszyć. Czuł pod sobą jej miękką skórę, idealną dla niego do granic możliwości. Odczuwał przyjemność z każdego pchnięcia i patrzył w jej turkusowe oczy, w których malowała się rosnąca rozkosz. Jej ciało pomału zaczęło wyginać się w łuk, a oni wydawać głośniejsze dźwięki. Jednocześnie dostali orgazmu i położył się koło niej, szczelnie przytulając. Wszystko co jej powiedział było prawdą, mówił z głębi serce. Nawet seks z nią był dla niego czymś magicznym, nie chciał zaspokoić tylko swoich potrzeb, chciał przede wszystkim zaspokoić ją. Może i go pojebało, może się tak wcześniej nie zachowywał i wyśmiałby tak chujowe zachowanie, ale z nią było inaczej. Coś się zmieniło.
-Kocham cię....-szepnął jej do ucha, przymykając oczy.
-Też cię kocham...



Witam. Czytam ten rozdział i jestem wkurwiona, ale humor poprawiają mi lecący w tle Gunsi... To chyba tyle. Pozdrawiam ;*

poniedziałek, 6 sierpnia 2012

Rozdział X


Dwa tygodnie później



-Duff! To jasnej kurwy się pytam gdzie są moje spodnie?!- do sypialni wleciał Slash w samych majtkach, które i tak odsłaniały mu pół tyłka. Alison i Duff leżeli w łóżku, Duff w samej bieliźnie, a Alison jego luźnej koszulce i zaśmiewali z wczorajszej akcji Stevena w barze.
-No na pewno nie masz ich na dupie, bo razi ona moje oczy.-odpowiedział tamten przejmując z ust brunetki papierosa.
-Nie raziłaby cię gdyby ktoś nie podkurwił moich spodni!
-Możesz chyba jakieś inne ubrać.
-Nie. Te są moje ulubione.
-Zakładaj kurwa byle co, a nie po domu prawie, że nago biegasz!
-Oddaj kurwa moje spodnie!
-A gdzie ja mam je do jasnego chuja mieć?! W dupę ich sobie nie włożyłem.
-Tam nie sprawdzałem!-Saul rzucił się na łóżko i próbował dosięgnąć Duffa, który teraz zaczął się szamotać.
-Weź pedale wypierdalaj z mojego łóżka!
-To może ja wyjdę, a wy zostaniecie sobie tutaj sami?-Alison spod byka, z lekkim uśmiechem przyglądała się 'bójce' chłopaków.
-Nie. Duff wypierdala, ty zostajesz!-Saul ułożył się całym ciele blondyna, który próbował go zwalić i posłał jej rozbrajający uśmiech spod burzy czarnych loków.
-Nie wiem co na to Axl...-mruknęła teatralnie się krzywiąc.
-Hmm...-mruknął Gitarzysta i z impetem wylądował na podłodze.
-Oooo nie! Teraz to ja cię kurwa.....-zastanowił się na słowem -zjem!-krzyknął i na powrót wylądował na łóżku. Alison pokręciła głową i chwytając spod łóżka butelkę whiskey ruszyła do kuchni, jeszcze na sekundę odwracając w stronę chłopaków.
-A tak w ogóle to twoje spodnie są tam gdzie je wczoraj zostawiłeś, czyli w krzakach pod domem.- nie była pewna czy usłyszał jej słowa. Wsadziła głowę do lodówki i wyciągnęła z niej potrzebne składniki na naleśniki. Miała na nie ogromną ochotę, a dzięki temu, że wczoraj zagoniła chłopaków do sklepu, to mogła sobie na nie pozwolić. Gdy zrobiła ciasto i czekała, aż nagrzeje się olej pochłaniała pyszne truskawki, popijając je niewielką ilością whiskey. Yhmm... tak... ona Alison Forbes z samego rana pije whiskey, pali papierosy iii... zachowuje nieprzyzwoicie z chłopakiem. Gdyby ktoś jej powiedział 3 tygodnie temu, że tak skończy w życiu by nie uwierzyła. Trzeba było przyznać, że dość szybko odnalazła się w tym świecie i całkiem nieźle sobie radziła, ale jak to mówił Duff 'bunt był jej pisany'. Westchnęła na wspomnienie tych słów i zaczęła smażyć naleśniki. Po 15 minutach postawiła je na stole wraz z mocną kawą, a oni wciąż nie raczyli się zjawić. Poszła więc do pokoju i zastała ich leżących na łóżku i wpatrujących się w sufit.
-Dobrze się czujecie?-spytała niepewnie na nich patrząc.
-Bardzo dobrze.-odparł Duff patrząc na nią tymi swoimi słodkimi oczętami.
-Seks się udał. Będę mógł go częściej pożyczać?-Saul jak zwykle gadałby tylko o jednym.
-A co się mnie pytasz? Raczej jego powinieneś. Chodźcie jeść, bo zaraz wystygnie.- wykonali jej polecenie dość szybko, bo w kuchni byli jeszcze przed nią. Od razu rzucili się na jedzenie jakby przez miesiąc nic nie jedli.
-Kurwa... żeśmy wcześniej nie wpadli na pomysł przytachania takiej laski jak Ali. Teraz i w miarę czysto i jest co jeść...-wybełkotał z pełną buzią Slash.
-Zgodzę się z tobą...-Duff wyszczerzył zęby, które były teraz całe brązowe od czekolady.
-Nie wiem, czy powinnam podziękować?
-Jeśli słyszysz takie słowa z ust Slasha, to raczej dziękuj.-Gitarzysta pokiwał głową i wepchnął prawie całego naleśnika do buzi.
-Czy was naprawdę nie karmią? Jecie jak jakieś świnie- skrzywiła się na co została trafiona przez blondyna truskawką.
-Świnie nie świnie, ale słodkie, co nie?
-Nie powiedziałabym...
-Nie jestem słodki?-jęknął Duff.
-Ani trochę.
-Nigdzie? Ale to nigdzie?
-Nigdzie, przykro mi.
-Duffusiu! Ja ci kurwa zawsze powtarzam, że jesteś mega kurewsko zajebiście słodki, i aż ociekasz tą słodkością z każdej strony.
-Dziękuje. Slasho jako jedyny potrafi docenić moją słodkość, nie to co ty.
-Może w innym życiu ją docenię.-skończyła swoją porcję i odstawiła ją do zlewu.- Przypominam, że dzisiaj wy zmywacie. -rozległ się jeden wielki jęk rozpaczy, skomlenie i błaganie ją, żeby się zlitowała, ale pozostała nieugięta. Poszła do sypialni, zgarnęła ciuchy i postanowiła wziąć poranną kąpiel. Wysuszyła włosy i ubrała krótkie, podarte spodenki, czarny podkoszulek i brązową kamizelkę z frędzelkami oraz czarne trampki. Ostatnio coraz częściej decydowała się na makijaż, więc nałożyła na powieki trochę czarnego cienia i pokryła rzęsy tuszem, na usta nałożyła pomadkę ochronną i odświeżona opuściła łazienkę. Zastała blondyna leżącego na kanapie i pobrzdąkującego na swoim basie. Podeszła do niego od tyłu i założyła ręce na szyi.
-Slash poszedł?-spytała, a on przechylił głowę do tyłu.
-Yhm... do Hell House. Ja też będę musiał się tam później zjawić, bo Axl chce przećwiczyć jakąś nową piosenkę. - wygiął usta w dzióbek i oczekiwał aż go pocałuje. Zbliżyła powoli swoją twarz do jego i w ostatniej chwili pocałowała go w czoło.
-Cholera jedna.-zaśmiał się i pociągając ją za ręce przerzucił sobie na kolana na czym o mały włos nie ucierpiał jego bas. Delikatnie odstawił go na bok i złapał ją w żelaznym uścisku.
-I teraz co?-łobuzersko się uśmiechnął i wargami dotknął jej ramienia.
-Teraz... teraz ładnie posprzątasz.
-Zrobione...-językiem przejechał po jej szyi. Spojrzeli sobie w oczy i włożyła palce w jego blond włosy, sterczące w każdą stronę świata. Przysunęła ich twarze do siebie i złączyli się w pocałunku. Jedną ręką podtrzymywał ją od tyłu, a drugą błądził w okolicach jej uda. Uniósł jej nogę do góry i położył na kanapie, znajdując się nad nią. Podniósł jej bluzkę do góry i zaczął składać jej pocałunki na całym brzuchu, zjeżdżając coraz niżej i niżej. Doprowadzał ją tym do szaleństwa i nigdy nie chciała tego kończyć. Jednym ruchem odpiął jej spodenki i zrzucił z nóg, głową zatapiając się pomiędzy jej udami. Jedną ręką chwyciła go za włosy i zaczęła coraz mniej miarowo oddychać. Gdy jej ciało przeszedł dreszcz rozkoszy zaczął całować ją po szyi, ona w tym czasie odpięła jego spodnie, które wyrzucił w kąt pokoju. Przeszli do konkretów, a ona teraz nie musiała się powstrzymywać przed wydawaniem nieprzyzwoitych dźwięków, bo w mieszkaniu byli zupełnie sami. Wbiła w jego ramiona paznokcie i przygryzała wargi. Na początku był delikatny, lecz po chwili przyśpieszył i wygięła się w łuk, a on ciężko opadł koło niej. Przysunął jej spocone ciało do swojego i objął ramieniem, a ona wtuliła głowę w jego pierś. Składał delikatne pocałunki na jej plecach, a ręką jeździł wzdłuż tali.
-Jesteś niesamowita, Mała...-szepnął w jej włosy.
-Nie, to ty jesteś niesamowity.
-A oby dwoje jesteśmy po prostu zajebiści...-zaśmiał się cicho, a ona do niego dołączyła.
-Muszę siku.-wypaliła w pewnym momencie i zakładając na siebie jego koszulkę i bieliznę popędziła w stronę łazienki. Gdy wróciła siedział nago na kanapie, grając na basie i w ustach trzymając luźno papierosa. Przez te dwa tygodnie zdążyła pokochać taki widok. Z uśmiechem na twarzy usiadła na stoliku obok i przypatrywała się jak jego palce zwinnie poruszają się na gryfie. Zadzwonił telefon i niechętnie poszła odebrać.
-Tak?-przyłożyła słuchawkę do ucha i oparła o ścianę.
-Hej Alison! Tutaj Steven, mam nadzieję, że nie przeszkadzam, ale Axl się sra za ile będziecie.
-Nic się kurwa nie sram, tylko zaraz ten dupek ma tutaj być!-usłyszała z oddali krzyk Rudego.
-Sama słyszałaś...-mruknął Steven.
-Jasne, już mu mówię.
-Dzięki i to zobaczenia!-krzyknął radośnie i się rozłączył.
-Steven dzwonił, że zaraz masz być.-powiedziała zbierając z podłogi swoje ciuchy i zakładając na siebie.
-Ten jak zwykle się sraa...-mruknął i również zaczął ubierać. Po chwili siedzieli w starym fordzie i zmierzali w kierunku Sunset Blvd. Wysiedli z samochodu i skierowali do garażu, gdzie faktycznie jak na samym początku powiedział jej Duff spędzali najwięcej czasu.
-No zjawiła się księżniczka!-od samego progu krzyknął Axl, który latał po całym pokoju jak szalony.
-A w tego co znowu wstąpiło?-spytał Duff przybijając z każdym z nich piątkę.
-Od samego rana ADHD...-mruknął Izzy niezbyt przejęty.
-ADHD! I co kurwa jeszcze?!-wrzasnął.
-Wczoraj poszliśmy do baru i próbował wkręcić jakąś laseczkę, która strasznie wpadła mu w oko i po prostu musiał ją przelecieć, ale mu nie dała.-streścił ze śmiechem Steven i podszedł przytulić Alison.
-I oto ta cała afera?-zaśmiała się, a Rudy kręcąc z pogardą głową zajął wreszcie miejsce na łóżku.
-Weź się czasami kurwa opanuj. - odezwał się Slash – ileż można się tak wkurwiać o byle gówno?
-A gdyby tobie nie dała?!-znowu podniósł ten skrzeczący głos.
-To bym kurwa znalazł taką, która da, milion razy lepszą od tamtej i pieprzyłbym ją na oczach tamtej suki co nie dała.-jakże mądrze się wypowiedział na co chłopacy wybuchnęli śmiechem.
-Słuchajcie! Napisałem piosenkę, Steven już zna rytm, Slasho jeszcze wszystko doszlifuje i teraz ty kochanie moje – palcem wskazał na Duffa – musisz zrobić coś magicznego ze swoim sprzętem. - rzucił w niego tekstem, a ten usiadł na łóżku i zaczął czytać, gdy skończył chłopacy zaczęli grać, a on w skupieniu studiował kartkę.
-Okey...-mruknął i pochwycił w rękę swój instrument. Po chwili Axl podskoczył na równe nogi.
-Idealnie! Mordo ty moja!-podleciał do blondyna i wytarmosił za policzki – czy już ci mówiłem jak cię kocham?!
-Sorry, Axl... ale ja nie dam się nabrać na tę starą śpiewkę o miłości. Wiem, że już niejednego na nią złapałeś.
-A w ryj chcesz dostać?
-Proszę nie! Twarz jest dla mnie zbyt ważna.
-Właśnie widzę... dobra... a teraz wszyscy razem.-podszedł do mikrofonu i każdy z nich zaczął grać.
-Coś mi nie pasuje... czegoś mi brakuje...-zaczął chodzić dookoła stołu, drapiąc po głowie.
-Może... -zaczęła niepewnie Ali – na samym początku, to kiedy wchodzi Slash, niech Steven zaakcentuje mocniej to uderzenie – Steven wykonał jej polecenia, a ona pokiwała głową – dokładnie tak. A Izzy mógłby wejść trochę później i od razu cała piosenka brzmi lepiej. I mógłbyś w drugiej zwrotce mocniej wyciągnąć ostatnią linijkę.- skończyła, a chłopacy przyglądali jej się z otwartymi buziami z wyjątkiem Rudego, który patrzył na nią spod przymrużonych oczu.
-No proszę bardzo...-mruknął pod nosem – a czy ja kogokolwiek pytałem o zdanie?
-Axl...-upomniał go Duff.
-Sądzę, że ona ma rację.-powiedział Steven.
-Czy ja kogokolwiek pytałem kurwa o zdanie?!-podniósł głos.
-Kurwa tak! Bo jeśli nie wiesz, to my kurwa też jesteśmy w tym zespole i też kurwa mamy prawo głosu!-wrzasnął Duff mordując go spojrzeniem.
-Dobra kurwa! To się odzywaj, a nie ją od tego masz! Patrzcie! Jako groupie była mniej wygadana! Potrzebny mi jakiś pieprzony adwokat?! Sam potrafię to tego dojść bez pomocy kogoś, kto gówno o tym wie!
-Powtarzam po raz setny Rudy Pacanie, że to nie była, nie jest i nie będzie żadna groupie! A to, że ona przedstawiła swój pomysł, to ma to tego jak najbardziej prawo! - blondyn do niego podleciał i złapał za ramiona.
-Pieprz mi tutaj takie głupoty! Może i ona jest naiwna, ale na pewno nie ja! I kurwa nie nazywaj mnie rudym pacanem! - odepchnął Duffa i kopnął leżącą na jego drodze butelkę.
-Kiedy ty nim idioto pieprzony jesteś!
-Kurwa cisza!-Slash nie wytrzymał i wstał na równe nogi przed kłócąca się dwójkę – wszyscy zamknąć mordy i niech którykolwiek się odezwie bez poproszenia! Więc po kolei: Steven.
-Ja już powiedziałem, że ona ma rację.
-Jaa-zaczął Axl, ale Saul przyłożył mu rękę do buzi.
-Izzy.
-Nie zaszkodzi spróbować... wtedy jest trochę inaczej.
-Duff.
-Rudy Pacan.
-Coś na temat.-westchnął Slash.
-A to może nie było na temat?- Axl już chciał coś krzyknąć, ale Gitarzysta znowu mu zakazał – No więc... sądzę, że musisz doszlifować solówkę, bo jest taka nijaka, a ja w kilku miejscach dodać coś mocniejszego. Plus fajne byłoby to mocniejsze zaakcentowanie Stevensona.
-Yhm... Rudy Pacan, ups... sorry, Axl.-zaśmiał się Slash.
-Ja kurwa... -zaczął złym tonem, ale do końca chyba nie wiedział co ma powiedzieć- Slash doszlifować solówkę i Duff dodać coś mocniejszego. Spróbuje wyciągnąć mocniej dźwięki. I nie lubię kiedy gada ktoś co za przeproszeniem gówno wie- dodał szybko, a Saul go delikatnie spoliczkował.
-Przymknij ten ryj! Alison – kiwnął głową w stronę brunetki, która stała zszokowana całą sytuacją i nie wiedziała co ma powiedzieć.
-Ja chyba nie powinnam się w ogóle odzywać...-powiedziała cicho i napięcie odwróciła, wychodząc na zewnątrz, usłyszała jeszcze za sobą jak ci dwaj znowu zaczynają się kłócić. Ruszyła szybko przed siebie ze łzami w oczach, kiedy usłyszała, że ktoś ją goni i łapie za rękę.
-Alison! Czekaj! Chodź... wracaj i nie przejmuj się tymi pacanami.-blondyn zatarasował jej drogę.
-Nie. Nie chcę, żeby ktokolwiek przeze mnie się kłócił.
-Jak przez ciebie?! Co ty w ogóle pieprzysz? Gdybyś nie wiedziała, to Axl już tak ma, że jak coś w niego wstąpi, to nie ma zmiłuj, a dodatkowo jest cholernych perfekcjonistą i uwielbia mieć wszystko dopięte na ostatni guzik. Wiele dla niego znaczy ten zespół. A dzisiejsza kłótnia przez jego humorki jak jakiejś baby w ciąży była do przewidzenia, więc pierdol to i wracaj.- zaczął nawijać jak katarynka, a ona próbowała skupić na jego słowach.
-Steven...-mruknęła.
-Chodź wracamy...-złapał ją za dłoń, jednak się zaparła. - Wybacz... nie mam ochoty... nie teraz. I jemu i mnie przyda się ochłonięcie i przemyślenie słów.
-Ale ty nie masz co przemyśleć! Gdyby każdy myślał nad jego słowami...-wzniósł oczy ku niebu- Z czasem się przekonasz, że Axl to Axl i wcale nie jest taki zły. Ostatnio ma gorszy czas i pieprzy, bo pieprzy. Poznasz go bliżej i wszystko będzie okey.
-Yhm... ale teraz na serio wolę nie wracać. Masz może papierosy?-spojrzała na niego niepewnie, a on zaśmiał.
-Jasne.- podpalił jej jednego – wiesz... tak w sumie teraz też tam nie wracam. Chwilę im zajmie uspokojenie się, a ja mam ochotę... na coś słodkiego. Co ty na to?
-W sumie... na słodkie zawsze mam ochotę.-zaśmiała się i ruszyli do pobliskiego sklepu spożywczego. Steven latał między regałami jak oszalały co chwilę pakując do koszyka jakąś rzecz, bo umrze jeśli jej nie spróbuje. Musieli zaliczyć także stoisko z alkoholem i kupić poczciwego Jacka Danielsa, bez którego dzień był dniem straconym. Wyszli obładowani reklamówkami i zatrzymali się przed sklepem rozglądając dookoła.
-Wiesz... w sumie niedaleko jest dość fajne miejsce.- Po jakiś 10 minutach doszli na małe wzgórze, z którego był niesamowity widok na kilka domków w oddali i ocean.
-Wow...-tylko tyle zdołała z siebie wyrzucić Alison, patrząc przed siebie jak oczarowana.
-No nie? Znalazłem to miejsce kilka lat temu, na samym początku znajomości ze Slashem i dość często tu przychodziłem, choć nie ostatnio...- usiadł na trawie, poklepując miejsce koło siebie.
-Nie sądziłam, że gdzieś tak może być...- usiadła koło niego i delikatnie przymknęła oczy.
-Poczekaj na zachód słońca. Wtedy dopiero jest tu zajebiście.-podał jej czekoladowego batonika. Siedzieli i pogawędzili na temat swoich ulubionych słodyczy, co chwilę podając sobie butelkę whiskey.
-Tęsknisz za rodziną?-wypalił w pewnym momencie, dokładnie obserwując jej reakcję.
-Hmm... to zależy jakiej odpowiedzi oczekujesz. Szczerej, czy mam skłamać...-zaciągnęła się papierosem i powoli wypuściła dym z płuc.
-Szczerej.
-No to w takim razie... tak, tęsknie. Jestem w zupełnie nowej sytuacji. W chorej, nowej sytuacji. Uciekłam z domu, rzucając szkołę i wszystkie swoje aspiracje, marzenia związane z tańcem i teatrem. Mam 17 lat i uciekłam z jakimś chłopakiem, który jest cholerną gwiazdą rocka, ma pojebanych kumpli i ma wszystko gdzieś. Czy to było mądre? Spodobałam mu się jak każda inna laska na jedną noc. Wytrzymał ze mną dwa tygodnie, ale wiem, że zaraz mu się znudzę i wyląduje na ulicy. I zobacz co wtedy zostanie z Alison Forbes dziewczyny z dobrego domu. Być może zostanę gdzieś zgwałcona, kiedy będę próbowała wrócić do domu, ale sądzę, że nie mam już po co. Zawiodłam ich i wcale się nie dziwię. Zostanę bez niczego... Duffa, rodziny, domu...- załamał jej się głos i po policzku pociekła łza.
-Alison...-szepnął Steven, troskliwie ją obejmując – nie wylądujesz na ulicy, a wiesz dlaczego? Bo Duff ci na to nie pozwoli.
-Steven proszę cię... zdążyłam zauważyć jak jest u was z laskami na jedną noc i tym wszystkim w tak krótkim czasie, więc nie mydl mi oczu.
-Wcale ci nie zamierzam nic mydlić. Powiem tak... znam Duffa bardzo dobrze, bo jest dla mnie jak brat. Wszyscy jesteśmy dla siebie braćmi i wiem jak było dla niego z laskami. Nie wiem jak to zrobiłaś, ale... ale zaczarowałaś go. Patrzę na niego od tych dwóch tygodni i widzę w nim zmianę. Kurwa, on się cholernie o ciebie troszczy.
-Co nie znaczy, że...
-Że cię kocha? - dokończył za nią dokładnie to co chciała powiedzieć – nie wiem. O tym to już musisz gadać z nim, a nie ze mną. Jednak wiem, że nie jesteś mu obojętna. Może twoje życie nie będzie wyglądało tak jak sobie zaplanowałaś, co nie oznacza, że wcale nie będzie zajebiste.
-Dziękuje Steven...
-Swoją drogą... cholernie się zmieniłaś przez te dwa tygodnie. Twoje zachowanie, styl mówienia... Teraz siedzisz ze mną i wpierdalamy słodycze, popijając je whiskey i palimy. Kilka razy zdarzyło ci się wziąć coś mocniejszego... Zmieniłaś się do jasnej kurwy nędzy. - podsumował śmiejąc się, a ona do niego dołączyła.
-Wiem...
-A chcesz tej zmiany?
-Nie robię jej wbrew w sobie... I podoba mi się... to wszystko, ale pewne myśli nie dają mi spokoju mimo wszystko.
-Dadzą, spokojnie. Jak coś to zawsze możesz to mnie przyjść, bo wiem, że nie o wszystkim będziesz chciała mówić Duffusiowi.
-Dziękuje...-uśmiechnęła się do niego delikatnie i była wdzięczna, że teraz siedzi tu z nim i może o tym wszystkim powiedzieć.
-Nie ma za co...-objął ją ramieniem. Poczuła się jakby był on jej starszym bratem, którego nigdy nie miała. Polubiła go od samego początku, choć czasami przerażało ją jego zachowanie, gdy za dużo się naćpał i odwalał niesamowite rzeczy. Spojrzała przed siebie na zachodzące słońce i tak... było tutaj pięknie. Jeden z piękniejszych widoków, które widziała. Miał racje.
-Chodźmy już może. Duff na pewno dostaje wścieku tyłeczka, że tak długo nas nie ma i jeśli nie pojawimy się tam w przeciągu godziny, to obije mi mordę, sądząc, że 20 razy przeleciałem cię w jakiś krzakach.
-No to w takim razie chyba powinniśmy iść.- podniosła się, otrzepując tyłek z ziemi i ruszyli w stronę Hell House. Steven zaczął odczuwać działanie whiskey i udawać Elvisa Presley'a. Alison szła co chwilę wybuchając śmiechem i prawie pokładając się na ziemi. Gdy weszli do garażu Steven się nie mylił – Duff siedział na kanapie koło Slasha i niepewnym wzrokiem zjechał ich z góry na dół jakby chciał poznać, czy coś się wydarzyło. Uniósł lekko brew do góry i posłał podejrzliwe spojrzenie przyjacielowi. Tamten jednak na to nie zareagował i wesoło podszedł do swojej perkusji, puszczając przy tym oczko Alison, co jeszcze bardziej wkurzyło Duffa, bo aż zacisnął dłonie w pięści i zbielały mu kłykcie. Slash każde z nich przeszywał spojrzeniem sam oczekując odpowiedzi. Brunetka usiadła na brzegu kanapy i wlepiła swój wzrok w paznokcie, rozbawiona tą całą sytuacją. Blondyn zaczął tupać nogą i dało się słyszeć jego ciche cmokanie pod nosem, co musiała przyznać, że ją ucieszyło, bo jakby w pewien sposób był o nią zazdrosny. W pokoju dało się wyczuć rosnące napięcie, aż wreszcie przerwał je Perkusista rzucając w niczego nie spodziewającego się Duffa puszką pepsi i wybuchając śmiechem.
-Wyluzuj już kurwa i przestań się tak spinać!
-Pogrzało cię do reszty?! I z czym mam się niby spinać?-krzyknął Duff, pocierając rękę, w którą został trafiony.
-Oj już nie udawaj... dobrze wiem co chodziło po tej twojej głupiutkiej główce. Na serio o coś takiego być mnie podejrzewał?-blondyn się zaczerwienił i spuścił wzrok.
-Eee... no wiesz...
-Dobra, dobra. Już się nie jąkaj.- Steven zaczął grać, a Duff posłał Alison przepraszający uśmiech, który z wielką radością odwzajemniła. Przesunął się delikatnie w jej kierunku.
-Wszystko w porządku? Gniewasz się na mnie? Przepraszam, że za tobą nie poszedłem, ale najpierw chciałem wyjaśnić kilka spraw z Axl'em, a później nigdzie nie mogłem was znaleźć.
-Jasne, że się nie gniewam i przepraszam, że w ogóle się wtrącałam w wasze sprawy...
-Nie ma za co przepraszać.
-Pokłóciliście się przeze mnie.
-To było chwilowe i wszystko już jest okey.
-W takim razie się cieszę.
-Ja też się cieszę.-Alison przeniosła wzrok na wchodzących z alkoholem i pizzą Axla i Izzy'ego. Rudy ledwo zauważalnie się skrzywił i odstawił pizzę na stół, a Duff odchrząknął.
-Alison... przepraszam...-bąknął pod nosem, chwilą obarczając ją spojrzeniem.
-To ja przepraszam.-pokiwał głową i zajął się pogawędką z Saulem i Izzym.



Hej, hej ;D No i mamy X... no cóż... ocenę zostawiam Wam, mogę powiedzieć tylko tyle, że mam napisanych ponad 200 stron tego opowiadania i nie ze wszystkich jestem dumna. Za niektóre mam ochotę się po prostu zabić, ale chyba sami wiecie jak to czasem jest z dołem, który nas dopadnie podczas pisania. Nie zamierzam jednak tego przerywać, bo nie chcę zatrzymywać się w miejscu, a pisząc w miarę systematycznie sama po sobie widzę, że robię postępy. Porównać to opowiadanie z tym, które pisałam rok temu, to uwierzcie mi, że jakaś różnica jest. Dlatego mam nadzieję, że z czasem się wyrobię i będę naprawdę zadowolona z tego co piszę. Dobra, dobra... pieprzę Wam od rzeczy, więc daję już spokój. Dziękuje za wszystkie komentarze ;** A co do tła... wiem, że nie wygląda najlepiej, ale mam nadzieję, że choć trochę lepiej się czyta. Postaram się coś jeszcze zmienić, ale może to trochę potrwać ;)