-Ja
się do nich nie przyznaję.-mruknął Izzy biorąc walizkę z
taśmociągu. Alison chwyciła swoją i powędrowała za wzrokiem
szatyna w stronę Slasha i Stevena. Ten drugi siedział na wózku do
walizek, a pierwszy woził go po całym lotnisku, robiąc nie małe
zamieszanie. Przed chwilą wjechaliby w kobietę z małym dzieckiem,
i teraz wszyscy dziwnie na nich patrzyli i odchodzili jak najdalej.
-Ja
ich nie znam...-pokiwał głową Duff i szalona dwójka przejechała
koło nich wykrzykując ich imiona i zapraszając do zabawy.
-Dobra...-
Izzy się wyprostował i chwycił Alison pod rękę – nie rozumiem
kochanie takich ludzi. - posłała mu pytające spojrzenie.
-Ja
też tego nie rozumiem... jak można się tak zachowywać? To nie
dopuszczalne!- Duff chwycił ją z drugiej strony i pociągnęli w
przeciwnym kierunku. Usiedli na krzesełkach, bo musieli czekać na
pozostałych, a na lotnisku panował niezły ruch, więc trudem udało
im się wepchnąć ich trzy tyłeczki na coś do siedzenia.
-Trzymajmy
się z dala od tych małp!-powiedziała zakładając nogę na nogę,
naśladując głos swojej matki, który już prawie zapomniała.
-To
zwierzęta, a nie ludzie.-powiedziała kobieta siedząca koło nich z
degustowaną miną.
-A
wie pani co jest najgorsze? Że takich ludzi jest coraz więcej... ja
naprawdę nie wiem co ci młodzi chcą osiągnąć.-Izzy zacmokał
ustami i pokręcił głową.
-Ohh...
ale widzę, że wy choć trochę macie więcej oleju w
głowach.-uśmiechnęła się do nich delikatnie, a kobieta za nią z
uznaniem pokiwała głową.
-Dziękujemy
pani za te słowa. My po prostu wiemy co jest w życiu ważne. Dla
takich jak dla tej dwójki jest jedno miejsce...-Duff był cholernie
poważny, przez co Alison musiała powstrzymywać się od śmiechu.
-Chłopcze,
ja od zawsze powtarzam, że białe ściany i tylko, żeby do kościoła
byli wypuszczani.
-Ma
pani 100% racji.-potwierdził Izzy.
-Sweeeeeeeeeeet
child o' mineeeeeeeeeeee!-usłyszeli krzyk Stevena, który z
rozstawionymi rękoma i bananem na twarzy jechał w ich stronę.-
Smuuutasyyy! Co wy tacy?!-krzyczał machając w każdą stronę
głową.
-Niech
oni nawet się tutaj nie zbliżają...-prychnęła kobieta.
-Że
też ochroniarze nie zareagują!-Duff wydał z siebie okrzyk
oburzenia. wózek zatrzymał się przed ich nogami, a Steven w jednej
sekundzie zeskoczył z niego i porwał Alison na ręce.
-Ochrona!
Niech on zostawi tą biedną dziewczynę w spokoju!-kobieta wstała
na równe nogi, a za nią Izzy.
-Proszę!
Proszę odstawić moją towarzyszkę na ziemię, bo będę zmuszony
wezwać policję!-krzyknął szatyn, a oczy większości skierowały
się w ich stronę.
-Czegoś
ty się naćpał?- burknął Steven, odstawiając blondynkę i
szeroko otwierając oczy – zdążyłeś już coś kupić?! Gdziee?!
- doskoczył do nich i uśmiechnął.
-Powiedziałem!
Nie przypominam sobie abyśmy byli na 'ty'!-Izzy wciąż odstawiał
komedię, a Duff ledwo co stał na nogach, widząc miny ludzi.
-Tyś
na serio już coś wziął.- pokiwał Slash, zakładając na głowę
bejsbolówkę.
-Cóż
za wychowanie! Do zoo, a nie między ludzi!-dołączył obruszony
Duff.
-You
know where you are?! You're in the jungle baby!- krzyknął
wyłaniający się z tłumu Axl i idący tanecznym krokiem.
-You're gonna dieeeeeeeeeeeeeee!!!-krzyknęli wszyscy jednocześnie i wybuchnęli śmiechem. Steven znowu złapał Alison i posadził na wózku, to samo zrobił Slash z Duffem. Ludzie obserwowali wszystko z zaciekawieniem, a kobieta, która wcześniej z nimi rozmawiała była cała czerwona.
-You're gonna dieeeeeeeeeeeeeee!!!-krzyknęli wszyscy jednocześnie i wybuchnęli śmiechem. Steven znowu złapał Alison i posadził na wózku, to samo zrobił Slash z Duffem. Ludzie obserwowali wszystko z zaciekawieniem, a kobieta, która wcześniej z nimi rozmawiała była cała czerwona.
-Jungleeee!!!-krzyknął
Saul i zaczął ich pchać. Zaśmiewali się w najlepsze, jeżdżąc
do czasu, aż zahaczyli o jakiś inny wózek i wylądowali twarzami
na podłodze. Od razu podbiegli do nich ochroniarze.
-Zakłócają
państwo porządek na lotnisku i prosilibyśmy o spokojnie
oczekiwanie na swój samolot.-odezwał się jeden z nich.
-Nasz
samolot dawno kurwa wylądował.- powiedział Axl, podając dłoń
Slashowi.
-W
takim razie co panowie tutaj robią?
-Czekamy,
aż wasza pieprzona załoga da nam nasze instrumenty, a wszystko
idzie tak jak idzie – chujowo.- wzruszył ramionami, niezbyt
przejęty i zjechał wzrokiem Stevena wiszącego na Izzym.
-Czy
w takim razie mogliby panowie poczekać tak jak pozostali?
-Przecież
czekamy, nigdzie się nie wybieramy.
-W
takim razie proszę gdzieś usiąść.
-Pytanie
tylko kurwa gdzie? Wszystko działa tak zajebiście szybko, że nie
ma gdzie dupy posadzić.
-Chłopaki!-
z tłumu wyszedł Alan – Wszystko załatwione, jedziecie do hotelu.
Samochód czeka pod lotniskiem. Czekać tam na mnie dopóki nie
przyjadę!-zagroził im palcem, a oni biorąc swoje walizki ruszyli
do samochodu. Wyszli na ulicę i uderzyło ich chłodnawe, wilgotne,
nocne powietrze Londynu. Alison nigdy wcześniej nie była za
granicą, a tym bardziej w Europie i z zaciekawieniem się temu
wszystkiemu przyglądała. Zameldowali się w pokoju i każdy z nich
udał się do swojego. Duff zamknął za nimi drzwi,a brunetka
zmęczona po wielogodzinnej podróży opadła na łóżko.
-Umieram...-mruknęła.
-Nie
umieraj, Mała...-blondyn wylądował koło niej. Leżeli koło
siebie, wpatrując się w sufit i było słychać tylko ich miarowe
oddechy.
-Idę
zobaczyć do tych skurwysyńskich pojebów.-powiedział i podniósł
z miejsca. Alison wygrzebała z walizki kosmetyki i ruszyła do
łazienki. Pokój hotelowy był wielki i znacznie lepszy od tego, w
którym była z chłopakami w Chicago. Wzięła szybki prysznic i
owinięta w wielki ręcznik wyszła do pokoju. Blondyna jeszcze nie
było. Zaczęła szukać w walizce jakiś odpowiednich ciuchów,
spojrzała na zegarek, który wskazywał 23. Nie sądziła, aby
jeszcze dzisiaj gdzieś mieli wychodzić, a nawet jeśli, to była
zbyt zmęczona. Wyciągnęła luźną koszulkę Duffa z logo Led
Zeppelin i na siebie założyła, a prócz tego koronkowe figi.
Złapała pilota i włączyła telewizor, zaczęła latać po
kanałach, nie znalazła jednak nic odpowiedniego. Zostawiła na
jakiś muzycznym kanale i przewróciła na bok. Jej powieki, stawały
się coraz cięższe i cięższe i usłyszała otwierane drzwi.
-Skurwysyńsko
zajebiście! Londyn! Czujesz to?
-Yhm...
czuje...-wymruczała na pół przytomna, a on chodził po pokoju,
wesoło wymachując butelką wódki. Nachylił się nad nią i
pocałował w policzek i już dało się wyczuć od niego sporą
dawkę alkoholu. - Śpisz? - seksownie mruknął do jej ucha.
-Ymm...
-No
to śpij, ja zaraz wrócę. Idę do Axla po piwo!-krzyknął i
słyszała jak trzaska drzwiami. Zamknęła oczy i wpadła w objęcia
morfeusza. Przebudziła się po trzeciej, a w pokoju wciąż grał
telewizor i włączone było światło, a po blondynie ani śladu.
Chwiejnym krokiem doszła do drzwi i delikatnie je uchyliła. Z
oddali dochodziły ją głośne krzyki i śmiechy, czyli zapewne tam
urzędowali. Wyszła kawałek dalej i wrzasnęła, gdy ktoś dotknął
jej ramienia.
-Spokojnie!
To tylko Slashoo!-usłyszała wesoły głos Mulata i odwróciła w
jego stronę.
-Kurwa!
Zawału bym przez ciebie dostała...-złapała się za serce i oparła
o ścianę.
-Ej
no! Aż taki straszny to chyba nie jestem, co? Czy aż tak podupadłem
na ryj?
-Nie
jest źle.
-Z
tobą też nie jest źle...-zjechał ją wzrokiem z góry na dół i
zdała sobie sprawę, że koszulka ledwo co przysłania jej tyłek, a
teraz jeszcze się podwinęła. Zamachnęła się ręką w jego
stronę, jednak zapewne z powodu miotły na swojej głowie nawet nic
nie poczuł. Wybuchnął tylko śmiechem.
-No
co?- wyciągnął ręce w obronnym geście – Już nawet tego nie
mogę powiedzieć? Kiedy tylko mówię szczerą prawdę, kurwa.
-To
sobie mów ją do kogoś innego.
-Duff
by się gniewał?- przymrużył oczy i posłał jej łobuzerki
uśmieszek.
-Slash!
Chyba dawno po ryju nie dostałeś!
-Mogę
dostać, od ciebie. Jeśli tylko lubisz ostrzejszą zabawę, nie mam
nic przeciwko.- zmarszczyła brwi i go wyminęła.
-Ej!
Księżniczko, tylko się z tobą droczę!-krzyknął za nią wesoło,
ale pokazała mu fucka.- Jakieście wy wszystkie wrażliwce!
Normalnie gorzej niż Axl ze swoją sraczką. Duffa szukasz? Siedzi w
pokoju i pierdoli jakieś głupoty, bo dostał swoich pijackich
mądrości.
-Ty
jak widzę podobnie.-spojrzała na niego spod byka, a ten tylko
machnął ręką.
-Jebać
to. Jebać coś... sam nie wiem... chcesz?-posłał jej jeszcze jeden
ze swoich uśmiechów, ale od razu, wyciągnął ręce widząc jej
minę – Żartuję! Pókiś Duffa, mój kutas od ciebie będzie się
trzymał z daleka, ale jak coś...
-Slash,
pogrążasz się...
-Kurwa!
Przecież żartuję, Księżniczko!-wybuchnął śmiechem – Póki
mam co bzykać, wszyscy jesteście bezpieczni. No z wyjątkiem lasek,
które bzykam, ale za to nie odpowiadam...
-Faktycznie,
nie odpowiadasz – wzniosła oczy ku niebu.
-Jak
coś zostaje mi Izzy... wiesz... z nim żadnej wpadki nie będzie, a
wpakować też się mam w co... z Axl'em do kurwa lepiej nie
zaczynać, bo to to stworzenie jakieś niewyżyte i w te jego zabawy
nie zamierzam się bawić. Steven... ołł... ma blondynek tyłeczek,
Duff... kurwa... nie pożyczysz, nie?
-Slash...
idź, idź już...
-Zawołać
twego księcia, Księżniczko?
-Nie,
dobranoc!-pomachała mu na pożegnanie i zamknęła drzwi. Zgasiła
światło i znowu rzuciła się na łóżko. Była wymęczona i
kolejny raz zasnęła w mgnieniu oka.
-Gdzie
oni do jasnej kurwy nędzy są?!-krzyknął Alan wlatując do
garderoby, wymachując zegarkiem, który jakieś 15 minut temu
ściągnął ze ścinany.
-Mówili,
że wychodzą po papierosy, zaraz będę.-Alison odłożyła
przeglądaną gazetę na stół.
-Po
papierosy?! W 5 osób?! To już jeden nie może iść?! Kurwa! Oni
już powinni wchodzić na tą jebaną scenę!-krzyczał wymachując
rękoma. Z reguły był spokojnym człowiekiem, ale trzeba mu
przyznać rację, że musiał nieźle trzymać dupę w pionie, aby to
wszystko opanować i nie miał łatwego zadania.
-Spokojnie,
to nic nie da, że ty wrzeszczysz.
-Pogadamy,
gdy ty będziesz musiała opanować to gówno! Jebane gwiazdy rocka
się kurwa znalazły! Sprzedali jedną płytę i myślą, że
wszystkie rozumy pozjadali!
-Kto
pozjadał wszystkie rozumy?-spytał uśmiechnięty od ucha do ucha
Axl, który właśnie raczył pojawić się w garderobie.
-Ty
jebańcu skończony! Gdzie wy się kurwa podziewacie?!
-Dżizas...
Alan, spokojnie. Byliśmy tylko po fajki.-Duff klepnął go w ramię
na co został uderzony trzymanym przez managera zegarkiem po głowie.
-Za
co to?!-skrzywił się blondyn, masując głowę.
-Za
gówno! A koncert kto zagra?!
-No
przecież my!-zaśmiał się Steven, rzucając na kanapę obok Ali
-No
wielką Amerykę mi kurwa odkryłeś!
-W
moim Londynie.-mruknął Slash, także uśmiechnięty.
-Gdzie
wy się kładziecie?! Na scenę wyłazić!
-Za
30 minut...-burknął Axl z niedowierzaniem kręcąc głową.
-Co?!
Jeszcze karzesz im 30 minut na siebie czekać?!
-A
ile?! Przed czasem mamy wyjść?-Izzy zmarszczył brwi i zajął
miejsce koło Stevena.
-Kurwaaa!
Macie 15 minut spóźnienia!
-Co?!-krzyknęli
jednocześnie podrywając się na równe nogi.
-Slash!
Przecież pierdoliłeś, że mamy jeszcze 30 minut!-krzyknął Duff w
stronę Mulata.
-Bo
mamy...-powiedział zakłopotany tamten, zerkając na zegarek.
-Za
30 minut, to ja was kurwa rozkurwie!
-Saul!
Pojebańcu! Mówiłem ci, żebyś wywalił tego jebanego
złoma!-krzyknął Axl.
-No
przecież dobrze chodził!
-Kurwa
pięć razy, debilu! Teraz znowu będą pierdolić!
-Dłużej sobie tutaj stójcie!-warknął Alan.
-Dłużej sobie tutaj stójcie!-warknął Alan.
-Dobra...
chłopaki... łapiemy sprzęty i lecimy tak jak
ustaliliśmy.-zarządził Duff i jak z procy wystrzelili przed
siebie. Alison powolnym krokiem skierowała się za nimi i stanęła
za wzmacniaczami. Kiedy tylko chłopaki wyszli na scenę tłum zaczął
głośno krzyczeć, a oni grać piosenkę. Był to już jej czwarty
koncert i za każdym razem podziwiała energię zarówno i fanów,
jak i ich samych. Po dwóch godzinach zeszli ze sceny totalnie
mokrzy, ale i niesamowicie naładowani energią.
-Łooo
kurwaaa! Dajcie mi whiskey!-wrzasnął Saul zrzucając z siebie
przemoczoną koszulkę, a Steven skoczył mu na plecy.
-Bo
kurwa nic nie piłeś podczas koncertu...-mruknął Alan, któremu
wciąż nie dopisywał humor.
-Alanikuu!
Złociachny! Wszyscy są zadowoleni więc i ty bądź!- Axl objął
go za szyję i cmoknął w czoło.
-Axl!
Ja ci mówiłem, że ode mnie się trzymaj z daleka!-zagroził mu
palcem przed nosem.
-Oj
dobra, dobra... i tak cię wkurwiający do potęgi chuju kocham.
-Ciesze
się, ale nie mogę powiedzieć tego samego. Wybacz.
-No
to na zatopienie swoich smutków idziemy do baru, bo mnie kurewsko w
gardle suszy!-krzyknął Duff, a wszyscy oczywiście przystali na
jego propozycję. Po pół godzinnym spacerze dotarli do jednego z
barów i od razu zaczęło się wielkie chlanie w stylu Gunsów.